Sześć miesięcy temu, po dwóch latach wspólnego mieszkania, mój syn Karol zdecydował o zakończeniu związku ze swoją partnerką.
– Mamo, jestem totalnie zagubiony – spojrzał na mnie wzrokiem zbitego psa. – Ta Maja jest taka… – odetchnął z rezygnacją.
– Jaka konkretnie? – odruchowo zareagowałam dość agresywnie. – Mój drogi, każdy ma jakieś słabości.
– Zdaję sobie z tego sprawę – potwierdził ponuro. – Rzecz w tym, że ja nie daję już rady egzystować pod jednym dachem z jej przywarami. Spakowałem manatki i się wyniosłem.
Oniemiałam.
– Karol, co ty masz na myśli, mówiąc, że się stamtąd wyniosłeś? Przecież to twoje własne mieszkanie.
– No wiesz, znasz przecież sytuację Mai...
Nie było dla mnie zaskoczeniem. Przed przeprowadzką do Karola, Maja dzieliła ciasne mieszkanie z rodzicami i bratem – mieli tam tylko dwa pokoje. Gdy związała się z moim synem, od razu zamieszkała u niego w lokum, które sprawił mu mój biznes, kiedy jeszcze dobrze prosperował. Dziewczyna szybko polubiła komfort większego mieszkania, a jej rodzice odzyskali trochę przestrzeni życiowej, gdy się wyprowadziła. Pewnie nie byliby zadowoleni, gdyby teraz musiała do nich wrócić.
– Doszliśmy do porozumienia – mówił mój syn dalej – że może tam pomieszkać przez kwartał, dopóki nie znajdzie własnego lokum.
Przytaknęłam, choć nie powinnam była
Syn opłacał kawalerkę, podczas gdy jego eks mieszkała za darmo w mieszkaniu, który on wcześniej wynajmował. Płaciła tylko rachunki, i to nawet nie w pełnej wysokości, jak kiedyś wyjawił mi syn. Interes był dla niego nierentowny, dopłacał do tego niemałe sumy.
Ciągle dzwoniła do Karola ze swoimi kłopotami, a on zawsze był gotowy jej pomóc. Obecnie robiła to jeszcze częściej niż wtedy, gdy mieszkali razem. Miałam poczucie, że w ten sposób próbowała obarczyć go winą za to, że im się nie udało, wywołać w nim wyrzuty sumienia.
Przygarnęła psa ze schroniska, by – jak stwierdziła – wypełnił on lukę, która powstała w jej życiu po zerwaniu. Jednak za każdym razem, gdy pupil wymagał wizyty u weterynarza, kontaktowała się z Karolem, aby podwiózł ich oboje do przychodni.
Domagała się również, aby zajmował się pupilem podczas jej wyjazdów związanych z pracą, a nawet oczekiwała jego towarzystwa na dłuższych spacerach, ponieważ – jak twierdziła – pies potrzebuje ruchu, a ona obawia się samotnie spacerować po opustoszałych okolicach poza granicami miasta.
Ewidentnie bez przerwy wymyślała powody do kolejnych spotkań. Zupełnie tak, jakby liczyła na to, że uda jej się skleić to, co legło w gruzach. Byłam wkurzona, że Karol tak łatwo jej ulega. Według mnie, jeżeli związek już się rozpadł, to nie ma sensu sztucznie go podtrzymywać. I traktować rozstania jak wstępu do nowego otwarcia.
Musiałam zacząć działać
Kwartał przeleciał jak z bicza strzelił, a sytuacja u nich pozostała bez zmian. Uznałam, że czas wziąć sprawy w swoje ręce. Spakowałam trzy porcje świeżutko ulepionych pierogów i ruszyłam odwiedzić syna.
– Hej, przywiozłam ci coś do zjedzenia – rzuciłam na dzień dobry, gdy stanął w progu wynajętej od kumpli kawalerki. – Jak leci?
– Obiadek? Ekstra! – ucieszył się. – U mnie wszystko po staremu. Robota, siłownia… Dobrze mi się tu żyje, naprawiłem szafkę pod zlewem – trajkotał, nalewając wody do garnka na pierogi.
Nie pozwoliłam, żeby mnie zignorował i zadałam bezpośrednie pytanie:
– Wiesz może, kiedy Majka ma w planach się wynieść? Bo rozumiesz, przydałoby się odświeżyć mieszkanko, a później, jak nie masz ochoty tam przebywać, to puścimy w najem. Dodatkowe pieniądze nigdy nie zawadzą.
Mój syn spochmurniał i przez moment wlepiał wzrok we własne ręce.
– Nie jest to bułka z masłem. Maja rozgląda się za lokum, ale ciężko upolować coś w przystępnej cenie. Nie ma zbyt grubego portfela.
– Sam też nie jesteś milionerem – warknęłam zirytowana. – Nie masz kasy na opłacanie dwóch kwater.
Zmarkotniał, ale nie dałam za wygraną. Dobrze znałam swojego potomka i zdawałam sobie sprawę, że odziedziczył po mnie dobre serduszko.
– Karol, naprawdę to rozumiem, ale no błagam, to już przesada.
– Powiedziałem, że może zostać jeszcze na dwa miesiące. Miałem ją wyrzucić na zbity pysk?
– Tylko pytam. Sam widzisz, że to nienormalna sytuacja. Tobie by nie było wstyd na jej miejscu? Ona bez skrępowania cię wykorzystuje, a przecież nawet nie jesteście parą.
– Wiesz, to nie o to chodzi. Ona po prostu ma problem z podejmowaniem decyzji, nawet tych najbardziej błahych. To dla niej zawsze ogromne wyzwanie. Między innymi przez to się rozstaliśmy. Miałem dość tego wiecznego analizowania wszystkiego, szukania problemów tam, gdzie ich nie ma…
– Kochanie, ale ona nie ma tu nic do powiedzenia! – zaprotestowałam stanowczo. – Decyzja zapadła już dawno temu: wyprowadza się i koniec. Jakoś ty z dnia na dzień znalazłeś sobie nowe mieszkanie. Czyli jak się naprawdę chce, to da się zrobić. A co z nią?
– Staram się coś dla niej znaleźć – przyznał, unikając mojego wzroku – ale nic, co sugeruję, jej nie odpowiada. Ciągle narzeka, że za drogo, zbyt daleko od centrum albo po prostu nieatrakcyjnie…
Moja złość na Majkę rosła
Zatkało mnie. Ta dziewczyna bez żadnego skrępowania robiła mojego syna w konia, a na dodatek jeszcze blokowała wszelkie jego starania, żeby jej pomóc. Kto by pomyślał, że za czasów gdy chodzili ze sobą, darzyłam ją taką sympatią. Teraz to uczucie powoli zamieniało się w coraz większą antypatię.
– Synu, na litość boską, musisz być twardy! Powiedz jej, żeby znikała, bo mam przeczucie, że jak tego nie zrobisz, to nigdy się jej nie pozbędziesz. Jest jej tak wygodnie, jak jest teraz, więc w nieskończoność będzie odwlekać moment wyprowadzki. Uwierz mi – dorzuciłam złowróżbnym głosem – za każdym razem wymyśli jakąś wymówkę, raz chorobę, innym razem brak pieniędzy, to znowu urlop albo jakieś święta…
Patrząc na wyraz twarzy mojego dzieciaka, on również brał pod uwagę taki obrót spraw.
– A może podejdź do tego inaczej, co ty na to? Niech sobie poszuka dwóch koleżanek do zamieszkania razem i normalnie niech od ciebie wynajmą to mieszkanie. Myślę, że we trójkę powinny dać radę opłacać czynsz...
Karol westchnął głęboko.
– Już z nią o tym rozmawiałam. Stwierdziła, że jest zbyt stara, żeby dzielić lokum z nieznajomymi.
Kręciłam głową z niedowierzaniem. Nie mogłam pojąć, jak dorosła kobieta jest w stanie wykazywać się takim brakiem ambicji i wrażliwości, żeby kompletnie nie dostrzegać, jak absurdalne i bezpodstawne są jej argumenty. Nie wypowiedziałam jednak tych słów na głos, ponieważ widziałam, że Karol i tak czuje się już wystarczająco źle z tego powodu.
Mijały kolejne dni, a moja złość na Maję przybierała na sile. Ustalony wcześniej czas na opuszczenie mieszkania już dawno upłynął, a ona wcale nie kwapiła się, żeby spakować manatki. Rozgościła się na dobre, niczym uciążliwy sublokator. W głębi duszy wiedziałam, że bez mojej interwencji nic się tutaj nie zmieni. Cała ta patowa sytuacja zaczynała mnie już poważnie dręczyć, dlatego w końcu zdecydowałam się poszukać rady u bliskiej koleżanki. Zaprosiłam do domu Sławkę i przy kieliszku domowej nalewki szczerze wyżaliłam się jej ze swoich kłopotów.
Koleżanka dała mi ultimatum
Przez cały czas, gdy mówiłam, ona nie odzywała się ani słowem, sącząc po trochu swój napój z wiśni. Kiedy zamilkłam, jednym haustem opróżniła kieliszek do dna i oświadczyła:
– Odkładasz to stanowczo za długo. Powinnaś czym prędzej umówić się z nią na rozmowę i postawić sprawę jasno.
– Co? Ja? – aż mną wstrząsnęło na tę myśl. – Czemu akurat ja?
– No jak to czemu, przecież to twoje mieszkanie – wyjaśniła. – Masz pełne prawo kazać jej się wynieść.
– Karol dał jej słowo, że może zostać tam na chwilę – upierałam się przy swoim.
– Ona z kolei zobowiązała się, że się wyprowadzi. Ta „chwila” trwa już sześć miesięcy, jakbyś zapomniała. Podlicz sobie, ile kasy ci przepadło. Mieszkanie w takiej lokalizacji bez problemu puściłabyś za tysiąc pięćset do przodu plus media albo i więcej.
Racja – Majka bezwstydnie wykorzystywała moją i Karola dobroduszność. Koniec z tym! To czysta prawda. Jednak brakowało mi sił, by stanąć w obronie własnych interesów. Mimo wszystko nie była dla mnie kimś zupełnie obcym. Uzupełniłam nasze kieliszki wiśniową nalewką i podzieliłam się swoimi wątpliwościami.
– To takie poniżające i niezręczne. W końcu przez dwa lata była z Karolem, więc w pewnym sensie była członkiem rodziny…
– Nie wygłupiaj się, Hanka! – skarciła mnie Sławka. – To ona powinna czuć zażenowanie i wstyd, że wciąż okupuje twoje mieszkanie. Ale skoro wolisz delikatniej, to zadzwoń do niej, najlepiej od razu. Przekaż jej, że masz zaplanowany remont za… – chwilę się zastanowiła – powiedzmy za dwa tygodnie. Niech do tego terminu zabierze swoje graty z lokalu. No i niech zwróci ci klucze.
Kiedy Sławka zobaczyła mój wystraszony grymas, pociągnęła spory łyk nalewki i pogroziła mi palcem:
– Słuchaj, jeśli tego nie zrobisz, to mówię ci, że pójdę do tej cwaniaczki i powiem prosto w oczy, że od przyszłego miesiąca sama tam zamieszkam. Oświadczę jej, że oficjalnie mi to mieszkanie wynajęłaś, więc jeżeli sama nie zechce się stamtąd wynieść, to zadzwonię na policję i zgłoszę, że przebywa w lokalu nielegalnie.
Kurczę blade... Sławka to moja stara znajoma i doskonale zdaję sobie sprawę, że nie rzuca słów na wiatr. Jak mówi, że to zrobi, to tak będzie – wbije się do nas z butami i tyle. Nie mam zatem wyboru, muszę wziąć się w garść i w końcu pogadać z Mają, choć wcale nie mam na to ochoty. Problem w tym, że ta cwaniara bezwstydnie wykorzystywała to, że ani ja ani Karol nie lubimy się kłócić i mamy dobre serca. Ale wiecie co? Tak dalej być nie może, koniec z tym!
Hanna, 57 lat
Czytaj także:
„Ukochany sądził, że przedszkolanka to materiał na żonę na medal. Karmię go kłamstwami, bo prawdy nie przełknie”
„Mój mąż-fleja nagle zmienił się w chodzącą drogerię. Kochankę zwęszyłabym z kilometra, ale to było jeszcze gorsze”
„Zięć długo traktował mnie jak śmiecia. Dałam mu taką nauczkę, że teraz może mi co najwyżej czyścić buty”