„Żona chce bawić się w białe małżeństwo. Nie przeszkadza mi to, póki mogę brykać z kochankami na boku”

załamany mężczyzna fot. iStock, fizkes
„A co jeśli znowu się zadurzę? Co jeśli tym razem trafi mnie mocniej albo nie dam rady się powstrzymać i przekroczę granicę?”.
/ 04.04.2024 11:16
załamany mężczyzna fot. iStock, fizkes

Żeniąc się z Renatą, byłem przekonany, że właśnie znalazłem sobie żonę, kochankę, przyjaciółkę i partnerkę na całe życie. No cóż, nieco się pomyliłem.

Byliśmy dobraną parą

Przez pierwsze trzy lata małżeństwa naprawdę układało nam się dobrze. Dogadywaliśmy się, nie kłóciliśmy zbyt często, a i w łóżku wszystko grało. Potem jednak Renata zaszła w pierwszą ciążę i wszystko się zmieniło...

Najpierw stwierdziła, że musimy ograniczyć nasze pożycie, bo boi się, że może to zaszkodzić dziecku.

– Ależ kochanie, przecież lekarz mówił, że to w pełni bezpieczne! – śmiałem się, ale ona była uparta.

Stwierdziłem, że wytrzymam, bo przecież jej powód, chociaż nieco irracjonalny, był godny poszanowania: chciała jak najlepiej dla naszego dziecka. Po porodzie, z oczywistych przyczyn, musieliśmy się nieco wstrzymać, ale później Renata znowu szukała wymówek. A to była niewyspana, bo dziecko płakało w nocy, a to nie chciała, żeby maluch nas usłyszał, a to jeszcze coś innego.

– Renia, on ma trzy miesiące! Czy narodziny dziecka oznaczają, że już nigdy nie będziemy ze sobą sypiać?

– Nie, oczywiście, że nie... Ale zrozum, że mam teraz inne priorytety – tłumaczyła się.

Uzbroiłem się w cierpliwość, ale niewiele się zmieniało. „Jak może jej tego nie brakować? Przecież ja już nie jestem w stanie wytrzymać, a ona w ogóle za tym nie tęskni”, myślałem nieco przybity.

Niby po staremu, a jednak nie

W końcu się udało – pół roku po narodzinach synka. Nasz celibat trwał łącznie prawie rok, więc moja ekscytacja tym zdarzeniem sięgnęła już zenitu. Niestety, Renata zdawała się zachowywać, jakby ten jeden raz załatwił już całą sprawę... Gdy kilka dni później zacząłem z nią flirtować i subtelnie całować po ramieniu, odsunęła się ode mnie.

– Znowu? Przecież dopiero co to robiliśmy! – zaśmiała się.

– Ale wcześniej nie robiliśmy tego przez rok... To chyba nic dziwnego, że się stęskniłem.

– To miłe, ale muszę jutro wstać z samego rana i zawieźć Jasia do lekarza – skwitowała, po czym zgasiła światło i odwróciła się na drugi bok.

Zasnąłem przygnębiony i sfrustrowany. „Czy tak teraz będzie wyglądało nasze małżeństwo?”, myślałem ze smutkiem. Wkrótce jednak utwierdziłem się w przekonaniu, że chyba tak. Renata zupełnie straciła zainteresowanie naszym pożyciem.

Przez kolejny rok zdarzyły nam się może trzy zbliżenia, a ja zaczynałem się czuć jak napalony wariat, który myśli tylko o jednym. Gdy inicjowałem intymne chwile, żona praktycznie za każdym razem mnie odrzucała. Co gorsza, zupełnie nie chciała o tym rozmawiać i zdawała się nie widzieć problemu.

– Wybacz, ale mam dużo na głowie! Dom, małe dziecko... Nie mam czasu już zachowywać się jak rozochocona młódka! – denerwowała się Renata.

Sprawa była beznadziejna. Gdy sam przestałem zabiegać o zbliżenia, praktycznie przestaliśmy ze sobą sypiać. Po kilku miesiącach powiedziałem to żonie wprost.

– Posłuchaj, przykro mi, ale... dla mnie to po prostu nie jest już takie istotne – oznajmiła.

A więc przesądzone. Nie mogłem już liczyć na sypianie z własną żoną i zostałem o tym bezpośrednio poinformowany. Nie miałem wyboru: musiałem zacząć spotykać się z innymi kobietami.

Rozwód nie wchodził w grę

Myśl o rozstaniu z Renatą nawet nie przeszła mi przez myśl. Kochałem ją, szanowałem, uważałem, że tworzymy naprawdę szczęśliwą rodzinę. Kochałem też Jasia i w życiu nie chciałem niszczyć mu dzieciństwa paskudnym rozwodem przez taką drobną sprawę jak seks. Tylko... No właśnie.

Czy to właściwie była drobna sprawa? Tak czy inaczej, postanowiłem, że spełnianie swoich potrzeb poza małżeńskim łożem będzie znacznie mniej szkodliwym czynem niż odejście od żony i dziecka. Dlatego zarejestrowałem się na portalu randkowym.

Odzew był całkiem spory. Byłem w końcu facetem w kwiecie wieku, byłem zadbany, wysoki. Każdą kobietę, z którą zaczynałem korespondencję, uczciwie informowałem, że jestem żonaty, ale żyjemy w tzw. „białym” małżeństwie.

– To ciekawe... Czy twoja żona o tym wie? – zapytała mnie złośliwie jedna z nowych internetowych znajomych.

– Tak. Sama to zaproponowała. Po prostu przestała czuć potrzebę współżycia. Szanuję to, nie będę jej do niczego zmuszał. Nie zamierzam jej też zostawiać, bo jest wspaniałą kobietą, doskonałą matką, moją przyjaciółką. Ale mam swoje potrzeby... – wyjaśniłem szczerze.

– Rozumiem. No cóż, doceniam to, że stawiasz sprawę jasno – przyznała.

Postanowiliśmy się spotkać i... już po obiedzie i kawie wylądowaliśmy w łóżku. Na początku martwiłem się, że nie będę w stanie otworzyć się w tak intymnej sytuacji z inną kobietą. W końcu z Renatą, aż dotąd, łączyło mnie nie tylko pożądanie, ale i miłość, zaufanie.

Ku mojemu zaskoczeniu, upojne popołudnie spędzone z Sandrą było niezwykle satysfakcjonujące. Nie stresowałem się, nie ograniczałem, bo wiedziałem, że możemy się więcej nie zobaczyć. Nie dbałem o to, czy to, co jej zaproponuję będzie zbyt śmiałe, nie musiałem się przejmować romantyzmem. Po prostu robiłem to, na co miałem ochotę... A jej ewidentnie się to podobało.

Spotykaliśmy się przez kilka miesięcy

Nasza znajomość trwała przez pół roku. Oczywiście nie afiszowałem się nią w domu, ale i nie wkładałem wielkiej energii w ukrywanie jej. Szczerze mówiąc, myślę, że żona szybko się domyśliła, że coś jest na rzeczy. Jest w końcu inteligentną kobietą i naprawdę bym się zdziwił, gdyby się nie zorientowała.

Niczego jednak nie powiedziała. Nie zaczęła też traktować mnie inaczej. Odniosłem wrażenie, że daje mi milczące przyzwolenie na zdradę. A może nawet czuła ulgę, że znalazłem „rozrywkę” poza domem i nie będę się jej więcej narzucał?

Spotykałem się z Sandrą mniej więcej raz w tygodniu. Po kilku miesiącach jednak zakończyliśmy znajomość, bo poznała kogoś, z kim chciała nawiązać poważny związek.

– Wybacz, ale nie odpowiada mi już bycie, tylko kochanką na telefon. Chciałabym czegoś więcej – wyjaśniła mi.

– Rozumiem, oczywiście. Od początku stawiałem sprawę jasno... – zawstydziłem się.

– Nie, spokojnie, to nie jest zarzut. Po prostu chciałabym być z tobą szczera. Nie mam ci niczego za złe – uścisnęła mnie, po czym ostatecznie się pożegnaliśmy.

Przez następny miesiąc nie spotykałem się z nikim nowym, ale później trafiłem na Malwinę. Była młoda i spragniona przygód, więc doskonale się dobraliśmy. Nasz „związek” był płomienny i trwał jakieś trzy miesiące. Później była Ania, a po niej Agata. To właśnie ona była pierwszą kobietą, z którą to ja zakończyłem relację. Dlaczego? Bo w którymś momencie zacząłem czuć do niej coś więcej, a na to nie mogłem sobie pozwolić.

– Przepraszam cię, ale zawsze stawiam na szczerość: podobasz mi się – oznajmiłem jej któregoś dnia.

– A to coś złego? – zapytała mnie kokieteryjnie.

– Tak... Przepraszam. To jest granica, której nie mogę przekroczyć. To byłaby zdrada – odpowiedziałem. – Mojej żonie nie przeszkadzają łóżkowe ekscesy z innymi. Ale myślę, że daje mi duży kredyt zaufania. Wie, że nie zakocham się w innej kobiecie, nie zostawię jej, nie złamię całej reszty obietnic, które jej składałem, gdy braliśmy ślub.

– Nie do końca to rozumiem, ale okej – wzruszyła ramionami.

Tamtego wieczoru widzieliśmy się po raz ostatni. Po Agacie musiałem sobie zrobić przerwę. Czułem się trochę, jakbym zerwał z dziewczyną i musiałem jak najszybciej zdusić w sobie tę „żałobę” po naszej relacji.

Co dziwne, Renata zaczęła mnie wtedy otaczać większą troską i zainteresowaniem. Tak jakby podświadomie przeczuwała, co się stało? A może tylko to sobie wmawiałem? Nie wiem. W każdym razie wtedy po raz pierwszy od lat zainicjowała zbliżenie.

Ta noc była cudowna, chociaż, jak mogłem się spodziewać, niestety nie powtórzyła się przez długi czas. Musiałem więc wrócić do dawnych zwyczajów... Niestety, po relacji z Agatą, długo nie mogłem znaleźć nowej partnerki.

Zacząłem się bać tych relacji. „A co jeśli znowu się zadurzę? Co jeśli tym razem trafi mnie mocniej albo nie dam rady się powstrzymać i przekroczę granicę?”, rozmyślałem. Przecież wiedziałem, że nie mogę tego zrobić Renacie. Jesteśmy małżeństwem. Ale z drugiej strony... Czy to jeszcze małżeństwo, kiedy sypiam z obcymi kobietami, a ona mi na to pozwala? Może po prostu obydwoje się oszukujemy?

Czytaj także:
„Co roku w Wielkanoc, gdy teściowa pyta o dziecko, mam ochotę rzucić w nią jajkiem. Dłużej tego nie wytrzymam”
„Długo staraliśmy się o adopcję, ale nie potrafiłam pokochać tego dziecka. Macierzyństwo mnie przerosło”
„Przez głupotę syna nie mam kontaktu z wnuczką. Jest mi wstyd, że na własnej piersi wychowałam taką miernotę”

Redakcja poleca

REKLAMA