„Znany biznesmen ukrywał przed żoną męskie problemy. Zamiast jej powiedzieć, upozorował romans, żeby nadal uchodzić za maczo”

Byłem podrywaczme fot. Adobe Stock, Mediteraneo
„On nie chciał być klasyfikowany jako wierny mąż, miękki pantoflarz, ona nie miała dla niego czasu. Mijali się, balansując na krawędzi zdrady. Dominik zaczął pierwszy, chociaż, jeśli mam być szczera, stawiałabym, że raczej żyjąca w błyskach fleszy Karolina spróbuje dyskretnego skoku w bok. No cóż, tym razem pomyliłam się”.
/ 10.11.2022 17:15
Byłem podrywaczme fot. Adobe Stock, Mediteraneo

Telefon od mojego mentora, wybitnego terapeuty, który zawsze był dla mnie niedoścignionym wzorem, postawił mnie na nogi. Dosłownie. Odrzuciłam kołdrę, wstałam z łóżka i w tej pozycji rozmawiałam przez chwilę z profesorem, zanim dotarło do mnie, że on i tak tego nie widzi. Opadłam na materac, już w swobodniejszej pozie, ale nadal na wdechu. Przyspieszone bicie serca powodował nie tyle szacunek, jaki żywiłam do luminarza psychologii, co świadomość, że za jego telefonem może kryć się coś więcej.

Na przykład kłopoty

Czy to możliwe, że zadzwonił do niego mój superwizor z wątpliwościami? Każdy terapeuta ma kogoś, kto ocenia jego pracę, jednocześnie czuwając nad nim. Trudno jest wysłuchiwać godzinami o ludzkich kłopotach, patrzeć na łzy, nierzadko słuchać kłótni, i tym nie przesiąknąć, nie utracić obiektywnego spojrzenia na pacjenta. Dlatego potrzebny jest doświadczony kolega po fachu, który w porę powie: „Stop, musisz odpocząć, żeby nie szkodzić pacjentom”. Podpowie zmianę sposobu postępowania, a w ostateczności złoży wniosek o czasowe zawieszenie terapeuty. Mnie się to nigdy nie zdarzyło, zawsze byłam wysoko oceniana, lecz kiedyś musi być ten pierwszy raz.

– Droga koleżanko, hum, hum – znakiem firmowym profesora były wokalne przerywniki, które, jak kiedyś wyznał, stosował świadomie, by zyskać na czasie i zastanowić się, jak najlepiej trafić do pacjenta.

Aha! Teraz próbował dotrzeć do mnie, ciekawe z czym?

Miałbym do koleżanki prośbę – ciągnął profesor. – Mój znajomy pragnie powierzyć swoje kłopoty doskonałemu specjaliście, a ja poleciłem mu panią.

– Dziękuję – zdołałam wtrącić, jednocześnie oddychając z ulgą i myśląc o napiętych terminach w kalendarzu.

Gdzie ja go upchnę? Zaraz. Jak to: jego? Sam przyjdzie na terapię?

– Znajomemu zależało, co prawda, bym to ja zajął się jego problemami, ale przecież to nie wypada – chrząknął teatralnie profesor. – Zbyt duża zażyłość jest w tym przypadku wrogiem sukcesu. Nieprawdaż?

– Oczywiście – potwierdziłam czym prędzej. – Chętnie spotkam się ze znajomym pana profesora.

– Wpadnie do pani z żoną jutro, koło południa – nawet nie zapytał, czy termin mi pasuje, ten znajomy musiał być na tyle ważny, że sam ustalał reguły.

Postaram się poprzesuwać innych pacjentów, ale być może będzie musiał zaczekać – powiedziałam dość sztywno.

– Dominik nie jest przyzwyczajony do czekania ani do wykonywania poleceń – roześmiał się mój mentor. – Zresztą sama pani zobaczy, szczerze mówiąc, czuję ulgę, że składam go na pani barki.

– Dominik? A jak brzmi nazwisko tego pana? – spytałam pełna złych przeczuć.

Profesor powiedział

Od razu wiedziałam, o kogo chodzi, jego zdjęcia regularnie ukazywały się w kolorowych pismach, odkąd ożenił się z królową Instagrama. Karolina była piękną dwudziestokilkuletnią aktorką, całkowicie niespełnioną w zawodzie. Nie przeszkodziło jej to w zrobieniu kariery w serwisie społecznościowym, regularnie publikowała wysmakowane zdjęcia, wpuszczając rzesze fanów do swojego świata. Tysiące dziewczyn chciały powielać jej styl, ubierać się w identyczne ciuchy, pić kawę z takich samych filiżanek. Lawinowo wzrastała sprzedaż grafik, które wisiały na jej ścianie, wazoników i innych drobiazgów, na których tle się fotografowała. Karolina była żywą reklamą, nic dziwnego, że zainteresowali się nią producenci dóbr wszelkiej maści. Jej siła jeszcze wzrosła, kiedy dziewczyna pokazała na Instagramie pierścionek zaręczynowy od znanego biznesmena.

Tworzyli piękną parę, ona młoda i prześliczna, on zadbany, ustosunkowany, prawdziwy król rekinów finansjery. Chociaż według mnie był bardziej podobny do lamparta, gibkiego, sprytnego drapieżnika polującego z zasadzki i nieujawniającego swoich sekretów. Nie pierwszy raz miałam się przekonać, że intuicja rzadko mnie zawodzi. Ślub Dominika i Karoliny był medialną sensacją, nikomu nie przeszkadzały mocno siwiejące skronie pana młodego, starszego od żony o dobre dwadzieścia lat. Ja jednak upatrywałam w dużej różnicy wieku pewien problem. Może to skrzywienie zawodowe, ale dość się napatrzyłam na związki dojrzałych mężczyzn z dziewczynami, które mogłyby być ich córkami. Zauroczenie seksem z atrakcyjną partnerką to nie wszystko, nie można na tym budować życia. Tylko niektórym parom udawało się pokonać przepaść pokoleniową i żyć w harmonii, reszta zaliczała bolesny upadek z różowej chmurki zakochania. Starzejący się partner nie nadążał za młodą żoną, seks stawał się problemem, a przywiązania i odpowiedzialności nigdy w związku nie było.

Rozczarowanie po obu stronach

Oczywiście nie wszyscy tak kończyli, sama znam kilka dobrych, choć niedobranych wiekiem małżeństw. Dominika i Karolinę dzieliło ponad dwadzieścia lat, kłopoty zaczęły się już po roku. Dwanaście miesięcy temu biznesmen dumnie prezentował światu swoje trofeum, dziewczynę piękną, młodą i sławną, ona też wyglądała na szczęśliwą. A dziś? Mieli usiąść na mojej wysłużonej kozetce, powiernicy ludzkich dramatów. Dominik wyglądał na opanowanego i pewnego siebie. Kontrolował sytuację, a nawet przestrzeń, zawłaszczając siłą osobowości mój gabinet. Przez moment poczułam się intruzem.

„Coś podobnego” – pomyślałam. – „To prawdziwy drapieżnik panujący nad terytorium, nic dziwnego, że zrobił karierę w biznesie”.

Pół kroku za nim postępowała Karolina, jednak nie było w niej nic z uległości. Szła za mężem, pewna, że on przetrze jej szlak, zapewni bezpieczeństwo oraz dogodne miejsce u wodopoju. To nie film przyrodniczy, opanuj się! Szybko zganiłam się w duchu, czując rozbawienie. Porównanie Karoliny i Dominika do pary królującej na sawannie było niewłaściwe, zarazem jednak niezwykle trafne. Biznesmen i celebrytka usiedli na kozetce, Dominik odezwał się pierwszy. Wygłosił kilka wstępnych komplementów pod moim adresem i podgrzał atmosferę pochlebnymi uwagami na temat osiągnięć zawodowych. Musiałam przyznać, że się przygotował, pewnie zlecił asystentce, by dokładnie mnie sprawdziła.

– Co państwa do mnie sprowadza? – przerwałam mu w którymś momencie, wykorzystując przerwę na oddech.

Zmarszczył lekko brwi. Nie był przyzwyczajony do takiego zachowania.

– Właściwie nic, chcielibyśmy tylko coś przedyskutować…

Nie układa nam się w małżeństwie – wpadła mu w słowo Karolina. – Mąż mnie zdradza albo tylko ostro flirtuje, co na jedno wychodzi. Robi ze mnie idiotkę, fotografując się z innymi kobietami na imprezach. Oczywiście na tych, na które chodzi beze mnie. Widzi pani, mam mnóstwo zobowiązań reklamowych, nie zawsze mogę mu towarzyszyć. Czasem jednego wieczora muszę pokazać się na premierze filmu, promocji linii kosmetyków i spotkaniu z fanami. Dominik nie chce ze mną bywać, chociaż to znacząco podniosłoby moją wiarygodność i zasięg.

– Ma pani jakiś zasięg? – spytałam cokolwiek oszołomiona.

– Chodzi o liczbę fanów regularnie bywających na stronie Karoliny. To odpowiednik nakładu gazety, wyznacza siłę oddziaływania na masową wyobraźnię – podpowiedział usłużnie Dominik. – Im więcej osób codziennie ogląda zdjęcia niosące reklamowy przekaz, tym lepiej. Dla Karoliny to się przekłada na niemałe pieniądze.

– No, dobrze, już rozumiem. Przejdźmy do zdjęć z kobietami.

Dominik lekko wzruszył ramionami i spojrzał na mnie z politowaniem.

– Czasem powinienem pokazać się w towarzystwie ładnej dziewczyny, to kwestia budowania wizerunku. Jestem biznesmenem, muszę być postrzegany jako zwycięski przywódca stada, piękna kobieta u boku jest jak zdobycz, mówi sama za siebie: „wybrałam jego, bo jest najlepszy”. To bardzo ułatwia sprawy w biznesie. Karolina załatwia swoje sprawy, a ja swoje, z naszym małżeństwem nie ma to nic wspólnego.

– Zdjęcia paparazzi mówią co innego – syknęła Karolina, tracąc nad sobą panowanie. – Mam mnóstwo dowodów, w sądzie łatwo będzie udowodnić, kto jest winien rozpadu małżeństwa. Nie wiem, w czym Anita, ta modelka, jest lepsza ode mnie, ale obściskiwałeś ją z zapałem w najbardziej znanej warszawskiej restauracji. Byłeś bardzo nieostrożny, kochanie, usiedliście tuż przy szybie, fotograf miał ułatwione zadanie! Następnego dnia zdjęcia opublikowały wszystkie serwisy plotkarskie. Dostałam się na języki, wiesz co o mnie wypisują? Jedni mi współczują, inni sączą jad.

Karolina wytarła oczy ręką

Nie byłam pewna, co opłakuje: niewierność męża czy publiczne upokorzenie i chwilowy spadek popularności. A może jedno i drugie? Godzina terapii minęła jak z bicza strzelił, a ja nadal nie wiedziałam, po co ta para do mnie przyszła. Chcieli ratować małżeństwo nie wyrzekając się osobnego życia? On nie chciał być klasyfikowany jako wierny mąż, miękki pantoflarz, ona nie miała dla niego czasu. Mijali się, balansując na krawędzi zdrady. Dominik zaczął pierwszy, chociaż, jeśli mam być szczera, stawiałabym, że raczej żyjąca w błyskach fleszy Karolina spróbuje dyskretnego skoku w bok. No cóż, tym razem pomyliłam się. W domu przeprowadziłam małe śledztwo, zapoznając się z materiałem dowodowym, czyli galerią zdjęć na portalu plotkarskim… Ostre!

Dominik pokazywał całemu światu, że wiek nie jest przeszkodą, by być gorącym facetem i zdobywać piękne kobiety. Nie tracił głowy, nawet w takiej chwili kontrolował sytuację, zerkając co i raz w szybę. Ejże! Dominik widział fotografa, mało tego, pozował mu! Może nawet się z nim umówił na te zdjęcia. Zależało mu na udokumentowaniu niewierności? Chciał zniechęcić do siebie Karolinę? Bez sensu, gdyby pragnął pozbyć się żony, opłaciłby dobrego adwokata, który wyciągnąłby w sądzie takie brudy, że Karolina czym prędzej zgodziłaby się na proponowane warunki. Była osobą publiczną, nie mogła sobie pozwolić na utratę twarzy.

Co innego musiało być na rzeczy

Z niecierpliwością czekałam na następną wizytę sławnej pary. Przygotowałam sobie zestaw podchwytliwych pytań, które pozwoliłyby mi zorientować się, o co chodzi Dominikowi. Mówił, że jego zachowanie nie narusza podstaw małżeństwa, a przecież gołym okiem było widać, że ostro gra. Bardzo chciałam odkryć jego tajemnicę. Przywitałam recepcjonistkę i skręciłam w długi korytarz, na końcu którego był mój gabinet. Szłam zamyślona, gdy nagle tuż przede mną ktoś otworzył szeroko drzwi. W ostatniej chwili zamortyzowałam uderzenie rękami, chroniąc nos przed złamaniem.

– Bardzo panią przepraszam, nie spodziewałem się… To niebezpieczne, że drzwi otwierają się na korytarz, a nie do środka, ktoś może ucierpieć. Mam nadzieję, że pani to zgłosi administratorowi budynku? – zobaczyłam przed sobą lekko zmieszanego Dominika, który wychodził z męskiej toalety.

Ludzka sprawa, dlaczego więc wyglądał na zawstydzonego? Szliśmy korytarzem, a on nie przestawał mówić. Powoływał się na prawo budowlane, przepisy BHP, wspomniał też o odpowiedzialności ubezpieczyciela za wypadki na terenie kliniki. Istny słowotok, jakby chciał mnie zagadać. Im bardziej starał się skierować moje myśli na sprawy bezpieczeństwa, tym mocniej odczuwałam, że jest wytrącony z równowagi. Starzejący się lampart już nie panował nad terytorium, miał jakąś słabość, do której nie chciał się przyznać, żeby nie utracić zajmowanej pozycji. Myśl była dziwna i zajęła mnie bez reszty. Weszliśmy do gabinetu, gdzie siedziała już Karolina. Ledwie Dominik zajął przy niej miejsce, spytałam ich o pożycie seksualne.

– To dość intymne pytanie, ale odpowiem. Nie narzekam – uśmiechnęła się dziewczyna. – Powinnam użyć czasu przeszłego, bo po numerze z modelką, jaki wywinął Dominik, oczywiście narzuciłam chwilową separację od łoża. Nie wpuszczę go do sypialni, dopóki nie wyjaśni tej afery.

„To nie może być to” – pomyślałam w popłochu, odganiając następną dziwną myśl.

A jednak!

Fragmenty układanki jeden za drugim wskakiwały na swoje miejsce. Toaleta, zmieszany Dominik, ustawione zdjęcia z modelką, szum medialny, żona, która sama zadecydowała, że rezygnuje z seksu z niewiernym, nie naruszając jego męskiej dumy. Sekret, o którym nikt nie miał prawa się dowiedzieć, został zmyślnie ukryty pod pozorami męskiej jurności. Czyżby przyczyną były dolegliwości prostaty i związana z tym przejściowa niemoc? Starzejący się król sawanny nie zamierzał oddawać przywództwa i okazywać słabości. Starannie zaplanował strategię, wyprowadzając wszystkich w pole, z własną żoną na czele.

Podziwiałam jego spryt, jednak nie cieszył mnie brak bliskości i zaufania między małżonkami. Dlaczego nie powiedział żonie o tym, że jest chory? Dominik odwołał kolejne spotkanie, tłumacząc się wyjazdem w sprawach biznesowych. Więcej ich już nie zobaczyłam w gabinecie. On zniknął na jakiś czas z życia towarzyskiego stolicy, podejrzewałam, że wyjechał na leczenie, oczywiście sam, bo Karolina nadal była widywana na imprezach i w otoczeniu fanów. Dopiero po dłuższym czasie wrzuciła na Instagram zdjęcie ich obojga na tle Alp.

„Niebezpieczeństwo minęło, teraz wszystko będzie dobrze” – napisała.

Poczułam ulgę, miło było pomyśleć, że dołączyła do niego, a Dominik w końcu zdecydował się na szczerość. 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA