„Żona wpierw żerowała na mnie, a później na dzieciach. Syn musiał przerwać naukę, żeby zarobić na zachcianki mamusi"

Mężczyzna, który martwi się o dzieci fot. Adobe Stock, thodonal
„Dla mojej byłej żony liczy się tylko kasa. Zabiera Zuzi wszystkie pieniądze, jakie jej przelewam, a teraz jeszcze wysyła syna za granicę. Pazerny babsztyl! Ale najgorsze, że nawet nie pomyśli, że krzywdzi w ten sposób własne dzieci…”.
/ 29.09.2021 15:52
Mężczyzna, który martwi się o dzieci fot. Adobe Stock, thodonal

Mój ślub z tą kobietą był nieporozumieniem, teraz to wiem. Ale kiedy zaszła w ciążę, wydawało mi się, że powinniśmy się pobrać. I do końca życia będę tego żałować. Naprawdę myślałem, że wszystko jakoś się ułoży, że uda nam się stworzyć prawdziwą rodzinę. Już nawet nie chodziło o mnie, tylko o dzieciaki.

O Zuzę, która urodziła się z lekkim upośledzeniem, i o Krzysia. Gdyby nie oni, odszedłbym od Magdy już dawno temu. Ale dobrze ją znałem, wiedziałem, że będzie mi utrudniać kontakt z dzieciakami tylko po to, żeby zrobić mi na złość. Doskonale wiedziała, jak mi na nich zależy. Zaciskałem więc zęby, godziłem się na wszystkie upokorzenia i tyrałem jak wół.

Bo moja żona maniery ma jak przekupka, za to wymagania jak księżniczka! Ciągle było jej wszystkiego mało, i w efekcie pracowałem na dwóch etatach. Ona jest pomocą dentystyczną. Nie mówię, że to żadna praca, ale przecież nie dźwiga worków z kartoflami. A tak się zachowywała, jakby nie wiadomo, co robiła. Zawsze zmęczona, niezadowolona, narzekająca. A przecież to ja tyrałem 12 lub 14 godzin dziennie, ja robiłem zakupy i gotowałem!

Nie powiem, dziećmi się zajmowała, chociaż córce poświęcała zbyt mało czasu. Zuzia na skutek komplikacji przy porodzie ma lekki niedowład lewej strony ciała i delikatne upośledzenie. Gdy chodzi, troszkę powłóczy nogą, a ręka nie jest całkiem sprawna. No i niestety, nie do końca radziła sobie w zwykłej szkole, więc chodziła do specjalnej. Wiem, że terapia i rehabilitacja są ważne, więc cały czas pilnowałem Magdy, żeby ją zawoziła na zajęcia, ćwiczyła z nią w domu, kupowałem sprzęt.

Ale co ja mogłem, sk​oro cały dzień mnie nie było?

A moja żona wolała czytać durne harlequiny albo oglądać telewizję. Jestem pewny, że gdyby bardziej przykładała się do ćwiczeń z Zuzią, córka byłaby dziś o wiele sprawniejsza. Ale ja w ogóle miałem niewiele do powiedzenia. Byłem od zarabiania pieniędzy, reperowania różnych rzeczy w domu, gotowania obiadów i wożenia mojej teściowej do nas i z powrotem.

Obydwie z Magdą traktowały mnie jak popychadło. Jakbym ja był z niżu społecznego, a ożenił się z jakąś księżniczką! A jeżeli już w tych kategoriach myśleć, to było raczej odwrotnie. To ja mam szlacheckie korzenie w tej rodzinie… Może to zubożała szlachta, ale fakt pozostaje faktem.

Nie wahałem się ani chwili. Wyjechałem

Kłóciliśmy się ciągle. Magda wyrzucała mnie z domu, krytykowała, a ja to wszystko znosiłem ze względu na dzieciaki. Jednak kiedy Zuzia skończyła 18 lat, powiedziałem: „dość”. Akurat dostałem propozycję pracy w Krakowie. Trochę lepiej płatnej, a przede wszystkim rozwojowej. Nie wahałem się ani chwili. Złożyłem pozew rozwodowy i wyjechałem.

Magda oczywiście wpadła w szał. Obwiniała mnie, oczerniała przed dziećmi, w sądzie wygadywała niestworzone rzeczy. Na szczęście pani sędzia była rozumna, przejrzała moją żonę. Orzekła rozwód z winy obojga, i alimenty na Zuzię i Krzyśka w takiej kwocie, w jakiej ja zaproponowałem. Magda wymieniła tak astronomiczną sumę, że sędzia aż spojrzała na nią z politowaniem.

Zuzię chciałem zabrać ze sobą. Akurat kończyła liceum specjalne i było wiadomo, że potem nie znajdzie pracy. A w naszej mieścinie możliwości nie ma zbyt wiele. W Krakowie na pewno jest lepiej, co miasto to miasto. Ale Magda się nie zgodziła.

– Nie ma mowy – powiedziała. – Zostaje ze mną. Wiem, że chcesz się wykpić od alimentów. Nic z tego!

– Zgłupiałaś? Ty naprawdę niczego nie widzisz poza pieniędzmi?! – sam nie wierzyłem w to, co słyszę.

Nie chciała ze mną jednak rozmawiać. Co gorsza, zdawałem sobie sprawę, że Zuzia potrzebuje tych pieniędzy, chociaż właściwie kończy już szkołę i prawnie będę za chwilę zwolniony z płacenia na nią. Ale przecież moja córka nie znajdzie pracy, a Magda nic jej nie da, żadnego kieszonkowego.

Otworzyłem więc córce konto. Istniało spore prawdopodobieństwo, że Magda położy na nim łapę, ale co miałem robić? Pozostało mi tylko mieć nadzieję, że przynajmniej Zuza będzie miała lepsze ciuchy czy jedzenie. 

Wyjechałem do Krakowa i zacząłem się urządzać. Miałem szczęście, bo jakiś krewny mojej ciotki wyjeżdżał na kilka lat za granicę. Nie chciał wynajmować obcym, wolał rodzinie, tylko za opłaty. W ten sposób nie musiałem się martwić o lokum. Miałem dwa pokoje do własnej dyspozycji.

I wkrótce okazało się, że dobrze

Nie minęło kilka miesięcy, a Krzysiek do mnie zadzwonił. Miał problemy w szkole, nie zdał. Magda z babcią ciosały mu z tego powodu kołki na głowie, a on był bliski paranoi. Miał 17 lat, to trudny wiek, więc bałem się o niego. Zapytałem syna, czy chciałby przyjechać do mnie i tu chodzić do szkoły. O mało nie ogłuchłem, tak krzyknął z radości w słuchawkę!

Czekała mnie przeprawa z Magdą. Była wściekła na Krzyśka, bo oczywiście nie chciała się rozstawać z alimentami. Ale postawiłem na swoim. Krzysiek nie pozostawił jej wyboru. Po prostu spakował się i przyjechał do mnie. Nie było łatwo znaleźć mu tu szkołę, ale jakoś się udało. Wybrał zawodówkę, chociaż przez długi czas namawiałem go na technikum.

– Zdaj maturę, chłopie – tłumaczyłem. – To się kiedyś przyda.

Ale jak tu z młodym gadać? Uparł się. Mimo wszystko w szkole był prymusem, zajęcia praktycznie też zaliczał na piątki. Szkołę skończył i stanęliśmy przed dylematem – co dalej?

– Idziesz do roboty – stwierdziłem i nawet mu załatwiłem pracę u znajomego mechanika.

Dopiero wtedy mój syn się przekonał, że praca bez papierków jest ciężka i bardzo słabo płatna. Wyszukał więc sobie jakąś szkołę i stwierdził, że zaczyna od lutego. I wtedy moja była zażądała, żeby Krzysiek wracał. Właściwie nie zażądała, ale zastosowała szantaż emocjonalny. Zawsze miała kłopoty z krążeniem i teraz zaczęła się żalić synowi, że samej jest jej ciężko, nie daje rady i potrzebuje pomocy. Biedaczka nie ma nawet z kim jeździć do lekarza, a dla niej to niebezpieczne.

Próbowałem delikatnie wytłumaczyć Krzyśkowi, że to nie do końca prawda. Magda nie jest aż tak chora! Poza tym ma mamę, Zuzię, znajomych. Nie mogłem jednak za bardzo jej krytykować – w końcu to matka Krzysia, a ja już dawno postanowiłem, że nie będę wylewał naszych brudów przed dzieciakami. Dobrze wiedziałem, że Magdzie chodzi tylko o pieniądze. Krzysiek skończył szkołę, mógł iść do pracy i dawać jej kasę. I tylko to ją interesowało, ale przecież nie mogłem mu tego powiedzieć!

Pojechał więc, a ja tylko poprosiłem go, żeby nie zapomniał o szkole. Bo skoro już postanowił zrobić maturę, to niech się tego trzyma. 

W ogóle nie myśli o jego przyszłości

Rzeczywistość nie była tak różowa, jak oboje z Magdą sobie to wyobrażali. Po pierwsze w naszym miasteczku ciężko o pracę i Krzysiek przez dobre półtora miesiąca był na utrzymaniu matki. Prosił mnie nawet o wsparcie i wyczytałem pomiędzy wierszami, że nie jest dobrze i musi wysłuchiwać pretensji. Ja to dobrze znałem, niestety…

Ze szkołą też było trudniej. Co weekend musiał dojeżdżać sporo kilometrów, a na to potrzeba przecież czasu i pieniędzy. No i determinacji, a z tym u młodego pokolenia ciężko. Niestety, miał chłopak pecha. Co znalazł pracę, to go z niej wywalali. Z jakiegoś powodu nigdzie nie mógł się zaczepić na dłużej. Aż w pewnym momencie dostał od kumpla ofertę pracy za granicą.

Ani on, ani ja nie byliśmy do tego przekonani. Ja chciałem, żeby najpierw skończył szkołę, on martwił się, bo przecież musiałby zostawić mamę. Ale wtedy nagle okazało się, że to nie jest problem!

– Wiesz, mama mówi, żebym jechał, że poradzi sobie bez mnie – zadzwonił do mnie któregoś dnia. – Nawet mnie do tego namawia…

– A szkoła? – zapytałem. – To jest przecież teraz najważniejsze.

– No wiem… Może jak wrócę, to się uda? – westchnął mój syn.

– A skąd wiesz, jak to będzie, kiedy wrócisz? Krzysiek, ja bym ci radził przemyśleć to wszystko. Pomęcz się jeszcze przez rok. Zarabiasz grosze, ale jakoś dasz radę. A z maturą to już będzie inaczej…

Niestety, moja była żona na miejscu miała większy wpływ na syna. Siłę perswazji nie do pokonania. Ja oczywiście wiedziałem, o co chodzi – o kasę. Tu Krzysiek zarabiał marnie, za to tam dostawałby euro.

Jestem na nią wściekły. Nie obchodzi ją, czy jej dziecko będzie miało wykształcenie. Wiadomo, że teraz za granicą znajdzie robotę, ale za kilka lat, co? Bez papierka będzie harował jak wół! Ale nie, ona oczywiście myślała tylko o pieniądzach. I nagle okazało się, że wcale nie potrzebuje pomocy…

Gdyby dzieciaki były ze mną, miałyby lepiej. Krzysiek właśnie uczyłby się do matury. Dopilnowałbym tego. Zuzia miałaby na pewno wsparcie w jakiejś fundacji. Sprawdziłem to, i wiem, że w Krakowie jest wiele możliwości rozwoju i rehabilitacji. Być może nawet udałoby się znaleźć dla niej jakąś pracę? Ale co ja mogę, skoro dla mojej żony liczy się tylko kasa. Kiedyś ja ją przynosiłem do domu, dziś muszą to robić dzieciaki. Zabiera Zuzi wszystkie pieniądze, jakie jej przelewam, a teraz jeszcze wysyła syna za granicę. Pazerny babsztyl! Ale najgorsze, że nawet nie pomyśli, że krzywdzi w ten sposób własne dzieci…

Czytaj także:
„Wszyscy hejtują nasz związek. Jakub jest 10 lat młodszy i studiuje filozofię, ja jestem dyrektorką w banku”
„20 lat toczyłam wojnę z wredną sąsiadką. A potem dowiedziałam się, że straciła męża i syna w wypadku”
„Stefan był cudowny. Czułam, że mnie kocha, ale mojego syna traktował jak psa. Kiedy go uderzył, kazałam mu się wynosić”

Redakcja poleca

REKLAMA