Nadeszła wiosna… Z dnia na dzień robi się coraz cieplej. Słoneczko przyjemnie grzeje, ptaszki śpiewają… Wszyscy wokół się cieszą, tylko nie ja. A wszystko przez moją żonę, Agatę. Jakiś miesiąc temu spojrzała w lustro i jęknęła:
– O Boże, jak ja wyglądam... zapuściłam się.
Nie odezwałem się ani słowem, bo w ciągu czterech lat naszego małżeństwa zorientowałem się, że w takich przypadkach to najlepsze wyjście. Jak kiedyś, w podobnej sytuacji powiedziałem jej, że może i trochę się zaokrągliła, ale mi to nie przeszkadza, to miałem przerąbane. Przez tydzień na kanapie w salonie spałem, tak się na mnie obraziła. Dyplomatycznie więc milczałem, czekając na rozwój wypadków.
– Od jutra zaczynam o siebie dbać! Trzeba się ruszać i zdrowiej jeść – oświadczyła.
A potem zamknęła się w sypialni. Przez drzwi słyszałem, jak rozmawia z moją siostrą, Wiktorią. Po naszym ślubie dziewczyny bardzo się zaprzyjaźniły. Prawie wszystko robiły razem. Doszedłem więc do wniosku, że teraz też razem będą „dbać o linię”, jak to pięknie określiła moja żona.
Trochę zrezygnowany usiadłem w fotelu i zatopiłem się w niewesołych myślach. Uświadomiłem sobie, że to moje ostatnie spokojne dni. Dokładnie wiedziałem, co będzie dalej. Agata zafunduje sobie jakąś wymyślną dietę i w związku z tym będzie chodziła wściekła jak osa. Zacznie się mnie czepiać o wszystko, prowokować awantury, wyzłośliwiać na każdym kroku. Przysłowie mówi, że jak mężczyzna głodny, to zły. Zapewniam was, że kobieta też… Zwłaszcza taka, jak Agata, która lubi dobrze zjeść.
Obiecałem sobie, że jakoś to wytrzymam. Postaram się schodzić jej z drogi i gdy nadciągnie burza, zachować stoicki spokój. No bo czego się nie robi dla ukochanej osoby? Nie podejrzewałem jednak, że ta ukochana osoba zażąda ode mnie jeszcze większego poświęcenia.
Muszę ją teraz wspierać, i koniec
Następnego dnia wróciłem z pracy potwornie zmęczony i głodny. Miałem nadzieję na porządny męski obiad – schabowy, kapustka zasmażana, ziemniaczki. A tu Agata postawiła przede mną talerz wody z pływającymi kawałkami warzyw.
– Zdrowe, bez tłuszczu. No i prawie zero kalorii! – oświadczyła z dumną.
Zjadłem jedną łyżkę, potem drugą. Paskudztwo! Jak można w ogóle stawiać przed mężem coś takiego?
– A co jest na drugie? – zapytałem, odsuwając od siebie talerz z zupą.
– Nic! Nie wolno się przecież objadać na noc! – odparła.
– Kochanie, bez żartów. Naprawdę muszę zjeść coś konkretnego. Może zrobię sobie chociaż kilka kanapek? – zapytałem i otworzyłem lodówkę.
Była prawie pusta! Żadnego sera żółtego, wędliny, nawet parówek. Tylko włoszczyzna, zielsko i chudy biały serek. Spojrzałem na Agatę. Uśmiechała się od ucha do ucha.
– Od dzisiaj w naszym domu obowiązują zupełnie nowe zasady – nie kupujemy niczego kalorycznego. Tylko chrupkie pieczywo, warzywa, odtłuszczone sery – wyjaśniła.
Myślałem, że szlag mnie trafi. Mnie tu żołądek do kręgosłupa przyrasta, a ona mi mówi o o jakichś idiotycznych nowych zasadach? Już miałem na nią ryknąć, gdy przypomniałem sobie o swojej obietnicy. Policzyłem więc cicho do dziesięciu.
– Kochanie, to ty... ehm, dbasz o linię, nie ja. Jak masz ochotę katować się tym zielskiem, to twoja sprawa. Ale ja nie zamierzam iść w twoje ślady. Nie jestem królikiem! – powiedziałem, starając się zachować spokój.
Żona od razu się naburmuszyła.
– To taki z ciebie mąż? Powinieneś mnie wspierać, pomagać mi. Przecież wiesz, jakie to jest dla mnie trudne, jakich wymaga ode mnie wyrzeczeń. A ty co? Kłody pod nogi chcesz mi rzucać? Nigdy na to nie pozwolę! Zresztą, spójrz na siebie! Jak cię poznałam, to miałeś na brzuchu kaloryfer. A teraz? Wyglądasz jakbyś piłkę połknął. Też powinieneś coś z tym zrobić! – naskoczyła na mnie.
Znowu cicho policzyłem. Ale tym razem już do dwudziestu. Faktycznie, od czasów narzeczeństwa trochę mi się zmieniła sylwetka, ale i tak ciągle prezentowałem się całkiem nieźle. Kilka dziewczyn z działu rzucało w moim kierunku powłóczyste spojrzenia. I mój leciutko zaokrąglony brzuszek ani trochę im nie przeszkadzał.
Co z robić, by wilk był syty, a owca cała?
– Ależ kochanie, bardzo chętnie cię wesprę. Ale słowem, nie czynem. Ciężko pracuję i muszę mieć siłę. Chcesz, żebym zemdlał z głodu? – protestowałem jeszcze.
Ale Agata nawet mnie nie słuchała. Przyniosła z sypialni moją kołdrę i poduszkę, i położyła na kanapie.
– Jak nie jesteś zdolny do takiego małego poświęcenia, to od dzisiaj śpisz tutaj – wysyczała przez zęby.
Czułem, że nie odpuści. I jeśli będę się buntować, to spędzę na tej nieszczęsnej kanapie nawet miesiąc.
Spałem w salonie tylko jedną noc. A właściwie nie spałem, tylko intensywnie myślałem. Zastanawiałem się, co zrobić, żeby wilk był syty i owca cała. No i wymyśliłem. Postanowiłem ustąpić. Ale tylko pozornie. Wykombinowałem, że w tajemnicy przed Agatą zacznę stołować się na mieście. A jej powiem, że zgadzam się na nowe zasady i będę solidarnie jeść zielsko się razem z nią.
Jak postanowiłem, tak zrobiłem. Rano stanąłem skruszony przed żoną. Była zachwycona.
– Wiedziałam, że zmądrzejesz. Dlatego na śniadanko przygotuję ci coś specjalnego! Otręby z jogurtem – cmoknęła mnie w policzek.
– Dla ciebie kochanie, zjem i to! – odparłem na z uśmiechem.
Choć to „pyszne” śniadanko dosłownie rosło mi w ustach, posłusznie zjadłem prawie całą miseczkę. A w drodze do pracy wstąpiłem do baru na jajecznicę na kiełbasie. Była naprawdę znakomita! No i skutecznie zabiła ohydny smak otrębów…
Przez pierwsze trzy tygodnie mój chytry plan działał. W domu grzecznie zjadałem warzywa i kefirki przygotowywane przez żonę, ale gdy wychodziłem za próg, fundowałem sobie prawdziwe jedzenie. Śniadanko przed pracą, obiadek w trakcie przerwy na lunch i kolacja, tuż przed powrotem do domu. Szczęśliwie w naszym mieście nie brakuje knajpek ze smacznym jedzeniem. Schabowe, pierogi, gulasze, bitki… Z ziemniakami, frytkami, kopytkami… Mogłem wybierać do woli.
Żona niczego się nie domyślała. Trochę dziwiła się, że nie widać po mnie zmiany diety, ale wytłumaczyłem jej, że pewnie mężczyźni wolniej spalają tłuszcz. I obiecałem, że zapiszę się dodatkowo na siłownię. Żeby specjalnie dla niej wyrzeźbić sobie kaloryfer.
Czy ta złość kiedyś jej przejdzie? Oby...
Była wniebowzięta. Słyszałem, jak mówiła przez telefon Wiktorii, jaki to jestem dzielny i konsekwentny. No i jaka jest ze mnie dumna. Zacierałem ręce z zadowolenia. Myślałem, że w spokoju uda mi się doczekać dnia, w którym żona uzna, że dość już tego "dbania o linię" i w naszym domu wszystko wróci do normy. Niestety, nie udało się…
Tydzień temu popełniłem niewybaczalny błąd. A właściwie dwa błędy. Pierwszy to taki, że wybrałem się na kolację do centrum handlowego. Koledzy mówili, że w jednej z tamtejszych knajpek dają świetną golonkę. Do tej pory starałem się jadać raczej na uboczu, żeby nie natknąć się na Agatę, ale wtedy coś mnie podkusiło. Centrum było na drugim końcu miasta, nie sądziłem więc, że akurat tam wybierze się na zakupy. Drugi błąd to taki, że usiadłem przy stoliku przy oknie. Gdybym schował się w głębi sali, może nic złego by się nie stało. Ale knajpka była słabo oświetlona, a ja lubię widzieć, co jem.
Właśnie byłem zajęty ogryzaniem kości, bo golonka była naprawdę pyszna, gdy poczułem na sobie świdrujący wzrok. Jakby mi ktoś sztylety w ciało wbijał. Podniosłem głowę znad talerza. Metr ode mnie, za szybą, stały Agata i Wiktoria. Całe obładowane siatkami z zakupami…
Nie muszę chyba mówić, co było potem. Tsunami, trzęsienie ziemi, wybuch wulkanu! Czegóż to ja o sobie nie usłyszałem! Agata wrzeszczała, że zrobiłem z niej idiotkę, że jestem parszywym kłamcą i nigdy mi nie zaufa ani nie wybaczy. A moja siostra dzielnie jej wtórowała. Darły się tak głośno, że kelner zagroził, że jeśli się nie uspokoją, to wezwie ochronę…
No i od tygodnia mam w domu ciche dni. Agata odsunęła mnie od wszystkiego. I od michy, i od łoża. Otrębów mi nie szkoda, ale łóżka tak. Kanapa jest taka niewygodna… Zastanawiam się, czy kiedyś złość jej przejdzie. Mam nadzieję, że tak. Przecież nie zrobiłem nic złego!
Czytaj także:
„Udawałam wegetariankę, żeby wyrwać apetycznego przystojniaka. Mogę do końca życia jeść trawę, byle oddał mi swoje serce”
„Nie widziałam kuzynki od lat. Dawniej fajna laska, teraz ubiera się jak dziwoląg i robi reportaże o krzywdzie kurczaków”
„Córka poszła do szkoły dla snobów i przewróciło jej się w głowie. Zaczęła się żywić sałatą, a mnie wyzywa od padlinożerców”