Zaszyłem się w kuchni, sprzątając po kolacji, jednak dobrze wiedziałem, że moje zaangażowanie nie ustrzeże mnie przed konfrontacją z żoną. Za chwilę Bożenka przerwie swój pełen emocji monolog i stwierdzi: – Henryk! No powiedz coś wreszcie!
A ja, wywołany do tablicy, mruknę: – Moim zdaniem trzeba dać chłopakowi szansę.
I dobrze wiem, że żona nie zrozumie, o co mi chodzi. Pewnie powie, że mam w nosie to, czy nasza córka zmarnuje sobie życie z nieodpowiednim facetem. A ja naprawdę uważam, że temu Michałowi trzeba dać szansę, aby pokazał nam, jaki jest. Mnie kiedyś takiej szansy nie dano…
Byłem dla nich tylko synem pijaka
Razem z moją pierwszą ukochaną, Ulą, byliśmy w naszej wsi jak Romeo i Julia. Tylko że pochodziliśmy nie ze zwaśnionych rodów, lecz z zupełnie odmiennych środowisk. Ona była córką sołtysa i najbogatszego chłopa we wsi. Wasiukowie, chociaż do kościoła mieli ze dwieście metrów, to zawsze w niedzielę podjeżdżali z fasonem coraz to lepszym samochodem. I zdarzało się często, że po drodze mijali pijaka ledwie trzymającego się na nogach, ululanego mimo wczesnej pory, po sobotnio-wieczornym chlaniu i kilku głębszych „klinach” w niedzielny poranek.
Tym pijakiem był mój ojciec. Największa menda w okolicy. Nierób i awanturnik. Nieraz się zastanawiałem, co skłoniło mamę, by za niego wyszła. We wsi krążyły plotki, że nie tyle chciała, co musiała, bo zaszła z nim w ciążę. Niektórzy nawet przebąkiwali o tym, że ją wziął siłą po jakiejś zabawie w remizie.
Nie sądzę. Moim zdaniem pobrali się z miłości, bo wiem, jak mama patrzyła na ojca na kilku zdjęciach, które się zachowały z ich młodości. Z uwielbieniem i oddaniem. On także ją kochał, gdyż patrząc na mamę, twarz mu nagle jakby łagodniała. Ale potem górę wzięła miłość do wódki, która zrujnowała życie jemu i nam, jego rodzinie.
Ze swojego dzieciństwa pamiętam ojca albo wściekłego albo kompletnie pijanego, mamroczącego coś bez sensu. Jako syn pijaka zawsze miałem „pod górkę”. W szkole z łatwością zwalano na mnie wszelkie przewinienia, bo przecież wiadomo, że jeśli coś zginęło, to złodziejem musiałem być ja, syn degenerata.
Przez lata wydrapywałem sobie pazurami to, co inni uczniowie mieli dane ot tak – zaufanie nauczycieli i ich przychylność. Wiedziałem, że moją jedyną bronią będzie nauka, więc uczyłem się jak szalony, dostając czwórki za to, za co inni na pewno dostaliby piątki. Ale w końcu i na moim świadectwie pojawiły się najwyższe stopnie i czerwony pasek.
Kiedy wybierałem liceum, mogłem spokojnie wskazać to najlepsze w pobliskim mieście. Zostały do niego przyjęte tylko dwie osoby z naszej wsi – ja i Ula. Wspólne przejazdy autobusem bardzo nas do siebie zbliżyły i zakochaliśmy się w sobie pierwszą młodzieńczą miłością.
Rodzice Uli, oczywiście, nie byli tym zachwyceni. Syn pijaka i córka sołtysa to ich zadaniem był mezalians. Ich jedynaczka zasługiwała na kogoś znacznie lepszego. Wprawdzie obyło się bez ganiania mnie z widłami, ale sołtys dał swojej córce wyraźnie do zrozumienia, że z tej mąki chleba nie będzie. Kiedy przychodziłem do ich domu, zwyczajnie mnie ignorowali, nigdy nie dostałem szklanki herbaty, nie poczęstowano mnie niczym. Traktowano mnie jak powietrze, a matka Uli potrafiła przy mnie demonstracyjnie przeliczać srebra w kredensie, dając mi tym do zrozumienia, że jeśli coś ukradnę, to ona to od razu zauważy.
Ula wprawdzie się początkowo buntowała, stawiała rodzicom, płakała i urządzała sceny, ale cóż ona mogła? Była zależna finansowo od rodziców, a oni postawili sprawę jasno – jeśli chce być ze mną, to od nich grosza już nie dostanie, musi liczyć tylko sama na siebie. Po maturze oboje poszliśmy na studia.
W tym czasie mój ojciec zapił się na śmierć. Nie wiadomo, co było przyczyną. Pędzona pokątnie wódka? Denaturat? W każdym razie nie odratowano go w szpitalu. Mama odetchnęła, kiedy go zabrakło na tym świecie, po czym stwierdziła, że teraz należy się jej coś od życia. Sprzedała wszystko i przeniosła się na drugi koniec Polski, paląc za sobą wszystkie mosty. Tam poznała jakiegoś faceta, któremu nawet nie powiedziała, że ma dorosłego syna. Wyrzuciła mnie ze swojego życia i z pamięci tak samo, jak pozbyła się wszystkiego po śmierci ojca.
Zostałem zupełnie sam, zdany na własne siły. Stypendium nie wystarczyło mi na wiele, więc pracowałem. Ula zaczęła mieć do mnie pretensje, że poświęcam jej mniej czasu i wiecznie nie ma mnie w domu. Pomieszkiwałem bowiem kątem w kawalerce, którą wynajęli jej rodzice. Nieoficjalnie, bo nie mogli się o tym dowiedzieć.
Początkowo było to nawet podniecające, miało posmak buntu. Wkrótce jednak – to ciągłe pilnowanie, aby w mieszkaniu nie było żadnych moich rzeczy, nasłuchiwanie, czy tatuś-sołtys nie postanowił wpaść znienacka z samego rana, aby przywieźć świeże jajka – okazało się męczące.
Z tego ciągłego napięcia zaczęliśmy się z Ulą kłócić. Ona poskarżyła się na to rodzicom, a oni natychmiast dolali oliwy do ognia, mówiąc jej, że jestem taki sam jak mój ojciec. Dzisiaj robię awantury, jutro pewnie zacznę pić i bić. Nasz związek w takich warunkach nie miał szans przetrwać. Tym bardziej, że studia okazały się dla Uli zbyt trudne, a rodzice przekonali ją, że matura wystarczy, żeby związać się z jakąś dobrą partią.
I w końcu wyszła za syna bogatego chłopa z sąsiedniej wsi. Wszyscy wiedzieli, że było to małżeństwo zaaranżowane. Nie życzyłem mojej ukochanej źle, ale czułem, że nie będzie szczęśliwa z tym facetem. Od naszego rozstania nie widziałem się z nią przez wiele lat. Spotkaliśmy się dopiero na dwudziestoleciu naszej matury.
I powiem krótko – ledwie ją poznałem. Moja szczuplutka, filigranowa Ula roztyła się i zaniedbała. Miała dziwną prowincjonalną fryzurę, która dodawała jej lat i źle skrojoną sukienkę. Po kilku kieliszkach wyznała mi, że jej ojciec żałuje, iż kiedyś był przeciwko mnie, bo „wyszedłem na człowieka”.
No cóż, to prawda. Jestem dyrektorem szpitala, mam znane nazwisko nie tylko w środowisku lekarskim. Wcale się nie dziwię, że pan sołtys chciałby teraz mieć takiego zięcia. Niestety, wolał widzieć we mnie tylko syna pijaka. Dlatego teraz ja, patrząc na chłopaka mojej córki, nie chcę popełnić tego samego błędu.
On kocha moją córkę i tylko to się liczy
Ola przed nami nie ukrywa, że Michał pochodzi z zabitej dechami wsi na Kaszubach, gdzie połowa jego rodziny pije, a druga połowa siedzi w więzieniu za kradzieże. On sam był katowany przez ojca, czego mi na szczęście los oszczędził. Mój zasypiał pijany, jego chwytał za pas.
Jestem pełen szacunku dla tego chłopaka, że mimo tego chciało mu się uczyć.
– Czasami zimą chodził do szkoły w tenisówkach! – opowiadała nam córka. – Nie miał na książki, więc notował na lekcjach jak najwięcej, a potem jeszcze przepisywał podręczniki kolegów. Uczył się na strychu, bo tylko tam mógł mieć pewność, że ojciec go nie zleje za „marnowanie czasu”. Wstawał o czwartej rano, oporządzał krowy, potem szedł do szkoły piechotą sześć kilometrów. Wracał wieczorem głodny i zmęczony, a w domu najczęściej nie było obiadu. Jeśli sobie sam czegoś nie skombinował, to nie jadł, więc chodził od chałupy do chałupy i żebrał. Potem w zamian za posiłek pomagał w lekcjach dzieciom bogatszych chłopów.
Moja żona tylko się na to krzywiła, a ja widziałem w tym chłopaku hart ducha. Zaimponował mi. I cóż z tego, że jest zakompleksiony i nieśmiały? Jak też taki byłem w jego wieku. Ale parłem naprzód i w jego oczach także widzę ten sam upór. Ma najwyższą średnią na studiach i stypendium rektorskie. A przy tym pracuje.
Sam nie wiem, kiedy znajduje jeszcze czas dla Oli, ale widzę jedno – on kocha moją córkę. Poznaję to po sposobie, w jaki na nią patrzy i po tym, jak się do niej odnosi. Z czułością i życzliwością. Ola mówi, że szykuje jej kanapki na uczelnię, kiedy u niego nocuje i nigdy nie zapomina zapytać, jak jej minął dzień.
Dlatego myślę, że moja żona nie ma racji. Z tego, że ktoś nie wie, jak się je homara, nie należy robić wielkiej sprawy, bo się jeszcze tego nauczy. Natomiast upór i determinację w dążeniu do celu po prostu trzeba w sobie mieć i ten chłopak ma! Ja to doceniam, dlatego ma we mnie sojusznika! Dam im swoje błogosławieństwo i przekonam do tego żonę.
Czytaj także:
Swoje niespełnione ambicje moja mama przeniosła nie tylko na dzieci, ale też na wnuki
Na własne oczy widziałam, jak Kaśka obściskuje się z kochankiem. A przecież wzięła ślub pół roku temu
Sąsiadka zaraziła mnie grypą. Byłem wściekły, ale kolejną chorobę spędziliśmy już razem