Życie potrafi zaskakiwać. W obie strony, tę dobrą i tę złą. Najdziwniejsze jest to, że nie zawsze wiemy, która jest dobra, a która zła. Przynajmniej ja tak mam… Pamiętam, jak przed laty rzuciła mnie Myszka, jak strasznie cierpiałem.
Byłem pewien, że zniszczyliśmy coś najważniejszego w naszym życiu, zamordowaliśmy szansę na szczęście. Łaziłem jak w obłędzie ulicami i bezustannie widziałem ją – wystarczył kawałek bluzki w autobusie, dżinsy na schodach ruchomych, rozwiane włosy gdzieś na drugiej stronie ulicy – i już rzucałem się, bo byłem pewien, że to ona. To nie była ona. Miałem ją w swojej głowie. Szaleństwo.
Spotkaliśmy się przypadkowo po kilkunastu latach. Przez moment dławiło mnie wspomnienie dawnego uczucia, ale już po kilku zdaniach wiedziałem, że ta kobieta nie ma nic wspólnego z moim jej obrazem. Ja ją sobie po prostu wymyśliłem.
Rzeczywista Myszka powiedziała kilka standardowych zdań i poszła, a ja nie tylko nie chciałem za nią biec. Pomyślałem, że to było bardzo mądre z jej strony, że zerwała nasz związek. Nic dobrego z niego nie mogło wyniknąć. Dlaczego tak strasznie cierpiałem przed laty? Co zaćmiło mój umysł? Nie wiem i już nawet nie chcę wiedzieć.
Przywołałem tę historię tylko dlatego, żeby łatwiej znieść rozstanie z Klarą. Owszem, teraz boli, ale po pewnym czasie przestanie boleć i może okazać się, że bardzo dobrze się stało. „Klara? Jaka Klara? Aaa, Klara! Tak, już sobie przypominam, rzeczywiście był ktoś taki” – tak sobie starałem się wyobrazić swoją reakcję za kilka lat.
Mój kumpel czasem bywa tak niewrażliwy…
Na razie nie chciało zadziałać. Ból nie odpuszczał. Całe nasze mieszkanie i wszystkie sprzęty, które zostawiła, przypominały mi o niej. Nawet tak idiotyczne, jak patelnia, na której czasami robiła mi omlety. Stałem z patelnią w dłoni i krztusiłem się z płaczu.
– Daj już spokój, Mariusz. Rozumiem, że cię to boli. Każdego boli, jak jego baba zada się z jakimś innym bubkiem, ja to rozumiem, ale musisz wziąć się w garść. No, jesteś facet czy rozhisteryzowana baba?
To gadał Witek, mój kumpel i straszny przemądrzalec. Ten rzeczywiście sprawiał wrażenie, jakby wszystkie miłosne zawirowania spływały po nim jak po kaczce. Rozstawał się, rzucał i bywał rzucany, zdradzał i był zdradzany.
– Mariusz, źle do tych spraw podchodzisz. Pamiętaj, że jeśli coś się kończy, to dlatego, że nadeszła na to pora. To oznacza, że już gdzieś za rogiem czeka na ciebie kolejna przygoda. I ty musisz być na to gotowy.
– Jak gotowy? – wkurzałem się. – Ja nie jestem gotowy i jeszcze długo nie będę.
– Nie powiesz mi, że już się poddałeś i wycofujesz się na pozycje starego, zramolałego samotnika?
– Nigdzie się nie wycofuję! Ja chcę tylko, żeby Klara tu była, i żeby to, co się stało, nigdy się nie wydarzyło! Rozumiesz? Tego chcę!
– A ja chcę, żeby był zawsze kwiecień, żeby Toskania leżała tam, gdzie mazowiecka równina i żeby wrócił Tymiński i dał nam te obiecane dolary. Nie możesz gadać jak dzieciak. Masz sześćdziesiąt lat!
– Nie przypominaj mi jeszcze o tym! Ty wiesz, że on jest od niej o trzynaście lat młodszy? To nie ma szans. On ją zostawi i ona wróci…
– Otrząśnij się, chłopie. Nawet gdyby przyszła posypana popiołem i spała na twojej słomiance, to ty musisz być twardy. Musisz mieć swój honor. Zadała się z gnojem, to niech mu teraz matkuje! Jej wybór, ty tylko odetchnij.
– Zobacz, zostawiła swoją ulubioną szczotkę do włosów.
– Ja tam chyba zostawię Marylę. Poznałem właśnie świetną dziewczynę. Stary, specjalistka od ostrej jazdy.
– Może powinienem do Klary zadzwonić? Powiedzieć jej o tej szczotce?
– Wyjąłem ją z klubu, myślałem, że to taka jednorazowa przygoda, ale dobrze nam razem. Może to na dłużej? Kilka miesięcy, kto wie?
– Ty mnie nie słuchasz.
– Tego twojego stękania? Nie, nie słucham.
– A mnie nie obchodzą twoje prymitywne, zwierzęce relacje z kobietami. Nie wiem, gdzie znajdujesz takie…
– …suczki? Jesteś głupi i nic nie rozumiesz ze świata. Mam cię dość i czuję, że pójdę do Artura. Tutaj raczej sobie nie pogadamy.
– I bardzo dobrze. Idź do niego.
– A żebyś wiedział. Idę.
– To idź.
Witek jest fajnym kolegą, ale w tych sprawach potrafi być taki wulgarny, nie potrafi uszanować tego, że ktoś może być w zupełnie innym nastroju. Niech spada.
Klaruniu, wróć do mnie, błagam
Postanowiłem zadzwonić do Klary. Może szuka tej szczotki, zabrała tyle pudeł z różnymi rzeczami.
– Tak?
– To ja…
– Słyszę, że to ty. Coś się stało? Tylko mów szybko, bo jestem zajęta.
Głos Klary był straszny, jakby ktoś przeciągał ostrzem noża po jej patelni. Wolałam nie domyślać się, czym była zajęta.
– Zostawiłaś tu tę swoją szczotkę do włosów, pomyślałem… – zacząłem.
– Możesz ją sobie zostawić na pamiątkę albo wyrzucić, jak wolisz. To wszystko?
– Jeszcze tak sobie myślę…
– Mariusz, ja nie mam czasu. Nie dzwoń do mnie, jeśli nie dzieje się nic ważnego.
– Właśnie się dzieje! Niszczysz nasze całe życie! Nie rozumiesz? Wracaj!
Ostatniego zdania nie słyszała, bo się rozłączyła. Do głowy przyszło mi to, do czego zapewne się tak śpieszyła, aż musiałem usiąść, bo zacząłem się trząść ze zdenerwowania i rozpaczy.
Może jednak nie, może ma jakąś dodatkową robotę, przecież często tak bywało, że w domu robiła coś do pracy – myślałem, choć moja wyobraźnia miała całkiem inne zdanie na ten temat.
Moja wyobraźnia dogadałaby się z Witkiem. Jak zabić te obsesyjne myśli i te okropne obrazy?
Zadzwonił telefon. Jakiś nieznany numer.
– Tak?
– Cześć, Mariuszku, przykro mi. Słyszałam, że Klara cię rzuciła. Znosisz to jakoś?
– Grażyna?
– No tak, to ja.
– Skąd wiesz?
– O Klarze? Jakoś to do mnie dotarło. Chciałam wiedzieć, jak się czujesz i czy nie potrzebujesz jakiejś pomocy.
– Szkoda, że nie byłaś tak mną zainteresowana trzydzieści lat temu, jak mnie zostawiłaś. Co ja mówię „zostawiłaś”? Uciekłaś bez jednego słowa na pożegnanie.
– Nie żartuj. Nie chcesz powiedzieć, że cierpiałeś z tego powodu przez te trzydzieści lat? Jesteś strasznie zakłamany, Mariuszu. Pamiętam doskonale, że po dwóch tygodniach już uganiałeś się za tą Wiewiórką czy jak jej tam.
– Myszką. A o tym skąd wiesz?
– Mam swoje sekretne źródła.
Grażyna była moją pierwszą żoną. Nie trwało to zbyt długo, niecałe siedem lat. Pewnego dnia wróciłem do domu i nie było ani Grażyny, ani jej rzeczy. Co takiego jest we mnie, że te wszystkie kobiety uciekają?
To moja wina czy ich? Uświadomiłem sobie, że odejście Grażyny nie było zdarzeniem miłym, ale też nie czułem tej rozpaczy, jaką czułem po zerwaniu ze mną przez Myszkę czy teraz po odejściu Klary.
Poczułem jakiś ożywczy powiew, fakt niezbity, po Grażynie płakałem tylko kilka dni, a w momencie, gdy zobaczyłem Myszkę wszystko przeszło, jak ręką odjął. Może teraz też tak się zdarzy?
– Podobno mieszkasz w Krakowie?
– Nie. Wróciłam kilka lat temu.
– Nie wiedziałem.
– To duże miasto. Nie wpadliśmy na siebie po prostu – stwierdziła.
– I co tam u ciebie?
– Nic specjalnego. Powiedz wreszcie, jak ty się czujesz?
– Fatalnie. Czuję, że zmiażdżono mi całe życie.Tak się czuję. Mówić dalej?
– Mam przyjechać?
– Co?
– Czy chcesz, żebym przyjechała do ciebie? Pogadać. Może jakoś ci to pomoże.
– Grażynko, my nie rozmawialiśmy ze sobą przez prawie trzydzieści lat.
– Bo nie było takiej potrzeby. Jak chcesz, ja się nie narzucam.
– Jasne, że przyjedź. Jeśli możesz?
– Mogę być za pół godziny.
– Bądź.
Dawno nie byłem tak szczęśliwy, wariactwo!
Gdy zadzwonił dzwonek u drzwi miałem maleńką nadzieję, że to wróciła Klara. Rozsądek podpowiadał, że to Grażyna, no i oczywiście rozsądek miał rację. Za drzwiami stała Grażyna, dokładnie taka, jak ją zapamiętałem. No nie, włosy to już chyba musi farbować, na pewno jest już siwa… A za Grażyną stała jakaś druga baba. Wysoka, długowłosa blondyna.
– To mój były – odezwała się Grażka. – A to Wiola… moja… partnerka.
– Dzień dobry.
– Dzień dobry.
Minę musiałem mieć nieszczególną, bo Grażyna zaczęła się tłumaczyć:
– Przepraszam, że tak, ale to był nagły impuls. Wiola jest o mnie strasznie zazdrosna i nie chciała mnie samej puścić.
Wtedy weszła jej w słowo blondyna:
– To ja przepraszam. Wiem, że ma pan poważne kłopoty ale ja… No, ja musiałam.
– Wiesz, Mariusz, Wiola jest terapeutką, jeśli nie masz nic przeciwko temu, ona się na tym zna. Jest świetna.
Moja była żona pocałowała w policzek Wiolę i chwyciła jej dłoń w swoje dłonie.
– Ale jak to? To ty… to wy…? – zacząłem się plątać.
– Chcesz zapytać, czy jestem lesbijką?
– No przecież byliśmy razem tyle lat.
– Tak. I było nam fajnie. A jak poznałam Wiolę, to poczułam coś zdecydowanie więcej niż „fajnie”.
– To… przez nią? Przepraszam, przez panią?
– Tak. Przez Wiolę. Dla Wioli. Może powinnam ci wtedy spróbować to jakoś wytłumaczyć, ale czasy nie bardzo sprzyjały takim wyznaniom. Dlatego wyniosłyśmy się do Krakowa i zerwałam praktycznie wszystkie moje dotychczasowe kontakty.
– Poczekajcie. Muszę ochłonąć. Czy możemy napić się wódki?
– Ja proszę, ale Grażynka prowadzi…
– Jak to? Zrobiłaś prawo jazdy?
– Grażynka doskonale jeździ.
– A pani naprawdę jest o nią zazdrosna?
– Potwornie. To straszna cecha, ale nie umiem na to nic poradzić.
– Ona najchętniej by mnie zamknęła sobie w domu, ha ha!
– Bo cię kocham.
– Ja też cię kocham.
Siedzieliśmy do późna. Dziewczyny zgodziły się zostać u mnie na noc, żeby Grażynka także mogła się z nami napić. No i to była noc jak wyjęta z tysiąca i jednej nocy. Gadaliśmy o nich, o mnie i o Klarze. O miłości, zdradzie i przedziwnych splotach okoliczności.
Słowo daję, dawno, mimo swojego bólu i łez nie byłem tak szczęśliwy. Życie potrafi być nieprzewidywalne. A teraz dochodzi ósma, a ja stoję w kuchni i robię omlet na patelni Klary. Zaniosę go dziewczynom do łóżka.
Czytaj także:
„Po śmierci ojca pasierb stał się agresywny. Chciałam zastąpić mu rodzica, ale nie mogłam ciągle żyć w strachu”
„Wyjeżdżając, nie wiedziałem, że była w ciąży. Wróciłem po kilku miesiącach, ale ona już nie żyła. Moje życie straciło sens”
„Moje małżeństwo skończyło się po miesiącu. Mąż przekreślił naszą wspólną przyszłość jednym zdaniem”