To nie znaczy, że nie będę o Helenie codziennie myśleć. Tego nie mogła na mnie wymóc. Koledzy, z którymi nie widziałem się od kilkunastu miesięcy, mocno się zdziwili, gdy zadzwoniłem, żeby zaprosić ich na karty w sobotę.
– Jak za dawnych czasów. Pogramy, popijemy, pojemy – zachęcałem.
Wyczuwałem, że nie bardzo wiedzą, czy traktować mnie poważnie. Ale w sobotę stawili się wszyscy. Trochę nie wiedzieli, jak się zachować, co powiedzieć… Patrzyli na siebie, na mnie.
– Panowie. Wiecie, że Helena była silną kobietą. I zawsze wiedziała, jak sprawić, żebym robił dokładnie to, czego chce. Jej w byciu nieżywym najbardziej nie podobało się to, że będę mógł robić to, co chcę. No i wymyśliła, co zrobić, żeby mieć kontrolę, nawet gdy już jej nie będzie. To dzisiejsze spotkanie zaplanowała od A do Z. Mam nawet wytyczne… – koledzy ciągle patrzyli na mnie jak na wariata, ale nie zrażałem się i sięgnąłem po kartkę.
Patrzyli na mnie z szeroko otwartymi oczami.
– „Karolu. Masz na żałobę dokładnie miesiąc – zacząłem czytać. – W pierwszą sobotę po upływie tego czasu masz zaprosić Tadzia, Marka i Janusza na brydża. Podasz koreczki serowe, oliwki i kabanosy. Masz otworzyć tę starą whisky, którą dostałeś na urodziny. Pierwszą szklaneczkę wychylcie za spokój mojej duszy. A potem pamiętaj, masz ich ograć do ostatniej złotówki. Ale jak przegrasz, to też ci wybaczę. Ale musisz się dobrze bawić. Panowie, pomożecie? Helena”.
Koledzy wreszcie się ożywili
– Jezu, Karol. Ty wylosowałeś żonę marzeń! Moja Jadźka będzie mnie chciała zabrać ze sobą do grobu. Byleby mnie inna nie złapała – rzucił Tadek.
Rozlałem whisky do szklaneczek.
– Za Helę – wzniosłem toast.
– Za Helę – krzyknęli koledzy.
Byłem bardzo posłusznym mężem. Tego wieczora wygrałem 200 złotych. W niedzielę wygrzebałem z piwnicy rower. Trochę zardzewiał, musiałem nad nim popracować. Wieczorem wybrałem się na przejażdżkę. Pierwszy raz od bardzo dawna, ale na szczęście jazdy na rowerze się nie zapomina… Do domu dotarłem po nocy, ledwie powłócząc nogami. Zmęczony, ale szczęśliwy.
Po zgaszeniu światła opowiedziałem Helenie o wycieczce. W poniedziałek poszedłem na próbę mojego chóru. Wiedziałem, jak to się skończy. Koleżanki zaczęły mnie obściskiwać i wciskać mi łakocie. Koledzy poklepywali mnie po plecach. Na to spotkanie też wziąłem list od Heli.
„Kochani. Dziękuję za piękne śpiewy na moim pogrzebie. A dziś zaśpiewajcie coś, co lubiłam. I dajcie Karolkowi zaśpiewać solówkę. Wiecie, trochę radości dla biednego wdowca. Wiadomo, że tylko na próbie. Na koncercie stanowczo zabraniam! Za bardzo szanuję waszą publiczność. Całusy, Hela”.
Panie się popłakały
Ale zaśpiewaliśmy z całego serca i pełną piersią. Ja dałem z siebie wszystko. Myślę, że Hela nie musiała zatykać uszu. Powinienem był jeszcze zapisać się na angielski i historię na uniwersytecie trzeciego wieku. Ale trochę mi się nie chciało. Głównie oglądałem telewizję.
W czwartek miałem wrażenie, że Hela patrzy na mnie ze zdjęcia z wyrzutem. Nie mogłem tego znieść, więc zakryłem fotografię chustką do nosa. W weekend odwiedziły mnie córki. Brak książek i ubrań mamy zauważyły od progu. Posłały mężów do kuchni, dzieci przed telewizor i zabrały mnie na poważną rozmowę. Na szczęście Hela i to przewidziała. Cierpliwie zniosłem ich krzyki. Po czym wziąłem pudełko, które dla nich odłożyłem. Podałem Zosi i sięgnąłem po kolejny list.
„Córeczki. Wiem, że właśnie zmyłyście ojcu głowę. Wiem, że gdybym go nie zmusiła do obietnicy, to do końca życia nie tknąłby żadnego przedmiotu, który do mnie należał. Ale tak nie można. Przed tatą jeszcze mnóstwo lat. Ma się nimi cieszyć, ma żyć pełnią życia. To jest moje życzenie. A jak spotka kiedyś jakąś miłą panią – żadnej z was nie wolno złego słowa powiedzieć. To mój mąż, nie wasz. I ja mu dałam błogosławieństwo. Zośka, ta szmaragdowa broszka jest dla ciebie. Wiem, że jest staromodna. Ale tak pięknie będzie ci pasować do oczu. Załóż ją chociaż raz. Kaśka, dla ciebie są klipsy z perełkami. Nie lubisz biżuterii, ty moja mała chłopczyco, ale matce, która pisze zza grobu, się nie odmawia. Załóż je, proszę, na komunię Maćka. Wiesz, że bardzo chciałam na niej być. Nie wyszło. To niech moje specjalne wizytowe klipsy mnie reprezentują. Resztę podzielcie między siebie. Tata ma zachować tylko pierścionek zaręczynowy. Obrączkę zabrałam ze sobą. Kocham was bardzo. Mamcia”.
Dziewczyny trochę popłakały, trochę się pośmiały
Mnie musiały odpuścić.
– Oj, ta mama. Zawsze musiała mieć ostatnie słowo – westchnęła Zosia.
Zaśmialiśmy się wszyscy. Osobne liściki od Heleny dostali też zięciowie i wnuki. Ale mieli je przeczytać później. Na obiad zjedliśmy barszcz i zrazy – ulubione dania mojej żony.
„Wiem, że zrazy dawno wam się znudziły. Już więcej was do nich nie będę zmuszać. Słowo”.
W następnym tygodniu wreszcie się zmobilizowałem. I poszedłem na „uniwerek”. Było bardzo przyjemnie. Koleżanki i koledzy z klasy byli wprawdzie bardzo zżyci, ale bez problemu przyjęli mnie do paczki. Okazało się, że po zajęciach jest obowiązkowe piwo w pobliskim pubie. Grupa była już tam widać dobrze znana. Gdy tylko weszliśmy, barman zawołał:
– Studenty przyszły! – i wskazał nam duży stół w rogu.
Panie tak długo wierciły mi dziurę w brzuchu, aż w końcu musiałem się przyznać, że jestem pantoflarzem, i że to żona kazała mi się zapisać.
– A czemuż to szanowna małżonka sama nie przyszła? – zapytała pani Basia.
– Hela nie żyje. Od miesiąca. Ale zanim odeszła, zaplanowała mi życie na kilka lat – przyznałem się.
Na chwilę zapadła cisza, ale na szczęście pan Edek zerwał się ze szklanką i zawołał:
– Za panią Helę! To musiała być klawa kobitka!
Nowi znajomi szybko uznali, że moja żona powierzyła im opiekę nade mną, i że mam się ich słuchać. Poddałem się.
W piątek – dansing w klubie seniora
Trochę się bałem, ale okazało się, że reszta towarzystwa jest tak samo wesoła i pełna życia, jak moi koledzy z uniwersytetu. Dawno nie tańczyłem, ale kiedyś byłem w tym całkiem dobry. Pokończyliśmy z Helą różne kursy, więc walc czy fokstrot to była dla mnie łatwizna. Pani Basia nie mogła się mnie nachwalić.
– Dziewczyny, powinnyście się zapisywać do pana Karola! Taki tancerz to marzenie!
W sobotę – tai-chi w parku. Potem oczywiście piwko. Na szczęście nie zaplanowali mi wieczoru, bo na brydża tym razem zaprosił nas Tadeusz. No i w niedzielę mogłem znowu pójść na rower. Okazało się, że uniwersytet organizuje też mnóstwo wycieczek. W następny weekend – jedziemy do Zamościa.
Pani Basia już mnie zapisała na listę. Gdy próbowałem marudzić, sięgnęła po żelazny argument: „Pani Hela na pewno by sobie życzyła, żeby pan pojechał”. No to uległem. W planach na ten rok są jeszcze Lublin, kulig z pieczeniem barana i sylwestrowy wyjazd do Krynicy. Trwa spór na temat wakacji, są dwie opcje, samolotowa i autokarowa. I tak zdecydują panie…
Wieczorami bywam tak zmęczony, że nie mam nawet chwili, żeby porozmawiać z Helą. Ale wiem, że jest z siebie bardzo zadowolona. Bardzo za nią tęsknię.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”