„Żona ciągle robiła wszystko za syna: prasowała, sprzątała i gotowała. Nie zauważyła, że chłop ma już 32 lata”

dorosły syn z rodzicami fot. Adobe Stock, JackF
„– A, niech chłopak trochę odpocznie – rzuciła Halinka, jakby doskonale wiedziała, co mam na myśli. Właśnie miałem jej zwrócić uwagę, że ten chłopak ma 32 lata, pracuje na pół etatu jako nauczyciel informatyki w szkole, bo dawny etat w korporacji był dla niego zbyt męczący. Wciąż mieszka z nami i zachowuje się, jakby był jeszcze nastolatkiem”.
/ 11.02.2024 14:30
dorosły syn z rodzicami fot. Adobe Stock, JackF

–  Mamo, co będzie na obiad? –  rozległo się z przedpokoju tuż po tym, jak drzwi wejściowe zamknęły się z hukiem.

Adam miał w zwyczaju zawsze trzaskać. Dalszy hałas sugerował, że zdejmował buty, jeden po drugim, nie używając do tego rąk, bo po co się było schylać. Potem nastąpiły jeszcze dwa pacnięcia –  najprawdopodobniej o podłogę uderzyły jego torba i kurtka.

–  Synku, przecież dopiero ją wyprałam, zaraz znowu będzie brudna i pognieciona. – Moja żona momentalnie znalazła się w przedpokoju.

Jak wyszedłem z kuchni, zauważyłem, że strzepuje i wiesza kurtkę Adama. Syn w milczeniu skierował się w moją stronę. Wszedł do kuchni, rzucił okiem na garnki i już chciał sobie nakładać jedzenie, kiedy nagle żona stanęła obok niego i zabrała mu talerz, przy czym rzuciła:

– Adasiu, nie jedz zimnego, bo się jeszcze pochorujesz, zaraz ci podgrzeję.

Zachowywał się jak cham

Adaś trochę ponarzekał, zarzucając jej, że wcześniej nie podgrzała jedzenia, a on mówił przecież, o której wraca. Żonie udało się go jednak przekupić obietnicą śliwkowego ciasta na deser. Pracując w kuchni, upewniła się, że syn umył ręce i wziął serwetki, a następnie postawiła przed nim gorący obiad.

Adam wcinał jedzenie z ogromnym apetytem – fakt, moja Halinka jest w kuchni prawdziwą królową – ale potem... zerwał się od stołu i wyszedł bez słowa, zostawiając po sobie bałagan na blacie. Miałem ochotę go zbesztać, ale żona była szybsza:

– Spokojnie, spokojnie, przecież cały dzień harował. Ja to posprzątam. Smaczne było, Adaś?! –  krzyknęła za nim.

Nie usłyszeliśmy odpowiedzi, bo nasz syn już zamykał drzwi do swojego pokoju.

Żona miała klapki na oczach

– A, niech chłopak trochę odpocznie –  rzuciła Halinka, jakby doskonale wiedziała, co mam na myśli.

Właśnie miałem jej zwrócić uwagę, że ten chłopak ma 32 lata, pracuje na pół etatu jako nauczyciel informatyki w szkole, bo dawny etat w korporacji był dla niego zbyt męczący. Wciąż mieszka z nami i zachowuje się, jakby był jeszcze nastolatkiem.

– Halinko, nie sądzisz, że nadszedł czas, aby Adam stał się bardziej samodzielny? – zacząłem, ale żona jak zawsze miała gotową odpowiedź:

– A twoim zdaniem nie jest samodzielny? Przecież zarabia na swoje utrzymanie, nie dostaje od nas kieszonkowego. Po co miałby wyprowadzać się z domu? Wiesz, jakie są ceny wynajmu? To po prostu marnowanie pieniędzy, lepiej niech Adaś oszczędza na przyszłość.

Uważał, że to mu się należy

Problem polegał na tym, że Adam nie tylko nie odkładał pieniędzy, ale dodatkowo w połowie każdego miesiąca zaczynał je pożyczać i oczywiście nigdy nie zwrócił ani grosza. Nam zostawiał na rachunki, opłatę za własną komórkę, nigdy nie kupił środków do prania i nie zrobił zakupów. Uważał, że to wszystko mu się należy. Że po prostu ma do tego stały dostęp. Kiedy miałem jakiekolwiek pretensje, Halinka zawsze stwierdzała:

– W końcu i tak opłacamy te rachunki, niezależnie od tego, czy z nami mieszka, czy nie, ile więc zużyje wody czy mydła?

Adaś, najmłodszy spośród naszych dzieci, był ulubieńcem mojej żony. Ciągle miała go za małego chłopca, którym chętnie się zajmowała. Czasami się zastanawiałem, czy nie wymyśliła sobie tego wszystkiego zaraz po tym, jak Adaś przyszedł na świat. Gdy starszy brat i siostra Adama opuścili dom i zaczęli studia, moja żona uznała to za coś naturalnego.

– Nie przejmujcie się, przecież Adaś wciąż będzie na miejscu –  mówiła.

On postanowił studiować blisko domu. Dojeżdżał na zajęcia, a po zakończeniu studiów zdecydował się na stałe zamieszkać w naszym małym mieście. Halinka uważała, że po tych wszystkich latach nauki zasługuje na odpoczynek. Zupełnie, jakby zamiast siedzieć przed komputerem, ciężko pracował na budowie. Cały rok tak przesiedział.

– Mam teraz wakacje – mówił, kiedy ktoś z rodziny dopytywał, co robi.

Był leniwym nieudacznikiem

Ale mnie to jakoś nie bawiło. Zwłaszcza że Adam nie kwapił się do szukania zatrudnienia, mimo że miał spore umiejętności.  W końcu postanowiłem znaleźć mu coś sam. Udało mi się załatwić mu miejsce w firmie, w której pracował syn mojego kumpla. Potem obaj przeszli do większej firmy.

Adam zarabiał sporo, ale ciągle narzekał, że nie ma dla siebie czasu i jest zmęczony. Halinka nie mogła tego znieść i zaczęła szukać dla niego nowego miejsca pracy. W końcu znalazła mu pół etatu w szkole. Miał się tam zatrudnić chwilowo, żeby się trochę zrelaksować, ale Adamowi widocznie pasowała praca wyłącznie po kilka godzin dziennie.

Potem zawsze wracał do nas do domu. Mama gotowała mu jedzenie, zmieniała pościel, prasowała koszule, a nawet przypominała mu o przygotowaniu do sprawdzianu, bo biedak mógł zapomnieć z powodu przemęczenia!

Starałem się z tym walczyć, tłumaczyć, że wychowujemy nieudacznika, który nie poradzi sobie w życiu, ale z czasem zdałem sobie sprawę, że Halinka i tak postawi na swoim. I że moje marzenie o wysłaniu dzieci na swoje, robieniu w domu dokładnie tego, co chcę i wygłuszeniu jednego z pomieszczeń, żebyśmy mogli tam grać z kumplami na akordeonach, a przede wszystkim – doświadczyć drugiej młodości z żoną, oddala się bezpowrotnie. Prędzej Adam wykurzy nas z domu, niż my jego!

Byłem naprawdę zaintrygowany

Coś drgnęło w chwili, kiedy już myślałem, że sprawa jest definitywnie przegrana. Jesienią, w pewną sobotę, razem z Halinką poszliśmy na grilla do starych znajomych, których dawno nie widzieliśmy, a którzy mieszkają w pobliżu naszej miejscowości. Zaprosili pełno osób –  kumpli ze szkoły i z osiedla, żeby – jak sami to określili – zorganizować imprezę jak za dawnych lat.

– Nasze dzieci wreszcie się wyprowadziły i mamy cały dom dla siebie – oznajmiła Beata z radością przez telefon, kiedy nas zapraszała, a jej mąż dorzucał w tle: "I to na dobre!".

Na miejscu zastałem coś niewyobrażalnego. Wspominałem to podwórko jako miejsce, które zawsze było zawalone huśtawkami, bramkami, trampolinami, a znajdujące się tam stare dmuchane baseny ciągle przeciekały, tylko jakoś nikt nie miał ich serca wyrzucić. Teraz zobaczyłem idealnie przycięty trawnik, piękny ogród, a pomiędzy drzewami wisiały modne hamaki. Dom zrobił się nagle przestronny. Nie było zestawu kurtek na wieszakach, stosów butów, torby porzuconej w kącie przedpokoju.

Strasznie się tu pusto zrobiło. I czuć taki chłód –  marudziła Halinka, ale gospodyni prędko zabrała ją wraz z innymi koleżankami do swojego królestwa.

Też tak chciałem

Ja z kolei z chłopakami, których pewnie w innych okolicznościach, zważywszy na to, że wszyscy mieli ponad sześćdziesiąt lat, wcale był tak nie nazwał, podążyłem za gospodarzem. Muszę przyznać, że jego pomysł zrobił na mnie wrażenie.

Mianowicie, w starym pokoju swojego syna stworzył elegancki bar z kanapą, fotelami i dużą drewnianą szafką, w której trzymał zestaw drogich alkoholi. Piliśmy je z kryształowych kieliszków jak ambrozję, oczywiście odrobinę, dla smaku, bo przecież nie o to chodziło, żeby się upić. Trochę jakbym odwiedził Las Vegas. A potem jeszcze odwiedziliśmy salkę w piwnicy, gdzie kiedyś dzieciaki grały w ping-ponga i bawiły się na okrągło. Teraz pomieszczenie służyło za pokój telewizyjny z rzutnikiem.

– Wyobraź sobie, jak fajnie by było oglądać komedie na takim dużym ekranie! – mówiłem do Halinki, opisując jej, co zobaczyłem.

Okazało się, że moja żona nie potrzebowała żadnej zachęty, kiedy tylko zobaczyła, jak wygląda łazienka. Ścianę oddzielającą ją od pokoju córki, która jako najstarsza, dostała ten z wyjściem na taras, wyburzono. Teraz stała tam wielka wanna, idealna dla dwóch osób, a w kącie znajdowała się sauna. Beata śmiała się, mówiąc, że najchętniej korzystają z niej późno wieczorem, bo potem mogą wybiec na zimną trawę, niezauważeni przez nikogo.

– To najlepsze, co możemy zrobić dla swojego zdrowia –  chwaliła się przed znajomymi.

Rozmarzyłem się

No nieźle, sam bym na coś takiego na pewno nie wpadł. Wieczór w salce filmowej, my wtuleni w siebie nawzajem –  po prostu cudo. Ale sauna i bieganie nago po ogrodzie? Może ten późny etap życia nie jest taki zły? Gdybyśmy nie mieli na głowie dorosłego syna, moglibyśmy też zorganizować coś podobnego. Ech, pomarzyć można.

– Ech, pomarzyć można – odezwała się niespodziewanie żona.

– O czym pomarzyć, kochanie? – zapytałem, na co ona zamilkła na chwilę.

W końcu odpowiedziała niepewnie:

– Chciałabym, żeby Adaś się w końcu wyprowadził. Rozumiem, że sama zniechęcałam was obu do tego pomysłu, ale teraz dostrzegam, że nie możemy tak dalej żyć. Zasługujemy na odrobinę komfortu i prywatności – to jedno, ale bardziej istotne jest to, co powiedziały mi moje przyjaciółki.

Żona zmieniła zdanie

Opowiadały kolejno, jak nieustannie zachęcały dzieci do pozostania w domu, ale kiedy w końcu zdecydowały się wypuścić je spod swoich skrzydeł, to ich "maluchy" nagle zaczęły działać samodzielnie i zyskały pewność siebie. Chłopcy sami zaczęli prać swoje skarpetki i przygotowywać kanapki do pracy, a dziewczyny zrezygnowały z prasowania pościeli, oddając ją do pralni, aby zyskać czas na wizytę na siłowni.

– No, to w końcu odcinamy pępowinę! – rzuciłem, chcąc wykorzystać moment. – A potem zorganizujemy bal, którym zawstydzisz wszystkie koleżanki!

Nie wiedzieliśmy jednak, na co się piszemy. Bal był niczym w porównaniu z pierwszym podejmowanym przez nas krokiem. Zdecydowaliśmy, że nie będziemy prosić ani owijać w bawełnę, tylko po prostu powiemy Adamowi, że nadszedł czas, aby się wyprowadził i zaczął swoje dorosłe życie. Kiedy przekazaliśmy mu tę wiadomość  podczas obiadu, spojrzał na nas z niedowierzaniem. 

Myślał, że tylko się wygłupiamy

– Ej, dobry żart! No i co wy, biedacy, zamierzacie robić sami w tym wielkim pustym domu? Znudzi się wam. Teraz chociaż masz co robić, mamo, ugotujesz obiad, pójdziesz na zakupy.

A potem, jak co dzień, zostawił talerze na stole i zaszył się w swoim pokoju.

– No cóż, mamy na karku rozwydrzonego dzieciaka, którego sami rozpieściliśmy – westchnąłem, ale Halinka szybko przerwała:

– Wcale nie my, tylko ja. I teraz to ja muszę naprawić ten okropny błąd.

Nawet by mi nie przyszło do głowy, że żona ma w sobie tyle uporu, siły i przede wszystkim pewności, że działa w słusznej sprawie.

Zaczęły się zmiany

Następnego dnia zrobiła obiad wcześniej i tylko dla nas. Kiedy Adaś wrócił ze szkoły, na blacie w kuchni czekały na niego puste garnki.

– Mamo, a co z obiadem? – zapytał, nie mając pojęcia, co go czeka.

Halinka odparła spokojnie:

– A zrób sobie, co tam chcesz. Kup coś sobie, bo w lodówce nic nie zostało. Aha, i pozmywaj naczynia, bo zaraz z tatą wychodzimy. Nie chcę się spóźnić.

Potem chwyciła mnie szybko za rękę i wyciągnęła na dwór. Szkoda, że nie mogłem zerknąć na twarz Adama... Kiedy wróciliśmy, brudne naczynia piętrzyły się nadal, a na stole rozrzucone były opakowania po chipsach i jakiejś chińskiej zupce. Kiedyś Halinka by się załamała, mówiąc, że przecież dzieciak nie powinien sięgać po takie jedzenie, teraz jednak spokojnie stwierdziła:

– Jest dorosły, sam decyduje, co je.

Syn był zdziwiony

W następnych dniach Adam mocno się zdziwił, że Halinka nie robi już wszystkiego za niego – nie pierze jego ubrań, nie prasuje, nie sprząta w jego pokoju.

– Mamo, gdzie jest mój niebieski sweter? Ten, który mi podarowałaś na urodziny? – pytał z uśmiechem, zasypując ją pytaniami w zimowy poranek.

Ale Halinka, mimo że z pewnością doskonale wiedziała, gdzie leży sweter, stanowczo odpowiedziała:

– Nie mam pojęcia. Najprawdopodobniej tam, gdzie go wczoraj odłożyłeś.

Adam wybrał sobie inny sweter, zapomniał o czapce, ale wcale tego nie odchorował. Zostawialiśmy go samego na całe popołudnia i wieczory, przestaliśmy sprawdzać, czy sobie radzi z pracą, a kiedy skończyły mu się fundusze, to na prośbę o pożyczkę do następnej pensji, rzuciłem pośpiesznie:

– Nigdy jeszcze nie oddałeś. Pożycz od kogoś innego albo na przykład zrób sobie debet na koncie i potem go spłacaj.

– Przecież nie będę chodził głodny... –  Adaś próbował wziąć nas pod włos, ale Halinka nie dała za wygraną:

– Nie zginiesz. W piwnicy są warzywa, a w zamrażalniku mięso. Zawsze możesz sobie coś zrobić do jedzenia.

Był trudnym przeciwnikiem

Mimo to, wszystko było na nic. Adam ciągle dopytywał, czy to jest jakiś test albo czy się założyliśmy, kto pierwszy pozbędzie się go z domu. Byliśmy bliscy załamania. Żegnałem się już z tą wolnością, o jakiej marzyliśmy na emeryturze.

– Wygląda na to, że musimy się poddać i zaakceptować fakt, że nasz syn nigdy nie zamierza się wyprowadzić –  narzekała Halinka, opowiadając o naszej sytuacji przyjaciółce od tej łazienki z sauną. Ale, jak się okazało, Beata miała już do czynienia z większymi problemami:

– Kochana, każdy z nas przechodził przez to samo. Kiedy byliśmy młodzi, marzyliśmy o tym, żeby opuścić dom rodziców, ale ci młodzi ludzie dzisiaj... no cóż, szkoda słów – zaczęła. – Ale powiem ci, co zrobimy.

Zdecydowaliśmy, że na kolejne spotkanie w ogrodzie zaprosimy również Adasia. Trochę narzekał, ale przekonaliśmy go, dając mu trochę kieszonkowego i jednocześnie traktując to jak inwestycję w jego wyprowadzkę. Na imprezie pojawili się też synowie właścicieli domu, którzy mieszkali w mieście, a także ich znajome.

Nie byłem pewny, kto z kim mieszka, mówili coś o pokojach w wynajmowanych wspólnie lokalach, ale chyba ten pomysł przypadł do gustu Adamowi. Może bardziej zainteresowała go jedna szeroko uśmiechnięta blondynka, ale w końcu to już dorosły człowiek, jego wybór.

– Wiecie co, zastanawiałem się, czy nie powinienem spróbować i zamieszkać w mieście z innymi – zaczął wieczorem. – Ale to tylko taki test, jak coś pójdzie nie tak, to zawsze mogę wrócić – dodał pośpiesznie, żebyśmy sobie nie pomyśleli, że odchodzi na zawsze.

Przytaknęliśmy z Halinką, ale obiecaliśmy sobie, że zrobimy co w naszej mocy, żeby nie miał ochoty wracać.

Czytaj także: „Zięć to nierób i źle mu z oczu patrzy. Córka za niego wyszła, bo chciała mi zrobić na złość, a teraz płacze”
„Przez zranione ego męża staliśmy się biedni. Nie mieliśmy pieniędzy, a on wciąż czekał na to, aż kasa spadnie z nieba”
„Zostałam kochanką szwagra, gdy siostra była w ciąży. Nasze dzieci są rodzeństwem, ale wiem o tym tylko ja”

 
 

Redakcja poleca

REKLAMA