Mój brat miał zawsze duże powodzenie u kobiet. Pamiętam, że za młodu biegały za nim wszystkie najfajniejsze dziewczyny. Mógł więc sobie znaleźć żonę jak marzenie. Niestety, zabrakło mu do tego rozumu.
Pośród tych wszystkich ładnych i sympatycznych, mądrych i ciekawych, z którymi chodził na randki, wybrał owszem tę najładniejszą, ale najgorszą. Pod jakim względem? Ano prawie pod każdym. Była leniwa, zapatrzona w siebie, pazerna na pieniądze i fałszywa. Ja nigdy nie zaufałbym takiej kobiecie. On jednak, rozpuszczony przez zachwyty, które wzbudzał, uznał, że da sobie radę z taką dziewczyną. Srodze się jednak pomylił.
Ta jego pomyłka niemalże doprowadziła do tragedii. Zapatrzony w jej urodę nie dostrzegł, że w swojej przebiegłości posunęła się aż tak daleko. Tak daleko, że omal go nie zabiła.
Wszyscy widzieli, że ona go wykorzystuje
Problemy małżeńskie mojego brata zaczęły się już rok po ślubie. Dlaczego? Bo Michał pragnął dziecka, a Karolina nie miała na nie najmniejszej ochoty. Marudziła, że chce jeszcze sobie pożyć na luzie, pojeździć po świecie, kupić dobry samochód. Ciągle znajdowała jakąś wymówkę. Michał przez jakiś czas walczył o dziecko, ale w końcu odpuścił. Uznał, że są na tyle młodzi, że mogą zaczekać.
No i zaczął spełniać jej zachcianki. Zgodnie z jej życzeniem dwa razy w roku jeździli na wakacje. Odpoczywali za granicą, choć moja szwagierka tak naprawdę wcale nie miała od czego odpoczywać. Brat zarabiał na tyle dobrze, że ona nie musiała pracować. Co robiła w domu? Przede wszystkim dbała o siebie. Chodziła na fitness, do solarium, do kosmetyczki i na zakupy. Wydawała mnóstwo pieniędzy. A kiedy tego nie robiła, to leżała przed telewizorem.
No, muszę przyznać, że chociaż sprzątała, ale już z gotowaniem była na bakier. Michał często do nas zaglądał, żeby przypomnieć sobie, jak smakuje domowy obiad. Przez długi czas nie chciał ze mną rozmawiać o swoim małżeństwie. Wcale mu się nie dziwiłem, bo to przecież był trudny temat. Ale w końcu, po dobrych trzech latach od ślubu, zaczął się otwierać.
Pamiętam, że przyszedł do nas na obiad, ale tego dnia nie poszedł sobie od razu po posiłku, tylko rozsiadł się w fotelu i zamyślony popijał herbatę. Żona od razu zauważyła, że coś jest z nim nie tak i kazała mi pogadać z bratem.
Wziąłem go więc na piwo do knajpy. Tam mieliśmy trochę spokoju.
– No co jest? Mów, bo wyglądasz nie najlepiej – zagaiłem.
– A co tu gadać… – machnął ręką.
– No, jaki masz problem?
– A jak myślisz?
– Ty mi powiedz… – udawałem, że się nie domyślam.
– Przecież wiesz, że chodzi o Karolinę.
– Co tym razem?
No i wtedy zaczął mi opowiadać, że znów próbował namówić swoją małżonkę na dziecko, a ona dalej upiera się, że jeszcze za wcześnie, że nie jest gotowa. Obaj zgodziliśmy się, że powinna już dojrzeć do tej decyzji. Tym bardziej że warunki do posiadania dzieci mieli idealne. On dużo zarabiał, ona nie pracowała, mieszkali w luksusowych trzech pokojach na strzeżonym osiedlu. Niczego im nie brakowało.
Nie wiedziałem, co mu powiedzieć, co doradzić, bo ja z żoną nie miałem takich kłopotów.
– No widzisz, a u mnie ciągle są jakieś problemy. Zresztą, jak już tak gadamy, to powiem ci, że nam w ogóle trudno byłoby powołać na świat dziecko, nawet gdyby Karolina się zdecydowała.
– Ale czemu, coś nie tak ze zdrowiem? – zapytałem delikatnie.
– Nie, nie chodzi o to. Tylko my… No wiesz… My się bardzo rzadko kochamy.
– Ale co to znaczy: „rzadko”? Raz, dwa razy na miesiąc?
– Ostatni raz robiliśmy to cztery miesiące temu…
– Cztery miesiące!? – nie mogłem w to uwierzyć.
– A bo Karolina ma dużo stresów… – zaczął jej bronić.
Zawsze tak robił. Najpierw się uskarżał, a potem próbował ratować jej honor. Tym razem jednak pociągnąłem go za język i dużo się na temat ich życia seksualnego dowiedziałem. Michał przyznał się, że oziębłość Karoliny zaczęła się już dawno. Minął ponad rok, odkąd straciła ochotę na seks. On ją zachęcał, zapraszał na kolacje, przynosił kwiaty, adorował. Nic z tego. Ona ciągle była po fitnessie zmęczona albo głowa ją bolała od solarium.
Michał myślał, że po ślubie tak się dzieje, że kobiety tracą apetyt na figle, ale wyprowadziłem go z błędu. Od czasu mojego ślubu minęło pięć lat, po domu latała dwójka dzieci, a my z żoną i tak kochaliśmy się dużo częściej niż on z Karoliną.
Rozmowa ze mną chyba mojemu bratu trochę rozjaśniła w głowie, bo nad trzecim kuflem piwa przysięgał, że teraz już żonie nie odpuści. Że będzie się domagał, aby wywiązywała się z małżeńskich powinności. Nie wiedziałem, czy to dobry pomysł egzekwować chwile intymności, ale Michał był tak zdecydowany, że nie mogłem mu wejść w słowo.
Zresztą, nic już nie było do powiedzenia. Jasne stało się dla mnie, że Karolina go nie kocha i nic tego już nie zmieni. Nie miałem jednak odwagi, żeby mu wtedy to wyznać. A szkoda…
Z moim bratem działo się coś niedobrego
Przez jakiś miesiąc albo dwa udało się Michałowi kilka razy namówić żonę na wspólną noc. Co prawda o dzieciach cały czas nie było mowy, ale przynajmniej się kochali. Radość nie trwała jednak długo.
Po tej kilkutygodniowej poprawie Karolina znów zaczęła mężowi odmawiać, a on, chyba przez tę jej oziębłość, w końcu sam stracił ochotę na seks.
– Mówię ci, Krzysiek, przez tę walkę o łóżko, całkiem straciłem zainteresowanie tymi sprawami.
– Ale co, Karolina cię już nie kręci? – pytałem ze skrywaną nadzieją.
– Nie tylko Karolina. W ogóle przestały mi się podobać kobiety. Wcześniej, jak mnie żona odpychała, to przynajmniej ochota zostawała. Oglądałem się na ulicy za dziewczynami… No wiesz, rozumiesz. A teraz nawet mi się patrzeć nie chce. W ogóle zrobiłem się jakiś taki ospały, leniwy… Ech, szkoda gadać!
Na początku nie traktowałem tych jego wyznań serio. Myślałem, że jest po prostu w dołku emocjonalnym, że mu minie i w końcu odzyska siły. Ale jemu się z tygodnia na tydzień pogarszało. Nawet moja żona zauważyła, że zrobił się jakiś osowiały. Jak przychodził do nas, to niewiele mówił, mało się śmiał, nic nie opowiadał.
Często się zawieszał, patrzył w przestrzeń i trzeba było go z powrotem ściągać na ziemię. Naprawdę martwić zaczęliśmy się jednak wtedy, gdy pojawiły się u niego stany lękowe. Przychodził do nas cały roztrzęsiony, z rozbieganym wzrokiem, drżącymi rękami i powtarzał, że się czegoś boi. Nie mógł pozbyć się wrażenia, że zaraz stanie się z nim coś złego.
Zaczęliśmy go namawiać na wizytę u lekarza. Ale on upierał się, że mu przejdzie, że to nic takiego. Nie przeszło, a dodatkowo pojawiły się dolegliwości fizyczne. Zaczęło się od tego, że na twarzy wyskoczyły mu jakieś pryszcze. Kupował mnóstwo preparatów, płynów, toników, mydeł, ale wypryski nie znikały. Co więcej – ten problem stawał się coraz bardziej uciążliwy.
Poszedł nawet do dermatologa, ale żadna z przepisanych kuracji mu nie pomagała. Martwiliśmy się tą jego przypadłością, ale w prawdziwą panikę wpadliśmy, gdy przyznał się, że ma też zaburzenia równowagi. Ja od dawna widziałem, że z jego ruchami, z jego ciałem dzieje się coś niedobrego. A to w drzwi nie trafił, a to się zachwiał, jakby był po kielichu.
On jednak bagatelizował sprawę. Mówił, że to efekt zmęczenia. Ale któregoś dnia, gdy przyszedł do nas na chwilę, to wywrócił się w przedpokoju, a potem nie mógł wstać. Zabraliśmy go wtedy do szpitala. Po drodze pojechaliśmy też po jego żonę.
– Rany, Krzysiek, co się ze mną dzieje? – pytał Michał jeszcze w samochodzie.
Wyglądał jak wrak człowieka. Karolina siedziała na tylnym siedzeniu i próbowała go uspokajać.
– Nic się nie martw, Michałku, na pewno wszystko będzie dobrze. To musi być jakiś drobiazg – mówiła. A ja powtarzałem sobie w myślach: „Ty żmijo”. Nie wiedzieć czemu miałem nieodparte wrażenie, że ona ma coś wspólnego z pogorszeniem stanu zdrowia mojego brata.
Nie przypuszczałem tylko, że jej udział w jego zapaści jest aż tak duży. Michał miał szczęście i trafił do dobrego lekarza, który od razu doszedł do wniosku, że to może być jakieś zatrucie i dlatego odesłał mojego brata na badania toksykologiczne. Okazało się, że Michał ma bromizm, czyli jego organizm przyswoił za dużo bromu.
Skąd? Tego lekarze już nie wiedzieli. Wypytywali go, czy nie ma do czynienia z jakimiś chemikaliami, czy nie pracuje w fabryce, czy nie odwiedza mocno zanieczyszczonych miejsc. Ale przecież on pracował w banku, w biurze. Lekarze zapisali mu więc kurację i obiecali, że jego stan się poprawi, że wróci do zdrowia, ale musiał przez jakiś czas zostać w szpitalu. Nikt jednak nie wiedział, skąd ta okropna przypadłość się u niego wzięła.
Winowajczyni była bardzo blisko…
Dopiero ja odkryłem prawdę. Zacząłem czytać o tym bromizmie w internecie i znalazłem artykuły, z których wynikało, że bromek potasu podawało się kiedyś w wojsku żołnierzom albo klerykom w seminarium. Oczywiście, na zmniejszenie popędu seksualnego.
No i jak to przeczytałem, to wszystko mi się ułożyło w całość. Trudną do uwierzenia, ale spójną.
– Krzysiu, co ty mówisz? Nie, to niemożliwe… – kręciła głową moja żona, kiedy podzieliłem się z nią moją teorią. Ale nie była do końca przekonana.
– A skąd wzięłaby ten bromek?
– To normalnie można kupić. Choćby w internecie. Sprawdzałem.
– Ale żeby go specjalnie truła…
– Oj, nie takie rzeczy robią ludzie.
– No, ale po co?
– Jak to, po co? Po to, żeby dał jej spokój. Przecież wiesz, że po rozmowie ze mną Michał często się domagał, żeby się wywiązywała…
– To okropne. Nie wierzę…
Nie dawała mi ta teoria spokoju. Nie wiedziałem tylko, w jaki sposób zapoznać z nią brata. Skoro moja żona nie mogła w to uwierzyć, skoro ja sam powątpiewałem, to jak zareaguje on, który zawsze swojej żony tak bronił. W końcu jednak się zdecydowałem. Powiedziałem mu o moich odkryciach internetowych.
Był już wtedy w domu. Leżał w łóżku, a Karolina poszła na fitness i zakupy. Jak zareagował? Po prostu wstał i poprosił mnie, żebym pomógł mu przeszukać mieszkanie. Nic jednak nie znaleźliśmy. A w trakcie przeszukiwań wróciła Karolina. Jak tylko weszła, to Michał jeszcze raz mnie zadziwił.
Wyrwał jej z ręki torebkę i zanim zdążyła zaprotestować, wyrzucił jej zawartość na stół. No i tam się ten plastikowy pojemniczek z białym proszkiem znalazł. Brat sobie przypomniał, że kiedyś już mu takie dziwne opakowanie przed oczami mignęło, jak Karolina przepakowywała torebkę.
Byłem w szoku, że to wredne babsko wciąż nosiło ze sobą to świństwo. Wciąż miało zamiar podawać mu tę truciznę. Michał strasznie się wściekł. Aż ją pchnął tak, że upadła. Musiałem go powstrzymywać, żeby jej krzywdy nie zrobił.
Tymczasem Karolina spakowała trochę rzeczy do walizki i uciekła. No i tak się małżeństwo mojego brata skończyło. Ale nie skończyła się sprawa z truciem bromkiem potasu. Michał poinformował o wszystkim policję i właśnie toczy się śledztwo.
Dziś już wiemy na pewno, że Karolina w odpowiedzi na jego wzmożone zaloty kupiła ten środek w internecie, po czym wsypywała mu do jedzenia. A że była wredna i bezduszna, to nawet przesadzała z dawkowaniem, żeby mieć pewność, że mąż się od niej odczepi.
I dlatego zachorował. Straszna sprawa. Nigdy bym nie przypuszczał, że coś takiego może się zdarzyć w mojej rodzinie. Że wpuścimy do niej kogoś, kto będzie zdolny do czegoś tak okropnego! Na szczęście już się pozbyliśmy Karoliny. Teraz jedyne, co musimy zrobić, to ukarać ją jak trzeba i postawić brata na nogi.
Zobacz więcej kryminalnych historii:
„Uwiodła mnie, odurzyła narkotykami i okradła cały mój dom. Jak dziecko dałem się nabrać zawodowej złodziejce”
„Zamordowałem dziadka swojej dziewczyny, a ona zbeszcześciła zwłoki. Ten tyran i wcielony diabeł sobie zasłużył”
„Mieliśmy tylko zmasakrowane zwłoki i żadnych poszlak. Sprawa zamordowanego gangstera okazała się jednak prosta”