„Na 25. rocznicę postanowiliśmy zrobić sobie prezent. Nie chcieliśmy się ze sobą już męczyć, więc zaplanowaliśmy rozwód”

kłócąca się para fot. Getty Images, Zero Creatives
„Doszliśmy do wniosku, że rozwiedziemy się w cywilizowany sposób. Nie będziemy przed obcymi wyciągać brudów i kłócić się na śmierć i życie w sądowej sali. Nasi synowie byli już dorośli, dobrze im się wiodło. Jedynymi sprawami, które nas łączyły to mieszkanie, kot i samochód”.
/ 25.03.2024 18:30
kłócąca się para fot. Getty Images, Zero Creatives

Po 25. rocznicy ślubu obydwoje zaczęliśmy rozmyślać o naszym małżeństwie. Przecież nie byliśmy starzy, a każde z nas miało jeszcze szansę na ułożenie sobie życia. Od bardzo dawna nie żywiliśmy do siebie nic oprócz niechęci, zarzucaliśmy się pretensjami, nie było między nami bliskości. Byliśmy sobie całkowicie obojętni.

Ja przeżywałam to bardziej

Jurka właściwie w ogóle nie obchodziło to, że nasz związek całkowicie się rozpada. Żyliśmy obok siebie. On miał pracę, swoje własne zainteresowania, gdzieś sobie chodził. Mnie to bardzo bolało. Nieudane małżeństwo traktowałam jako porażkę.

– Beata, to rozwiedźmy się i tyle. Będziemy mieli spokój – powiedział po kolejnej kłótni.

– To jest bardzo dobry pomysł – odrzekłam.

Doszliśmy do wniosku, że rozwiedziemy się w cywilizowany sposób. Nie będziemy przed obcymi wyciągać brudów i kłócić się na śmierć i życie w sądowej sali. Nasi synowie byli już dorośli, dobrze im się wiodło. Jedynymi sprawami, które nas łączyły to mieszkanie, kot i samochód. Mnie auto było niepotrzebne, więc od razu z niego zrezygnowałam. Wiadomo było, że kot jest bardziej przywiązany do mnie, więc i tu doszliśmy do porozumienia. Co do mieszkania, ustaliliśmy, że je sprzedamy, podzielimy się pieniędzmi, a każde z nas kupi sobie kawalerkę.

Wszystko mieliśmy ustalone, potrzebowaliśmy jedynie osoby biegłej w sprawach rozwodowych, która przeprowadziłaby nas przez formalności.

– Znalazłem kancelarię – Wojtek pokazał mi stronę internetową na swoim laptopie. – Zadzwonię do nich i umówię nas.

Zgodziłam się. Parę dni później mieliśmy się spotkać u specjalisty. Stanęłam pod kamienicą, ale nie wiedziałam, gdzie mam się udać. Która oficyna, które piętro? Wtedy zobaczyła Jurka i ucieszyłam się, że wybawi mnie od problemu. On nigdy nie miał problemu w takich sprawach.

– Chodź za mną, ich biuro jest na trzecim piętrze, więc czeka nas wycieczka po schodach – wytłumaczył mi.

Kiedy staliśmy przed przedwojennymi drzwiami z litego drewna, popatrzył na mnie i zapytał:

– Jesteś tego pewna?

Od rozwodu dzielił nas długi korytarz

Nic mu nie odpowiedziałam, bo drzwi się nagle otworzyły, a z mieszkania przerobionego na kancelarię wyszła młoda para. Weszliśmy do środka. Już dawno zachowywaliśmy się w stosunku do siebie bardzo obojętnie, ale w tamtym momencie bardzo przeżywaliśmy, że po tylu latach związku idziemy rozmawiać z obcym człowiekiem o definitywnym końcu małżeństwa.

Spojrzałam na długi korytarz przede mną, zaczęłam liczyć znajdujące się w nim drzwi. Poczułam, że czas się zatrzymał. Zrobiło mi się słabo. Spojrzałam na Jurka, który zauważył moje złe samopoczucie. Osunęłam się przy ścianie.

– Beata, spokojnie – złapał mnie za rękę i zaczął ją delikatnie gładzić.

Jurek potrafił działać zadaniowo, trzymał emocje na wodzy. Wiedział, jak zachować się w nieprzewidywalnych sytuacjach. Podszedł do kobiety siedzącej na recepcji i poprosił ją o szklankę zimnej wody dla mnie. Następnie mnie objął. Zobaczyłam ciemność przed oczami, ale słyszałam wszystko, co działo się wokół mnie.

– Jestem tutaj, nic się nie dzieje. Jesteś bezpieczna. Oddychaj głęboko. To zaraz minie – słyszałam opanowany głos Jurka.

Nie wiem, ile trwała ta sytuacja. Gdy otworzyłam oczy, wokół mnie kłębiło się grono osób w garniturach i zastanawiali się, czy wezwać pogotowie.

– O, wróciłaś do nas – uśmiechnął się do mnie mój jeszcze mąż.

– Co się stało? – zapytałam lekko skołowana.

– Straciłaś na chwilę przytomność. Pewnie z nadmiaru emocji.

Cały czas czułam mocny uścisk ramion Jurka i jego delikatny dotyk na mojej dłoni. Byłam zawstydzona, ale z drugiej strony czułam, że jeśli nie było obok mnie Jurka, to zapewne wpadłabym w histerię. Był moją ostoją – metaforyczną i dosłowną. W końcu tłum się rozszedł, a my nadal siedzieliśmy wtuleni w siebie na podłodze. Jurek przysunął się do mnie, by mnie jeszcze mocniej przytulić. Nie broniłam się, bardzo tego potrzebowałam. Patrząc na nas, trudno było uwierzyć, że zjawiliśmy się w tym miejscu po to, aby uzgodnić szczegóły naszego rozwodu.

Nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać

W pewnym momencie z mojej piersi wyrwał się szloch, którego nie byłam w stanie opanować. Płakałam z powodu sytuacji, w której się znaleźliśmy. Ja i on, facet, z którym spędziłam ponad 25 lat. W tamtym momencie doszło do mnie, że to już ostatni raz, gdy się przytulamy. Miałam świadomość, że już za chwilę zostanę sama, będę bez niego żyć, nie będzie go obok mnie. To mną wstrząsnęło i przestraszyło.

Nie wiem, które z nas zaczęło rozmowę. Musiało to wyglądać abstrakcyjnie – dwie osoby przed pięćdziesiątką, siedzące na zadbanym parkiecie, opierające się o ścianę ze sztukaterią. Nikt z pracowników kancelarii nam nie przeszkadzał. Czuliśmy się, jak w próżni. Zastanawialiśmy się, jak doszło do tego, że zaczęliśmy się oddalać od siebie. Żadne z nas nie dopuściło się zdrady, nie oszukiwaliśmy się, nie mieliśmy większych problemów. Dlaczego przestaliśmy się zatem kochać?

– Beatko, ja nie przestałem cię kochać – powiedział mi do ucha Jurek. – Po prostu czułem, że ty masz mnie już dość. Nie umiem rozmawiać na takie tematy, ale cała ta sytuacja bardzo mnie męczyła. Dlatego przelewałem na ciebie całą frustrację.

– A mnie się wydawało, że ty masz do mnie jakieś pretensje. Myślałam, że zrobiłam coś nie tak i rósł we mnie bunt.

– A ja myślałam, że ty masz do mnie jakiś żal, ciągle czułam się winna, potem zaczęłam się buntować…

Zrozumienie zamiast rozwodu

Nie pamiętam, ile czasu spędziliśmy na tej podłodze. Ale potrzebowaliśmy tych chwil, by wyjaśnić wszystkie sprawy, o których nie potrafiliśmy rozmawiać przez wiele lat. Nawet na moment nie wypuściliśmy się z objęć, czuliśmy bicie swoich serc. W takich sytuacjach można inaczej porozmawiać, szczerze, bez zahamowań.

Na jakiś czas zapadła między nami cisza. W końcu przerwał ją Jurek.

– Miałabyś ochotę na kremówkę i dobrą kawę? Tu na rogu jest przyjemna kawiarnia.

Uśmiechnęłam się i odpowiedziałam:

– Nie, chodźmy do restauracji na obiad i lampkę wina. A później może wrócimy do domu i połączymy kolację ze śniadaniem.

Jurek wybuchnął śmiechem, którego nie słyszałam od lat. Przytulił mnie jeszcze mocniej i namiętnie pocałował.

– Dobrze kochanie. Jak rozumiem, sprawa, z którą tu przyszliśmy, jest już nieaktualna.

– Nieaktualna. Nie chcę się z tobą rozwodzić. Chciałabym, żebyśmy spróbowali zacząć wszystko od nowa. Razem, nie osobno. Co ty na to?

– Beatko, ja też tego chcę – powiedział i bardzo mocno mnie przytulił.

Czytaj także:
„Chciałbym zostać ojcem, ale żona ma to w nosie. Mówi, że nie chce zmieniać swojego wygodnego życia dla dziecka”
„Wygrałam kupę kasy w zdrapce. Mąż uznał, że należy mu się połowa, a ja nie mam zamiaru się z nim dzielić”
„Wnuczka co rusz się zakochuje i zmienia chłopaków jak rękawiczki. Wstydzę się przed sąsiadami takiej latawicy”

Redakcja poleca

REKLAMA