„Żona mojego kochanka miała nad nim pełną kontrolę. Pozwalała mu na kolejne romanse, byle trzymać łapę na jego kasie”

kobieta w biurze fot. Getty Images, Anna Bizon
„– Chcę cię uświadomić, kochana. Robert może mieć swoje romanse, pod jednym warunkiem: żadnych dzieci i żadnych rozwodów. To nasza umowa. Ty ją złamałaś”.
/ 13.01.2025 19:00
kobieta w biurze fot. Getty Images, Anna Bizon

Robert pojawił się w moim życiu, gdy najbardziej potrzebowałam stabilności. Pracując w jego firmie, zyskałam coś, co wydawało się początkiem nowego rozdziału. Był charyzmatyczny, opanowany, zawsze wiedział, co powiedzieć. Dla wielu był niedostępnym szefem, ale ja widziałam w nim coś więcej.

To nie był tylko romans

Z początku był po prostu miły. Krótkie rozmowy w kuchni, spojrzenia, które trwały ułamek sekundy za długo. A potem nagle poczułam, że jestem dla niego kimś więcej niż tylko jedną z pracownic. Jego słowa były ciepłe, a gesty wyważone, choć niosły obietnicę czegoś więcej.

– Zasługujesz na więcej – powiedział pewnego dnia w swoim gabinecie. – Na kogoś, kto dostrzeże twoją wartość.

Nie wiedziałam, że te słowa wkrótce doprowadzą mnie na skraj upadku. Wszystko zaczęło się niewinnie. Robert zaprosił mnie na kolację, mówiąc, że chce omówić nowy projekt. Siedzieliśmy przy stoliku w restauracji, a on mówił o moich osiągnięciach w pracy, komplementując mnie w sposób, który przyprawiał mnie o dreszcze.

– Jesteś niezwykła – powiedział, gdy kelner podał deser. – Nie każdy to widzi, ale ja tak.

W tamtym momencie poczułam, że wkraczam na ścieżkę, z której trudno będzie zawrócić. Flirt przerodził się w coś więcej – zaczęliśmy spotykać się regularnie, najpierw w biurze, później poza nim. Robert potrafił sprawić, że czułam się wyjątkowa, jakbym była jedyną osobą, na której mu zależy.
Mimo to w mojej głowie pojawiały się wątpliwości. Wiedziałam, że ma żonę – Annę. Była elegancka, pewna siebie, jakby wyjęta z magazynu o perfekcyjnych życiach. Kiedyś zebrałam się na odwagę, by zapytać:

– A co z Anną?

Robert odłożył widelczyk i spojrzał na mnie poważnie.

– To już przeszłość. Nasze małżeństwo istnieje tylko na papierze – powiedział. – Zajmuję się tym. Musisz mi zaufać.

Chciałam mu wierzyć. Wierzyłam, że mówi prawdę, choć coś w jego głosie wzbudzało niepokój.

Kilka miesięcy później odkryłam, że jestem w ciąży. Początkowo czułam radość. Myślałam, że to wzmocni naszą relację i przyspieszy decyzję Roberta o odejściu od żony. Gdy powiedziałam mu o dziecku, uśmiechnął się, ale w jego oczach widziałam cień wahania.

– To wspaniała wiadomość – powiedział, ujmując moją dłoń. – Obiecuję, że wszystko się ułoży.

Nie wiedziałam, jak bardzo się myliłam.

Byliśmy jego rodziną

Po narodzinach dziecka wszystko zaczęło się zmieniać. Na początku Robert był obecny – odwiedzał mnie, przynosił kwiaty, mówił o naszej wspólnej przyszłości. Ale wkrótce jego wizyty stawały się coraz rzadsze, a rozmowy bardziej zdawkowe.

– Co się dzieje? – zapytałam pewnego wieczoru, gdy w końcu znalazł czas, by przyjść. – Dlaczego cię tu nie ma, gdy cię potrzebuję?

Uniknął mojego spojrzenia.

– Klaudia, wiesz, że to nie jest takie proste. Anna… ona robi wszystko, żeby utrudnić mi życie – powiedział.

– Utrudnić? Przecież mówiłeś, że to przeszłość – przypomniałam, próbując opanować narastającą frustrację.

– Tak, ale potrzebuję czasu. Proszę, zrozum mnie – odpowiedział, dotykając mojej dłoni.

Chciałam zrozumieć, ale wkrótce zaczęłam podejrzewać, że coś jest nie tak. Pewnego popołudnia, gdy próbowałam dodzwonić się do Roberta, ktoś zapukał do drzwi. Ku mojemu zdziwieniu, w progu stała Anna. Była idealna – elegancka, chłodna, z ironicznym uśmiechem, który mroził krew w żyłach. Wsunęła się do środka, jakby to mieszkanie należało do niej.

– Cóż, muszę przyznać, że Robert ma gust – zaczęła, rozglądając się po salonie. – Ale nie sądziłam, że będzie aż tak nieostrożny.

– Czego chcesz? – zapytałam, próbując ukryć drżenie w głosie.

Anna spojrzała na mnie z politowaniem.

– Chcę cię uświadomić, kochana. Robert może mieć swoje romanse, pod jednym warunkiem: żadnych dzieci i żadnych rozwodów. To nasza umowa. Ty ją złamałaś.

– Powiedział, że mnie kocha – odpowiedziałam cicho. – Że chce być ze mną.

Anna parsknęła śmiechem.

– Robert mówi różne rzeczy. Ale nigdy nie mówi prawdy.

Wyszła, zostawiając mnie z dzieckiem i świadomością, że wszystko, w co wierzyłam, było kłamstwem.

Wszystko było tylko grą

Gdy tylko Anna opuściła moje mieszkanie, zadzwoniłam do Roberta. Nie odbierał. W mojej głowie panował chaos. Próbowałam ułożyć sobie w myślach to, co usłyszałam. Po kilku godzinach, gdy w końcu przyszedł, nie mogłam już powstrzymać emocji.

– Jak mogłeś? – zapytałam, gdy tylko zamknął za sobą drzwi. – Dlaczego nie powiedziałeś mi o waszej umowie, o zasadach.

Robert westchnął ciężko i opadł na kanapę.

– Klaudia, to nie takie proste… – zaczął.

– Powiedziałeś, że mnie kochasz. Że Anna to przeszłość. A tymczasem to wszystko było kłamstwem.

– Chciałem, żeby to się udało. Naprawdę – powiedział, patrząc na mnie z czymś, co wyglądało na żal. – Ale nie mogę łamać jej zasad.

– Zasad? – prychnęłam, czując, jak gniew przejmuje kontrolę. – A co z naszym dzieckiem?

Robert spuścił wzrok.

– Klaudia, musisz zrozumieć… Nie mogę ryzykować.

Twoje ryzyko to moje życie!

Robert wstał i spojrzał na mnie z chłodnym spokojem.

– Musimy być rozsądni. W firmie zaczynają szeptać. Może lepiej, jeśli… jeśli znikniesz.

To były jego ostatnie słowa tamtego dnia. Nie walczył, nie próbował naprawić tego, co zniszczył. Po prostu wyszedł.

Nie będę prosić o miłość

Dzień, w którym odeszłam z pracy, był najgorszym momentem mojego życia. Spakowałam rzeczy, unikając spojrzeń współpracowników. Wiedziałam, że plotki o mojej relacji z Robertem krążą po firmie. Jego żona dopilnowała, by wszyscy znali jej wersję wydarzeń. Wieczorem siedziałam z przyjaciółką, próbując zrozumieć, co poszło nie tak. W pewnym momencie powiedziałam coś, co przyszło mi do głowy po raz pierwszy:

– Nie mogę tego tak zostawić. Robert musi odpowiedzieć za to, co zrobił.

– Klaudia, to nie jest dobry pomysł – ostrzegła. – Jeśli zaczniesz grzebać w jego sprawach, możesz sama ucierpieć.

Już wszystko straciłam – odpowiedziałam stanowczo.

Zaczęłam gromadzić dowody. W firmie miałam dostęp do wielu dokumentów, które teraz nabierały sensu. Ukryte transakcje, fałszywe raporty – wszystko zaczęło układać się w obraz manipulacji, które mogły zniszczyć Roberta. Każdą noc spędzałam na analizowaniu danych. Wiedziałam, że ryzykuję, ale nie mogłam już się cofnąć.

Przyszedł dzień, w którym postanowiłam działać. Na zebraniu zarządu przedstawiłam wszystkie dowody. Robert patrzył na mnie z mieszanką gniewu i niedowierzania, gdy opowiadałam o fałszywych zleceniach i nielegalnych operacjach.

– To absurd – rzucił w końcu. – Klaudia robi to z zemsty.

– Moje motywy są nieistotne – odpowiedziałam chłodno. – Fakty mówią same za siebie.

Zarząd zadecydował o natychmiastowym odsunięciu Roberta od obowiązków. Kiedy wychodziłam z sali, zatrzymał mnie na korytarzu.

– Myślisz, że to coś zmieni? – zapytał cicho.

– Tak. Ty już nigdy nie będziesz spał spokojnie – odpowiedziałam.

Po wszystkim opuściłam firmę. Znalazłam nową pracę, zaczęłam odbudowywać życie. Robert stracił pozycję, a jego żona, choć z pozoru niewzruszona, nie wyglądała już na pewną siebie. Czułam ból, ale wiedziałam, że odzyskałam kontrolę. Każdej nocy, gdy patrzyłam na swojego syna, przypominałam sobie, że dla niego muszę być silna.

– Damy radę – mówiłam do siebie. – Zawsze damy radę.

Klaudia, 28 lat

Czytaj także:
„Miałam ją za pustą dziunię, martwiącą się tylko o paznokcie. To dzięki niej zrozumiałam, że mogę coś osiągnąć”
„Dzieci uważają mnie za wyrodną matkę, bo się zakochałam. Wzorem dla nich jest ojciec, nałogowy zdrajca i kłamca”
„Wyjazd do rodziny w góry miał być przygodą. Był, ale dla mojej siostry, która ocierała się z gachem o podłogę stodoły”

Redakcja poleca

REKLAMA