„Żona mi nie ufa i odsuwa mnie od dziecka. Nie pozwala mi zajmować się własną córką, bo boi się, że zrobię jej krzywdę”

Mężczyzna, który zajmuje się dzieckiem fot. Adobe Stock, Jacob Lund
„Kiedy urodziła się nasza córeczka, żona praktycznie nie pozwalała mi się do niej zbliżyć. Bolało mnie to, bo chciałem uczestniczyć w wychowaniu Celinki od pierwszych dni jej życia. Przecież nawet jeśli czegoś nie wiedziałem, to wszystkiego mogłem się nauczyć”.
/ 22.09.2021 14:49
Mężczyzna, który zajmuje się dzieckiem fot. Adobe Stock, Jacob Lund

Zwariowałeś?! – Pola spojrzała na mnie wrogo. – Przecież ta woda jest jeszcze za gorąca! Daj rybkę, mówiłam, żebyś sprawdził rybką!

Miała na myśli termometr w kształcie rybki, który zawsze z namaszczeniem wkładała do wanienki, by sprawdzić czy woda na kąpiel dla Celinki ma odpowiednią temperaturę.

– Moim zdaniem wcale nie jest zbyt ciepła – broniłem się. – Sprawdziłem łokciem, moja mama zawsze tak robiła, jak kąpała moich braci…

– Twoja mama… – zaczęła moja żona, ale zaraz ugryzła się w język.– Po prostu daj mi tę rybkę.

Westchnąłem zrezygnowany. Oczywiście błąd w ocenie temperatury wody kosztował mnie zakaz kąpania małej, bo „nie można mieć do mnie zaufania”. Patrzyłem więc bezradnie jak żona rozbiera naszą córeczkę z kilku warstw ubranek, potem delikatnie wkłada ją do wody z emulsją dla niemowląt, i cały czas coś do niej radośnie mówiąc, myje jej główkę i całe ciałko. Bardzo chciałem chociaż odebrać od niej dziecko i położyć je na ręczniku, ale na to też mi nie pozwoliła.

Tak było od trzech i pół tygodnia, czyli od narodzin Celinki. Według Poli wszystko robiłem nie tak. Na samym początku, jeszcze w szpitalu, ostro podpadłem, bo źle zapiąłem pieluszkę, potem usiłowałem włożyć Celince body, nie zdając sobie sprawy, że ono rozpina się na ramionkach.

– Co ty wyprawiasz?! – krzyknęła żona, siadając na szpitalnym łóżku.– Chcesz jej zrobić krzywdę?!

A potem odebrała mi dziecko i patrząc na mnie jak na jakiegoś przestępcę, rozpięła te zatrzaski, żeby główka mogła przejść przez dekolt.

– Nie wiedziałem… – szepnąłem. – Kiedyś nie było takich cudów.

Rzuciła mi mordercze spojrzenie, zrozumiałem, że mam przestać

Jej zdaniem moje doświadczenia z opieką nad młodszym rodzeństwem nie dawały mi żadnego prawa, by uważać, że mogę bez nadzoru zajmować się naszym dzieckiem. To nic, że kiedy nasza mama zmarła, mój najmłodszy brat miał zaledwie sześć miesięcy i – jako najstarszy z rodzeństwa – praktycznie go wychowałem.

To było dawno, uważała moja żona. A teraz wszystko się zmieniło. Wodę na kąpiel sprawdza się termometrem, ubranka mają zatrzaski, i uważa się, że dzieci powinny spać razem z rodzicami w specjalnym kojcu.

– A nie możemy po prostu przystawić jej łóżeczka do naszego? – zapytałem, kiedy żona wspomniała o kojcu.

– Nie. Chcę móc ją karmić bez wstawania – oznajmiła żona i zrozumiałem, że nici z intymności w łóżku.

Nie mogłem nawet dotknąć Poli, bo między nami leżało coś w rodzaju gniazda, w którym spała Celinka. Kojec miał wysokie brzegi, żeby małe dziecko było bezpieczne pomiędzy dorosłymi, ale przez to nawet nie widziałem twarzy żony na poduszce.

Zresztą powiedzenie, że Celinka spała, to gruba przesada. Jak każdy noworodek, budziła się co dwie godziny, kwiliła, a czasem głośno płakała. Ja wstawałem do pracy o szóstej, więc po tygodniu czułem się jak zombie. Pola zasugerowała więc, żebym spał na kanapie z zatyczkami w uszach.

– Przecież i tak nie dasz jej piersi – przekonywała mnie. – Nie ma sensu, żebyśmy oboje zarywali noce.

Rzeczywiście, drzwi dzielące pokoje i zatyczki nieco poprawiły jakość mojego snu, ale za to miałem wrażenie, że w ogóle nie uczestniczę w wychowaniu swojego dziecka.

– Wezmę ją na spacer, a ty się zdrzemnij – proponowałem żonie po przyjściu z pracy, żeby choć trochę pobyć z córeczką.

– Już byłyśmy – Poli nie podobał się ten pomysł. – Zresztą jest wiatr.

Chciałem powiedzieć, że ona jakoś spaceruje z wózkiem przy wietrznej pogodzie i to naprawdę nie jest sztuka uważać na to, żeby kocyk się nie zsunął, ale dałem spokój. Pola – pewnie z racji niedosypiania – była ostatnio bardzo drażliwa i nie chciałem ryzykować kolejnej sprzeczki.

Jeśli czegoś nie wiem, to się nauczę

– Woda jest dobra! – zawołałem z łazienki, kiedy Celinka miała już prawie dwa miesiące. – Mogę ją wykąpać!

– Jeszcze dzisiaj nie – sprzeciwiła się żona. – Jak będzie większa.

– Daj spokój, Pola! – zdenerwowałem się. – Przecież jej nie upuszczę ani nie utopię! O co ci właściwie chodzi? Jeszcze ani razu nie pozwoliłaś mi jej samodzielnie wykąpać!

To była szczera prawda. Żona wyraźnie mi nie ufała, jeśli chodzi o zajmowanie się małą. Ilekroć brałem córkę na przewijak, Pola wisiała mi nad ramieniem jak jastrząb, żeby sprawdzić czy dobrze zakładam pieluszkę. Zawsze oglądała córkę po tym, jak ją ubrałem – czy na pewno wszystko dobrze pozapinałem i ogólnie nie zostawiała mnie sam na sam z córką.

Bolało mnie to, bo chciałem uczestniczyć w wychowaniu Celinki od pierwszych dni jej życia. Przecież nawet jeśli czegoś nie wiedziałem, to wszystkiego mogłem się nauczyć. Pola też nie urodziła się z gotową wiedzą na temat kąpania, przewijania i ubierania niemowlęcia. A ja wychowałem trzech młodszych braci.

– To były zupełnie inne czasy – skwitowała moja żona, kiedy po raz kolejny jej o tym przypomniałem. – Teraz wszystko się zmieniło.

Chyba miała rację. Faktycznie, kiedy zajmowałem się Czarkiem, najmłodszym bratem, nikt nie słyszał o zabawkach interaktywnych, ubrankach z ekologicznej bawełny i wózkach niemalże z napędem na cztery koła i klimatyzacją. A teraz dziecko, które nie jest otoczone tysiącem gadżetów, uważane jest za pokrzywdzone przez los i niekochane przez rodziców. Do tego trzeba znać wszystkie podręczniki dotyczące wychowania oraz psychologii dziecka, tudzież podstawy pediatrii i farmakologii, żeby w ogóle móc się zbliżyć do niemowlęcia. A przynajmniej takie zdanie miała moja żona.

Tyle że musiała tę opinię mocno zweryfikować i zrezygnować z większości wymagań, kiedy los zaskoczył ją wypadkiem na schodach.

– Paweł, przyjedź… połamałam się – wyjęczała w słuchawkę, a mnie omal nie stanęło serce z przerażenia.

Po co ona ściąga do nas swoją matkę?!

Okazało się, że potknęła się, znosząc wózek i spadła, łamiąc sobie nogę. Na szczęście wózek był pusty. Pola złamała nogę w dwóch miejscach i trzeba było usztywnić kolano. A to oznaczało, że żona nie będzie mogła poruszać się bez dwóch kul. Była też mocno poraniona i musiała brać antybiotyk, by nie dopuścić do infekcji.

– Jak ja się zajmę małą? – płakała. – Nawet z wózka jej nie wyjmę!

– Będzie dobrze. Wezmę na ciebie zwolnienie – zapewniłem. – Zostanę w domu i wszystko zrobię przy małej.

– Nie, nie, to nie takie proste… – pokręciła głową, wyraźnie nad czymś myśląc. – Wiem, zadzwonię po mamę. Przyjedzie, żeby mi pomóc!

Musiałem wbić sobie paznokcie w przedramię, żeby nie powiedzieć jej czegoś, czego będę żałował. Dlaczego nie mogła mi zaufać?! Po co sprowadzała teściową? Żeby jeszcze bardziej odsunąć mnie od naszej córki?!

Z mamą Poli nie znałem się zbyt dobrze. Spotkaliśmy się parę razy przed ślubem i kilka razy po. Postrzegałem ją jako spokojną, małomówną kobietę, która nie lubi robić szumu wokół swojej osoby. Ale i tak uważałem, że jej obecność w naszym mieszkaniu przyniesie więcej szkody niż pożytku.

– Mama będzie spała ze mną i Celinką w naszej sypialni, żebyś ty mógł się wysypiać przed pracą – oznajmiła Pola w dniu przyjazdu teściowej.

– Co? Będzie spała w naszym łóżku? – nie mieściło mi się to w głowie.

– To ogromne łóżko – wzruszyła ramionami Pola. – Ciesz się, jako jedyny będziesz mógł przesypiać całe noce.

Ale ja wcale się nie cieszyłem. Co to za obyczaje, żeby żona spała w małżeńskiej sypialni ze swoją matką i dzieckiem, a mąż na kanapie?

Teściowa w żaden sposób nie skomentowała tego układu, po prostu postawiła swoją walizkę w naszym pokoju i natychmiast zajęła się małą.

– Chodź do babci – uśmiechnęła się, wyjmując Celinkę z wózka. – Moje słoneczko! O, mój telefon dzwoni… Paweł, weź ją, proszę. I sprawdź, czy nie trzeba jej przewinąć, dobrze?

Zdziwiony, wyciągnąłem ręce po małą i po chwili już ją przewijałem. Pola oczywiście nie mogła już patrzeć mi przez ramię, bo leżała z nogą uniesioną na poduszkach na kanapie, ale potem poprosiła mamę, żeby sprawdziła, czy wszystko dobrze zrobiłem.

– Na pewno dobrze – teściowa nawet nie obejrzała Celinki. – Paweł, ubierz ją, a ja uśpię ją na balkonie. Chyba że ty chcesz iść?

Zamrugałem oczami ze zdumienia. Po raz pierwszy ktoś traktował mnie jak równoprawnego opiekuna córki. Ktoś ufał, że umiem ją porządnie ubrać, a potem ukołysać do snu.

– Mamo, wykąpiesz Celinkę? – zapytała wieczorem Pola, gramoląc się ze stosu poduszek.

– Robię kolację. A Paweł nie może? – odpowiedziała teściowa, a ja szybko dojrzałem w tym swoją szansę.

– Jasne, że mogę! Bardzo chętnie! No, maleńka, chodź do tatusia, idziemy myju-myju – zanuciłem.

– Nie, sam nie! – żona miała w oczach panikę. – Mamo, pomóż mu! On jeszcze nigdy jej sam nie kąpał!

– Żartujesz?! – teściowa odłożyła nóż i masło. – No to, kochana, czas najwyższy, żeby zaczął to robić!

Fakt, muszę to przyznać – trochę trzęsły mi się ręce, kiedy wkładałem Celinkę do wanienki, ale odmówiłem pomocy przy trzymaniu. Wiele razy widziałem, co Pola robiła dalej, więc umyłem ciałko córeczki myjką, potem jej cieniutkie włoski, a na koniec wytarłem i nasmarowałem delikatnie ciemiączko oliwką. Oboje przeżyliśmy kąpiel, do tego żadne z nas nie zsikało się w trakcie, choć ja omal nie popuściłem, kiedy trochę wody dostało się córce do buzi i zaczęła kasłać.

– No, to teraz butelka i spać – rzuciła komendę teściowa.

Podsłuchałem część ich rozmowy

Pola wyglądała na nieco nieszczęśliwą, że musiała przestać karmić małą piersią, ale przy antybiotyku było to niemożliwe. Właśnie dlatego to nagle ja wylądowałem z małą w wielkim łóżku, nachylając się nad nią i karmiąc mlekiem z butelki. To było niezwykłe przeżycie! Poczułem, jak rodzi się między nami więź, jakiej istnienie wcześniej tylko podejrzewałem. Moje dziecko piło ufnie pokarm, patrząc mi w oczy i ściskając malutką łapką mój palec. To było niesamowite!

Wiem, że Pola poprosiła mamę, aby ta została u nas do czasu zdjęcia jej gipsu. Bałem się tych sześciu tygodniu, sądziłem, że to będzie koszmar. Wiadomo: żona, teściowa, dziecko i zięć na małej przestrzeni – to zawsze kończy się katastrofą. Po czterech dniach zorientowałem się jednak, że mama Poli wcale mi nie przeszkadza.

Przeciwnie, okazywała mi całkowite zaufanie, jeśli chodzi o opiekę nad Celinką, a kiedy czegoś nie wiedziałem, dyskretnie podpowiadała. Zdawało mi się jednak, że Pola nie jest zadowolona z tej mojej samodzielności. Łapałem jej wystraszone, pełne dezaprobaty spojrzenia, kiedy niosłem Celinkę do łazienki, widziałem, jak przed wyjściem na spacer zmienia małej czapkę. Czułem, że jest zła na matkę o tę swobodę, którą tamta mi daje.

Któregoś razu wyszedłem rano do pracy, ale musiałem zawrócić, bo zapomniałem ważnych dokumentów. Otworzyłem drzwi własnym kluczem, nie chcąc obudzić domowników, i wtedy usłyszałem fragment rozmowy.

– –przecież po to cię tu ściągnęłam! – mówiła Pola podniesionym głosem. – Miałaś zajmować się Celiną! Zastąpić mnie!

– Uspokój się, córciu – głos teściowej był cichszy i spokojniejszy. – Obserwuję was od kilku dni i muszę ci powiedzieć, że popełniasz błąd. To samo ja robiłam, kiedy ty byłaś mała. Nie pozwalałam twojemu ojcu dotknąć twojej siostry, bo bałam się, że coś zrobi źle. I wiesz co? Potem bardzo tego żałowałam! Kiedy ty się urodziłaś, nie umiał i nie chciał mi już pomagać. Dzieci to była moja działka, on był takim tatą na przychodne. Pamiętasz, jak wyjechałam zająć się babcią, a wy zostałyście z nim i chodziłyście przez tydzień w tych samych sukienkach, nieuczesane, w letnich tenisówkach późną jesienią?

– No, tak… – bąknęła Pola.

– To nie była jego wina. To, że się potem rozchorowałaś też nie. Ja po prostu odebrałam mu możliwość nauczenia się zajmowania dziećmi. Nie zrób tego samego błędu. A poza tym… – przyciszyła głos. – …dla waszego małżeństwa… musi czuć, że jest ci potrzebny… kwestia zaufania…
Wycofałem się wtedy do klatki schodowej, a potem zadzwoniłem do drzwi, żeby panie nie dowiedziały się, że niechcący podsłuchałem ich rozmowę.

Od tego dnia zauważyłem zmiany w zachowaniu Poli. Widać wzięła sobie rady matki do serca, bo zaczęła okazywać mi więcej zaufania i wręcz sama prosiła, żebym czasem coś zrobił przy Celince. Ale najdziwniejsze wydarzyło się cztery dni później.

– Muszę jutro wyjechać, kochani – oświadczyła teściowa przy kolacji.

– Dzwonili sąsiedzi, po tych ostatnich burzach zalało nam działkę, drzewo się przewróciło… muszę wracać. Jeśli będziecie mnie jeszcze potrzebować, to zadzwońcie, ale nie wcześniej niż za jakieś dwa tygodnie.

– Drzewo? – zdziwiłem się. – Ale które?

– Brzoza! – odpowiedziała teściowa.

– Dąb! – powiedziała równocześnie żona.

A potem obie wbiły wzrok w swoje talerze. Zrozumiałem, że mam nie pytać, co to za nowy gatunek drzewa ten „brzozodąb”, ale kupić tę informację bez mrugnięcia okiem. Oczywiście nie zadzwoniliśmy po teściową po tych dwóch tygodniach. To był nasz czas próby. Ja musiałem udowodnić, że potrafię dobrze zająć się małym dzieckiem, a Pola, że mi całkowicie ufa. Oboje zdaliśmy ten test na piątkę.

Teściowa przyjechała do nas kilka miesięcy później, gdy Celinka kończyła pół roczku. Bywa zresztą u nas dość często, ale zawsze jako babcia, a nie zastępcza matka. Słuchając opowieści moich niektórych kolegów, którym urodziły się dzieci, myślę, że mam szczęście. Mam niezwykle mądrą teściową. Dzięki niej zbudowałem mocną więź z córką. Mama nie wtrąca się do jej wychowania, nigdy mnie nie krytykuje, za to zawsze służy pomocą i dyskretną radą. W czasach kiedy ciągle słyszy się niezbyt wyszukane dowcipy o teściowych, ja mam do powiedzenia o mojej tylko jedno – każdemu życzę takiej, jak moja! 

Czytaj także:
„Widuję wnuka tylko na zdjęciach. Córka nie zaprasza mnie nawet na jego urodziny. Wymazali mnie z życia”
„Byłam pewna, że wyjeżdżam do pracy do Szwecji. Jednak nieznajomy przystojniak przewrócił moje życie do góry nogami”
„Mój chłopak zamiast mi się oświadczyć, zabrał mnie na paintball. Wykrzyczał mi w twarz, że mam zapomnieć o ślubie"

Redakcja poleca

REKLAMA