Tomasz zawsze był odpowiedzialny, aktywny, sprytny, prawdomówny, sumienny i do tego doskonałym tatą oraz troskliwym małżonkiem. Nie posiadał żadnych uciążliwych wad, które mogłyby nam komplikować codzienność. Wszystko się zmieniło, kiedy nagle jego życie zaczęło się walić.
Z facetami różnie bywa
W każdym życiu, jak to bywa, zdarzają się różnorodne etapy – te pozytywne, ale i negatywne. To, jak mężczyzna radzi sobie z tymi drugimi, jest ważne przy budowaniu rodziny. Moja siostra, Kasia, była szaleńczo zakochana w swoim mężu. Dlatego kiedy po dekadzie małżeństwa zwierzyła mi się, że niekiedy ma nieodpartą chęć go udusić, a w jej spojrzeniu zauważyłam, że mówi to na serio – byłam zaskoczona.
– Co ci tak w nim przeszkadza? Jest zaradny, troskliwy, traktuje cię jak księżniczkę.
– Ach, Miśka – Kasia westchnęła. – Naprawdę nie wiesz wiele o mężczyznach...
– No tak, jakbym nie miała męża i dwóch dorastających synów, nie mówiąc już o trzech braciach – odpowiedziałam z nutą ironii.
– To tylko fasada. Prawdziwe oblicze mężczyzn ujawnia się, kiedy tracą pewność siebie. Jacek jest hipochondrykiem.
– Ale zawsze nim był i nigdy ci to nie przeszkadzało – zauważyłam.
Znów zrobiła smutną minę, tym razem wydawało się, że to ją boli.
– Im jest starszy, tym gorzej mu idzie. Mówię ci szczerze, gdybym go tak mocno nie kochała, już dawno bym go zostawiła. Gdy mężczyźni mają trudny okres w życiu, robią się słabi i nieporadni.
– Na szczęście mój mąż Tomek nie ma takich problemów – powiedziałam, myśląc o swoim partnerze. – Wydaje mi się, że nie ma takich słabości.
Kaśka przechyliła głowę i powiedziała coś, co później okazało się być przepowiednią na najbliższy czas:
– Kiedy nadejdzie czas wyzwania, będzie musiał pokazać, czy jest prawdziwym mężczyzną, czy tchórzem.
Mocno przeżył stratę pracy
Tomek był poważnym, energetycznym, sprytnym, uczciwym, odpowiedzialnym człowiekiem. Do tego miał dar bycia fantastycznym tatą i kochającym mężem. Nie posiadał żadnych denerwujących cech, które mogłyby nam utrudnić życie. Przez 23 lata bycia razem wytrzymaliśmy wiele i nic nie było już w stanie nas zszokować.
Pewnego dnia, kiedy wracałam do domu od siostry, pomyślałam, że wygląda na to, że los oszczędził Tomkowi „próby męskości”. Niestety, nie odpukałam tego w niemalowane. Dwa lata później mój mąż stracił pracę. To nie była dla niego nowa sytuacja – na początku swojej kariery zawodowej często tak się zdarzało. Jednak potem przez 18 lat nieustannie odnosił sukcesy i piął się po szczeblach kariery.
Przez ostatnią dekadę, a nawet rok dłużej, był dyrektorem handlowym w dużej firmie z zagranicznym kapitałem. Ale nagle główna firma zbankrutowała, więc mimo że polski oddział dobrze sobie radził, zdecydowano o zabraniu wszystkich środków, aby spłacić długi w kraju, w którym firma miała siedzibę. Z tego względu zwolniono pracowników. Mój mąż i jego koledzy nie otrzymali nawet odpraw, co dla niego oznaczało utratę dużej ilości pieniędzy. Firma, w której pracował, zbankrutowała, więc nie było szansy na odzyskanie tych funduszy.
– Nie przejmuj się – próbowałam pocieszyć Tomka, który smutny siedział na sofie. – Jesteś świetnym specjalistą, na pewno szybko znajdziesz nową pracę. Może nawet lepszą. Przecież sam mówiłeś, że po jedenastu latach w jednym miejscu pracy, zaczynasz odczuwać monotonię. Ale nigdy byś sam nie zdecydował się odejść. Teraz los ci w tym pomaga.
Tomek zdecydował się na tydzień odpoczynku, po czym poinformował swoich znajomych z tej samej branży, że szuka pracy. Problem w tym, że nie było dostępnych stanowisk na poziomie dyrektorskim. Mijały kolejne miesiące, jeden po drugim. Tomek zaczął aplikować do innych firm i zarejestrował się w agencji rekrutacyjnej. Uczestniczył w kilku rozmowach kwalifikacyjnych, ale niestety żadna z nich nie przyniosła oczekiwanych efektów.
– Może powinieneś spróbować w innej branży? – zasugerowałam pewnego dnia. – Szybko przyswajasz nowe umiejętności...
– Mam już 52 lata, jestem jak stary pies, który nie jest w stanie nauczyć się nowych trików – odparł smutno.
– Kochanie, masz naprawdę bystry umysł...
– Kobieto, jeśli nie masz pojęcia, o czym mówisz, to lepiej milcz – rzucił z irytacją i opuścił pokój.
Bardzo się zmienił
To był pierwszy raz, kiedy tak do mnie mówił! Tomek, z frustracją na twarzy, traktował mnie jakbym była niepotrzebną kobietą, która powinna milczeć, jeśli nikt jej nie zapyta. Po pół roku bezowocnych starań w szukaniu pracy, zasiedział się na sofie z pilotem do telewizora w dłoni. Wtedy pomyślałam, że pora coś z tym zrobić. Wszystkie koleżanki, a nawet moja siostra, doradzały mi, że powinnam działać szybko, zanim on całkiem się zniechęci.
– Gdy nie będzie czuł wewnętrznej potrzeby naprawy sytuacji, to trzeba będzie ogromnej siły, żeby to naprawić – tak powiedziała Janeczka, która dobrze wiedziała, o czym mówi, bo trzy lata temu jej mąż stracił swoją firmę.
– Kochanie – powiedziałam, siadając obok Tomka. – W naszym kraju sytuacja finansowa jest taka, jak jest, firm jest dokładnie tyle, ile ich jest, a stanowisk dyrektorskich raczej nie przybędzie. Może warto poszukać czegoś innego, póki czekasz, aż któryś dyrektor straci pracę?
– Co to znaczy coś innego?! – zareagował. – Szukam czegoś innego, jeśli nie zauważyłaś.
Znowu ten niemiły, męski sposób mówienia, który ostatnio coraz częściej zauważałam u Tomka... Janka wyjaśniła mi parę dni temu, że taki sposób zachowania to według psychologów efekt zranionej męskiej godności. Oznacza to, że jest to samoobrona ze strony mężczyzny, który czuje, że jego pozycja... jest zagrożona. Musiałam starać się być spokojna i cierpliwa.
– Inne stanowisko, to znaczy niekoniecznie dyrektora. Możesz być na przykład kierownikiem albo nawet...
– Zwykłym pracownikiem? – spojrzał na mnie tak, jakbym mu zaproponowała pracę przy kasie. – Już to przerabiałem. Już musiałem się kłaniać i denerwować na zaniedbania szefów. Mam wiedzę, umiejętności i doświadczenie...
– Czyli dobrze ci idzie – zauważyłam. – I nie chcesz wykonywać poleceń od niekompetentnych osób, które nie wiedzą, co robią.
– To trochę nie fair...
– Skończ, na serio, skończ.
– Możesz skorzystać z tej oferty od znajomego Reginy – przypomniałam mu.
– Nie zostanę magazynierem! – wyrzucił z siebie.
– Szefem magazynu – sprostowałam. – Za trzy tysiące miesięcznie.
– Magazyn z jedzeniem dla psów...
– A co z tego? To normalna, przyzwoita robota – tłumaczyłam mu.
Spojrzał na mnie, jakbym zaczęła go skórować żywcem.
– Jestem dyrektorem, kobieto!
To mnie doprowadziło do szału!
Nagle przypomniało mi się jedno ujęcie z filmu „Poszukiwany, poszukiwana”, kiedy to żona deklaruje: „Mój mąż jest dyrektorem z zawodu”.
– Przestań do mnie mówić „kobieto”! – krzyknęłam. – Dyrektor to nie jest zawód, to jest stanowisko! Jesteś handlowcem! Szef magazynu też jest handlowcem...
– Nic z tego nie rozumiesz – mruknął, po czym skierował swoją uwagę na telewizor.
Daję mu solidne dowody, próbuję go przekonać do logicznego myślenia, a on zachowuje się jak obrażone dziecko! Bo to przecież dyrektor, a ja nic nie kumam... Zdenerwowana podeszłam do kontaktu i wyjęłam kabel. Moja cierpliwość się skończyła.
– Muszę ci przypomnieć, mój drogi, że mamy do spłacenia kredyt. Musimy utrzymać dom, samochód. A do tego mamy dwóch studentów – powiedziałam. – Jesteśmy na utrzymaniu z mojej pensji, która nie jest duża, a resztę pokrywamy z naszych oszczędności, które mogą nam wystarczyć może jeszcze na rok. Co zrobimy potem? Jeśli nie znajdziesz pracy, nawet za trzy tysiące, będziemy musieli zacząć sprzedawać nasze rzeczy. Więc może zejdź na ziemię i przyjrzyj się swojej postawie. Weź pracę, która ci jest oferowana. Nie możemy sobie pozwolić na twoje kaprysy i urażoną dumę. Masz 52 lata. Może już nigdy nie zostaniesz dyrektorem. Czy to jest problem? Ale nie pozwolę ci tu siedzieć na kanapie.
Na moment zamilkł, gapiąc się na mnie, a następnie się podniósł, minął mnie i opuścił dom. Wrócił o świcie, kompletnie nawalony. Wszedł do sypialni i włączył światło.
– Już mnie nie kochasz... – wydukał, kołysząc się smutno. – Traktujesz mnie jak śmiecia. Nie poślubiłaś magazyniera, tylko dyrektora...
Ze łzami w oczach upadł na kolana. Jego postawa wywarła na mnie ogromne wrażenie. Właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, co się kryje w jego sercu. Tomek usiłował się obronić! Starał się utrzymać własną godność! Klęknęłam przy nim i przytuliłam go do siebie, wyznając swoje uczucia – że kocham go, dobrego i ukochanego mężczyznę, który nie jest ani szefem, ani pracownikiem magazynu, ale Tomkiem. To on sprawił, że jestem szczęśliwa. To mój mąż, którego pragnę odzyskać.
– Bez wątpienia damy radę pokonać ten kryzys – zapewniałam. – Wspólnie. I to nas wzmocni. Ale musisz wziąć się w garść!
Następnego dnia Tomek objął stanowisko szefa magazynu. Wewnętrzny silnik, który go napędzał, znowu zaczął pracować. Obserwowałam męża i cieszyłam się, że poradził sobie z wyzwaniem, które postawił przed nim los. Z moją pomocą, ale przecież z tego powodu mężczyźni mają żony, prawda?
Czytaj także:
„Pierwsze romanse męża przepłakałam, kolejne stały się normą. Póki mam jego pieniądze, ani myślę o rozwodzie”
„Związałam się z facetem młodszym o 25 lat. Dla sąsiadek-dewotek jestem rozwiązłą staruchą skazaną na potępienie”
„Znajomi odwrócili się od nas, gdy zaszłam w kolejną ciążę. Dla nich 6 dzieci to już patologia”