„Żona oskarżyła sąsiadkę o kradzież i zrobiła aferę na cały blok. Ludzie gadają po kątach, a ja nie wiem, gdzie oczy podziać”

mąż, który wstydzi się za żonę fot. Adobe Stock, Marco
„Nie miałem zamiaru towarzyszyć jej w tym szaleństwie. W pierwszym odruchu w ogóle chciałem zamknąć za nią drzwi, włączyć telewizor i udawać, że nic się nie dzieje, ale potem zdałem sobie sprawę, że powinienem żonę jednak ubezpieczać. Szykowała się przecież niezła awantura”.
/ 23.08.2022 11:15
mąż, który wstydzi się za żonę fot. Adobe Stock, Marco

Irena nie wróciła w najlepszym nastroju. Najpierw dwa razy energicznie zgrzytnął zamek, a po chwili trzasnęły drzwi. O podłogę uderzyły zrzucone buty. Pierwszy głucho i krótko, a drugi potoczył się po całym przedpokoju.

– Co jest? – zapytałem, wychodząc z kuchni.

Była wściekła, ale nie od razu odpowiedziała na moje pytanie. Zawsze trzeba cierpliwie poczekać, aż uzna, że przyszedł właściwy moment na wyjaśnienia. Buduje w ten sposób napięcie.

– Nie uwierzysz! Normanie nie uwierzysz!

– Co się stało? – zapytałem z obawą, że to może ja ją czymś tak poirytowałem.

– Co się stało?! Ja tego tak nie zostawię! Zgłoszę cholerę na policję. Nie daruje jej!

– Komu nie darujesz i czego?

– Okradła mnie. Ta bździągwa z dołu mnie okradła! – wypaliła Irena.

Była bardzo zdeterminowana

– Z czego?

– Z firanek! – odpowiedziała, a ja instynktownie się rozejrzałem; wisiały wszystkie.

– Nie z tych, Andrzej! Myślże trochę! Z tych, które wyniosłam do piwnicy kilka miesięcy temu. Z tych starych.

– Włamała nam się do piwnicy?

– Nie włamała, bo nie musiała. Wcisnęłam je do jednego z kartonów, które postawiliśmy pod drzwiami naszego boksu. Jakiś czas temu zobaczyłam, że ich tam nie ma, że zniknęły. Mówiłam ci przecież. Nie pamiętasz…?

Przyznaję, że nie zapamiętałem takiej rozmowy. Na swoje usprawiedliwienie powiem, że żona często dzieli się ze mną swoimi irytacjami. Dla dobra naszego małżeństwa staram się nie przejmować tymi problemami. Minimalizuję w ten sposób ryzyko choroby wieńcowej i nie popadam we frustrację.

Teraz jednak była tak wzburzona, że musiałem jej uważnie posłuchać. Dowiedziałem się więc, że dosłownie przed chwilą natknęła się na sąsiadkę z dołu. Mało sympatyczną kobieta, za którą nikt w bramie nie przepadał. Irena przywitała się z nią krótko i poszła w swoją stronę, ale na odchodne rzuciła jeszcze okiem na niesiony przez kobietę worek ze śmieciami. No i tam właśnie je zobaczyła. Nasze firany!

– Zgniecione w kulę i wrzucone na dno tego wora. Ze wszystkimi śmieciami, resztkami żarcia i papierzyskami. Niosła je do kontenerów!

– Na pewno nasze? Nie pomyliło ci się?

Żona przekonywała mnie, że je rozpoznała. Zarzekała się, że to był nasz wzór, nasz materiał. Po chwili wpadła też na pomysł, jak definitywnie rozstrzygnąć sprawę:

– Pójdę do kontenera i zajrzę do worka!

Próbowałem ją zatrzymać, ale się nie udało. Irena jak się uprze, to jest nie do powstrzymania. Jedyne, co mi pozostało, to iść do okna i zza czystej, domowej firany przyglądać się jej szaleństwu… muszę przyznać, że moja małżonka była zdeterminowana. Nie zatrzymywała się, nie rozglądała dookoła – szła jak po swoje. Otworzyła kontener, wspięła się na palcach i szarpnęła worek sąsiadki. Gdy pękł, wyciągnęła z niego kawałek brudnej firanki i odcięła go przygotowanymi do tego celu nożyczkami. Wróciła do domu zwycięska.

Pobiegła do niej z awanturą

– Moje! – pokazała mi zdobycz jeszcze w drzwiach. – Mówiłam ci!

– Ale po co tej kobiecie twoje stare firanki? Dlaczego miałaby je kraść, a potem wyrzucać?

– A nie wiesz, jacy są ludzie? Wszystko wezmą za darmo, byleby się nachapać. Ukradła z pazerności, a potem doszła do wniosku, że jej niepotrzebne, to wywaliła…

– Ale może miała takie same? – podjąłem kolejną nieśmiałą próbę.

– Jasne! Ty to jesteś naiwny! Ale ja się nie dam okradać. Idę do niej z tym kawałkiem!

– Irena… – ciężko westchnąłem.

– No co?

– Dajże spokój. Nawet jeśli to twoja firanka, to nie warto. Będą z tego tylko problemy…

– Idziesz ze mną?

Nie miałem zamiaru towarzyszyć jej w tym szaleństwie. W pierwszym odruchu w ogóle chciałem zamknąć za nią drzwi, włączyć telewizor i udawać, że nic się nie dzieje, ale potem zdałem sobie sprawę, że powinienem żonę jednak ubezpieczać. Szykowała się przecież niezła awantura. Stałem zatem w uchylonych drzwiach i nasłuchiwałem. Dwa, trzy dzwonki, kilka energicznych puknięć i szczęk zamków. A potem już modelowa sąsiedzka awantura.

– Proszę pani, to jest moja firanka! Dlaczego mi ja pani zabrała i wyrzuciła?! – zaczęła żona. – Zostawiłam ją w piwnicy, odłożyłam sobie. Leżała w naszych kartonach, a pani ją sobie wzięła. To jest kradzież, proszę pani!

– Nic nikomu nie ukradłam! – odpowiedziała tamta po chwili.

– Tak? A co to jest? Moja firanka, którą wyciągnęłam z pani śmieci!

– Pani jest nienormalna! To jest moja stara firanka! O co pani chodzi? Dlaczego pani ludziom grzebie w śmieciach?

– Nie ludziom, nie ludziom. Wam tylko grzebałam, bo ukradliście mi firankę.

– Niby jak…? Skąd?

– Mówię, że z piwnicy. Położyłam ją w kartonach, w korytarzu.

– O tym, że pani zagraca przejście, to ja wiem od dawna, ale nigdy stamtąd nic nie wzięłam. Odczep się, babo, ode mnie! – sąsiadka pozbierała się i przypuściła atak.

– Niech panie nie kłamie, dobrze? Niech pani ma przynajmniej cywilną odwagę się przyznać!

– Pani nigdy nie była normalna. Zawsze się wszystkich czepiała, ale teraz już pani całkiem ześwirowała. Wariatka jedna! Misiek, słyszałeś…? – zawołała swojego męża. Niewysokiego furiata w typie Maliniaka z „Czterdziestolatka”.

Czasem najlepiej odpuścić...

Awantura rozgorzała na całego. Po chwili zabrzmiał też męski głos i wtedy już nie miałem wyjścia – musiałem zejść. Gdy tylko się pojawiłem, facet w gaciach i podkoszulku naskoczył na mnie. Zaczął mnie przepychać i kląć. Całe szczęście, że był znacznie mniejszy ode mnie, bo nie poszedł ze strachu na całego. Trzymałem więc nerwy na wodzy i po dłuższej chwili udało mi się stamtąd Irenę wyciągnąć. Zabrałem ją na górę i zamknąłem drzwi, ale cała klatka i tak już wiedziała, co się stało.

– Co za ludzie… Co za ludzie! – powtarzała Irena, ocierając załzawione od żalu i złości oczy. – Taki wstyd. Na całą bramę!

– Nie trzeba było tam iść. Nie trzeba było się tymi durnymi firankami zajmować.

– To w takim razie moja wina?!

Czasem lepiej jest odpuścić.

– Po czyjej ty jesteś stronie?

– Po twojej. Po twojej i świętego spokoju!

Z niektórymi trudno jest wygrać, niektórych ciężko przegadać, nie sposób zawstydzić. Trzeba ich więc unikać, póki jest możliwość. Z takiego wychodzę założenia i wcale się go nie wstydzę. Gdyby ukradli nam z wózkowni rower, wtedy trzeba by się postawić. Ale stare firany… Bez przesady!

O mądrości tych słów Irena przekonała się bardzo boleśnie, bo jeszcze przez długi czas sąsiadka z dołu rozpuszczała o niej plotki. Powtarzała wszystkim, że moja żona grzebie w śmieciach, że szpieguje i oskarża o kradzieże. Większość sąsiadów nie uwierzyła, bo przecież znali już tę plotkarę, ale byli tacy, którzy wyraźnie się od nas odsunęli, traktowali z rezerwą.

Irena jeszcze kilka razy chciała pójść na dół, dopowiedzieć parę gorzkich słów, ale już tym razem udało mi się przemówić jej do rozsądku. Odpuściła i cała sprawa trochę przycichła. Do normalnych relacji z ludźmi z dołu już jednak nie wróciliśmy. Gdy mijamy się na korytarzu, udajemy, że się nie znamy. Staramy się na siebie nie patrzeć, pozorujemy obojętność, choć naprawdę to jednym i drugim skacze ciśnienie.

To wszystko działo się dwa lata temu, a opowiadam o tym teraz, bo kilka dni temu sprzątaliśmy piwnicę. Wszystko nam się wtedy przypomniało, bo Irena znalazła w jednym z kartonów coś, czego nie powinna była znaleźć… Z dna jednego z kartonów wyjęła firanę. Spojrzała na nią, spojrzała na mnie, ja nic nie powiedziałem. Irena uśmiechnęła się tylko głupio i poprosiła, żebym nic nie mówił. Żebyśmy w ogóle nie rozmawiali już na ten temat.

Milczałem, ale całą tę groteskową historyjkę musiałem komuś opowiedzieć. Dlaczego? Żeby podkreślić, że miałem rację. Że czasami naprawdę nie warto drzeć szat. Trzeba wtedy spasować, odpuścić…

Czytaj także:
„Stres w pracy doprowadził mnie na skraj załamania nerwowego. Przez moją głupią pomyłkę ucierpiał niewinny człowiek”
„Ukochany pomógł mi wyrwać się z biedy i pokazał, czym jest miłość. Żyłam jak w bajce, aż do tego straszliwego wypadku”
„Mój wnuk został policjantem, bo jego ojciec tylko ten zawód uważał za męski. Wyzywał syna od ofiar losu i mamałyg”

Redakcja poleca

REKLAMA