Z Bartkiem poznaliśmy się tuż po moich trzydziestych urodzinach. Właśnie byłam świeżo po rozstaniu z poprzednim facetem. Z Rafałem spotykaliśmy się od czasów studiów i wierzyłam, że to poważny związek. Taki na zawsze. Wspólne przygotowywanie się do kolokwiów i egzaminów przeplataliśmy studenckimi imprezami, romantycznymi randkami i wypadami ze znajomymi.
Czekałam i czekałam
Po obronie dyplomów obojgu udało się nam zaczepić w dużych firmach i zaczęliśmy wspólne życie. Wciąż czekałam na momenty, gdy mój chłopak mi się oświadczy i zamarzy o stabilizacji. Jemu było jednak dobrze tak, jak jest. To znaczy bez większych zobowiązań, dzieci i rodziny. Wynajmowaliśmy mieszkanie i wydatkami na czynsz oraz utrzymanie domu dzieliliśmy się po połowie. Resztę mieliśmy dla siebie.
Ja odkładałam w nadziei, że uda się nam kupić coś własnego na kredyt, a wtedy potrzebne będą pieniądze na wkład własny. Rafał wręcz przeciwnie. Chociaż zarabiał więcej ode mnie, pod koniec miesiąca zawsze był spłukany. Gdy mu zwróciłam uwagę, że może powinniśmy bardziej odpowiedzialnie podejść do finansów i założyć wspólne konto oszczędnościowe, był bardzo zdziwiony.
– Ale po co? Jesteśmy młodzi, powinniśmy dobrze się bawić, a nie oszczędzać grosz do grosza. Co będziemy wspominać na starość? Ciągłe biedowanie i odkładanie każdej złotówki? Czy fajne podróże, weekendy w górach, wypady do dobrych restauracji, zabawę na koncertach?
Chciałam wić gniazdko
Jasne, też chciałam fajnego życia. Ale potrzebowałam też stabilizacji, a przy Rafale nie bardzo mogłam na nią liczyć. Dobiegałam już trzydziestki. Marzyłam o własnym domu, który sama urządzę. A nie o wynajętej kawalerce z mini aneksem kuchennym, a którym trudno było coś ugotować i pytaniem właściciela o możliwość wbicia każdego gwoździa w ścianę.
Dla mojego chłopaka nie stanowiło to jednak problemu. Nasze drogi zaczęły się rozmijać. Ja chciałam już wić gniazdko, wziąć ślub, zajść w ciążę. Dla Rafała ważniejszy był wolny czas po pracy, spotkania z kumplami, wyjścia i beztroskie weekendy. Gdy więc oświadczył, że wyjeżdża za granicę do pracy i chyba powinniśmy zrobić sobie przerwę w związku, nie protestowałam. Wiedziałam, że i tak nie mamy dalszej przyszłości.
Miałam wsparcie przyjaciółek
Trzydziestkę spędziłam ze swoimi najlepszymi przyjaciółkami. Dziewczyny zafundowały mi wyjazd do Spa.
– Tylko my trzy, zabiegi, masaże, basen i pyszne drinki. Zero facetów – piszczała Justyna, a ja kiwałam głową.
Agnieszka, mężatka z pięciolatką na pokładzie, również tego dnia chciała odpocząć od rodzinnego życia.
– Cieszcie się dziewczyny, że jesteście niezależne. Macie czas dla siebie i po powrocie z pracy możecie robić, co tylko się wam podoba. Nikt nie marudzi, że nie ma obiadu na stole, nie wpada wam teściowa na inspekcje, a nauczycielka z przedszkola nie mówi w ostatniej chwili, że trzeba przygotować kostiumy na Andrzejki. Kocham moją rodzinkę, ale czasami tęsknię za beztroską ze studenckich czasów – po kolejnym drinki Aga zrobiła się bardzo szczera i powiedziała nam rzeczy, o których na co dzień nie wspominała.
Wtedy jednak nie miałam podobnego zdania. Byłam akurat na etapie, gdy marzyłam dokładnie o takim życiu, jakie ma moja przyjaciółka. Pięknie urządzone mieszkanko, dziecko i mąż, który będzie przy mnie w dobrych i złych chwilach. Jej Paweł był naprawdę porządny i zawsze mogła na niego liczyć.
Bartka poznałam przypadkiem
I właśnie w takim momencie swojego życia poznałam Bartka. Gdzie? Wpadłam na niego, gdy wychodziłam z lekcji angielskiego, na które się zapisałam, żeby tylko nie spędzać piątkowych wieczorów sama w domu. Chyba od razu zrobiłam na nim dobre wrażenie, bo poprosił mnie o numer telefonu i zadzwonił już kolejnego dnia, zapraszając na wieczór na kolację.
Nasza znajomość rozwijała się błyskawicznie. Co mi się spodobało w Bartoszu? Przede wszystkim to, że był o wiele poważniejszy od mojego byłego. Miał trzydzieści jeden lat i twierdził, że to najwyższy czas na ustatkowanie się.
– Wiesz, czasami człowiek wraca po pracy do domu i marzy, żeby ktoś czekał na niego z gorącą kolacją. Żeby było z kim pogadać, przytulić się i dzielić troskami codzienności – mówił, a ja otwierałam oczy ze zdumienia, że udało mi się trafić na faceta, który chce od życia dokładnie tego, co ja.
– A co myślisz o dziecku? – przemogłam się i rzuciłam pytanie, o którym już od dawna myślałam.
– A czemu nie? W dwójkę jest cudownie, ale prawdziwa rodzina to rodzice i dziecko. Albo dwójka lub nawet trójka – odpowiedział, a ja poczułam, że wreszcie spełniają się moje marzenia.
Szybko wzięliśmy ślub
Bartek oświadczył mi się po niecałym roku znajomości, a ja przyjęłam pierścionek.
– Czy to nie za szybko? Przecież jeszcze nie zdążyliście się dobrze poznać? – dopytywała Aga, ale ja zbagatelizowałam jej wątpliwości.
– A na co mam czekać? Aż skończę czterdziestkę? Czy może pięćdziesiątkę? Już z Rafałem czekałam, czekałam i nic z tego nie wynikło – odpowiedziałam szczerze. – Ty masz szczęśliwą rodzinkę, to mnie nie zrozumiesz. Z Pawłem jesteście razem od zawsze, dlatego nawet nie wiesz, jak bardzo człowiek może czuć się samotny.
Przyjaciółka już nic więcej nie powiedziała, chociaż widziałam w jej oczach, że ma pewne wątpliwości.
Wzięliśmy ślub i zorganizowaliśmy kameralne przyjęcie, na które zaprosiliśmy tylko najbliższych. Po ślubie przeprowadziłam się do swojego męża. Bartosz miał własne mieszkanie, które rodzice pomogli kupić mu na kredyt już na studiach.
Byłam dobrą żoną
Początkowo nasza wspólna codzienność wyglądała niczym sielanka. Spędzaliśmy ze sobą niemal cały wolny czas. Zrezygnowałam nawet z basenu, na który chodziłam od wielu lat. Bartek nie umiał pływać, a ja w wolnych chwilach wolałam wyjść gdzieś wspólnie z nim.
Zaczęłam oddalać się od przyjaciółek. Szkoda mi było czasu na babskie spotkania, gdy mogłam spędzać go wspólnie z ukochanym. Prosto z pracy biegłam do domu i gotowałam dla męża obiad. Dbałam, żeby zawsze był gorący, gdy Bartosz wróci z pracy. Wzięłam na siebie też pranie i sprzątanie.
Gdy okazało się, że jestem w ciąży, niemal skakałam pod sufit. Już zaczęłam urządzać pokój dla naszego maleństwa. Niestety nie dane mi było urodzić – poroniłam. Tak samo było za drugim i trzecim razem. Wierzyłam jednak, że jeszcze nam się uda i z optymizmem patrzyłam w przyszłość.
Mąż zażądał rozwodu
Nawet nie podejrzewałam, że moje życie właśnie zaczyna się sypać niczym źle złożona układanka. Dlaczego wcześniej nic nie podejrzewałam? Nie wiem. Chyba za bardzo skupiłam się na spełnieniu marzenia o byciu mamą i wizji naszej szczęśliwej rodzinki. Zaczęłam żyć marzeniami o tym, jak będzie cudownie, gdy dzidzia już przyjdzie na świat.
Tymczasem okazało się, że Bartek ma zupełnie inny pomysł na siebie. Pewnego dnia po prostu poprosił mnie o rozwód.
– Magda, nasz związek nie ma przyszłości. Ty całkowicie zafiksowałaś się na zajściu w ciążę, a ja doszedłem do wniosku, że nie chcę tak żyć. Chcę jeszcze coś przeżyć i dobrze się bawić, a nie wciąż zerkać na testy ciążowe i planować, jak urządzimy sypialnię dla maluszka – wyrecytował jednym tchem.
– Przecież sam mówiłeś, że też marzysz o rodzinie – w ogóle nie rozumiałam, o czym on do mnie mówi.
– A teraz chcę rozwodu.
Miał kogoś
Rozwód? Jaki rozwód? ?Niby dlaczego? Przecież byliśmy szczęśliwą parą, mieliśmy siebie i wspólne marzenia. Okazało się jednak, że mój mąż wcale nie marzy o wolności. Po prostu poznał inną kobietę. I do tego dużo młodszą od niego. Weronika właśnie kończyła studia i przyszła na staż do jego biura, a on niemal dla niej zwariował.
I tak zostałam w punkcie wyjścia. Bez mieszkania, bo przecież była to jego wyłączna wartość sprzed ślubu. Byłam zmuszona spakować swoje rzeczy i przeprowadzić się do wynajętej kawalerki. Najgorsze jednak, że od prawie trzech lat, czyli początków naszego związku, moje życie kręciło się niemal wyłącznie wokół Bartka. Zerwałam kontakt ze znajomymi, zaniedbałam przyjaciółki, zrezygnowałam nawet z angielskiego i swoich ulubionych niegdyś aktywności.
Nie mogłam o nim zapomnieć
Zostałam więc praktycznie z niczym. Po trzydziestce, bez mieszkania i pomysłu na dalsze życie. Do tego przeraźliwe załamana i niepewna siebie. Przestałam wierzyć, że w życiu może czekać mnie jeszcze coś dobrego. Wstawałam wyłącznie, dlatego że trzeba było iść do pracy. W końcu właściciel nie poczeka na czynsz, rachunki same się nie zapłacą, a lodówka nie napełni się z próżni. Jednak, poza wyjściami do biura, nie robiłam niemal nic.
Zamknęłam się w domu i skupiłam się na swoim cierpieniu. Cały czas podglądałam Bartka w internecie. Z uporem maniaka śledziłam jego konta na Facebooku i Instagramie. Zaglądałam nawet na profil jego firmy, gdzie czasami wstawiali zdjęcia ze służbowych wyjść i imprez.
Mój były mąż w sieci był wyjątkowo aktywny. Wstawiał mnóstwo fotek i niemal na wszystkich był z tą swoją nową babą. Weronika uśmiechała się promiennie i zawsze wyglądała niczym milion dolarów. Wysoka, szczupła, modnie ubrana, z pełnym makijażem. Podczas, gdy ja od dawna nie byłam nawet u fryzjera, a odrostami mogłabym straszyć dzieci.
Bolało mnie, że jest szczęśliwy
Zdjęcia Bartka i jego nowej baby doprowadzały mnie do rozpaczy
Nie mogłam znieść, że Bartek i Weronika wciąż gdzieś wychodzą i balują. Fotki z imprez i wyjazdów ze znajomymi przeplatały się z tymi z wyjść na koncerty, festyny, do kina, restauracji, na ściankę wspinaczkową. Na jednym zdjęciu uśmiechali nawet promiennie w kostiumach kąpielowych nad basenem. A do mnie twierdził, że boi się wody i jego noga nigdy w niej nie postanie.
Widać było, że zachowują się niczym zakochane małolaty. To wszystko było okraszone serduszkami i polubieniami znajomych oraz komentarzami, jaką to cudowną tworzą parę. Od tej słodyczy naprawdę robiło mi się już niedobrze, ale nie potrafiłam zrezygnować.
Musiałam się ogarnąć
Pewnie dalej tonęłabym w swoim żalu i podglądała cudowne życie byłego męża z jego nową laską, gdyby nie Agnieszka. Nie mam pojęcia, jak to zrobiła, ale chyba wyczuła, co się ze mną dzieje i wpadła do mojego mieszkanka bez zapowiedzi. To właśnie ona pomogła mi się pozbierać. Wyciągnęła z domu, niemal siłą zaprowadziła do fryzjera i kazała porzucić rozciągnięte dresy.
Dzięki Adze poznałam też Karola – kolegę jej męża. Byliśmy już na kilku randkach i dogadujemy się naprawdę dobrze. Co będzie dalej? Nie mam pojęcia. Na razie jednak usunęłam ze znajomych Bartka i przestałam się nim interesować. Jak dla mnie, to największy krok ku przyszłości, który zrobiłam od rozwodu.
Magda, 35 lat
Czytaj także: „Mąż zrobił mi z domu drogerię. Myśli, że smród wybryków zamaskuje drogimi perfumami, lecz ja zwęszyłam już zemstę”
„Liczyłam na gorące Święta z kochankiem, a on pokrzyżował moje plany. Rodzina jest dla niego ważniejsza”
„Zięć długo traktował mnie jak śmiecia. Dałam mu taką nauczkę, że teraz może mi co najwyżej czyścić buty”