Wiedliśmy spokojne i uporządkowane życie, myślałem, że będzie tak już zawsze. Wtedy moja żona wyskoczyła z pozwem, który był dla mnie szokiem. A to nie był koniec niespodzianek...
Pół życia razem
Poznałem Igę ponad 30 lat temu. Kiedy wypowiadam to na głos, to nie mogę uwierzyć, że ludzie tak długo żyją – i to razem. Jesteśmy jak dinozaury, gdy patrzę na młode małżeństwa teraz, które rozstają się przy pierwszym, lepszym problemie. W sumie to znaliśmy się już wcześniej, bo chodziliśmy razem do technikum. Byliśmy w równoległych klasach, ale wtedy jakoś nie interesowaliśmy się sobą. Aż do ostatniego roku, kiedy to zaplanowano zieloną szkołę dla najstarszych klas. Po tym wyjeździe byliśmy już nierozłączni. Nawet studia nie zaszkodziły naszemu związkowi, choć poszliśmy na uczelnie w różnych miastach.
Wtedy nie było telefonów komórkowych i internetu dostępnego na każdym rogu. Utrzymywanie znajomości na odległość nie było więc takie łatwe. A może właśnie odwrotnie? Może było łatwiejsze? Bo się tęskniło i chciało pokazać drugiej osobie od najlepszej strony? Teraz to, co to za rozłąka, gdy codziennie możesz z kimś rozmawiać parę razy dziennie i zdawać relacje wideo czy na żywo z tego, co dzieje się obok ciebie? Na pewno były to inne czasy.
Po skończeniu studiów i obronie prac magisterskich, w ostatnie wakacje, wyjechaliśmy z Igą w góry. Spaliśmy w schronisku w Bieszczadach. Wokół były tylko góry, lasy i piękne okoliczności przyrody. I tak oto postanowiłem się jej oświadczyć. W sumie nie planowałem tego – nie miałem nawet żadnego pierścionka ani innego, zaręczynowego prezentu. Siedzieliśmy sobie na połoninie i odpoczywaliśmy przed dalszą wędrówką. Słońce przyjemnie świeciło.
– Iga…
– Hmmm? – zamruczała z twarzą zwróconą ku promieniom słonecznym, z zamkniętymi oczyma. Lekko się uśmiechała. Ten widok wyrył mi się w pamięci na wiele lat.
– Wyjdziesz za mnie?
– Weź, nie rób sobie jaj – powiedziała i lekko zachichotała.
– Mówię poważnie – powiedziałem, a ona na dźwięk mojego głosu spojrzała na mnie zdziwiona.
Rok później byliśmy małżeństwem
I tak zaczęła się nasza wspólna przygoda. W sumie ślub nic nie zmienił w stosunkach między nami, a przynajmniej tak mi się wydawało. Byliśmy zgodnym małżeństwem od samego początku. Nie wchodziliśmy sobie w paradę, dbaliśmy o siebie nawzajem oraz szanowaliśmy swoją prywatność. Dalej dzieliliśmy górskie pasje.
Zresztą miłością tą zaraziliśmy też naszych dwóch synów. Pierwszy z nich przyszedł na świat trzy lata po ślubie, a drugi sześć. Byłem najszczęśliwszym mężczyzną na świecie. Teraz nasi synowie są już dorośli, mają własne rodziny. My jeszcze mamy kawałek drogi do emerytury, więc dalej pracujemy i cieszymy się drugą młodością i swobodą mieszkania bez dzieci. No, chyba że synowie podrzucą wnuki.
Żona pracuje jako nauczyciel wychowania fizycznego w jednym z liceów, a ja jestem przedstawicielem handlowym w dużej firmy farmaceutycznej. Oboje pracujemy w tych samych miejscach już od wielu lat. Jednak w pewnym momencie ta sielanka zaczęła się psuć. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego i miałem wrażenie, że przegapiłem jakiś moment, w którym to się zaczęło. Gdy zacząłem sobie zdawać sprawę, że gdy jesteśmy razem, coraz częściej spędzamy czas osobno, było już źle.
Dla mnie zaczęło się to wtedy, gdy Iga coraz częściej nie chciała spędzać ze mną czasu. Zwykle, gdy wracałem z delegacji, weekend mieliśmy jakiś szalony. Jechaliśmy gdzieś razem, szliśmy na jakąś pyszną kolację. Rozmawialiśmy dużo, bo mimo rozwoju technologii, nie zmieniliśmy zwyczaju i nie rozmawialiśmy ze sobą wiele na odległość. Wtedy więcej można było sobie opowiadać, dzielić się wrażeniami z kilku dni, gdy widzieliśmy się po kilkudniowej rozłące. Iga zaczęła jednak znajdować wymówki:
– Tym razem nie da rady. Muszę jechać do mojej siostry.
Albo:
– Nie, to fatalny pomysł. Gosia i Radek wpadną jutro, trzeba posprzątać dom.
Na początku trochę się buntowałem, ale potem odpuściłem. Pogodziłem się z tym, że tak się dzieje, przywykłem do nowej rzeczywistości. I tak pewnego dnia Iga, gdy siedzieliśmy przy kolacji, powiedziała:
– Jutro się wyprowadzam. Złożyłam papiery rozwodowe.
Po moich plecach przebiegł dreszcz…
Poczułem, jakby mi ktoś przyłożył kijem baseballowym. Pociemniało mi w oczach i poczułem, że robi mi się słabo. Jak to: rozwód?
– Iga… co się dzieje?
– Co się dzieje? – zapytała kpiąco. – Nigdy cię nie ma. Spędzam całe dnie sama. Nie interesujesz się mną. Wszystko, co było między nami, wygasło.
Nie mogłem zrozumieć. Przecież żyliśmy tak od zawsze. Dorobiliśmy się dwóch synów. Spędziliśmy razem jako małżeństwo 30 lat. Dlaczego nagle przestało jej to pasować?
– Dzieci już dawno z nami nie mieszkają, a ja jestem samotna.
– Nigdy nic nie mówiłaś. Czemu nie powiedziałaś, że chcesz coś zmienić? – zapytałem. – Porozmawiajmy, nie niszcz tego, co było między nami…
– Nie niszcz? – zaśmiała się lekceważąco. – Tego już dawno nie ma.
Rzeczywiście się wyprowadziła. Pustka w domu była nie do zniesienia. Tydzień później dostałem pozew. Myślałem, że zemdleję, gdy zobaczyłem treść. Iga napisała, że nic nas nie łączy, że od dawna żyjemy osobno, że przeze mnie przestała się czuć kobietą, że wiecznie była sama, że zabiłem całe uczucie, które było między nami. Mieszkanie, w którym mieszkamy, było moje. Dostałem je od rodziców jeszcze przed zawarciem związku małżeńskiego, więc została teraz z niczym. Dlatego też oprócz rozwodu z mojej winy, domagała się, bym kupił jej mieszkanie i płacił alimenty, by mogła godziwie żyć.
Rzuciłem plikiem dokumentów przez całą kuchnię, aż z hukiem uderzyły o ścianę. Poszedłem energicznie do przedpokoju. Zarzuciłem na siebie kurtkę, założyłem buty i ruszyłem do pobliskiego baru. Gdy siedziałem nad drugim albo trzecim piwem, nagle ktoś klepnął mnie w plecy. Spojrzałem od niechcenia. Stał za mną mój sąsiad i kolega zarazem.
– Nie sądziłem, że cię tu spotkam – powiedział. – Jakoś nie widziałem, żebyś tu wpadał.
– Bo nie wpadam… – odrzekłem smętnie.
– Co się dzieje? – zapytał i usiadł koło mnie na krześle barowym.
Nieźle to sobie wymyśliła
Westchnąłem i postanowiłem mu powiedzieć. Co miałem do stracenia? I tak cały mój świat runął. Grzesiek słuchał spokojnie – od czasu do czasu tylko kiwał głową. Gdy skończyłem, powiedział:
– Chłopie, nie daj się. Przecież ona cię zdradza. Nawet wpadła z tym kolesiem do nas na grilla kiedyś, jak byłeś w delegacji. Nie bardzo się z tym ukrywa – powiedział i pokręcił głową. Spojrzałem na niego i nie mogłem uwierzyć w to, co słyszę.
– Czemu nigdy mi nic nie powiedziałeś?!
– Po pierwsze dlatego, że nie chcę się wtrącać w cudze sprawy. Po drugie dlatego, że wy zawsze mieliście związek, który z boku wygląda na wolny. Nie chciałem wsadzać nosa w nie swoje sprawy, ale po tym, co mówisz, nie mogę udawać, że nic nie wiem…
– Jak długo to trwa?
– Bo ja wiem? – Grzesiek podrapał się po głowie. – Z pięć albo cześć lat? Jakoś tak…
– Że co?!
I tak nastąpił zwrot całej sytuacji. Tego się nie spodziewałem. Teraz już mnie to nawet nie bolało, choć było mi przykro. Szkoda, że nie dowiedziałem się o tym 5 lat wcześniej. Wtedy to ja bym złożył pozew o rozwód. No ale dobra – lepiej późno niż wcale. Teraz się już nie poddam. Na pewno nie. Ja nigdy nawet nie próbowałem żadnego skoku w bok – pomyślałem.
Odpisałem więc na ten jej pozew. Powołałem świadków, bo okazało się, że nie tylko sąsiad widywał moją Igę i jej kochasia. Przyjechała nawet do mnie, żeby ze mną porozmawiać. Muszę przyznać, że ścisnęło mnie w dołku na jej widok. Zawsze mi się podobała.
Szybko jednak ustaliliśmy, że jednak rezygnuje ze swoich roszczeń o mieszkanie i kasę, i jeśli naprawdę chce zakończyć związek, to wystarczy jej zwykły rozwód – bez orzekania o winie. Część znajomych co prawda radziła, żebym to ja zażądał teraz tego od niej, ale ja nie chciałem walczyć. Po tym, czego się dowiedziałem, czułem do niej obrzydzenie i po prostu chciałem zakończyć to fiasko.
Czytaj także:
„Na 25. rocznicę postanowiliśmy zrobić sobie prezent. Nie chcieliśmy się ze sobą już męczyć, więc zaplanowaliśmy rozwód”
„Moi rodzice nie akceptowali moich wybranek. Jedna była za mądra, druga za wysoka. Dzięki nim zostałem starym kawalerem”
„W drukarce męża znalazłam wzór pozwu rozwodowego. Czy ta kanalia naprawdę myśli, że tak łatwo się mnie pozbędzie?”