– Skarbie, zastanawiałaś się już może nad tegoroczną Wielkanocą?
Zareagowałam jedynie niedbałym ruchem ramion i odparłam:
– Przecież to oczywiste, prawda? Jak zawsze odwiedzimy naszych rodziców, tylko musimy się zdecydować, do kogo jedziemy najpierw. Na samą myśl o tych wyjazdach i całej reszcie aż skręca mnie w środku... Dzięki wielkie, że zafundowałeś mi taki nastrój pod koniec dnia!
Połowę świąt spędzaliśmy w aucie
Udałam się do kuchni, aby zagotować wodę na herbatę i zatopić się w ponurych myślach. Ech, święta... Ta sama historia co roku. Moi rodzice i teściowie żyją w dwóch różnych miastach, położonych w sporej odległości nie tylko od nas, ale też od siebie. Przez to większość czasu podczas świąt przesiadujemy w aucie. Potem drugie tyle spędzamy z nimi. I gdyby chociaż było to tego warte, ale gdzie tam!
Nasze rodziny to typowi tradycjonaliści, a do tego jest nas naprawdę sporo. Gdy nadchodzą święta, zawsze zbiera się co najmniej kilkanaście osób, z czego większość spotykam wyłącznie przy takich okazjach. Robi się wtedy niezłe zamieszanie i harmider. Cały dzień praktycznie mija nam przy suto zastawionym stole, który aż ugina się od jedzenia. Wieczór zresztą też tak wygląda. A te gadki, które wtedy się toczą…
Zagotowałam wodę, wsypałam herbatę do czajnika, po czym ustawiłam go na tacy razem z filiżankami i cukiernicą. Następnie udałam się z powrotem do pokoju gościnnego. Rozłożyłam się wygodnie przy Darku na sofie, wydając przy tym teatralne westchnienie. On parsknął śmiechem, cmokając mnie w policzek i rzucając:
– Spokojnie, już po złości? Super. Bo chciałbym ci coś powiedzieć i złożyć pewną propozycję.
– Dawaj, zamieniam się w słuch!
Mieliśmy dość takich spędów
– I słusznie. Powiedz szczerze, pasują ci nasze święta? Wiesz co, nie musisz nic mówić. To było pytanie czysto retoryczne. Przecież wiadomo, że nie jesteśmy z tego zadowoleni. I to z różnych względów. Choćby przez te cholerne dojazdy. Święta są krótkie, raptem trzy dni wolnego. W sobotę przez pół dnia i w poniedziałek do południa tkwimy za kółkiem, na dokładkę w korkach, pośród innych biedaków, którzy podobnie jak my mają bliskich na drugim końcu Polski. Mam rację?
– No masz.
– Wyobraź sobie, jak to zwykle wygląda podczas świąt u naszych bliskich. Zasiadamy do stołu i jemy, aż się w brzuchach nie mieści. Spróbuj tylko grzecznie odmówić, gdy ktoś zaproponuje ci dokładkę! Lepiej już ją przyjąć, bo jak ciocia Teresa uzna, że ją lekceważysz, to ciężko będzie ją później przekonać, że jej sałatka warzywna jest naprawdę przepyszna, ale twój żołądek po prostu pęka w szwach. Zgadzasz się ze mną? – zagadnął Darek.
– Jasne, rozumiem. Ale do czego zmierzasz, mówiąc mi to wszystko?
Wszyscy chcieli wszystko wiedzieć
– Chwila cierpliwości, robię to w konkretnym celu. Stopniowo zwiększam napięcie. No dobra, kontynuujmy. Zarówno ty, jak i ja kochamy naszych rodziców i chętnie spędzamy z nimi trochę czasu podczas urlopu czy innych wolnych chwil, zgadza się? Czy to u nas, u nich, czy gdzieś nad wodą. I tu właśnie leży sęk. W takich sytuacjach jesteśmy tylko my i oni. Bez cioci Teresy, wujka Mariana, Józka, Kazika, Danusi, Ireny, Jadzi, Henia i reszty krewnych, którzy owszem, należą do rodziny, ale nie są nam aż tak bliscy. I z którymi, szczególnie w tak dużym składzie, najlepiej wychodzi się na fotkach. Chociaż nie dotyczy to zdjęć z ostatniej Wigilii, kiedy aparatem zawładnął Heniek po kilku głębszych, przez co jego dzieła poziomem abstrakcji przypominały dzieła samego Picassa.
Zachichotałam pod nosem. Rzeczywiście wujek Heniek, który niedawno stał się szczęśliwym właścicielem swojego pierwszego smartfona, ogłosił wszem i wobec, że w tym roku to on wcieli się w rolę rodzinnego fotoreportera. Niestety, ilość ojcowskiego trunku, który zdążył w siebie wchłonąć, ewidentnie wpłynęła na precyzję ruchów, czego efektem były naprawdę osobliwe fotografie – rozmyte, z połówkami twarzy, prześwietlone jak cholera albo wręcz przeciwnie, tak ciemne, że prawie nic nie było widać.
– Kojarzę te fotki. Ale przejdźmy do rzeczy, ok? – zapytałam.
Nasz brak dziecka był gorącym tematem
– Jesteśmy coraz bliżej. Kiedy wspominałem o mnogości ciotek i wujków, nie chodziło mi tylko o ścisk w mieszkaniu, ale też o ich wtrącanie się. Nie mówiąc już o mojej mamie. Przypominasz sobie, ile razy byliśmy zmuszeni odpowiadać na niezręczne pytania? Pamiętasz, co ci powiedziała rok temu? No, ja to świetnie pamiętam. I doskonale pamiętam też, jak niewiele brakowało do kłótni, gdy oznajmiła, że popełniamy największy błąd w życiu, nie chcąc mieć dzieci. Że tak robią tylko egoiści, którzy na pewno pożałują tej decyzji, ale wtedy będzie już za późno.
Wspomnienie tamtego momentu sprawiło, że cała się skurczyłam. Rzeczywiście, kwestia posiadania potomstwa pojawiała się regularnie podczas rodzinnych zjazdów od dłuższego czasu. Z początku ja i Darek spokojnie wyjaśnialiśmy, dlaczego podjęliśmy taką a nie inną decyzję. Nasi bliscy zdawali się jednak w ogóle nie słuchać tego co mówiliśmy, lub traktowali to jako chwilową, młodzieńczą fanaberię, która wkrótce nam przejdzie. W Wielkanoc miałam ochotę rzucić w teściową pisanką, a najlepiej surowym jajkiem dla większej satysfakcji.
Mieszali się w nasze sprawy
– Boże, zdaję sobie sprawę, jak strasznie to wyglądało. Zresztą, co roku jest tak samo. Czemu nie mogą dać nam spokoju? Zaakceptować, że to my decydujemy o swoim życiu, dokonujemy wyborów i to całkowicie nasza sprawa? – zwróciłam się do Darka, wtulając się w niego.
Ale jestem w nim zakochana po uszy! Jesteśmy razem od kilku lat, ale warto było czekać na niego całe życie. Od początku nasz wspólny czas był tak cudowny, że nie żałuję ani minuty. Jesteśmy dla siebie stworzeni, zupełnie jakbyśmy byli dwiema połówkami jabłka. Mam absolutną pewność, że po prostu musieliśmy się odnaleźć. To nasze przeznaczenie.
– Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, z jakiego powodu. Po prostu mają taką naturę i nic tego nie zmieni, już dawno temu to pojąłem, ale to nie oznacza, że do końca naszych dni musimy co pół roku znosić ich bezczelność. Moja matka naprawdę przesadza i dlatego jakiś czas temu wpadłem na pomysł, żeby zerwać z rutyną i tym razem spędzić święta zupełnie inaczej niż zwykle.
Mąż chciał nas uwolnić od rodzinki
– Co masz na myśli? – zapytałam zdziwiona.
– Tylko ty i ja. W jakimś urokliwym zakątku, żebyśmy nie musieli za daleko jechać. Chyba mam już coś na oku, pokaże ci za chwilę, daj mi tylko uruchomić laptopa, ok? – poderwał się z sofy i poszedł po komputer, który stał na biurku w jego pokoju.
Zapewne moja mina zdradzała totalne osłupienie, już chciałam zasypać go gradem pytań, ale zamknął mi usta całusem, otworzył swój komputer i rzucił:
– Wstrzymaj się jeszcze z gadaniem. Rzuć okiem na to, co znalazłem. Fantastyczny, niewielki hotelik, jakieś 70 km od nas. Wokoło cisza, spokój, pola, lasy i łąki. Ma świetne recenzje, a ceny wcale nie zwalają z nóg. Właściciele to ludzie prawie w wieku naszych starych. Jakieś 20 lat temu porzucili wielkomiejski zgiełk i stworzyli cudne miejsce relaksu dla zmęczonych miastem. Hodują własne kurki i krówki, mają sad i ogródek warzywny, choć teraz to jeszcze nic nie ma. No popatrz tylko na to!
Miałam wątpliwości
Przyznaję, że widok na monitorze laptopa przypominał iście bajkowe sceny. Pierwszym, co przyszło mi do głowy, była spokojna, wiejska posiadłość. Przestronny, zbudowany z drewna budynek, z obszernym gankiem oraz tarasami na piętrze. Tuż obok sad, a w przydomowym ogródku istne bogactwo roślinności, wygodne leżaki i wyznaczona przestrzeń na rozpalenie ogniska. Mąż natychmiast zaraził mnie swoim entuzjazmem i rozpoczęłam przeglądanie następnych fotografii. Zwiedziłam pomieszczenia, a także odbyłam wirtualną przechadzkę po okolicy. .
– Kilka dni temu wysłałem im pytanie, czy zostały jeszcze wolne pokoje na okres świąteczny. I wyobraź sobie, że mają! Wprawdzie został tylko jeden, ale podejrzewam, że szybko go wynajmą, dlatego dla pewności przelałem im już zaliczkę. Jeżeli nie będziesz za tym pomysłem, to trudno, stracę te 30 procent. Ale liczę, że się zgodzisz, prawda? – spojrzał na mnie wzrokiem zbitego psiaka.
– O rany, Darek! Nie powiem, miejsce prezentuje się jak z jakiejś baśni i w ogóle, ale zastanawiam się, jak ty to widzisz? W jaki sposób mamy to ogarnąć? I co powiemy innym? Wygląda na to, że już postanowiłeś, a mnie stawiasz przed faktem dokonanym – powiedziałam wszystko na jednym oddechu.
Byłam totalnie zaskoczona. Z jednej strony oferta wydawała się niesamowicie atrakcyjna, ale z drugiej strony... miałam mnóstwo obaw i pytań.
To mogły być w końcu nasze święta
– Słuchaj, Agata, niczego jeszcze nie potwierdziłem! Na początku spodobała mi się ta lokalizacja, a później, gdy okazało się, że został tylko jeden wolny pokój, wpłaciłem zaliczkę. Bo gdybyś jednak miała ochotę, to mogłoby być zwyczajnie za późno! A jak to zorganizujemy? Jak normalni ludzie! Jesteśmy przecież dorosłymi osobami i mamy prawo do własnych planów. Czy ty naprawdę sądzisz, że jesteśmy skazani do końca naszych dni jeździć każde święta od rodziny do rodziny? Że nie możemy choć raz na jakiś czas spędzić świąt tak, jak my byśmy chcieli?
– Jeśli to mają być pierwsze święta bez pytań twojej mamy o dziecko, to jestem skłonna się zgodzić. Tylko że ona nas przeklnie za nieobecność.
– Wiesz, raczej nie będzie to najbardziej miła rozmowa, ale pokażmy, że jesteśmy dorośli i weźmy to na swoje barki. Zróbmy tak, że jutro każdy z nas zadzwoni do swoich rodziców i przekaże im tę wiadomość, co o tym sądzisz? Moim zdaniem lepiej mieć to już za sobą. No, skarbie, uśmiechnij się. Przekonasz się, że nie będzie aż tak źle.
– Darek puścił do mnie oko i zamknął komputer. Przytulił mnie i wyszeptał: – No weź, wiem, że ci się ten pomysł podoba. Znam cię przecież. Agata... No to jedziemy, nie?
– Poczekaj trochę. Nie potrafię ot tak zdecydować, nawet jak propozycja jest super. Muszę to przemyśleć.
– Myśl sobie. Masz czas do jutra, pasuje?
Byłam gotowa do rozmowy
Na początku leżałam i nie potrafiłam usnąć, a później ciągle się wybudzałam. Myśli kotłowały mi się w głowie i gadałam do siebie w myślach. Kiedy robiło się coraz jaśniej, propozycja mojego małżonka wydawała mi się coraz bardziej sensowna. No więc chociaż po takiej nieprzespanej nocy ledwo kontaktowałam, gdy tylko poranny alarm zadzwonił, od razu zawołałam głośno: „Daruś, ruszamy w drogę!".
Gdybyście tylko widzieli, jaki on był szczęśliwy! Zaczął mnie całować namiętnie i jednocześnie przypomniał mi o ostatniej niewygodnej sprawie – musieliśmy zadzwonić do rodziców. Ale ja już się tym nie przejmowałam, bo w nocy wszystko sobie dokładnie zaplanowałam i byłam w pełni gotowa do rozmowy.
W trakcie przerwy obiadowej zadzwoniłam do domu, odebrała moja mama. Jak zwykle, na wstępie wypytałam o samopoczucie jej oraz taty, a następnie, z lekką tremą w głosie, podzieliłam się naszymi planami odnośnie zbliżających się świąt. I zgadnijcie, co się stało? Prawie upuściłam komórkę, gdy mama nagle mi przerwała i oznajmiła:
– Jasne, skarbie, ruszajcie w drogę! Gdybym miała mniej lat na karku, to sama bym się skusiła! A tatą się nie przejmuj, wszystko mu wyjaśnię.
Darkowi poszło trochę gorzej, ale nie przejmował się tym. Mogliśmy zacząć pakować walizki, a ja nie musiałam się martwić o niegrzeczne pytania, które w tym roku w końcu nie padną.
Czytaj także: „Zakochałem się w stażystce, a ona ze mnie zakpiła. Byłem dla niej trofeum, którym mogła się chwalić koleżankom”
„Koleżanki z pracy namawiały mnie, żebym zaszła w ciążę. Musiałam tylko znaleźć kandydata na tatusia”
„Mąż nalega na przeprowadzkę do teściów. Nie mam ochoty zostać ich opiekunką po tym, jak mnie potraktowali”