Powietrze w warsztacie pachniało świeżym drewnem, żywicą i wspomnieniami. Przetwórnia, którą przejąłem po ojcu, była moim życiem. Pracowałem tu od młodych lat – najpierw jako pomocnik, potem jako zarządca. Wydawało się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Firma rosła, a ja wierzyłem, że robię to dla rodziny.
Byłem przemęczony
Brat uważał, że to on powinien być na moim miejscu. Matka wybrała mnie, bo ufała, że nie zmarnuję rodzinnego majątku. Może przez to Staszek nigdy mi nie wybaczył. Mimo to starałem się z nim dogadywać. Rodzina to rodzina. W końcu miał swoje udziały w tej firmie.
Któregoś dnia kątem oka dostrzegłem wiadomość w telefonie mojej żony Joli: „Spotkajmy się dziś wieczorem. Twój S.” Poczułem, jak serce zamiera. „S”? Czyżby… Staszek? W głowie wszystko zaczęło się łączyć. Te późne powroty, unikanie rozmów, dziwne spojrzenia. Nogi zrobiły mi się ciężkie.
– Wszystko w porządku? – zapytała Jola, wchodząc do pokoju.
– Jasne – odpowiedziałem odruchowo, ale głos mi zadrżał.
– Na pewno? Wyglądasz na zmęczonego. Może powinieneś trochę odpuścić w pracy?
Mogłem wybuchnąć. Mogłem zapytać kim jest ten S. Ale coś mnie powstrzymało. Poczułem, że jeśli teraz zrobię scenę, wszystko się zawali.
Od tamtego wieczoru wszystko się zmieniło. Już nie byłem tym naiwnym Antkiem, który ufał ludziom na ślepo. Uczyłem się patrzeć i słuchać. Udawałem, że niczego nie zauważam, choć w rzeczywistości każdy gest Joli i Staszka analizowałem w najdrobniejszych szczegółach.
Oddalaliśmy się
Przełom nastąpił kilka dni później. Jola rozmawiała przez telefon w salonie, gdy wszedłem cicho do domu. Może uznała, że jestem jeszcze w pracy, bo mówiła swobodnie, bez skrępowania:
– Musimy działać szybko. Jeszcze trochę i sam to wszystko rzuci. Nie ma jaj, żeby nam się postawić. To tylko kwestia czasu.
Poczułem, jak złość rozlewa się po mnie niczym wrzątek. Oni chcieli mnie zniszczyć. Moja własna żona. Mój własny brat. I to w taki sposób, bym sam oddał im wszystko.
– Jak w pracy? – zapytała, gdy wszedłem chwilę później do kuchni.
– W porządku. Myślałem dziś, żeby trochę odpuścić. Może rzeczywiście to wszystko mnie przerasta.
Jej oczy zabłysnęły na moment. Udawała zatroskanie, ale ja widziałem triumf.
– Naprawdę? Może Staszek mógłby cię trochę odciążyć? Wiesz, on zawsze mówił, że chciałby bardziej zaangażować się w firmę.
– Może to dobry pomysł – powiedziałem z uśmiechem. – Porozmawiam z nim.
Wpuściłem ich na minę
Tego wieczoru podjąłem decyzję: muszę rozgrywać tę grę na ich własnym polu. Pozwolić im myśleć, że wygrywają, ale to ja rozdawałem karty.
– Czuję, że potrzebuję wsparcia – powiedziałem do brata podczas rozmowy w biurze. Musiał uwierzyć, że pękam.
– To nic złego. Zawsze mówiłem, że powinniśmy działać razem. W końcu jesteśmy rodziną – odparł, a jego głos aż ociekał fałszywym ciepłem.
Skinąłem głową, jakby słowa o rodzinie coś dla mnie znaczyły. Choć w rzeczywistości tylko mnie mierziły.
– Pomyślałem, że ty i Jola moglibyście zająć się finansami. Ja bardziej skupię się na produkcji.
Na jego twarzy zobaczyłem coś, co prawie sprawiło, że wybuchnąłem śmiechem – wyraz czystego triumfu. „Wierzy w to. Naprawdę myśli, że ma mnie w garści” – pomyślałem.
W kolejnych tygodniach robiłem wszystko, by utwierdzić ich w przekonaniu, że tracę kontrolę. Coraz częściej konsultowałem się z Jolą w sprawach decyzji firmowych. Staszek przejął część obowiązków związanych z kontaktami z klientami. Celowo pozwalałem na drobne błędy, które wyglądały na moje zaniedbania. Każdy taki „potknięcie” zdawało się potwierdzać ich przekonanie, że zmierzam ku katastrofie.
Byli w swoim żywiole
Któregoś dnia Staszek i Jola weszli do mojego gabinetu, jak zwykle pewni siebie.
– Chcemy zająć się częścią twoich obowiązków na stałe. Daj sobie chwilę wytchnienia.
Jola uśmiechnęła się tym swoim chłodnym, wyćwiczonym uśmiechem.
– Podpisz to, kochanie. My się wszystkim zajmiemy – dodała, kładąc papiery na biurku.
Spojrzałem na dokumenty. Wyglądały jak standardowe umowy, przenoszące zarząd nad firmą w ich ręce. Uśmiechnąłem się lekko, choć serce waliło mi jak młotem. Przez ostatnie tygodnie spędziłem godziny z prawnikiem i matką, dopracowując każdy szczegół. Jola i Staszek nie wiedzieli, że dokumenty zostały spreparowane tak, by przenieść pełną własność firmy na mnie.
– Dobrze. Jeśli ma mi to dać trochę spokoju, czemu nie.
– Zobaczysz, że to najlepsze rozwiązanie – powiedział Staszek, próbując brzmieć serdecznie.
Podpisałem, a potem podałem im dokumenty. Oni także się podpisali. Wtedy nadszedł czas na ostateczne ujawnienie prawdy.
– Mam dla was niespodziankę – zacząłem, wstając zza biurka. – Pomyślałem, że powinniście wiedzieć, co właśnie podpisaliście.
– Co masz na myśli? – zapytała Jola.
Podpuściłem ich
– To oznacza, że od dzisiaj nie macie żadnych praw do tej firmy. Wszystko idzie w moje ręce – oznajmiłem.
– Co?! – Staszek zerwał się z miejsca.
– To niemożliwe! Przecież to ty podpisałeś! – krzyknęła, wskazując na mnie
– Podpisałem to, co chciałem podpisać – odpowiedziałem, patrząc jej prosto w oczy. – A wy myśleliście, że mnie przechytrzycie.
Jola zamarła. Staszek natomiast zaczął miotać się po biurze, wyrzucając ręce w powietrze.
– To jakiś absurd! – wykrzyknął, podchodząc do biurka i rzucając na nie kopię dokumentów.
Spojrzałem na niego chłodno.
– Powinniście byli przeczytać, co podpisujecie. Zawsze to powtarzałem: nigdy nie podpisuj niczego w ciemno.
Jola wstała powoli, jej twarz bladła z każdą sekundą. Przez chwilę wyglądała, jakby chciała coś powiedzieć, ale zamiast tego tylko się roześmiała. Ten śmiech był pełen wściekłości i bezsilności.
– Myślisz, że to takie proste? Że po tym wszystkim po prostu odejdziesz? – syknęła, patrząc na mnie z pogardą.
– Nie wiem. Ale wiem jedno: nie pozwolę, żebyście zniszczyli to, na co pracowałem całe życie.
Przegrali wszystko
Staszek spojrzał na nią, jakby czekał na jakąś wskazówkę, ale ona tylko machnęła ręką.
– Chodźmy stąd – rzuciła, mijając mnie bez słowa.
– Jeszcze jedno – powiedziałem spokojnie. – Wszystko, co mieliście zainwestowane w firmę, również przepadło. Chcieliście mnie zniszczyć, a teraz sami zostaliście z niczym.
Staszek zaklął pod nosem, ale Jola odwróciła się do mnie z uśmiechem, w którym kryła się zimna obietnica.
– Jeszcze tego pożałujesz – powiedziała, zanim zniknęli za drzwiami.
Wieczorem siedziałem w domu z matką. Milczeliśmy przez dłuższą chwilę, aż w końcu to ona przerwała ciszę.
– Zrobiłeś to, co musiałeś. Teraz możesz odetchnąć.
– Tylko czy to wszystko było warte tej ceny? Straciłem żonę, brata… rodzinę.
– Rodzina tak się nie zachowuje. Jola nigdy cię nie kochała, a Staszek nigdy nie przestał ci zazdrościć. Oni wybrali tę drogę.
Postanowiłem zrobić to, na co nigdy nie miałem odwagi – zacząć od nowa. Wiedziałem, że już nigdy nikomu tak naprawdę nie zaufam. Zdrada nie tylko niszczy relacje, ale zostawia po sobie blizny, które przypominają o bólu.
Patrząc wstecz, zastanawiałem się, czy mogłem postąpić inaczej. Ale może prawda była taka, że niektórych ludzi nie da się ocalić.
Antoni, 39 lat
Czytaj także:
„Cwana panna przejęła mieszkanie syna i rozgościła się jak królewna. Jak dalej tak pójdzie, sama przez nią zbankrutuję”
„Po rozwodzie podglądałam byłego męża w internecie. Robiło mi się niedobrze od tego, co widziałam”
„Kobiety mają 6 zmysł, jeśli chodzi o zdrady. Nie sądziłam tylko, że mój mąż wpędzi mnie w takie bagno”