„Żona nic nie wiedziała o moim romansie sprzed lat. Wydało się, gdy moja nieślubna córka zamieszkała na naszym osiedlu”

Żona po latach dowiedziała się o romansie fot. Adobe Stock, Rafael Ben-Ari
Była sama na świecie, skończyły jej się oszczędności, nie miała pracy. Musiałem jej pomóc. – Nie możecie tu zostać – powiedziałem. – Na naszym osiedlu jest pół bliźniaka do wynajęcia. Dam ci pieniądze, przeprowadzicie się.
/ 26.07.2021 16:32
Żona po latach dowiedziała się o romansie fot. Adobe Stock, Rafael Ben-Ari

Wiele razy już miałem wyznać Joli mój sekret. Ale strach, że żona mnie odrzuci, był silniejszy, więc milczałem…

O całej sytuacji wiedziała tylko moja siostra. Sam nic jej nie powiedziałem. Jeśli już miałbym wyjawić prawdę, uważałem, że to żona powinna ją poznać jako pierwsza. Ale Marta ma niesamowitą kobiecą intuicję i zorientowała się niedługo po tym, jak moja nieślubna córka zamieszkała na naszym osiedlu.

– Możesz nosić brodę i być łysy, ale podobieństwa się nie wyprzesz – powiedziała tamtego dnia, kiedy idąc do mnie, zobaczyła mnie w ogródku Małgosi. – Wiem, że masz córkę i wiem, że zależy ci na kontakcie.

Nie chciałem się tak łatwo przyznawać

Usiłowałem, jak ten głupi, tłumaczyć się, że po prostu pomagam nowej sąsiadce się zaaklimatyzować, a sugestię rzekomego podobieństwa po prostu wyśmiałem. Byłem pewien, że nikt tego nie dostrzeże i jednocześnie zszokowany tym, że Marcie to nie umknęło.

– Przestań! – usadziła mnie, kiedy próbowałem obrócić jej podejrzenia w żart. – Może inni tego nie widzą, ale ona ma oczy jak mama. Ten sam kolor, kształt, wszystko! I twój podbródek, jeśli ktoś pamięta, jak wyglądałeś zanim zapuściłeś brodę. Wiem, że to twoja córka i skończ z tymi kłamstwami. Kiedy zamierzasz powiedzieć Joli? Ja nie będę milczeć w nieskończoność!

Wiedziałem, że to koniec.

Nie można żyć w kłamstwie, kiedy się kogoś kocha. A ja kochałem moją żonę

I wiedziałem, że moja siostra także. Przyjaźniły się, od kiedy przyprowadziłem Jolę do naszego rodzinnego domu. Wszyscy troje byliśmy wtedy w liceum, chociaż każde w innej szkole. Moja dziewczyna i siostra były w tym samym wieku i momentalnie złapały wspólny język.

Sześć lat później, kiedy brałem ślub z moją pierwszą miłością, Marta była naszą druhną. Nigdy nie zapomniałem, co mi wtedy powiedziała:

– To moja najlepsza przyjaciółka i przysięgam, stary, że jeśli ją skrzywdzisz, to ja skrzywdzę ciebie. Rozumiemy się?

Zaśmiałem się wtedy, bo byłem tak zakochany w Joli, że sama myśl o tym, że miałbym zrobić coś, co ją zrani, była absurdalna. Ale Marta była poważna. Zrozumiałem, że jeśli strzeli mi coś głupiego do głowy, stracę nie tylko żonę, ale i siostrę. Postanowiłem, że będę idealnym mężem. Że nie zdradzę, nie okłamię i nie skrzywdzę kobiety, która mi zaufała. I nie narażę się swojej narwanej siostrze.

Mimo to dwadzieścia trzy lata później stałem przed koniecznością przyznania się do zdrady. Nie miałem wyjścia, bo dowód mojej niewierności mieszkał na tej samej ulicy i było kwestią czasu, zanim Jola zacznie coś podejrzewać.

– Powiem jej… – szepnąłem. – Przysięgam, to nie miało tak być. Nie miałem pojęcia, że mam córkę… To był krótki, głupi romans podczas wakacji. Lata temu... Z Jolą wtedy żarliśmy się jak wściekłe psy… Ale nie zamierzałem jej zostawiać! – dodałem szybko na widok miny siostry.

Po prostu, nie wiem… chciałem odreagować, a ona była taka inna niż Jola. Myślisz, że tego nie żałowałem? Strasznie... Ale uznałem, że nie ma sensu mówić tego Joli. Po co było ją ranić, skoro tamto się skończyło na amen i tak naprawdę nic nie znaczyło?

– Szkoda tylko, że to nieprawda – prychnęła Marta. – Okazuje się, że masz córkę. I masz wobec niej cholerne zobowiązania. Ona nie jest niczemu winna. Więc zrób coś, żeby nie skrzywdzić kolejnej osoby!

Marta miała rację. Nie mogłem wyprzeć się własnego dziecka

I wcale nie chciałem. Jola i ja bardzo mocno pragnęliśmy dzieci, ale nie było nam to dane. Straciliśmy trzy ciąże, żona wpadła w depresję, ja dusiłem wszystko w sobie, udawałem twardego, żeby mogła mieć we mnie wsparcie, ale sam po cichu cierpiałem.

Uciekałem w pracę, sport, jednak poczucie straty pustoszyło mnie od środka. Myśleliśmy o adopcji, lecz w końcu temat upadł, bo Jola nie była w stanie przejść procedury adopcyjnej, była ciągle smutna, drażliwa, twierdziła, że widać nie nadaje się na matkę. Daliśmy spokój i staraliśmy się cieszyć życiem mimo wszystko.

Udało nam się to – nasz związek przetrwał kryzys i stał się mocniejszy. Niczego przed sobą nie ukrywaliśmy, byliśmy nie tylko małżonkami, ale i najlepszymi przyjaciółmi.

A potem odnalazła mnie Małgosia

Przyszła do mnie do pracy. Nie rozpoznałem jej. Ot, młoda kobieta, która zapytała o mnie w recepcji. Zszedłem do niej bez najmniejszych podejrzeń. A ona zrzuciła bombę na całe moje życie.

– Musiałam cię odszukać – powiedziała, kiedy usiedliśmy w kawiarni, do której zabrałem ją, żeby nikt nie zobaczył, jak bardzo trzęsą mi się ręce po tym, co od niej usłyszałem. – Nie daję już rady wychowywać Zuzi sama. Moja mama umarła rok temu, nie mam innej rodziny. Sześć miesięcy temu straciłam pracę…

Wiedziałem, że nie mogę się od niej odwrócić. Nie chodziło tylko o pieniądze, które po tych wszystkich latach byłem jej winien. Ona była sama na świecie, skończyły jej się oszczędności, nie miała pracy. Ja byłem w dobrej sytuacji finansowej. Żona miała swoją firmę, ja niedawno dostałem awans. Nie, to nie pieniądze były problemem.

– Chcę, żebyś poznał Zuzię – powiedziała i następnego dnia pojechałem pod adres, który mi dała.

Mieszkały w fatalnej dzielnicy miasta. Przed ich blokiem stała grupka lokalnych pijaczków, którzy wołali coś wulgarnego za przechodzącą właśnie kobietą. Facet z podbitym okiem, śmierdzący alkoholem i paroma innymi paskudnymi rzeczami, wszedł do klatki, odpychając mnie w drzwiach.

Winda nie działała, ale i tak bym z nim do niej nie wsiadł. Z piwnicy cuchnęło moczem, drzwi na parterze wyglądały jakby ktoś długo i uporczywie walił w nie młotkiem.

Mieszkanko Małgosi było czyste, ale ciasne i brzydkie. Decyzję podjąłem bez chwili namysłu.

– Nie możecie tu zostać – powiedziałem. – Na naszym osiedlu jest pół bliźniaka do wynajęcia. Dam ci pieniądze, przeprowadzicie się.

Chyba nie oczekiwała takiej hojności, bo aż się popłakała. Czteroletnia Zuzia wystraszyła się łez mamy i musieliśmy oboje ją uspokajać, że wszystko już dobrze. Zostałem u nich godzinę i kiedy wyszedłem, wiedziałem, że moje życie zmieniło się diametralnie.

Prawda była taka, że z miejsca zakochałem się w Zuzi

Była wrażliwym dzieckiem o ufnych oczach i dobrym serduszku. Kiedy mama pozwoliła jej otworzyć czekoladki, które przyniosłem, Zuzia wybrała największą i najładniejszą. A potem dała ją Małgosi. Wiedziałem, że za nic nie wyrzeknę się swojej córki. Nie było mnie przy niej, kiedy się urodziła, ale miałem szansę nadrobić stracony czas.

To dlatego Małgosia i Zuzia zamieszkały na naszym osiedlu, a ja bywałem u nowej sąsiadki praktycznie codziennie. Chciałem widywać Zuzię, pomagać im, być częścią ich życia. I dlatego musiałem w końcu wyznać prawdę Joli. To nie mogło trwać wiecznie. Tyle że Jola też poznała Małgosię i… zaprzyjaźniła się z nią.

– Zaprosiłam ją na grilla – oznajmiła raz wróciwszy ze spaceru z psem. – Ta mała jest taka kochana. Nagle posmutniała.

Pogłaskałem ją po włosach, ale na jej twarzy wciąż malował się ból. Wiedziałem, o czym myślała. Rozmawialiśmy znowu o tym niedawno. Powiedziała wtedy:

– Przeżyłam żałobę z powodu tego, że nigdy nie zostanę matką, ale muszę jeszcze przeżyć żałobę, że nie będę babcią… Boże, tak bardzo chciałabym mieć kiedyś wnuki…

– Przestań, jesteś za młoda na wnuki – próbowałem ją pocieszyć, ale tylko spojrzała na mnie załzawionymi oczami.

Kiedy powiedziałem Marcie o grillu, musiałem odsunąć telefon od ucha.

– Oszalałeś? – wrzasnęła. – Nie widzisz, co się dzieje? Przecież to się za chwilę wyda! Przysięgam, że jeśli nie powiesz Joli sam i to jak najszybciej, to…

– Daj spokój – wpadłem jej w słowo. – Powiem jej. Dzisiaj. Nie byłbym w stanie wysiedzieć na tym grillu…

Kiedy wróciłem z pracy, Jola drzemała na kanapie

Usiadłem obok niej i zapytałem, co myśli o Małgosi.

– Jest miła – odparła zdziwiona. – Dlaczego pytasz?

– Chodzi o to… – zaciąłem się. – Ona… to nie przypadek, że tu zamieszkała… Ja… Ona… Zuzia…

Joli najpierw rozszerzyły się oczy, a po chwili zerwała się z kanapy.

– Co ty chcesz mi powiedzieć? – wyszeptała w napięciu.

– Miałem romans… – przełknąłem ślinę. – I tak, to moja córka. To ja ją tu sprowadziłem, nie miała pracy, mieszkała w biedzie…

Jola była zszokowana. Ale poza szokiem, na jej twarzy pojawiła się pogarda.

– Ona ma dwadzieścia dwa lata – wyszeptała gniewnie. – A Zuzia cztery! Coś ty zrobił, Jarek? Miałeś romans z nastolatką?

I nagle dotarło do mnie, co ona zrozumiała.

To nie tak! To nie Zuzia jest moją córką, tylko Małgosia! Poznałem jej matkę, kiedy jeszcze nie byliśmy małżeństwem, ale już po zaręczynach… Nie miałem pojęcia, że była w ciąży. Małgosia odszukała mnie po jej śmierci. Zuzia to… moja wnuczka.

Jola w końcu doszła do siebie. Wybaczyła mi zdradę z czasów, kiedy sami byliśmy ledwo studentami. Zaakceptowała Małgosię jako moją córkę, a Zuzię jako wnuczkę. Ale nie moją. Naszą. Wiem, jakie mam szczęście. Marta przypomina mi o tym za każdym razem. Mam cudowną, wyrozumiałą żonę, mądrą, dorosłą córkę i wspaniałą wnuczkę o sercu anioła. Nie zasłużyłem na tyle szczęścia, ale zrobię wszystko, by okazało się, że jestem go wart.

Czytaj także:
„Po rozwodzie wszystkie przyjaciółki się ode mnie odsunęły. Bały się, że... ukradnę im mężów"
„Od 20 lat mam kochanki w całej Europie. Myślałem, że Zosia nic nie wie. Miałem ją za głupią gęś”
„Kiedy tata trafił do domu opieki, mama znalazła sobie kochasia. Byłam na nią wściekła. Przecież to zdrada!"

Redakcja poleca

REKLAMA