Tuliłem ją cieplutką i miękką. Czułem, jak wszystko się we mnie rozpływa. Zapach włosów, rozgrzanej niedawną namiętnością skóry…
– Kocham cię – szepnąłem.
Odwróciła się do mnie z uśmiechem, pocałowała i odpowiedziała szeptem:
– Ja ciebie też kocham. Tak mi z tobą dobrze…
Czuliśmy dokładnie to samo. Ewelina była po prostu cudowna. Marzyłem o tym, żeby ułożyć sobie z nią życie, ale przecież tyle stało nam na przeszkodzie… To znaczy przede wszystkim mnie, bo jej było łatwiej było planować przyszłość.
– Będę musiał wreszcie porozmawiać z Agnieszką – powiedziałem.
Przez twarz Eweliny przeleciał przykry grymas. Niepotrzebnie to mówiłem, bo cudowny nastrój uleciał w jednej chwili.
– Powtarzasz to już od miesięcy – mruknęła moja kochanka. – Prawdę mówiąc, nie wierzę, że to w końcu zrobisz. A ja naprawdę chciałbym normalnego związku, a nie tylko tych kradzionych chwil.
Miała rację. Z jej perspektywy tak to właśnie wyglądało. Kradzione chwile. Moje wykręty przed żoną, udawanie, że jeżdżę w delegacje i na szkolenia. Też mi to już mocno doskwierało. Ale nie jest tak łatwo powiedzieć kobiecie, z którą spędziło się ponad dwadzieścia lat, że to koniec…
– Zbiorę się wreszcie i z nią porozmawiam – obiecałem.
Ewelina pokręciła głową z westchnieniem. Nie wierzyła w to, że w ogóle się zdecyduję, i nie wiem, czy nie miała racji. Czy kiedyś zdołam zdobyć się na wyznanie? Żona musiała zacząć się w końcu czegoś domyślać. Odkąd związałem się z Eweliną, przestałem na przykład zupełnie przyjmować komunię. Do spowiedzi poszedłem raz, ale co to za spowiedź, skoro nie zamierzałem porzucić grzechu?
Nie jestem wprawdzie takim gorliwcem, żeby latać pod ołtarz co niedziela, ale zawsze chodziłem do komunii co najmniej dwa razy w roku, podczas świąt. Tym razem w Wielkanoc się wywinąłem, bo wybrałem się na mszę rezurekcyjną, na którą żonie nie chciało się wstawać, ale przy okazji Bożego Narodzenia Agnieszka zobaczy, że nie idę do komunii, i zacznie zadawać pytania. O ile wcześniej nie zacznie…
– Dobrze – powiedziała nagle Ewelina nieco podniesionym, jakby rozgniewanym głosem. – Zaraz usłyszysz coś, co pomoże ci podjąć decyzję.
Skrzywiłem się w duchu. Dotąd nie naciskała zbyt mocno, ale zdawałem sobie sprawę, że ten moment musi wreszcie nadejść.
– Słucham cię, kochanie – mruknąłem.
– Jestem w ciąży – wyrzuciła z siebie, zerwała się i stanęła przede mną. – Drugi miesiąc.
W pierwszej chwili wydawało mi się, że to jakiś zły sen.
– Jak to w ciąży? – wykrztusiłem. – Jak to się stało?
– Nie wiesz? – roześmiała się gorzko. – Jesteś już dużym chłopcem, powinieneś wiedzieć, skąd się biorą dzieci.
– Ale… Jak to? Nie zabezpieczyłaś się?
Jej twarz spochmurniała jeszcze bardziej.
– Nie ma stuprocentowych zabezpieczeń – odparła. – To też powinieneś wiedzieć. A teraz będziesz musiał zdecydować. Czasu jest coraz mniej.
Czas na poważną rozmowę
Nie potrafiłem spojrzeć żonie w oczy. Wróciłem i usiadłem w fotelu, manifestując wszem wobec, jak bardzo jestem zmęczony. Zresztą nie musiałem specjalnie udawać, bo czułem się, jakbym przerzucił dziesięć ton węgla. Nerwy potrafią wyczerpać człowieka jak nic innego na świecie.
– Biedaku! – powiedziała Agnieszka. – Widzę, że miałeś ciężki dzień.
Pokiwałem tylko głową, nie odezwałem się, bo w gardle miałem gorzką gulę. Nie mogłem normalnie mówić, a nie chciałem, by słyszała zduszony głos.
– Zaraz zrobię ci herbaty, odgrzeję kotlety z obiadu. Jadłeś tam coś?
Pokręciłem głową i tutaj nie kłamałem. Rzeczywiście, poza śniadaniem nie miałem nic w ustach. Ale też nie byłem głodny.
– Nic nie odgrzewaj – zdołałem z siebie wydusić. – Musimy porozmawiać.
Agnieszka pobladła i przełknęła ślinę.
– O czym chcesz rozmawiać? – spytała.
– O nas. Bardzo poważnie.
– Spodziewałam się tego – szepnęła, a potem klapnęła na kanapę. – Mów.
Milczałem długo. Patrzyłem na tak dobrze znane rysy osoby, z którą spędziłem tyle lat. Agnieszka wciąż była bardzo atrakcyjną kobietą. Jeśli odejdę, na pewno znajdzie się ktoś, kto mnie zastąpi u jej boku, i nie będą mu przeszkadzać nasze dzieci. A ja ułożę sobie życie z Eweliną, jak marzyłem od miesięcy. Poczułem jednak, że jest pewne „ale”. Dopóki rozmyślałem o tej decydującej chwili, zdawało mi się, że trzeba ją będzie po prostu przejść, znieść łzy żony, może awanturę, a potem odejść do nowego życia.
Lecz teraz, patrząc w smutne oczy Agnieszki, poczułem szarpnięcie w sercu. Co ja chcę zrobić? Zmarnować dorobek życia? I nie chodzi o sprawy materialne! Chcę poświęcić rodzinę tylko po to, żeby samemu żyć tak, jak sobie wymarzyłem! W tej chwili przed oczami stanęła mi piękna postać Eweliny i poczułem nagłą tęsknotę do kochanki. Zaraz dokona się to, co ma się dokonać. Ale Agnieszka… Ale dzieci… Dom… Przyjaciele…
– Chciałeś coś powiedzieć – przypomniała mi Agnieszka. – Coś ważnego, a ja się domyślam, o co może chodzić…
Otrząsnąłem się. Cóż, skoro się nawarzyło piwa, to trzeba je wypić. Nie pozostawało nic innego, jak powiedzieć żonie o wszystkim. Nie liczyłem na zrozumienie, to by było zbyt naiwne z mojej strony. Ale kiedy wszystko wyznałem, zaskoczyła mnie.
– Tak, miałam nadzieję, że się mylę, ale podejrzewałam, że masz romans – powiedziała nieoczekiwanie spokojnie. – Nie chciałam wynajmować kogoś do śledzenia cię, do sprawdzania. Uznałam, że w końcu się przyznasz. Nie jesteś typem, który mógłby oszukiwać latami.
Wziąłem głęboki oddech i dodałem:
– Ale to nie wszystko. Dzisiaj dowiedziałem się czegoś jeszcze. Czegoś bardzo kłopotliwego, przynajmniej dla mnie…
Nie tego się spodziewała
– Rozmawiałeś w końcu z żoną? – zapytała Ewelina.
Tym razem spotkaliśmy się nie u niej, tylko w kawiarni. Najwyraźniej postanowiła, że dopóki nie ułożę swoich spraw, nie będzie między nami intymnej bliskości. Mnie też odpowiadała rozmowa na terenie neutralnym. W końcu to już nie był zwykły romans, skok w bok. Należało przejść do konkretów.
– Rozmawiałem – potwierdziłem. – Dwa dni temu, zaraz po naszym spotkaniu.
– Świetnie – uśmiechnęła się. – W takim razie już wie. Jak zareagowała?
– Zadziwiająco spokojnie. Podejrzewała, że coś jest nie tak od pewnego czasu.
– Nie będzie robiła problemów przy rozwodzie? – upewniła się moja kochanka.
– Nie będzie, bo… – zawiesiłem głos – żadnego rozwodu nie będzie.
Korzystając z tego, że Ewelinę dosłownie zatkało, mówiłem dalej:
– Postanowiliśmy ratować małżeństwo. A jeśli chodzi o nasze dziecko – będę płacił alimenty, a jeśli pozwolisz, będę się z nim także widywał. Jednak między nami koniec. Nie chcę rozbijać rodziny i unieszczęśliwiać najbliższych.
Ewelina wreszcie odzyskała głos. Przez chwilę wyglądało to tak, jakby chciała mnie uderzyć w twarz, ale przecież byliśmy w miejscu publicznym.
– Taka z niej dobra katoliczka, że ci wybaczyła? – syknęła.
– Nie wiem, czy już wybaczyła – odparłem. – Nie wiem, czy zdoła kiedykolwiek wybaczyć. Mam taką nadzieję. Ale przysięga małżeńska…
– Którą sobie spokojnie złamałeś – weszła mi w słowo kochanka.
– Którą złamałem – potwierdziłem. – Nie tylko to. Rodzina, dzieci… Doszedłem do wniosku, że nie będę niszczyć tylu ludzi.
– Ale mnie możesz niszczyć! – prawie krzyknęła. Ledwie nad sobą panowała.
– Przepraszam – wymamrotałem. – Nie chciałem, żeby tak wyszło. Możemy to wszystko jakoś ułożyć. Przecież mówiłem, że nie wyprę się dziecka. Agnieszka też musi się z tym pogodzić. Tak, namieszałem strasznie w życiu twoim i jej. W swoim zresztą również. Ale wystarczy. Chcę móc patrzeć na siebie w lustrze.
W życiu za wszystko trzeba zapłacić
Zerwała się od stolika, odtrąciła moją dłoń, bo chciałem ją zatrzymać.
– Żyj sobie spokojnie ze swoją religijną i wybaczającą żoneczką! Więcej mnie nie zobaczysz!
Otworzyłem usta, żeby zaprotestować, ale uciszyła mnie gestem.
– Jeszcze tylko jedno. Uczciwość za uczciwość. Jestem wściekła, ale nie umiem oszukiwać, zresztą tak samo jak ty. Nie jestem w ciąży. Powiedziałam tak po to, żebyś się w końcu ruszył! I ruszyłeś, tylko nie tak, jak oczekiwałam!
Zostałem sam nad nietkniętą kawą i ciastem. Podszedł kelner i spojrzał na stolik.
– Chce pan anulować zamówienie? – spytał. – Za kawę wprawdzie nie zwrócimy, ale za ciasto…
Spojrzałem na niego nieprzytomnym wzrokiem. Dopiero po chwili dotarł do mnie sens jego słów.
– Zapłacę. W życiu za wszystko trzeba zapłacić, wtedy człowiek się czegoś uczy…
Wracałem do domu z żelaznym postanowieniem, że nigdy więcej nie pozwolę się zwieść na manowce, nigdy nie zaangażuję się w związek pozamałżeński. Nie warto. Nawet jeśli na początku jest przyjemnie, trzeba za to zapłacić cierpieniem. Gorzej, że nie tylko własnym.
Czytaj także:
„Mąż zdradził mnie, gdy byłam w ciąży i do dziś mu nie wybaczyłam. Wszystko zmienił ten potworny wypadek”
„Zdradziłam narzeczonego tuż przed ślubem. Nie mogłam się oprzeć przystojnemu rehabilitantowi i przepadłam”
„Chciałem zdradzić żonę z gorącą dwudziestką i prawie skończyłem na cmentarzu. Miałem ją zadowolić, a wyszedłem na durnia”