„Żona myśli że moje zamiłowanie do hazardu to tylko niegroźne hobby. Gdyby wiedziała, jak to wygląda, zmieniłaby zdanie”

gra w pokera fot. Adobe Stock, Studio Romantic
„Ostatnio opuściła mnie dobra passa, tak się zdarza. Wyczyściłem konto, z którego korzystała Irenka, zostawiając jej drobną sumę na zakupy. Dopóki sklepowy terminal nie odrzuci transakcji, żona nie zainteresuje się, na ile opiewa bankowy rachunek. Taka już jest, nie ciekawią jej szczegóły”.
/ 17.10.2022 19:15
gra w pokera fot. Adobe Stock, Studio Romantic

Każde wieczorne wyjście poprzedza mały rytuał. Szykuję się jak na wesele. Fryzura, eleganckie ubranie, drogie, szyte na zamówienie buty. Do obowiązkowego rynsztunku należał też dobry zegarek, ale chwilowo musiałem się go pozbyć. Dobrze, zastawić. Ale odzyskam go, jak tylko się odegram. Trzeba wierzyć w swoje zwycięstwo, albo jest się wojownikiem, albo nie. Ja jestem, nigdy nie odpuszczam. Życie to emocje, bez nich nie żyję, dlatego gram. Hazardowo, bo inaczej nie ma to przecież sensu.

Postawione sumy wprowadzają dodatkowe napięcie, ale nie tylko o pieniądze chodzi. W kasynie albo przy pokerowym stole jestem silnym psychicznie facetem, którego nic nie złamie. Taki jestem naprawdę, ale tylko w trakcie gry czuję to całym sobą. To jest właśnie mój sposób na życie – emocjonalna huśtawka, raz w górę, raz w dół, z dreszczykiem. Nie zliczę, ile razy byłem pod wozem, ale zawsze umiałem się wykaraskać. Przychodziła duża wygrana albo pożyczałem pieniądze od kolegów. Mam opinię rozsądnego hazardzisty. Rodzina i znajomi są pewni, że nie popełnię głupstwa.

Żona nie pyta o szczegóły, ważne, że mamy kasę

Nigdy nie zastawiłem firmy, chociaż zdarzało mi się zachwiać jej płynnością finansową, tylko że oni o tym nie wiedzą. Śpią spokojnie, traktując mój pociąg do gry jako ekstrawaganckie hobby. W pewnym sensie tak jest, chociaż na rozsądek przy stoliku trudno liczyć, on wtedy zamiera, ustępując zgoła innym uczuciom: adrenalinie i poczuciu mocy.

Kiedy krupier puszcza w ruch ruletę albo wyciąga kolejną kartę w blackjacku, przez moment jestem panem świata. Wygrana jest o krok i nie są to małe pieniądze. Drogie jachty, ekskluzywne limuzyny, piękne kobiety, cały ten świat blichtru, którego na co dzień wcale nie pożądam, staje mi przed oczami, wywołując gęsią skórkę. 

I jak tu nie grać? Za nic nie pozbawiłbym się takich emocji, po prostu nic nie może ich zastąpić. Alkohol, używki, wyrafinowany płatny seks z atrakcyjnymi dziewczynami? Próbowałem, nie o to chodzi. Brakowało mi drżącego oczekiwania na wynik, sekund wypełnionych snami o potędze. Bo jak już wygram…

Znam takich, których hazard wyssał i wypluł na margines. Zostali sami, opuszczeni przez rodzinę, z ogromnymi długami i poczuciem klęski. Dwa razy w tygodniu zapełniają „jaskinię”, jak nazywają salę, w której się spotykają. Wspólnota Anonimowych Hazardzistów. Żałosne, nawet tam szukają znajomych elementów z dawnego życia.

Mnie to nie dotyczy, nie jestem nieudacznikiem. Mam jaja, jak prawdziwy mężczyzna biorę na klatę niepowodzenia, starając się je przekuć w wygraną. Jak to mówią: „Jedne drzwi się zamykają, drugie otwierają”, zawsze jest kolejna szansa. Gdybym w to nie wierzył, już dawno bym się załamał.

Ostatnio rzeczywiście opuściła mnie dobra passa, tak się zdarza. Wyczyściłem konto, z którego korzystała Irenka, zostawiając jej drobną sumę na zakupy. Dopóki sklepowy terminal nie odrzuci transakcji, żona nie zainteresuje się, na ile opiewa bankowy rachunek. Taka już jest, nie ciekawią jej szczegóły. Wie, że nigdy jej nie zawiodłem, zarabiam na rodzinę, nigdy nie musiała się o nic martwić. Jej i chłopcom niczego nie brakuje, chociaż czasem, Bóg mi świadkiem, nie wiedziałem, czym łatać dziury w budżecie. Ale jakoś to szło, lepiej lub gorzej, zawsze do przodu, czasem nawet całkiem dobrze.

Jeden wieczór w kasynie może ustawić człowieka na długo. Dzięki wygranej w pokera kupiłem kiedyś mieszkanie! Już dawno je sprzedałem, musiałem. Wyjaśniłem żonie, że to element gry rynkowej, lokale podrożały, więc zarobimy na transakcji. Przyjęła wyjaśnienie za dobrą monetę, jak zawsze. Jest naprawdę rozczulająca w swojej niewiedzy, ale to dobrze. Nie robi problemów, awantur, nie przeszkadza, a ja i tak zawsze spadam na cztery łapy.

Nikt nie rozumie mojej pasji

Teraz też tak będzie, trzeba wierzyć w szczęście, bo inaczej obrazi się i odwróci. Jak zwykle przed wyjściem: nienaganna fryzura, jedwabna koszula, garnitur od dobrego krawca. Niby tak niewiele, a ważne. Luksus przyciąga luksus, pieniądz garnie się do pieniądza. Gracze są przesądni, każdy ma jakiś talizman. Moją zbroją jest elegancki wizerunek. Czy to pomaga? Na pewno nie szkodzi, więc co komu do tego.

W ostatnim czasie sporo przegrałem, ale to nic, odrobię straty, jak nie dziś, to jutro. Wystarczy jeden dobry „strzał”, szczęśliwa chwila, dobry układ kart i już. To właśnie jest magia gry, nie trzeba mozolnie wykuwać sukcesu, pracować w pocie czoła, zbierać grosz do grosza. Panem świata, niekwestionowanym zwycięzcą zostaje się w jednej chwili – wóz albo przewóz, jak mawiają.

– Jesteś naprawdę pewien, że kontrolujesz pociąg do gry? – napadł na mnie ostatnio kolega.

Denerwujący typ. Spytałem, czy nie pożyczyłby mi paru złotych, a on od razu zaczął mnie pouczać.

– Życie to gra, w pełni je kontrolujesz? – odparłem, jednocześnie skreślając go w myślach z listy znajomych, na których mogę liczyć.

– Pytam, bo widzę, że brakuje ci kasy, ale jakoś nie widzę, żebyś zamierzał zrezygnować z ulubionego zajęcia – powiedział.

– A ty co? Zostałeś księdzem, mam się przed tobą spowiadać? Wszystko jest dla ludzi, wiesz, że potrafię wyciągnąć z gry więcej, niż ty zarabiasz – dodałem.

Ile przegrałeś?

– Nie pozwalasz sobie za bardzo?

– Zgaduję, że sporo – kontynuował niezrażony. – Nie szkoda ci z trudem zarobionej forsy? Jakbyś wyrzucił banknoty przez okno.

– I tym się właśnie różnimy. Nie masz za grosz fantazji, trudno ci będzie zrozumieć, że dla mnie kasa to nie cel, tylko środek. Gram, bo lubię.

– Irenka wie?– nie odpuszczał.

– O tym, że gram? Jasne, od lat.

Orientuje się w waszej sytuacji finansowej? – dopytywał.

– A tobie co do tego?

– Sorki, przesadziłem, ale to z troski. Naprawdę niepokoję się o ciebie.

Darowałem chłopu, bo miał dobre intencje. Wirtuoza gry, a za takiego się uważam, przeciętny zjadacz chleba nie zrozumie.

Już gdy siadam do kart, mój puls przyspiesza

Miałem kilka godzin, żeby pożyczyć jakieś pieniądze. Wieczorem byłem umówiony na pokera z graczami, którzy lubili wysokie stawki i ryzyko, sytuacja była dla mnie wręcz idealna. Jak dobrze pójdzie, odegram się z przytupem. Tym razem ściągnąłem forsę z firmowego konta, wierząc, że jutro je uzupełnię. Następnego dnia powinienem zrobić kilka przelewów, płatności dla dostawców nie mogły czekać. To nie były instytucje charytatywne, chcące kredytować moją działalność. Ale to dopiero jutro. Dzisiaj czekała mnie rozgrywka na najwyższym poziomie.

Spotkanie było prywatne, zapraszał mecenas, który często organizował grę przy karcianym stoliku. Zapraszał wyłącznie sprawdzonych graczy, pokerowe rozgrywki są u nas nielegalne, musiał być pewien dyskrecji swoich gości. Siadając przy stole, czułem znajomy skok adrenaliny i motyle w brzuchu. Uczucie z niczym nieporównywalne, chyba że z pierwszą randką.

Krupier rozdał po dwie karty, włożyliśmy do puli stawki w ciemno. Gra się zaczęła. Spojrzałem na układ, który dostałem, był niezły, można było rozgrywać bardziej agresywnie. Podbiłem stawkę. Gra była ostra, mecenas lubił balansować nad przepaścią, więc mu to umożliwiłem. Mając dobre karty, czyli silną rękę, obrałem strategię wolnego rozgrywania, tak aby skłonić graczy ze słabymi układami do próby blefowania w rozdaniu. Czułem, że fortuna znów się do mnie uśmiecha, szedłem na pewniaka po swoje. Licytacja, wyłożenie kart wspólnych, kolejna licytacja.

Większość graczy szła va banque, suma w puli urosła niebywale. Cały czas zachowywałem spokój, obliczając karty i ich prawdopodobne układy w ręku przeciwników. Nigdy nie miałem z tym problemu, to taki mój mały dar – albo ktoś go posiada, albo nie.

Nie mogę się doczekać następnej gry

– Pas – powiedział przegranym głosem pierwszy gość mecenasa.

– Sprawdzam – rzuciłem, starając się nie dać po sobie poznać, że jestem zdenerwowany.

– Podbijam – odparł mecenas, który się nie poddawał.

Spojrzał na mnie szybko, przenikliwym i zawziętym wzrokiem. Domyślałem się, że nie ma w ręku nic godnego uwagi, dlatego tym bardziej podziwiałem jego waleczność i wytrwałość w grze.

– Wyrównuję.

W końcu udało mi się go sprawdzić, tak jak myślałem, nie miał zbyt dobrego układu kart.

– Gratuluję, pobił nas pan bezapelacyjnie – powiedział mecenas.

Potrafił zachować się jak dżentelmen, mimo wyraźnego rozczarowania przebiegiem partii. Zgarnąłem pieniądze ze stołu.

– Sporą sumę dziś pan wynosi – zauważył gospodarz. – Mam nadzieję, że pozwoli się pan odegrać? – zapytał, gdy wszyscy zbieraliśmy się już do wyjścia.

– Oczywiście, to pański przywilej – ukłoniłem się, a następnie pożegnałem z mecenasem i pozostałymi pokerowymi graczami.

Pieniądze nie są dla mnie najważniejsze, ale ta wygrana ustawiła mnie na jakiś czas. Wyrównałem defraudację, której się dopuściłem na firmowym koncie, zasiliłem konto Irenki. Odetchnąłem z ulgą, znowu mi się udało. Nie mogę się już doczekać kolejnej rozgrywki u mecenasa. Ciągnie mnie do ryzyka. Taki już jestem, nic na to nie poradzę.

Czytaj także:
„Latami kochałem się w swojej studentce, ale nie byłem w stanie zdradzić żony i poddać się uczuciu. Do czasu…”
„Gdy podjąłem najtrudniejszą decyzję w moim życiu, moja babcia płakała, jakbym umarł. Nie było mi jej żal, liczyła się miłość”
„Dziewczyna kisła ze złości, że nie rozpaczam po naszym rozstaniu. Myślała, że będę błagał o szansę, a ja szybko się pocieszyłem u innej”

Redakcja poleca

REKLAMA