„Żona mówiła, że brzydzi się roboty na wsi. Nie przeszkadzało jej za to brykanie na sianie z sąsiadem zza płotu”

smutny mężczyzna fot. Getty Images, Johner Images
„Marta i Jan, nasz sąsiad zza płotu, leżeli na łóżku. Marta miała na sobie jedynie koszulkę nocną, a Jan był nago. Ich zachowanie było intymne i przytłaczające. W tej chwili trudno było uwierzyć własnym oczom”.
/ 10.10.2023 19:15
smutny mężczyzna fot. Getty Images, Johner Images

Wyprowadzka z miasta na wieś nie była dla nas łatwa. Mnie bardzo zależało na tym, żeby wreszcie rozpocząć nowe lepsze życie blisko przyrody i w zgodzie z naturą. Moja żona początkowo też tego chciała, ale potem zaczęła mieć coraz więcej wątpliwości. Koniec końców, nie garnęła się do roboty, za to przyprawiła mi rogi!

Wszystko wydawało się idealne

Postanowiliśmy zmienić nasze życie i przenieść się z zatłoczonego miasta na spokojną wieś. Marzyliśmy o tym od dawna. Miejski hałas i tłumy ludzi już od jakiegoś czasu przytłaczały naszą rodzinę. Pierwsze miesiące w nowym miejscu były niesamowite.

Dom na wsi był przestronny, otoczony zielenią, a wokół rozciągały się malownicze pola i lasy. Nasze dzieci cieszyły się, biegając po ogrodzie i zbierając dzikie kwiaty. Marta i ja chodziliśmy na długie spacery, delektując się świeżym powietrzem i spokojem. Wszystko wydawało się idealne. Do czasu.

Problemy zaczęły się wtedy, gdy na nasze gospodarstwo przyjechały pierwsze zakupione u gospodarzy zwierzęta: świnie, kury, gęsi. Nagle okazało się, że całym tym inwentarzem trzeba się zająć. A to dopiero początek wyzwań! Bo przecież wokół był jeszcze ogród, niewielki sad, a w przyszłości pasieka. Mieszczuchy takie jak my musiały się przestawić na zupełnie nowy tryb życia. Pobudka o piątej, i nie ma zmiłuj się!

Marta, która wcześniej entuzjastycznie podchodziła do pomysłu życia na wsi, zaczęła narzekać na pracę na gospodarstwie. Mówiła, że brzydzi się robotą na wsi, że to zbyt trudne, brudne i czasochłonne. Obawiała się ciężkiej pracy na roli i opieki nad zwierzętami.

Myślałam, że mi pomoże

— Andrzej... Daj spokój, to nie dla mnie. Zobacz, jaki usyfiony ten chlewik, że ja niby mam to sprzątać? — mówiła mi, gdy obydwoje robiliśmy obchód naszego nowego gospodarstwa.

— Kochanie, wiedziałaś, na co się piszesz — westchnąłem.

— Ale no daj spokój! Nie widziałam, że będzie aż tak źle — mówiąc to, zatykała nos z obrzydzenia.

Nie ukrywam, że byłem zniesmaczony i niemile zaskoczony.

— To co, nagle się wycofujesz? Wracamy do bloku i do dwóch pokoi z kuchnią?

— Daj spokój, nie o tym mówię. Oczywiście, że nie chcę wracać, ale... To wszystko tak naraz. Jestem przytłoczona, wiesz?

To powiedziawszy, odwróciła się i poszła do domu leżeć na kanapie. Mruknąłem pod nosem niezadowolony. „Świetnie — pomyślałem. — Zanosi się na to, że wszystko to będzie na mojej głowie”. A potem zacząłem robić porządki w kurniku.

Starałem się pocieszyć moją żonę i  zachęcać do podejmowania działań, mówiąc, że to tylko kwestia przyzwyczajenia, że z czasem na pewno polubi życie na wsi tak samo jak ja. Ja w pełni oddałem się nowemu trybowi życia i wyrobiłem sobie już schemat pracy.

Oprócz oporządzania zwierząt i sadzenia pierwszych swojskich warzyw pomagałem też sąsiadowi zza płotu, Janowi. To był sympatyczny i nieco starszy od nas pan, który przyjął mnie z otwartymi ramionami. Razem pracowaliśmy na polu, sialiśmy ziarno, kosiliśmy trawę, a ja pochłaniałem nowe umiejętności jak gąbka.

Chciałem jak najwięcej się od niego nauczyć, by w przyszłości móc podobne rzeczy robić u siebie. Martę to jednak nie przekonało. Zamiast tego, zaczęła spędzać coraz więcej czasu z Janem. Zauważyłem, że rozmawiali ze sobą coraz częściej, a ich stosunek wydawał się bardziej osobisty w porównaniu z tym, czego zwykle oczekuje się od kontaktów z sąsiadami. Marta wyjaśniła mi, że czuła się samotna i że Jan był dla niej wsparciem.

— On mnie rozumie, bo sam kiedyś tez przyjechał na wieś z miasta i był tak samo zagubiony. Co innego ty, Andrzej, ty od samego początku wiesz, czego chcesz.

Zrobiło mi się przykro:

— Sądziłem, że chcesz tego samego, co ja.

— Chciałam, ale mnie to przerosło. A Janek... On jest inny, on...

— ... nie jest twoim mężem — przerwałem jej, a ona chyba zauważyła, że chcę w ten sposób uciąć rozmowę.

Otwarcie pokazywałem, że jestem zazdrosny. Niestety, wkrótce okazało się, że to wsparcie było czymś więcej niż tylko przyjacielskim gestem.

To, co zobaczyłem, wyrwało mnie z butów

To było letnie popołudnie, kiedy wracałem z długiego dnia pracy na polu. Słońce już zaczynało chylić się ku zachodowi, a niebo przybierało odcienie pomarańczy i różu. Cały dzień zajmowaliśmy się koszeniem trawy, a ja byłem zmęczony, ale zadowolony z dobrze wykonanej pracy. Miałem nadzieję, że wracając do domu, zastanę Martę i nasze dzieci, które na pewno czekały na kolację.

Kiedy zbliżałem się do naszego domu, zauważyłem, że okno sypialni jest uchylone. To było dziwne, ponieważ Marta zawsze zamykała je ostrożnie, aby zapobiec dostawaniu się owadów do środka. Czując niepokój, podszedłem cicho do okna i spoglądałem do środka.

Marta i Jan, nasz sąsiad zza płotu, leżeli na łóżku. Marta miała na sobie jedynie koszulkę nocną, a Jan był nago. Ich zachowanie było intymne i przytłaczające. W tej chwili trudno było uwierzyć własnym oczom. I to wszystko, gdy ja byłem niedaleko, a dzieci są w domu?! Poczułem mdłości.
Miałem się ochotę na niego rzucić z łapami. Powstrzymywała mnie tylko obecność dzieci w domu

Ogarnęła mnie fala szoku i złości. Nie wiedziałem, co mam zrobić. Cichutko wróciłem na zewnątrz i schowałem się za rogiem, próbując zrozumieć, co właśnie się stało. Moje serce biło jak oszalałe, a myśli szalały w mojej głowie. Jak to mogło się stać?!

Po jakimś czasie  postanowiłem jednak wrócić do domu. Kiedy otworzyłem drzwi, znalazłem Martę i Jana ubranych i siedzących przy stole w kuchni. Ich twarze były czerwone ze wstydu, a atmosfera w pokoju była napięta i niezręczna.

— Co ty tu robisz, Janie? — zapytałem jakby niczego nieświadomy, chociaż w środku gotowałem się ze złości.

— Już się zbieram. Przyszedłem tylko na chwilę, pożyczyć cukru.

Prychnąłem pogardliwie:

Czasem trzeba sobie czymś, życie osłodzić, prawda? — zabrzmiałem chyba trochę agresywnie i Jan wyraźnie się zmieszał.

Wstał i powiedział: — Pójdę już. Zasiedziałem się.

— Zgadzam się — odpowiedziałem pełen przekory i puściłem go bokiem, chociaż miałem się ochotę na niego rzucić z łapami. Powstrzymywała mnie tylko obecność dzieci w domu.

Znalazła sobie pocieszenie

Marta wyglądała na zszokowaną i widać, że zabrakło jej języka w gębie
Gdy zostaliśmy sami, Marta wybuchła płaczem. Chyba tego wszystkiego już powoli nie wytrzymywała.

— Ja cię przepraszam, Andrzej, tak bardzo cię przepraszam — łkała histerycznie po tym, jak już zamknęła drzwi kuchni i upewniła się, że w pobliżu nie ma naszych pociech.

Podeszła do mnie, ale ja się odsunąłem. Nie chciałem teraz nawet na nią patrzeć.

— Czuję się tu tak bardzo samotna, taka nieszczęśliwa...

— I dlatego szukasz szczęścia gdzie indziej?

— To nic takiego, ja nic nie...

— Widziałem was.

Marta wyglądała na zszokowaną i widać, że zabrakło jej języka w gębie. Nie było czego tłumaczyć, wszystko było jasne jak słońce. Te wszystkie jej późniejsze tłumaczenia, płacze i wymówki nie miały dla mnie już żadnego znaczenia. Moje marzenia o spokojnym życiu na wsi zostały zrujnowane. Zaufanie do Marty zostało zachwiane, a związek wpadł w kryzys. To był moment, który zmienił nasze życie na zawsze i skomplikował naszą przyszłość.

Nie wiem, jak teraz będzie wyglądać przyszłość. Czy moja żona przeprowadzi się z dzieciakami z powrotem do miasta, a ja zostanę z tym wszystkim sam? Czy pogodzimy się, a może rozwiedziemy? Mówią, że czas leczy rany. Zobaczymy. Jedno wiem na pewno: już nic nigdy nie będzie takie samo, jak kiedyś.

Czytaj także:
„Mimo choroby nie chcę od razu kłaść się do trumny. Mąż się mnie wstydził, więc zostawiłam go dla innego”
„Rodzice zabronili mi związku z dzieciatym rozwodnikiem. Zrobiłam to, bo nie chciałam w domu awantur”
„Koleżanka wskoczyła do łóżka mojemu ojcu i umilała mu czas swoim ciałem. Zgred miał rozrywkę, a mnie to obrzydzało”

Redakcja poleca

REKLAMA