Jakoś nie przepadam za rodzinnymi imprezami, zawsze tak człowieka wszystkie ciotki prześwietlą, że się czuje jak manekin na wystawie… Ale tym razem nawet nie próbowałam się wymigać – złote gody babci i dziadka to nie byle co! Miałam też nadzieję, że zjawi się moja kuzynka Agata z Wrocławia. Kiedyś spotykałyśmy się u babci w każde wakacje, a teraz prawie się nie widujemy.
– Sama jestem ciekawa, co z tej dziewczyny wyrosło – zastanawiała się mama, która czasem rozmawiała z siostrą przez telefon. – Podobno to zdolna artystka, wygrała nawet jakiś konkurs fotograficzny.
– Ale chyba jeszcze gada ze zwykłymi ludźmi, co? – roześmiałam się.
Taką miałam nadzieję, tym bardziej że pierwszy raz miałam iść na poważną rodzinną imprezę z Mariuszem. Dziadkowie stwierdzili, że byłoby nietaktem go nie zaprosić, skoro już tak długo ze sobą chodzimy. Byłam ciekawa, czy mój chłopak spodoba się Agacie, to w końcu z nią gadałam kiedyś całymi nocami o miłości, o tym, jak wyobrażamy sobie swoich przyszłych mężów.
Niech powie wprost, że nikogo nie ma
– To jest ta twoja słynna kuzynka? – zdziwił się Mariusz, gdy zobaczył ją w urzędzie, gdzie dziadkowie otrzymali od burmistrza medal za długoletnie pożycie. – Rzeczywiście, artystka pełną gębą.
Fakt, Aga wyglądała dość oryginalnie jak na taką okazję – ogrodniczki z obniżonym krokiem, jakieś bransoletki, tatuaż i nastroszone włosy. Złapałam ją przed drzwiami, wyściskałam i oczywiście przedstawiłam jej Mariusza.
– Mój chłopak. A ty co, sama jesteś? – spytałam.
– Nie no, ze starszymi – spojrzała na mnie dziwnie. – Impreza rodzinna to nie jest znów taki rarytas, żeby od razu kogoś ze sobą wlec.
Coś takiego! Czy to był przytyk do mnie? A poza tym, co to za tekst... impreza rodzinna jej się nie podoba. Phi! Myślałby kto, że spędza życie na wernisażach i rautach! Powiedziałaby po prostu, że nikogo nie ma, zamiast udawać damę z wielkiego świata.
Okropnie się zmieniła, żadnej radości w niej nie było. Jakby łaskę robiła wszystkim, że się raczyła zjawić! W czasie uroczystego obiadu w domu dziadków siedziała i dziobała w talerzu jak na skazaniu.
Przyglądałam się rodzince Agaty i miałam wrażenie, że nie tylko mnie kuzynka wkurza – wujek co chwila spoglądał na córkę z wyraźną złością.
– Nie smakuje ci, Agatko? – zapytała babcia. – Może kotlecika weź.
– Nie, nie, pyszne jest – zaprzeczyła kuzynka. – Nie jestem głodna.
– Nie jesteś głodna? – zdziwiła się babcia. – W twoim wieku? Ja to mogłam wtedy konia z kopytami zjeść! I jeszcze ciastko na deser!
– Och, Walerciu – dziadek pogłaskał ją po ręce. – My po prostu zaznaliśmy biedy… Szanował człowiek każdy kęs, każdy okruszek.
Agata zrobiła się czerwona jak burak. I słusznie, niech się wstydzi. Też znalazła sposób, żeby zwrócić na siebie uwagę wszystkich!
Oczywiście zaczęli gadać o nagrodzie
– Powinieneś, Wiesiu, bardziej o to dziecko dbać – babcia zwróciła się do ojca Agaty. – Bledziutka, żaden kawaler jej nie zechce. Nie to, co Igusia!
Zaraz, zaraz, niby że co? Jestem gruba?! Aż mną zatrzęsło.
– Nie – uspokoił mnie Mariusz, jakby czytając mi w myślach. – Chodzi o to, że masz rwanie u facetów…
No, ja nie muszę się wstydzić – mam na czym usiąść i czym oddychać, poza tym potrafię podkreślić umiejętnie swoje wdzięki… Raz człowiek jest młody i mam jeszcze czas, żeby zgrywać artystkę od siedmiu boleści w wiszących gaciach! Jedni, jak widać, wyrastają na przebojowych ludzi, inni na snobów, którzy potrafią imponować tylko swoim nadęciem…
Ale, oczywiście, temat nadzwyczajnego talentu drogiej Agatki musiał wypłynąć, wcześniej czy później. Dziadkom chyba się przykro zrobiło przed gośćmi, że ich miastowa wnuczka to taka nabzdyczona pannica i zaczęli gadać o tej nagrodzie. A gdzie, a po co, a jak…
– To właściwie był reportaż – wyjaśniła Agata. – Z rzeźni. Dokumentowałam ubój kurczaków.
– Heh, fascynujące!
Chyba wszyscy podzielali moje zdanie, bo gapili się na Agatę z otwartymi paszczami.
– Gdyby urządzano tam wycieczki dla zwiedzających, podobne miejsca stałyby się zupełnie niepotrzebne. Ludzie na widok takiego okrucieństwa zostaliby wegetarianami.
– To może udko pieczone? – rzucił podchmielony wujek Stasiek i podsunął Agacie półmisek.
– Też pomysł, żeby przy stole o świństwach gadać! – jęknęła jego żona.
– To już nie obowiązują żadne zasady grzeczności w tej rodzinie?
„Fakt, zaraz zaczną rozważać, który zakład pogrzebowy w okolicy jest najlepszy – pomyślałam. – Przecież złote gody dziadków to doskonała okazja ku temu, żeby pomyśleć o nieuniknionej przyszłości!”. Ale przynajmniej wyszło szydło z worka.
Potem, kiedy zrobiło się luźniej, Agata raczyła nawet podejść do nas, ale jakoś nie miałam ochoty z nią rozmawiać. Mariusz za to się znalazł, zaproponował jej zrobienie reportażu u ojca w wędliniarni. Spojrzała jakoś dziwnie i odeszła.
Czytaj także:
„Poszedłem na randkę z dziewczyną. Cieszyłem się, bo fajnie nam się gadało, dopóki nie zauważyłem, że... zasnęła”
„Byłam dla niego przaśna jak chleb ze smalcem. Miał mnie za pieska do tresury, do zabawy, wiecznie tylko wymagał”
„Włożyłem ogrom serca w remont domu po dziadku. Ale syn z rodziną nie chce do mnie przyjeżdżać, woli obcych”