„Udawałam wegetariankę, żeby wyrwać apetycznego przystojniaka. Mogę do końca życia jeść trawę, byle oddał mi swoje serce”

Zakochana para fot. Adobe Stock, Krakenimages.com
„Od czasów szkolnych minęło już trochę lat, mimo to niezupełnie mi przeszło to wielkie uczucie, co uświadomiłam sobie, gdy go zobaczyłam. Tym chłopięcym typom czas służy, jako młody chłopak był przystojny, ale jako dojrzały mężczyzna – jeszcze bardziej. Przepadłam...”.
/ 05.10.2022 12:30
Zakochana para fot. Adobe Stock, Krakenimages.com

Z Marcinem wpadliśmy na siebie w przejściu podziemnym przy Dworcu Centralnym. Rozpoznałam go natychmiast, niegdyś bardzo mi się podobał. Byliśmy na tym samym roku polonistyki, na jednego chłopaka przypadało z dziesięć dziewczyn, więc nigdy nie udało mi się do niego dopchać.

Od tego czasu minęło trochę lat, mimo to niezupełnie mi przeszło, co uświadomiłam sobie, gdy go zobaczyłam. Tym chłopięcym typom czas służy, jako młody chłopak był przystojny, ale jako dojrzały mężczyzna – jeszcze bardziej.

Oblała mnie fala emocji

Jego w jakimś stopniu też, bo zamiast zdawkowo się przywitać i natychmiast pożegnać, jak to bywa przy tego typu spotkaniach, staliśmy naprzeciwko siebie i mierzyliśmy się trochę rozradowanym, a trochę speszonym wzrokiem.

– Może siądziemy gdzieś, wypijemy kawę, pogadamy?

Tak, tak, tak – miałam ochotę wykrzyknąć, ale bąknęłam jedynie „okej, mam chwileczkę czasu”. Znaleźliśmy mały bar.

– No i co u ciebie? Tyle lat minęło...

U mnie beznadzieja – nie odpowiedziałam. Co, miałam się skarżyć już w pierwszym zdaniu, że właśnie na dobre rozsypało mi się małżeństwo?

– Jakoś leci. Nie narzekam.

– Ja też. Niedawno rzuciłem robotę w korpo i odetchnąłem. Najlepsza decyzja w życiu. Zostałem wolnym człowiekiem.

– Hm, skoro tak, to gratuluję – robota w korpo, zawsze marzyłam o takiej, ale nie wyszło, więc zahaczyłam się w szkole, tylko „na chwilę”, która to chwila, choć wcale nie piękna,  trwa. –  I co, gdzie teraz pracujesz?

– Nigdzie. To znaczy nie, żeby tak w ogóle, ale dużo mniej niż przez te wszystkie lata. Za to bardziej na swoich warunkach. Piszę. Może stworzę powieść? Chciałbym. Też dużo czytam, wiesz, interesuję się światem. Miałem dość tych klapek na oczach, czułem się jak głupi, stary, pociągowy koń.

– Daje się wyżyć w ten sposób?

– Pewnie. Głównie dlatego, że ograniczyłem do minimum wydatki. Zerwałem z bezsensownym szastaniem forsą na prawo i lewo. Jak pomyślę dziś, ile kasy puściłem na głupoty, to się za głowę łapię. Jakiś zakupoholik ze mnie był. Co za egoizm, umysłowe ograniczenie, dzisiaj już tego nie rozumiem, coś się we mnie przestawiło.

– Taaak, chwytam te klimaty. Ja również staram się skromnie żyć.

Na posadzie nauczycielki – nie dodałam. Prawda jest taka, że nie mam innego wyjścia, jak tylko skromnie żyć.

– To daje satysfakcję, nie? Mówię ci, odżyłem. Stałem się innym człowiekiem, mam inne priorytety, zupełnie inną motywację w życiu. Nie jestem już pieprzoną maszynką do robienia pieniędzy.

– To tak jak ja. Też nie jestem.

– Dobrze słyszeć, to się tak rzadko zdarza. Muszę ci powiedzieć, że wtedy na studiach wydawałaś mi się interesującą dziewczyną, czułem, że coś mogłoby nas połączyć, tylko cholera nigdy nie było okazji.

Twarz zaczęła mnie niemiłosiernie palić. Nie odezwałam się, głos gdzieś po drodze mi ugrzązł.

– Bo widzisz, niektórzy ludzie zgadzają się z tym, że trzeba ratować świat, planetę, coś robić w tym kierunku. Tylko rzadko kto chce zacząć od siebie. Co innego mądrzyć się na temat zmian klimatycznych i wiążących się z tym zagrożeń, a co innego cokolwiek w związku z tym poświęcić. Tak po prostu poświęcić.

Taki mężczyzna sam?

– Uhmmm.

– No więc ja postanowiłem żyć tak, by zostawić po sobie minimalny ślad węglowy. Zrezygnowałem z zagranicznych wakacji, tych przejażdżek samolotem na drugi koniec świata po to tylko, by poleżeć na leżaku przy basenie. Kiedyś rozbijałem się po Tajlandiach i Dominikanach, a teraz jeżdżę sobie na Podlasie.

– Serio? Gdzie? Kocham Podlasie.

– Różnie. I powiem ci więcej: ja tam jeżdżę autobusem. Tak, sprzedałem samochód! Po mieście poruszam się tylko rowerem albo chodzę na piechotę. Dlatego się spotkaliśmy.

– Super! Ja też nie mam samochodu.

To znaczy miałam, ale eks zabrał – nie przyznałam.

– Czy to nie fantastyczne?

Zastanawiałam się gorączkowo, czym by tu mu zaimponować? Muszę wymyślić coś spektakularnego, efektownego. Przecież nie będę opowiadać o tym, jak szlachetnie jest pracować w szkole. Sama nie wiem, co mi nagle strzeliło do głowy.

– A ja jestem weganką.

Trafiłam. Popatrzył na mnie tak… Dokładnie jak chciałam, z uznaniem, nawet podziwem.

– Ależ ci zazdroszczę. Też chętnie bym został, nie mogę nawet myśleć o tych ubojniach zwierząt. Ale nie potrafię zrezygnować z mięsa. Mój organizm na to nie pozwala, protestuje, broni się.

– Co ty? To wcale nie takie trudne.

– Bardzo trudne. Dla mnie wręcz niemożliwe – roześmiał się. Sam wdzięk.

– Ożeniłeś się z Elką, prawda? Jeszcze na studiach, dobrze pamiętam?

– Taaak. Ale Elka dała nogę. Wyrzuciła mnie na śmietnik jak zepsutą zabawkę, gdy tylko przestałem robić mamonę.

– No co ty?

– Niestety.

– Jesteś sam?

– Jak palec.

Tego się nie spodziewałam. Taki facet!

– To zupełnie jak ja, mój też dał nogę.

– Ty sama? Taka kobieta!

Wszystko dobrze, tylko nie wypada nic innego, jak zostać tą weganką – tłukło mi się po głowie, gdy już powiedzieliśmy sobie „pa!” i umówiliśmy się na następne spotkanie, nazajutrz. Z emocji aż się trzęsłam.

Trzeba sprawdzić, na czym dokładnie to polega, bo miałam mętne wyobrażenie. Wegetarianie czy weganie nic mnie dotychczas nie obchodzili. Ale co tam, tylko krowy nie zmieniają poglądów. W domu postudiowałam diety. Wystartowałam jeszcze tego samego dnia. Czułam nad nim tę cudowną przewagę.

– Tylko Bereta nie zjedz – powtarzałam z lubością, gdy zajadał się schabowymi kotletami, a ja w glorii i chwale pożerałam pieczoną cukinię nafaszerowaną kaszą. Beret to jego ukochany pies.

– O przepraszam, psów nie jadam.

– Kto cię tam wie. Skoro świnkę możesz, krówkę, kurczaczka, to dlaczego nie psa?

Kochałam go tak dręczyć, na żarty oczywiście. Robił wtedy minę ciężkiego winowajcy i wlepiał we mnie swoje cudne niebieskie oczy. Wpadłam po uszy. Dla Marcina naprawdę byłam gotowa odżywiać się samą marchewką. Byle tylko dalej tak na mnie patrzył.

Co prawda zdarzało mi się jeszcze czasem po cichu wdepnąć na hamburgera, kiedy już zupełnie, zupełnie nie mogłam się powstrzymać i z tęsknoty chciało mi się wyć – ale coraz rzadziej i tylko w odległych dzielnicach miasta. Pojawiałam się tam jako jakby inna osoba, relikt przeszłości.

Prawdziwa nowa ja cudownie odnajdywała się w roli weganki. Zaczęliśmy wspólnie odwiedzać wegański bar, który odkryłam na moim osiedlu, Marcin stwierdził, że małymi kroczkami to może i on do czegoś w tej kwestii dojdzie.

– Kogoż to moje piękne oczy widzą? Coś nie pamiętasz o przyjaciółkach ostatnimi czasy. Pod ziemię się zapadłaś?

Ze wszystkich ludzi na świecie, właśnie ona, co za pech! Stanęła niczym bogini podłego przeznaczenia i z niewinną minką odgarniała z twarzy jasne włosy. Bo we mnie jest seks, kurna! Zawsze taka sama – karabin maszynowy nabity słowami.

Zaczęłam ryczeć, upokorzona…

– Asiu, poznaj Marcina. To mój dawny kolega ze studiów…

Grunt to nie dopuścić jej do głosu, może się zniechęci i poleci dalej. Bo jak zacznie paplać, to prędko nie skończy. Broń Boże nie zapraszać do stolika.

– Bardzo mi przyjemnie, cóż za przystojny mężczyzna, gratuluję Dorotko, czy to jemu zawdzięczasz obecność w tym warzywnym raju? Ho, ho, Dorota, ostatnia osoba, której bym się tutaj spodziewała! Bo przecież ona na widok steku dostaje kociego rozumu. Ile razy ją namawiałam, jak się na grillu spotkałyśmy: weź kawałek bakłażana, weź kawałek papryczki, chociaż spróbuj, a ta nie, nie po to przyszła, a poza tym „czy ja wyglądam na królika, czy wyrosły mi już białe uszy?”

Krygowała się jak jakaś najmarniejsza aktorka buffo. Znienawidziłam ją jak nigdy nikogo.

–  A tu proszę: brokułki, humus, sałatka. Panie Marcinie – mrugnęła zalotnie – czapki z głów. Ma pan dobry wpływ na tego padlinożercę. Padlinożerczynię? Nieważne, pa!

Machnęła czerwonymi pazurami i już jej nie było. Siedziałam jak skamieniała. Gdybyż to faktycznie udało się przemienić w białego króliczka, zeskoczyć z krzesła i uciec, gdzie oczy poniosą. Bałam się nawet podnieść wzrok, spojrzenie Marcina mogłoby mnie spalić albo przeciwnie, zamrozić na śmierć.

– Nie przejmuj się, Dorota. To nic takiego.

„Nic takiego?” Wielotygodniowa komedia, odgrywana po to tylko, by mu zaimponować, i teraz tak żałośnie obnażona – „nic takiego?” Zaczęłam ryczeć, upokorzona i zmiażdżona.

– Nie płacz, nie ma powodu do łez. Muszę ci coś powiedzieć.

Uniosłam wreszcie oczy. Wcale na mnie nie patrzył, tylko gdzieś w kąt tej przeklętej knajpy.

– Ja też trochę cię oszukałem.

Aha. Elka wcale nie dała nogi. Mają czworo udanych dzieci i uprawiają seks trzy razy dziennie.

Wyszliśmy przytuleni

– Wcale nie sprzedałem samochodu. Ciągle go trzymam i czasem jeżdżę po zakupy, myślisz, że chciałoby mi się targać siaty? Na wakacje też nim jeżdżę, a nie jakimś głupim autobusem. Nie wiedziałem, jak ci się do tego przyznać po tym wszystkim, co wtedy naplotłem. No to teraz kwadrans szczerości. Karty na stół.

– Jest coś jeszcze?

– To, co piszę… Najczęściej do starej roboty. Tej znienawidzonej korporacji. Powieści nawet nie zacząłem. A u ciebie?

– Co, jeszcze mało? Poza tym wszystko prawda.

Opróżniliśmy w końcu nasze talerze.

– Ale wiesz, ta dieta generalnie mi się podoba. Trzeba próbować dalej. I samochód jest stary, nie jakiś modny wielki SUV.

– A emisja spalin?

– Spoko, nie jest aż tak źle.

Wyszliśmy przytuleni. Odczułam wielką ulgę, lepiej że to się już wzięło i wysypało. Nie ma tego złego… Przynajmniej wreszcie przestanę się bać i przedstawię Marcina znajomym. Może nawet pójdziemy na grilla i zjemy razem steka?

Czytaj także:
„Jak naiwniaczka dałam się oskubać z kasy osiedlowemu oszustowi. Miał wyremontować mi mieszkanie, a puścił mnie z torbami”
„Anita dała się omotać egipskiemu habibi. Robert był w niej zakochany, ale mówiła, że Polacy to wymoczki przy Omarze”
„Mój syn jest ode mnie młodszy o 13 lat. Jego biologiczna matka zginęła w wypadku, gdy zaczął się mój romans z jego ojcem”

Redakcja poleca

REKLAMA