Mówiłam jej, tłumaczyłam, a nawet prosiłam. Oczywiście, była mądrzejsza. Bo niby mężczyzna wcale nie musi mieć od razu pracy i fortuny, żeby być wartościowy. I wystarczy niby ich miłość, czy raczej zauroczenie, które ona za tę miłość wzięła. A teraz płacz, bo Franek to taki okropny człowiek!
Hania zawsze była beztroska
Ta moja Hania nigdy nie była szczególnie rozgarnięta. Do kolejnych klas przechodziła cudem, nigdy nie przykładała się do nauki i marudziła, że nie ma talentu do żadnego przedmiotu. Gdybyśmy jej z mężem nie przycisnęli, pewnie nie wybrałaby się na studia. A tak przynajmniej poszła na pedagogikę. Nie sądziłam, żeby coś sensownego po tym robiła, no ale… może chociaż się gdzieś załapie?
Długo nie interesowała się związkami. Spotykała się z jakimiś chłopcami, ale nigdy nie było z tego nic poważnego. Wiecznie tylko te imprezy i imprezy. Jakby nic innego w życiu się nie liczyło. Próbowałam jej tłumaczyć, że powinna myśleć już o stażach, przyszłej pracy, ale do niej to w ogóle nie docierało. Martwiłam się, że niczego w życiu nie osiągnie i w końcu sobie przestanie radzić.
Na szczęście, kiedy zaczęła studia magisterskie, zmieniła trochę podejście. Udało jej się dostać na staż w jakiejś firmie, która zajmowała się kosmetykami naturalnymi, choć pewnie by tego nie osiągnęła, gdyby jakaś koleżanka z roku jej nie poleciła. Koniec końców, całkiem nieźle na tym wyszła, bo po pół roku zatrudniła się tam na stałe. I zgarniała całkiem niezłą sumkę. Byłabym z niej nawet dumna, gdyby… gdyby nie chłopak, którego sobie niespodziewanie znalazła.
Franek mi się nie podobał
Od początku bardzo mi go zachwalała. Jakby chciała mnie przekonać, że dokonała naprawdę świetnego wyboru. Zapaliła mi się wtedy jednak od razu czerwona lampka – bo skoro tyle mówiła o jakimś chłopaku, co jej się w sumie wcześniej nie zdarzało, to musiało być coś na rzeczy.
– Musicie go z tatą poznać – przekonywała. – Jest naprawdę uroczy. I… – Uśmiechnęła się sugestywnie. –…bardzo przystojny!
Odpowiedziałam wymuszonym uśmiechem, ale nie skomentowałam. Trochę się niepokoiłam, że na pierwszym miejscu stawia jego urodę. No i okazało się, że wcale się nie pomyliłam. Bo ten jej cały Franek rzeczywiście był atrakcyjny i całkiem ładnie się uśmiechał, ale… był po prostu głupi. I upierał się , że nie potrzebuje pracy.
– E tam – mówił, gdy mój mąż zapytał, czemu nigdzie nie pracuje, choć jest przecież trzy lata starszy od Hani, a poza tym nawet nie robił żadnych studiów. – Mam na to jeszcze czas. Poza tym, nie znalazłem na razie nic, co by mnie zainteresowało. A najgorsza jest praca, która nie przynosi satysfakcji.
Nie wiedziałam, jak do niego dotrzeć. Bo gdy tylko zasugerowałam, że z początku można się trochę poświęcić, byle tylko coś złapać i jakoś w ogóle zacząć, popatrzył na mnie tak jakoś dziwnie. Aż się trochę przestraszyłam. Myślałam, że przesadzam, ale zmieniłam zdanie, gdy potem widziałam go z daleka na osiedlu z jakimiś podejrzanymi typkami. Że też moja córka musiała akurat się przyczepić do kogoś takiego…
Córka miała klapki na oczach
Hania jak to Hania – nie widziała żadnego problemu. Kiedy powiedziałam jej o podejrzanym towarzystwie Franka, machnęła ręką.
– Oj, mama, ty to ciągle żyjesz stereotypami – stwierdziła. – A to fajne chłopaki są. Z osiedla się znają. Sama z nimi nieraz gadałam. A przecież warto mieć kogoś znajomego w okolicy, żeby się swobodniej czuć.
Nie mówiłam jej, że interpretuję to zgoła inaczej, bo to mijało się z celem, ale po cichu liczyłam, że jeszcze się opamięta. Że go rzuci albo spotka po prostu kogoś innego. Lepszego. Zwłaszcza że obok wprowadzili się tacy mili państwo, którzy mieli syna, Michała – akurat w wieku Hani. Ten chłopak często się do niej uśmiechał, zagadywał, ale ona nie reagowała. Fakt, nie był może tak przystojny jak Franek, ale za to niegłupi i pracował w jakimś dużym koncernie farmaceutycznym. Miał podobno spore mieszkanie w apartamentowcu i nawet trochę oszczędności. Powiedziałam o tym córce, ale tylko wzruszyła ramionami.
Chciałam wybić go jej z głowy
No i niestety – Franek rozgościł się w jej życiu na dobre. Wkrótce odbyły się zaręczyny, a potem skupiliśmy się na przygotowaniach do ślubu. Jeszcze na tydzień przed planowaną datą ceremonii złapałam córkę za ramiona i powiedziałam poważnie:
– Ty nie wiesz, w co się pakujesz, Hania. To niedobry człowiek! Jemu źle z oczu patrzy! – Widziałam, że jest zniecierpliwiona, więc wzmocniłam trochę uścisk i dodałam: – Lepiej byś się z tym Michałem spotkała. To taki dobry, poukładany chłopiec. I z pracą, ustawiony na całe życie!
– Jesteś straszną materialistką – stwierdziła córka. – I wyjdę za Franka, czy ci się to podoba, czy nie.
Postawiła na swoim
Wzięli ślub i się wyprowadzili. Franek miał tyle szczęścia, że dostał jakieś niewielkie mieszkanko po babci, więc mieli gdzie rozpocząć to wspólne życie. Mieszkanie wymagało remontu, ale on się upierał, że szkoda na to czasu i pieniędzy.
– No w sumie rację ma – tłumaczyła go oczywiście Hania. – Po co wydawać pieniądze? A nie jest tak źle. Po prostu wystrój taki bardziej z PRL-u, ale ujdzie na początek.
Nie wypowiadałam się, bo nie widziałam tego mieszkania. Właściwie to szukałam pretekstów, żeby się tam nie pojawiać. Nie najlepiej dogadywałam się z zięciem, a odnosiłam wrażenie, że ostatnio on próbuje mnie coraz częściej prowokować. No a jak już dochodziło do kłótni, to Hania zawsze brała jego stronę, a ja wychodziłam na tę złą.
Przez jakiś czas praktycznie się nie widywałyśmy. Potem dzwoniła albo wpadała na krótką chwilę, ale nigdy nie dawała się zaprosić na dłużej. Tłumaczyłam to sobie faktem, że teraz ma swoje życie, która na pewno jest atrakcyjniejsze niż spędzanie czasu z rodzicami. W końcu co myśmy jej mogli zaoferować? Miała męża, własne mieszkanie i pracę – i, jak mi się zdawało, na tym skupiała się najbardziej.
W końcu nie wytrzymała
Któregoś dnia zupełnie niespodziewanie zastałam Hanię oczekującą przed drzwiami do naszego mieszkania. Miała podpuchnięte, czerwone oczy i stała pod ścianą, wyraźnie skulona.
– Dziecko, co się stało? – zapytałam zaniepokojona.
Otworzyłam drzwi i prędko wprowadziłam ją do środka. Jako że nie mogłam z niej wydobyć żadnej odpowiedzi, posadziłam ją w kuchni i zrobiłam herbaty.
– Miałaś rację, mamo – odezwała się cicho, gdy ściskała już w dłoniach parujący kubek. – Franek jest okropny.
Popatrzyłam na nią jeszcze raz, uważniej.
– Zrobił ci coś? – rzuciłam w końcu.
– Nie, to nie to – wymamrotała. Uparcie nie podnosiła wzroku. – Ale on w ogóle nie szuka pracy. Tylko ja nas utrzymuję. Myślałam, że on się będzie za czymś rozglądał, że po prostu nie trafił jeszcze na dobrą ofertę. A on nie robi nic, kompletne nic!
Odchrząknęłam.
– No cóż, mówiłam ci, że on się raczej żadną pracą się nie zhańbi.
– A w dodatku teraz jeszcze ciągle na głowę zwalają się nam ci jego kumple – ciągnęła dalej roztrzęsionym głosem. – Rozmawiałam z nim o tym, że ich sobie nie życzę, bo robią syf, ale on się tylko roześmiał i stwierdził, że ja to sobie mogę. Ten dom wygląda już jak jakaś melina.
Nie powstrzymywała już dłużej łez i po prostu zaczęła mi chlipać nad herbatą.
Pewnie szykuje się rozwód
Niby Hania wciąż jest z Frankiem, ale coraz więcej czasu spędza u nas. Parę razy nawet nocowała, a jej mąż się podobno tym nie przejął. Irytował się tylko, że w lodówce pusto, a ona nie zrobiła żadnych zakupów.
Oboje z mężem cieszymy się z jej częstych odwiedzin, a ja szczególnie z tego, że Hania teraz chętnie rozmawia z Michałem, jak wpada do rodziców. Tak się złożyło, że on się jeszcze z nikim na poważnie nie związał, a obecnie wykazuje się ogromnym współczuciem, bo wie, co spotkało moją córkę. Jednym słowem, podejrzewam, że nadciąga rozwód. Oczywiście, Hania zrobi, jak będzie uważała, ale… po cichu liczę, że dłużej tkwić w tym toksycznym związku nie zamierza.
Czytaj także: „Zięć to chytrus i cwaniak, ale nie ze mną te numery. Naiwniak myśli, że dom i działki przepiszę na córkę. Niedoczekanie”
„Żona przeżyła kryzys wieku średniego. Zdradziła mnie z fagasem, bo miał sześciopak na brzuchu”
„Przez 12 lat byłam służącą męża tyrana, a teraz każe mi iść do pracy. Mam zarabiać na swoje wydatki”