„Mój wnuk został policjantem, bo jego ojciec tylko ten zawód uważał za męski. Wyzywał syna od ofiar losu i mamałyg”

Mój zięć uważał wnuka za ofiarę losu fot. Adobe Stock, JackF
„– Moja krew – pęczniał z dumy jego tata. – A już się martwiłem, że z tej ciapy nic nie będzie. Jak moja Renata mogła wyjść za takiego prostaka?! Niby dobry chłop: nie pije, w domu wszystko zrobi, ale te poglądy! Aż mnie korciło, żeby spytać, po kim ma tę krew stróża prawa, bo chyba nie po ojcu, ale co się będę z koniem kopać?”.
/ 22.08.2022 17:15
Mój zięć uważał wnuka za ofiarę losu fot. Adobe Stock, JackF

Bartek przeprowadził się do mnie, kiedy ukończył piętnaście lat. Powiedział wtedy, że woli mieszkać z babcią niż dzielić pokój z dwójką rodzeństwa. No i u babci większy luz… Zięć rzeczywiście był surowym ojcem, a mieszkanie stanowczo za małe na pięcioosobową rodzinę, ale chodziło o co innego: córka i jej mąż martwili się o mnie. Nie wiedzieli, jak sobie poradzę ze stratą męża i nagłą samotnością, więc postanowili umieścić u mnie pomocnika i agenta w jednym.

Mieszkanie z wnuczkiem?

– Trochę z niego ofiara losu, taka mamałyga, ale w domu potrafi wszystko zrobić – powiedział zięć. – Pomoże, a my będziemy spokojniejsi, wiedząc, że ktoś z mamą jest i jakby co, może dać cynk. Tylko trzeba chłopaka trzymać krótko!

Nie potrzebowałam pomocy, lecz nie chciałam być niewdzięcznicą, więc się zgodziłam. Zresztą mieszkanie okazało się trochę za duże na jedną osobę. Dobrze mi się z wnukiem mieszkało i wcale nie musiałam nikogo „trzymać krótko”. Bartek był odpowiedzialnym młodzieńcem, czasami nawet wydawało mi się, że jest za poważny na swój wiek. Miał niby kolegów, jednak nieszczególnie interesowało go spędzanie z nimi czasu.

Nie mam, babciu, głowy do alkoholu – tłumaczył mi. – A jak nie pijesz na imprezach, to nie masz z kim pogadać.

Wolał spędzić wieczór przy komputerze albo książce. Wrażliwość i poczucie sprawiedliwości, nieprzystające trochę do dzisiejszych czasów, czyniły z niego autsajdera. Trochę mnie to martwiło, bo niedobrze jest człowiekowi w pojedynkę, ale kiedy widziałam jego rówieśników wysiadujących wieczorami przed blokiem z piwem, myślałam, że lepsza samotność od takiego towarzystwa. Skończył technikum elektroniczne i podjął pierwszą, kiepsko płatną pracę, niedającą perspektyw ani satysfakcji.

Marzyła mu się inna przyszłość

– Chciałbym być policjantem – powiedział mi kiedyś.

Spytałam, dlaczego w takim razie nie złożył jeszcze podania.

Obawiam się, że mnie nie przyjmą. Po co im taki wymoczek?

– Bartuś, masz tylko jedno życie – powiedziałam. – Jeśli coś wydaje ci się ważne, realizuj to. Nie wyjdzie, trudno, ale przynajmniej nie będziesz miał sobie nic do zarzucenia, kiedy przyjdzie się pożegnać ze światem.

Zamyślił się nad tym, co usłyszał, i przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu.

– A twoim zdaniem, babciu – spytał – co jest najważniejsze w życiu? Do czego naprawdę warto dążyć?

Lubiłam te nasze rozmowy. Bartek był inteligentnym i uważnym słuchaczem, a jego dociekliwość prowadziła dyskusję w ciekawe kierunki. Tym razem ja zamyśliłam się nad pytaniem.

– Dla każdego to mogą być różne rzeczy – odparłam, ważąc słowa. – Ale dla wszystkich najważniejsze jest odnalezienie miłości. Kochać i być kochanym to najcenniejsze, czym życie może nas obdarzyć. To może być miłość do partnera, do dzieci, nawet do zwierzęcia… Tylko to wydaje się istotne, gdy spoglądam wstecz.

Wnuk pokiwał głową

W dobie internetu mądrość poprzednich pokoleń straciła na atrakcyjności. Ludziom, nie tylko młodym, wydaje się, że komputer zna wszystkie odpowiedzi, dlatego nikt nie jest zainteresowany ględzeniem starców. Miałam niesłychane szczęście, że był obok ktoś, kto liczył się z moim doświadczeniem. Dzień później, Bartek poinformował, że złożył podanie o pracę w policji, a jakiś czas potem dostał wezwanie na egzamin, który miał zweryfikować jego przydatność w roli stróża prawa. Ku jego zdziwieniu test sprawności poszedł mu całkiem dobrze. Teraz należało czekać na pisemną odpowiedź, ale dni mijały, a listu nie było.

– Olali mnie – powiedział któregoś popołudnia po przyjściu z pracy. – Nawet nie raczyli odpisać.

Okazało się, że jednak odpisali, tylko na domowy adres, a tam list się zawieruszył i dotarł do Bartka prawie z miesięcznym opóźnieniem.

– Moja krew – pęczniał z dumy jego tata. – A już się martwiłem, że z tej ciapy nic nie będzie.

Jak moja Renata mogła wyjść za takiego prostaka?! Niby dobry chłop: nie pije, w domu wszystko zrobi, ale te poglądy! Aż mnie korciło, żeby spytać, po kim ma tę krew stróża prawa, bo chyba nie po ojcu, ale co się będę z koniem kopać? Grunt, że Bartek sprawiał wrażenie szczęśliwego. Zanim jednak został prawdziwym policjantem, musiał przejść kilkumiesięczne szkolenie z zakresu musztry, przepisów i nie mam pojęcia, czego jeszcze.

Odwiedzał mnie rzadko

Niewiele opowiadał, głównie odsypiał i dojadał za cały tydzień. Rozpieszczałam go w te dni, piekąc ciasta i gotując to, na co miał ochotę. Nie mógł się doczekać czynnej służby, lecz już po kilku miesiącach mógł się sprawdzić w prawdziwym policyjnym działaniu.

– Nie, no co ty, babcia, obstawialiśmy jakiś lokalny wyścig kolarski. Robota w sam raz dla ochroniarzy sklepowych a nie policji – pomniejszał swoje zasługi.

Potem chyba zrobiło się ciekawiej, bo przestał narzekać.

Było trochę adrenaliny – opowiadał z wypiekami na twarzy. – Ochranialiśmy manifestację i jakieś typy próbowały urządzić rozróbę.

Zaniepokoiłam się, że wysyłają niedoświadczonych chłopaków w miejsce, gdzie może być niebezpiecznie.

– Nie no, babcia – jęknął tylko. – Przecież tam były głównie dziewczyny.

– Ale i łobuzów nie brakowało, jak słyszę – upierałam się przy swoim.

Roześmiał się tylko, pocałował mnie w czoło i poszedł do swojego pokoju. Dni mijały i wszelkie nowe zadania, do których wysyłano mojego wnuka, spowszedniały mu na tyle, że nie relacjonował ich przy niedzielnym obiedzie. W ogóle zrobił się poważniejszy. Zamyślony i nieobecny myślami. Myślałam, że ma jakieś kłopoty, ale nie sposób było nic z niego wycisnąć. Zbywał mnie półsłówkami albo obracał wszystko w żart. Z niektórymi problemami musimy uporać się sami, więc przestałam naciskać…

Aż w końcu się przyznał

Zakochałem się – puścił wreszcie farbę jakieś dwa tygodnie później.

– To cudownie – ożywiłam się. – Poznam ją? Mógłbyś zaprosić ją na obiad.

– To nie takie proste – oznajmił ponuro. – Natalia jest aktywistką i często bywa na manifestacjach, które ja muszę ochraniać. Pierwszy raz zobaczyłem ją właśnie na marszu. Potem udało mi się zdobyć więcej informacji na jej temat, ale nie pytaj jak, bo to nie całkiem legalne. Nawiązaliśmy kontakt na fejsie i potem już poszło. Spotykamy się teraz regularnie, oczywiście, jak tylko mamy czas. Natalia studiuje filozofię i jestem pewny, że przypadłybyście sobie do gustu. Problem w tym, że ona jest zaangażowana społecznie, uczestniczy w różnych akcjach, a mnie coraz częściej posyłają na takie imprezy. Jak się wyda, że jestem gliniarzem, nie będzie chciała na mnie patrzeć.

– A to czemu? – nie rozumiałam problemu. – W końcu oboje stoicie po tej samej stronie barykady.

Do tej pory myślałem jak ty. Dlatego właśnie przyjąłem się do policji – żeby ochraniać tych, którzy są za słabi, by mogli sami się bronić. Teraz widzę, że to dziecięce rojenia: czasami pacyfikuje się słabszych tylko po to, żeby naładowane testosteronem osiłki mogły sobie pokrzyczeć.

– A może pacyfikujecie ich właśnie w obronie przed chuliganami?

– Chciałbym w to wierzyć, babciu – powiedział smutno wnuk.

Był autentycznie poruszony, a ja, mimo swego wieku, nie mogłam mu nic doradzić. Bartek zresztą chyba nawet nie oczekiwał pomocy z mojej strony. Chciał się tylko wygadać.

Widzisz jakieś wyjście z tej sytuacji? – spytałam go jeszcze.

– Coś wykombinuję, babcia – powiedział, a ja mogłam tylko ufać, że podejmie dobre decyzje. No i dwa tygodnie później zakomunikował, że zrezygnował z dalszego szkolenia.

Byłam w szoku

– Przecież zawsze marzyłeś o tym zawodzie! – powiedziałam.

Nie wiem, czy to było moje marzenie, czy ojca – westchnął. – Mówiłaś, że najważniejsza w życiu jest miłość, a ja właśnie idę za głosem serca.

No nie! Nie przypuszczałam, że ględzenie starej baby ktoś może brać na poważnie! Dziś tak trudno o dobrą pracę, co ja najlepszego zrobiłam? Ale w sumie... dobra praca to nie tylko zarobki pozwalające na godne życie, lecz także poczucie bezpieczeństwa, szacunek w społeczeństwie i osobista satysfakcja. Może i wnuk jest mądrzejszy ode mnie?

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA