„Wstydziłem się mówić o tym, że żona jest agresywna. Czułem się jak mięczak, ale miałem syna, którego muszę chronić”

żona bije męża fot. Adobe Stock, Srdjan
„Podbiegłem do Ignasia i wziąłem go na ręce. Był przerażony, zsikał się w piżamkę, płakał. Nagle z przerażeniem spostrzegłem, że ręce i tułów synka są całe czerwone… Na szczęście to była moja krew, sącząca się z rozciętego ramienia”.
/ 14.07.2023 20:15
żona bije męża fot. Adobe Stock, Srdjan

W korytarzu usłyszałem rozbawione głosy kolegów z pracy, więc domyśliłem się, że oglądają jakiś zabawny filmik w internecie. Tym razem był to spot reklamy społecznej nakręcony przez jakąś organizację przeciwdziałającą przemocy. Wszedłem akurat na napis końcowy: „Nie dawaj przyzwolenia na przemoc w żadnej formie!”. Nie rozumiałem tylko, co w tym zabawnego.

– Patrz – Marek, mistrz porannej ceremonii filmowej kliknął w początek spotu, bym i ja mógł się pośmiać.

Tyle że mnie zrobiło się lodowato w środku. Bo na ekranie widać było mężczyznę szarpiącego i popychającego kobietę na środku chodnika. Głos zza kadru informował, że oboje są aktorami, kamera jest ukryta, ale przypadkowi przechodnie o tym nie wiedzą i ich reakcje są prawdziwe. Odetchnąłem, widząc, że przypadkowi świadkowie tej sceny przemocy reagują jak należy: jakaś kobieta zaczęła dzwonić na policję, dwóch mężczyzn odciągać napastnika od ofiary. Innymi słowy – to nieprawda, że w społeczeństwie panuje znieczulica!

Tyle że zaraz potem dane nam było obejrzeć kolejną scenę; tym razem to kobieta była agresorem. Najpierw obrażała mężczyznę na przystanku, potem zaczęła go popychać, w końcu kopnęła i uderzyła w brzuch. Nikt ze świadków nie zareagował. Część z nich kręciła zajście komórkami. Jacyś ludzie zaczęli się śmiać.

Moi koledzy także.

Co w tym zabawnego? – spojrzałem na nich zdumiony.

– No co ty, stary – Marek klepnął mnie, aż huknęło. – To jest śmieszne, że hej! „Kobieta mnie bije, ojojoj!” – zapiszczał cienkim głosikiem. – Nie wiem, po co robić takie kampanie, przecież żaden normalny facet nie da tak sobą pomiatać. Hasło powinno brzmieć: „Chrońmy mięczaków, tak szybko odchodzą!”.

Musiałem usiąść. Scenka z filmu przypomniała mi o poranku tego dnia. Jolka znowu dostała amoku. Odruchowo dotknąłem uda w miejscu, gdzie wylądował czubek jej buta. Wiedziałem dobrze, że czernił się tam kolejny siniak.

Czy to naprawdę wina zwykłego stresu?

Tak, jestem ofiarą przemocy domowej. Ja, facet o wzroście metr osiemdziesiąt dwa, zdrowy, sprawny, na pewno silniejszy od żony, która z wyglądu przypomina słodką laleczkę. To się zaczęło właściwie jeszcze przed ślubem, dokładnie trzy tygodnie przed nim. Jolka była mocno zdenerwowana, bo coś co zamówiła na wesele miało jednak nie dotrzeć, a inne się skończyło w hurtowni. Nawet nie pamiętam już, co to było. Pamiętam tylko jej twarz, kiedy powiedziałem, że chyba za bardzo się przejmuje, bo przecież to tylko drobiazg bez większego znaczenia.

– Sam jesteś bez znaczenia! – wrzasnęła, wykrzywiając swoje śliczne usta. – I sam masz drobiazg, w spodniach! Nic cię nie obchodzi! Wszystko na mojej głowie! Ty tylko pójdziesz do ołtarza, jak jakiś cholerny udzielny książę, a ja jak ta durna służąca wszystko muszę załatwić!

I tak dalej, w ten deseń. Nakręcała się coraz bardziej, a moje próby uspokojenia jej tylko jeszcze bardziej ją rozgniewały. W którymś momencie, całkowicie mnie zaskakując, walnęła mnie pięścią w brzuch. I jeszcze raz, w twarz. Byłem tak zszokowany, że złapałem ją za rękę dopiero przy trzecim zamachu. Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, a potem ona jakby oklapła. Puściłem ją i bez słowa wyszedłem z pokoju.

Wieczorem mnie przeprosiła, składając wszystko na karb ogromnego stresu związanego ze ślubem. Nikomu o tym nie powiedziałem, bo i po co? Kto by w to zresztą uwierzył?

– Twoja żona to niezła sztuka – mówili koledzy z mojej agencji. – Pewnie w łóżku pożar za pożarem, co?

W pokoju pracowali ze mną sami faceci, więc rozmowy często schodziły na „laseczki”. Przytakiwałem, dumny, że moja żona robi takie wrażenie na kolegach. Faktycznie, miała twarz jak laleczka z porcelany: intrygujące, niemal czarne oczy, była filigranowa, choć z zaznaczonymi „atutami”, co oczywiście też skomentowali kumple. Na przyjęciach firmowych owijała sobie rozmówców wokół małego palca i wszyscy uważali mnie za szczęściarza. Ciekawe, co by powiedzieli, gdyby zobaczyli na moim ciele ślady pozostawione przez jej zęby (tak, potrafiła mnie ugryźć do krwi, kiedy próbowałem ją przytrzymać podczas napadu szału), buty czy pięści. W twarz biła mnie zawsze tylko otwartą dłonią, może właśnie dlatego, żeby nie zostawiać ślady.

Dwa lata po ślubie Jolka urodziła Ignasia. Dziecko jakby trochę ją uspokoiło. Dużo spacerowała, zniknął stres związany z pracą. Myślałem, że wszystko już będzie dobrze, kiedy któregoś dnia znowu się o coś uniosła. A potem cisnęła we mnie ceramicznym kubkiem. Dostałem w bark. Zabolało, choć na pewno nie tak, gdyby trafił mnie w twarz.

Mój ból jednak jej nie wystarczył, więc doskoczyła do mnie, i wyzywając mnie wulgarnie, zaczęła okładać pięściami. Odsunąłem ją na prostej ręce i wtedy wpadła na pomysł z kopaniem. Nagle poczułem potworny ból w podbrzuszu i osunąłem się na klęczki po kopniaku w jądra. Poczułem jeszcze, że kopie mnie w żebra, ale potem w drugim pokoju zapłakał Ignaś i Jolka wybiegła. Ja zwijałem się na podłodze jeszcze przez kwadrans.

Groziła, że odbierze mi prawa rodzicielskie

Zacząłem się jej bać. Nigdy nie wiedziałem, co ją wkurzy. Wystarczyło nie takie spojrzenie, słowo, źle odstawiona cukierniczka, a moja żona zamieniała się w ziejącą nienawiścią, agresywną psychopatkę.

Któregoś razu nie wytrzymałem.

Odsuń się ode mnie albo cię uderzę – ostrzegłem, trzymając się za płonący bólem policzek.

– Och, serio? – nagle grymas wściekłości zmienił się w złośliwy uśmieszek. – Przylejesz mi? Spuścisz mi łomot? Strzelisz z liścia? – wyraźnie się ze mnie naigrawała. – I zgadnij, co wtedy zrobię. No? Jak myślisz? Tak, zgadłeś, geniuszu! Powiem ojcu, że mnie maltretujesz! Skończysz na dołku, złamasie! Wątpisz w to?

Nie wątpiłem. Jej ojciec był emerytowanym policjantem. Facet-legenda, lata pracy w terenie, na pewno ciągle miał znajomości w prewencji. Jedno jego słowo i dawni koledzy skatowaliby mnie w areszcie, a potem powiedzieli, że stawiałem opór. Jolka nieraz mi tym groziła.

– Po prostu się odsuń – wysyczałem. – Nie tykam cię nie dlatego, że boję się twojego tatuśka. Nie walnąłem cię dotąd, bo w przeciwieństwie do ciebie, potrafię nad sobą panować. Ale coś ci powiem: ja tego dłużej znosić nie będę! Jeśli jeszcze raz zrobisz coś takiego, odejdę. Rozumiesz? Złożę pozew o rozwód!

Wtedy zaczęła się śmiać. Brzydkim, charkotliwym śmiechem wykrzywiającym jej twarz, w której już nic nie wydawało mi się piękne.

– Zrób tak, pajacu. Rozwiedź się ze mną, a tak cię załatwię! – pokazała mi ordynarny gest. – Zeznam, że to ty biłeś mnie i dziecko. Odbiorę ci prawa rodzicielskie, a jak tylko się uda, prokurator, stary kumpel ojca posadzi cię za przemoc domową.

Miała mnie. Wiedziała, że uwielbiam naszego synka. Był jedyną radością w całym tym piekle, w jakie ona zamieniła moje życie. W tamtym roku Ignaś kończył dwa latka, coraz więcej rozumiał, mówił do mnie „tati” i zaśmiewał się, kiedy wrzucałem sobie chrupki do ust. Mogłem się z nim bawić w nieskończoność, przewracając się po dywanie, łaskocząc go i pozwalając mu jeździć na moich plecach jak na koniu.

Czasami zabawa tak nas męczyła, że synek zasypiał w jej trakcie. Na moim brzuchu, z główką pod moją brodą… Czułem jego oddech na szyi. Miałem wtedy wrażenie, że te wszystkie siniaki, krwiaki i zadrapania, życie w napięciu i strachu, wysłuchiwanie gróźb i obelg jest warte tej jednej chwili, kiedy moje dziecko spało na mojej piersi. I zwyczajnie bałem się, że Jolka naprawdę mi to odbierze.

Bo miała rację. Jej ojciec stanąłby za nią murem. Matka nie żyła od kilkunastu lat i staremu glinie zostały tylko Jolka i jej siostra. Agata jednak była inna, miała problemy ze sobą, cierpiała na bulimię, nigdy nie założyła rodziny, do ojca i siostry odzywała się co kilka miesięcy.

– On w zasadzie ma tylko mnie – powiedziała mi żona w jeden ze swoich lepszych dni. – Z Agatą ciężko mu się porozumieć. I oczywiście ma też Ignasia, mały to cały jego świat.

Faktycznie, teść wprost uwielbiał wnuka. Ignaś też lubił, kiedy przychodził dziadek. Mieli świetny kontakt. Nie chciałem nawet myśleć, co by zrobił starszy pan, gdyby Jolka przekonała go, że robię krzywdę jej i dziecku. Kto wie, możliwe nawet, że nie wyszedłbym z tego żywy…

Tym razem zrobiło się naprawdę poważnie

Ale to nie dlatego nigdy jej nie oddałem. Po prostu nie mogłem. Miałem psychiczny opór przed uderzeniem kobiety. I dlatego rozumiałem przesłanie filmiku tej kampanii społecznej. W widoku bitego przez kobietę faceta nie było dla mnie nic śmiesznego ani godnego pogardy. Było tylko współczucie i potworny żal do świata, że reaguje jak reaguje. Czyli śmiechem albo wcale.

Tamtego dnia nie mogłem w pracy się skupić. „Skąd Marek wytrzasnął ten spot?” – myślałem, szykując oferty na ubezpieczenia. – Co to była za fundacja?”. Nie pamiętałem nazwy…

– Stary, podeślij mi link do tego filmiku, pokażę go znajomym – poprosiłem na koniec dnia.

– Jasne, już ci wysyłam. Kozacki, no nie? „Kobieta mnie bijeeee….” – Marek znów udał, że płacze.

Beczka śmiechu, nie ma co.

Gdyby zgodziła się pójść na leczenie…

Tego dnia jednak nie dałem rady. Kiedy wróciłem z pracy, Jolka chodziła jak po rozżarzonych węglach, wyraźnie czekając na pretekst do wybuchu. Schodziłem jej z drogi, ale w końcu znalazła jakiś powód i zaczęła obrzucać mnie wyzwiskami.

– Uspokój się, nie przy dziecku – próbowałem ją uciszyć, bo Ignaś przez całą tę scenę bawił się koło nas.

– Urodziłam to dziecko, więc mogę przy nim robić, co chcę! – syknęła, ale chwilowo dała sobie spokój.

Nigdy nie zaatakowała mnie przy synu. Awantury zwykle robiła nocami. Tak też stało się tym razem. Ledwie mały zasnął, Jolka o coś się do mnie przyczepiła. Coś warknęła, potem szturchnęła mnie, zamachnęła się otwartą dłonią.

– Dosyć! – złapałem ją za przedramię i nie puszczałem. – Jeśli chcesz, będziemy walczyli w sądzie o prawo do opieki nad małym. Wezmę dobrego adwokata! Opowiem o wszystkim! Ale możesz też iść na leczenie… Jeśli poddasz się terapii, zostanę przy tobie. Nie dlatego, że tego chcę, ale dla dobra Ignasia. Wybieraj: rozwód czy terapia?

– Puść mnie, ty sukinsynu! – usłyszałem w odpowiedzi i zrozumiałem, że zrobiłem błąd.

Z tą kobietą nie było negocjacji, ona w ogóle nie była normalna! Nie przerywając kontaktu wzrokowego, z całej siły nadepnęła mi na stopę. 

Po raz pierwszy w życiu jej oddałem

Wierzgała i drapała, tłukła pięściami na oślep. 

– Ty... Będziesz mi groził rozwodem, co? – miotała mi wulgaryzmami prosto w twarz.

– Tati? Tati! Mama! – nagle zorientowałem się, że obok stoi Ignacy.

Musiał przyglądać się bójce od jakiegoś czasu, bo oczy miał wielkie jak spodki i wyraz przerażenia na buzi.

– Jolka, przestań, mały tu jest! – wycharczałem do żony, która właśnie usiłowała wydrapać mi oko.

Ale ona nie przestała. Zrobiła coś innego. Na moment odwróciła się w stronę drzwi i ryknęła z furią:

– Wynoś się stąd!

To zakończyło sprawę. Nikt, ale to nikt na świecie, nie będzie straszył mojego dziecka! Nigdy!

Kilka sekund później Jolka leżała już na brzuchu z rękami wykręconymi na plecy. Tak, uderzyłem ją. Nie w twarz, a w ramię, żeby ją odepchnąć. Tak jak się spodziewałem, powietrze z niej uszło i wreszcie przestała się rzucać. Jak zawsze po ataku szału.

Podbiegłem do Ignasia i wziąłem go na ręce. Był przerażony, zsikał się w piżamkę, płakałNie wiedziałem, co zrobić. Musiałem opatrzyć ranę, a jednocześnie za nic nie puściłbym synka z ramion. Bałem się, że ona coś mu zrobi!

Pożałujesz tego – wysyczała do mnie z ziemi. – Dzwonię do ojca.

I zrobiła to, ale mnie było już wszystko jedno. Bolała mnie ręka, trzy ścierki już przesiąkły, a ramię nadal krwawiło, nos podejrzanie pulsował, i kiedy przejrzałem się w lustrze, zobaczyłem, że z niego też leci mi krew. Robiło mi się coraz bardziej słabo… Ignaś płakał rozdzierająco… 

Jolka stała przy drzwiach, czekając na ojca, jakby bała się, że ucieknę przed jego przyjściem. Szczęście w nieszczęściu, że nie próbowała odebrać mi dziecka. Bo chyba sam bym wtedy sięgnął po ten nóż… Na dźwięk dzwonka do drzwi poczułem właściwie ulgę. „Tak, niech mnie zamkną – myślałem. 

O wszystkim mu opowiedziałem

Teść wszedł, spojrzał na Jolkę, która zaczęła wykrzykiwać, że ją pobiłem i trzeba mnie aresztować, i przez moment tylko wodził wzrokiem od niej do mnie. A potem zapytał, skąd się wzięła krew na mojej koszuli.

 Biła mnie – odpowiedziałem ze zmęczeniem. – I groziła, że pobije Ignasia, dlatego ja… tato?

Ale teść nie słuchał. Podszedł do córki i… założył jej kajdanki, które przypiął do kaloryfera. A potem wezwał karetkę oraz policję.

Nos był złamany. Na izbie przyjęć zrobiono mi obdukcję. Ktoś z policji odebrał moje zeznania. Karta z obdukcji miała zostać włączona do akt sprawy. Jakiej sprawy? Ano o pobicie, przeciwko mojej żonie.

– Tata? – zdziwiłem się, kiedy zobaczyłem teścia na korytarzu szpitala. – Gdzie Ignaś? – dodałem z przestrachem.

– Jest z moją… – zaciął się na moment – z moją przyjaciółką. Śpi. Jak się czujesz? I od jak dawna to trwa? Od kiedy ona jest agresywna?

Byłem zbyt wykończony psychicznie i na zbyt silnych lekach, żeby dalej się dziwić. Po prostu opowiedziałem mu, co działo się w moim małżeństwie przez te wszystkie lata. Nie przerywał mi, czasem tylko kiwał ze smutkiem głową. Na koniec powiedział:

Zawsze bałem się, że tak będzie… 

I tu teść opowiedział mi o swoim życiu. O żonie, która nie kontrolowała gniewu i biła jego, a potem ich córki. O tym, że to były niedobre czasy dla ojców-rozwodników, i że gdyby od niej odszedł, sąd odebrałby mu prawa do opieki nad córkami. A on musiał zostać, żeby chociaż próbować ochronić je przed agresywną matką.

– Wtedy nie było żadnych fundacji, a społeczeństwo uważało, że bicie dzieci to norma. Nikt by nie zareagował, gdybym to gdziekolwiek zgłosił. A ona wiedziała, że jako policjant nie mogę złamać prawa, wiedziała, że jej nie oddam.

Teść zabrał mnie do swojego domu. Teraz czekam na dwie rozprawy: rozwodową i przeciwko Jolce. Teść nie pozwolił mi odpuścić, bo według niego tylko to może zmusić Jolkę do leczenia.

Na taki właśnie wyrok sądu oczekujemy. Żaden z nas nie chce, żeby poszła do więzienia, ale terapia jest warunkiem, by mogła zachować prawa do opieki nad Ignacym. Tyle tylko że Jolka w ogóle się synkiem nie interesuje. Nie walczy o dziecko. Może interesuje ją walka tylko za pomocą kopania i gryzienia… Dla mnie i Ignacego to nawet lepiej. Obaj potrzebujemy czasu, żeby zapomnieć o traumie, jaką zafundowała nam ta kobieta. Na szczęście mamy wsparcie w postaci rodziny: dziadka Edka i babci Mirki. Wierzę, że wszystko jeszcze jakoś się ułoży.

Czytaj także:
„Mój brat przez lata żył w strachu. Ukrywał, że jego żona się nad nim znęca i mści się za swoje niepowodzenia”
„Sąsiad to furiat i damski bokser. Jego żona trwała przy nim ze strachu, aż w końcu coś w niej pękło. Wszystko dzięki mnie”
„Nie mam szczęścia w miłości. Żony i kochanki mnie porzucają, wolą być w ramionach twardych macho, a ja jestem mięczak”

Redakcja poleca

REKLAMA