Już w momencie wejścia do domu zauważyłam, że Jacek zachowuje się dziwnie. Kompletna cisza z jego strony sprawiła, że zaczęłam się niepokoić o potencjalne problemy. Dopiero niedawno zdecydował się na zmianę pracy na lepszą i początkowo wprost promieniał z radości. Rozpływał się nad swoim nowym szefem, z którym świetnie się dogadywał, a także cieszył się większą swobodą w swojej pracy. Słuchając jego zachwytów, czułam się jak podczas opowieści o bajkowych stworzeniach i po cichu modliłam się, żeby ten wspaniały okres się nie skończył.
Szef męża zaprosił nas na kolację
To Jacek zarabiał na utrzymanie naszej pięcioosobowej familii. Zajmowałam się domem i wychowywaniem trójki naszych dzieci, więc nie chodziłam do pracy. Zupełnie nie wiedziałam, co mogłabym zrobić, żeby pomóc mężowi finansowo. Po ukończeniu technikum wyszłam za mąż i jak większość kobiet w mojej okolicy zajęłam się domem. Wtedy myślałam, że tak właśnie powinno być, choć czasem martwiłam się co będzie, jeśli Bartek straci pracę. W końcu u nas niełatwo znaleźć sensowną posadę.
– Jacek przekazał mi, że szef zaprosił nas do siebie w weekend – powiedział, grzebiąc niemrawo w talerzu.
– Tylko to cię martwi? – o mało nie wybuchnęłam śmiechem. – A już myślałam, że straciłeś robotę.
– Chce zrobić kameralną imprezę. Zaznaczył, że mamy przyjść razem z maluchami – wyjaśnił.
– No to chyba fajny z niego człowiek – skomentowałam z uznaniem.
– Z Mateuszem nie ma problemu, ale jego żona to inna historia. Wiesz, taka elegantka z wyższych sfer. Ma super działkę, którą sama nadzoruje, projektował ją profesjonalista od ogrodów. Strasznie się tym chwali, a Mateusz twierdzi, że to jej największe hobby w życiu.
Teraz rozumiem, co niepokoiło Jacka. Kiedy nasze małe stadko wpadnie do ogrodu, gospodyni może nie być tym zachwycona.
– Może lepiej zostawić dzieciaki u babci, żeby nie ryzykować twojej reputacji.
– Dokładnie tak mu zaproponowałem, ale szef się zaparł. Twierdzi, że on z żoną uwielbiają dzieci, prawdopodobnie dlatego, że nie mają własnych.
– To bez sensu – mruknęłam, zerkając przez szybę.
Na zewnątrz grupa dzieciaków uganiała się za piłką, krzycząc ile sił w płucach. Mogły biegać do upadłego, bez stresu o zniszczenie zadbanych rabat. Miejsca było pod dostatkiem, a murawa i tak się zregeneruje, więc ich zabawy nikomu nie szkodziły.
Błagałam, by się jakoś zachowywali
W miarę jak wielki dzień się przybliżał, zależało mi, by nasza rodzina wypadła jak najkorzystniej. Moje trzy szkraby – dziesięcioletni Piotruś, Marek oraz najmniejszy Leszek – miały na sobie świeżo uprasowane ubrania i prezentowały się uroczo oraz niezwykle układnie. Ja tymczasem odczuwałam narastający niepokój.
– Musicie pokazać się z idealnej strony. Bez dotykania wszystkiego dookoła i odzywania się niepytanym. Nie chcę żadnych kłótni, wrzasków czy szturchania. Koniec z ganianiem i mówieniem przy jedzeniu – tuż przed opuszczeniem domu zasypałam synów listą zasad.
– Chwileczkę... To znaczy, że musimy tak wytrzymać cały dzień? – spytał zdumiony Piotrek, mój najstarszy. Jego dwaj młodsi bracia stali jak wryci, spoglądając na mnie z niedowierzaniem.
Widząc rozbawienie męża, musiałam wcielić się w rolę osoby egzekwującej dyscyplinę. Starałam się wyjaśnić chłopcom, dlaczego wizyta u szefa taty jest taka ważna. Chociaż zwykle wolę z nimi rozmawiać i przekonywać zamiast rozkazywać, tego dnia moje argumenty nie trafiły do tych małych rozrabiaków.
Zastanawiałam się, co zrobić, żeby utrzymać ich w ryzach przez nadchodzące godziny. Nie doceniłam, do czego są zdolne moje dzieci. Poza kilkoma drobnymi wpadkami przy jedzeniu, zachowywały się wprost idealnie – zupełnie jak podczas choroby. Niewiele brakowało, a sprawdziłabym temperaturę najmłodszego, kładąc mu dłoń na czole.
Żona szefa nazywała się Natalia i naprawdę wiedziała, jak dbać o dom. W jej mieszkaniu wszystko lśniło czystością, a ogród przy domu wyglądał jak z profesjonalnego katalogu roślin. Moja działka to nic szczególnego.
Synowie uszanowali ten przepych
– U nas w domu to zupełnie co innego – powiedział Marek, delikatnie stąpając po perfekcyjnie przyciętej trawie.
– I super, głuptasie, przynajmniej możemy kopać piłkę i się wyszaleć – odpowiedział mu Piotrek.
– Spokój! – uciszyłam ich szybko, gotowa nie dopuścić do wyjawienia niedoskonałości naszego podwórka. Natalia wybuchnęła śmiechem i potargała fryzurkę małemu Leszkowi.
– A dużo macie tego terenu? – spytała z zaciekawieniem.
– To ponad pół hektara, dostaliśmy to po dziadku. Jego chatę mieliśmy po sąsiedzku – odpowiedział rzeczowo Piotrek, pokazując, że wyrośnie na porządnego właściciela.
Widząc zaskoczone spojrzenie Natalii, szybko przytaknęłam, żeby nie ciągnąć tej rozmowy. Co prawda każda gospodyni marzy o pięknym ogródku pełnym kwiatów przed swoim domem, ale mnie zawsze brakowało i ochoty, i czasu na takie hobby. Jedyne, na co się zdobyłam, to mała grządka z warzywami za domem.
– Ta wielka działka ma tyle możliwości! Można na niej zrobić coś naprawdę pięknego – zachwyciła się żona szefa, nie wspominając ani słowem, że jej ogród powstał dzięki fachowcom od zieleni i zatrudnionym ogrodnikom.
Poczułam, jak wzbiera we mnie złość. Ciekawe, co by powiedziała, gdyby sama musiała zakasać rękawy i popracować w ziemi. Szybko by się przekonała, jak bardzo dokuczają plecy po kilku godzinach takiej roboty. Pochodzę ze wsi i dobrze wiem, co znaczy praca na roli, więc wcale nie miałam ochoty na takie zajęcie.
Od jakiegoś czasu było inaczej, bo kiedy próbowała mi doradzać w sprawie mojego ogródka i zaproponowała swoją ekspercką pomoc, zdecydowałam się dać jej nauczkę. Przecież nie pozwolę, żeby ktoś mi mówił jak mam zajmować się własną zielenią. Jako córka rolnika mam to we krwi, a mój ojciec nigdy by mi nie wybaczył, gdybym pozwoliła komuś rządzić się na mojej posesji.
Już ja pokażę wielkiej pani!
Po powrocie straciłam całą wcześniejszą energię. Minęły dwa dni i nagle odwiedziła mnie Natalia. Przyjechała z bagażnikiem wypełnionym sadzonkami, tłumacząc swoje zamiłowanie do urządzania ogrodów przy domach. „Zaraz ci przejdzie ta pasja” – pomyślałam, idąc wyciągnąć łopaty z komórki.
Dopiero po solidnym przekopaniu sporego kawałka ogrodu dała za wygraną. Rozsypałyśmy nasiona kwiatów, a ja zaproponowałam, żebyśmy napiły się herbaty.
– Za rok, ten teren będzie zachwycał swoim wyglądem – oznajmiła, masując ostrożnie zbolałe plecy. – Ziemia jest znacznie lepsza od tej w moim ogrodzie, można by tu uprawiać rośliny z większymi wymaganiami.
– No tak, albo otworzyć biznes z sadzonkami – odparłam z przekąsem, sugerując że jej pomysły idą zbyt daleko.
– To świetny pomysł! – odpowiedziała podekscytowana. – Mogłabym ci pomóc, nawet zostać twoją partnerką w tym biznesie.
– Nawet nie wiesz, jak wygląda życie z trójką małych dzieci. Zwykły dzień jest zbyt krótki na ogarnięcie podstawowych spraw, a ty proponujesz mi rozpoczęcie takiego poważnego projektu?
Nagle zapał Natalii przygasł i wybąkała coś na kształt przepraszam. Zrobiło mi się głupio. Wiedziałam, że wraz z Mateuszem nie mają dzieci, a ja tak bez namysłu wypaliłam o moich kochanych rozrabiaków, za których oddałabym życie.
– Przemyślę twoją propozycję – powiedziałam, próbując jakoś załagodzić tę niezręczną sytuację.
Na pierwszy rzut oka Natalia okazała się zupełnie inna niż w opinii Jacka, który widział w niej sztywną osobę. Wcale nie zachowywała się jak typowa delikatna panienka – nie bała się nawet tego, że może uszkodzić sobie pazurki. Spodobało mi się jej podejście do życia, więc zaprosiłam ją do siebie, mówiąc że drzwi mojego domu stoją przed nią otworem o każdej porze.
Może miała trochę racji
Końcówka wakacji bardzo nas do siebie zbliżyła, a mały Leszek wprost nie odstępował cioci Natalii na krok. Z dumą dźwigał jej łopatę i nie pozwalał nikomu innemu jej nosić. Z czasem jej zapał do ogrodnictwa przeskoczył też na mnie. Początkowo sadziłyśmy rośliny dość przypadkowo, ale później zaczęłyśmy tworzyć coraz lepsze projekty ogrodu. Planowanie nasadzeń sprawiało nam mnóstwo radości, a nasz zielony zakątek systematycznie się powiększał.
Chodziłam często do lokalnej biblioteki, by brać książki o tym, jak dbać o ogród. Tak było do dnia, gdy znajoma pokazała mi, jak można znaleźć te same wiadomości w internecie. Od tego czasu każdego wieczoru siedziałam przy komputerze, co doprowadzało moją rodzinę do szału. Mimo to uwielbiałam się uczyć nowych rzeczy o ogrodnictwie. Miałam wrażenie, jakbym była odkrywcą na nieznanym lądzie.
Patrząc na zdeptaną ziemię, z której wyrastały to, co nazywał smutnymi chwastami, Jacek śmiał się, że wkładamy więcej pracy niż widać efektów. My jednak poprosiłyśmy, by wstrzymał się z oceną do kolejnej wiosny.
– W ogrodnictwie najważniejsza jest cierpliwość – mówiła Natalia, która razem z Leszkiem rozsiadła się przed telewizorem, nie odrywając wzroku od kreskówki. – Ale możemy już teraz myśleć o przyszłości. Co sądzisz o tym, żeby założyć własną szkółkę?
– Muszę to dobrze przemyśleć. Nie tylko sporo nas to będzie kosztować, ale też czeka nas masa pracy – powiedziałam ostrożnie. Ten pomysł chodził mi po głowie już od jakiegoś czasu, ale wolałam nie podejmować pochopnych decyzji.
Teraz, po dwóch latach, mogę z dumą powiedzieć, że wraz z Natalią stworzyłyśmy przepiękny ogród. Sąsiedzi nie mogą wyjść z podziwu, widząc nasze wspaniałe kwiaty i dorodne rośliny. Przez długi czas rozdawałam ludziom różne rośliny do sadzenia, ale w końcu przyszedł mi do głowy lepszy pomysł – postanowiłam założyć własną szkółkę roślin.
Wspólnie z Natalią dopiero rozkręcamy nasz biznes, a pomocą służą nam też nasi mężowie. To dla mnie naprawdę fajne doświadczenie. My, dziewczyny, prowadzimy całe przedsięwzięcie, podczas gdy panowie nas wspierają, choć pewnie woleliby tylko doradzać i kibicować nam z boku.
Mam naprawdę ogromne szczęście! Zajmuję się tym, co daje mi mnóstwo radości i pracuję w wymarzonym miejscu. Do tego mam przy sobie niezawodną przyjaciółkę, która zawsze służy pomocą. A w domu czekają moi kochani chłopcy, którzy... no dobra, przeważnie się dobrze zachowują! Czegóż więcej można pragnąć?
Iwona, 41 lat
Czytaj także:
„Przez 20 lat byłam ofiarą przemocowego męża. Nie odeszłam, bo kiedy nie pił, był moim najlepszym przyjacielem”
„Niewierność to dla mnie bułka z masłem. Mąż myśli, że chodzę na fitness, a ja spalam kalorie inaczej”
„Dowiedziałam się o ciąży mając 44 lata i od 3 miesięcy będąc wdową. Nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać”