Ja i Ala znamy się od dzieciństwa. Dorastaliśmy razem na jednym podwórku, a nasze matki się przyjaźniły. Właściwie od samego początku istniała między nami nić porozumienia, która z czasem przerodziła się w przyjaźń, a następnie w miłość.
Parą zostaliśmy w liceum i żadne z nas nie wyobrażało sobie życia bez drugiego. Decyzja o ślubie była zupełnie naturalną konsekwencją tego wszystkiego, co do tej pory działo się między nami. Wtedy ani przez sekundę nie przyszło mi do głowy, że mógłbym się związać z inną kobietą, ale potem różnie to bywało…
Mieliśmy parę kryzysów, w tym jeden naprawdę poważny. Wówczas przyszłość naszego małżeństwa wisiała na cienkim włosku, ale ostatecznie udało się nam dogadać i wizja rozwodu oddaliła się bezpowrotnie. Myślałem, że stare rany się zabliźniły i to, co było, już nie stanie nam na przeszkodzie. Jednakże kiedy znalazłem ten nieszczęsny testament, zrozumiałem, że Ala wciąż ma do mnie ogromny żal. Niczego nie dała po sobie poznać, długo tłumiła złość i gniew.
Kiedy zachorowała stchórzyłem
– Mam raka – do grobowej deski nie zapomnę dnia, w którym żona poinformowała mnie o swojej chorobie.
Stałem niczym słup soli i wpatrywałem się w nią z niedowierzaniem. Kompletnie nie docierało do mnie to, co właśnie usłyszałem.
– Janek, jestem chora, mam raka – powtórzyła, jakby się chciała upewnić, że zrozumiałem przekazaną wiadomość.
– Wybacz – otrząsnąłem się z chwilowego odrętwienia – po prostu staram się ułożyć to w głowie…
– Ja też – westchnęła głęboko i się rozpłakała.
Do tej pory nie widziałem jej w takim stanie, chociaż znaliśmy się bardzo długo. Osunęła się w moje ramiona, a ja czułem, jak cała drży.
– To pewne? – zapytałem nieśmiało.
– Tak – wyszlochała. – Rak piersi.
Doskonale wiedziałem, jak ogromną wagę żona przykłada do swego zdrowia i wyglądu, więc taka diagnoza musiała być dla niej druzgocąca. Wyznała, że to wczesne stadium i szanse na wyleczenie są spore, aczkolwiek zawsze już będzie trzeba się liczyć z możliwością nawrotu choroby. Zacząłem ją pocieszać, że skoro tak, to nie wolno jej tracić nadziei. Zapewniłem, że ma we mnie wsparcie i że zrobię wszystko, aby jej pomóc przejść przez cały proces leczenia.
Po zaciętej walce Ali udało się pokonać raka, chociaż zapłaciła za to wysoką cenę. Straciła lewą pierś, przez co popadła w depresję. Z każdym dniem coraz bardziej pogrążała się w czarnych myślach. Przestała normalnie funkcjonować, nie chciała zjeść i nie wstawała z łóżka. Ja i nasza córka byliśmy zrozpaczeni. Namawialiśmy ją na to, żeby udała się do psychiatry, ale bezskutecznie. Wszelakie prośby były niczym walenie grochem w ścianę. Ala nieustannie powtarzała, że wszystko straciło dla niej sens i lepiej by było, gdyby umarła.
– Kochanie, błagam, nie mów tak – serce mi pękało. – Dla mnie byłaś, jesteś i będziesz najwspanialszą i najpiękniejszą kobietą pod słońcem.
– Przestałam być kobietą – i znowu płacz.
Zawładnęła mną bezsilność. Do Ali nic nie docierało. Nie spała po nocach i przesypiała całe dnie. Okropnie schudła, a jej stan psychiczny nadal się pogarszał. Nie miałem zielonego pojęcia, co robić i jak się zachowywać. Byłem wykończony. Nie miałem na nic chęci. Ewa, jak tylko mogła, przyjeżdżała do matki, ale nawet obecność ukochanej córki niewiele dawała.
Nadszedł dzień, kiedy miałem autentycznie dość. Dźwiganie tego ciężaru stało się ponad moje siły i najzwyczajniej w świecie stchórzyłem. Czułem się winny całej sytuacji, chociaż miałem świadomość tego, że nie jestem odpowiedzialny za to, co przytrafiło się mojej żonie. Moją odpowiedzialnością było pozostanie przy niej, a ja zawinąłem nogi za pas i uciekłem w poszukiwaniu lepszego życia – takiego, w którym nie ma raka czy depresji. Zostawiłem Alę w najgorszej chwili jej życia, ponieważ byłem skoncentrowanym na sobie egoistą.
Oczywiście decyzję o odejściu racjonalizowałem na różne sposoby, aż trochę ukoiłem własne sumienie i zagłuszyłem głos, który mówił, że postępuję podle. Najgorsze było to, że nikt mnie nie rozumiał i nikogo nie obchodziło to, jak ja się czuję i że nie daję sobie rady.
Zrozumiałem swój błąd i wróciłem
Spakowałem manatki i wyjechałem. Nawiązałem przelotny romans z pewną kobietą, ale nie dał mi on spełnienia i satysfakcji. Jednakże pozwolił spojrzeć na całą sprawę z Alą z zupełnie innej perspektywy. Pojąłem, jakim jestem idiotą. Ślubowałem jej miłość w zdrowiu i chorobie. Nie jest sztuką być razem, kiedy wszystko się pięknie układa, a pojawiające się na drodze problemy nie są na tyle poważne, żeby się z nimi szybko nie uporać. Sztuką jest wspierać drugą osobę, gdy ta cierpi.
No cóż, okrutna prawda była taka, że dałem ciała na pełnej linii. Zawiodłem i Alę, i siebie. Nie sprawdziłem się jako mąż. Wracając do domu z podkulonym ogonem, byłem pewny, że żona mnie nie przyjmie i złoży pozew o rozwód. Nie uczyniła tego.
– Proszę, daj mi szansę… Tak strasznie mi przykro – miałem łzy w oczach.
– Wybaczam ci – powiedziała łagodnym głosem.
Była inną kobietą niż w dniu, w którym ją zostawiłem. Podjęła leczenie, a jej wygląd i ogólna kondycja znacznie się poprawiły. Może nie tryskała radością, ale widać było, że zaakceptowała istniejący stan rzeczy i pogodziła się z utratą piersi. Powoli wracała do zdrowia. Zarzekałem się, że tym razem będzie inaczej i wynagrodzę jej cierpienie, którego przeze mnie doznała. Ona się tylko uśmiechała.
Nasza relacja pomału wracała na dawne tory, ale moje stosunki z córką mocno się ochłodziły. Ewa nie chciała ze mą rozmawiać i przestała przyjeżdżać do rodzinnego domu. Nie miała ochoty na kontakt ze mną – usłyszałem od niej sporo gorzkich słów. Postanowiłem, że dam jej po prostu czas, bo przecież do niczego jej nie zmuszę.
Wobec Ali dwoiłem się i troiłem, aby odbudować to, co zepsułem. Nie przyznałem się jej do romansu. Uznałem, że to dla niej tylko dodatkowe obciążenie. Po części bałem się reakcji Ali i myślałem o swoich czterech literach. Ponownie odezwało się moje wybujałe ego.
Ala nigdy nie zapomniała, że ją zawiodłem
Znalezienie testamentu Ali po paru patach od tamtych chwil było dla mnie istnym szokiem. Połowę domu zapisała jakiemuś facetowi, którego nazwisko widziałem na oczy po raz pierwszy. Przez niespełna dwa tygodnie biłem się z myślami, ale nurtowało to mnie do tego stopnia, że zapytałem Alę, co jest grane.
– Nie wiedziałem, że spisałaś testament – nie ukrywałem niezadowolenia.
– No to już wiesz – odparła spokojnie.
– Dlaczego mnie w nim nie ma? – uderzyłem prosto z mostu.
– To chyba oczywiste. Wydaje ci się, że kiedykolwiek zapomnę o tym, jak mnie potraktowałeś? – nie spodziewałem się, że takie słowa padną z jej ust.
– Wydawało mi się, że wybaczyłaś.
– Owszem – przytaknęła – ale nie zapomniałam.
– Kim jest ten Marek, któremu przepisałaś połowę naszego domu? – emocje zaczynały mnie ponosić.
– Po pierwsze, to nie nasz dom, tylko mój. Odziedziczyłam go po rodzicach – zachowała zimną krew. – Po drugie, gdyby nie Marek, nie stanęłabym na nogi. Pomógł mi, gdy ciebie zabrakło. To mój serdeczny przyjaciel.
– Przyjaciel? – ironizowałem.
– Tak, nie spałam z nim, jeśli o to ci chodzi.
Powiedziała też, że nastąpił nawrót choroby i tym razem sytuacja jest beznadziejna, bo są przerzuty.
– Nie zostało mi dużo czasu, Janek, zrobisz z tym, co chcesz.
Słyszałem niejednokrotnie od lekarzy, że takie rzeczy niestety się zdarzają. Byłem wściekły na cały świat, że rak nie oszczędził Ali – jedynej kobiety, którą tak naprawdę kochałem. Pokornie pogodziłem się z jej decyzją dotyczącą domu. Zostanę z nią do końca, chociaż nie jest to dla mnie łatwe. Patrzeć na to, jak ukochana osoba pomału gaśnie i odchodzi to najgorsze, co może się zdarzyć.
Czytaj także:
„Rodzina ciągle pyta, kiedy ślub. Wciskają mi, że mój termin ważności się kończy i żaden nie zechce starej kociary”
„Mój brat to wiejski podrywacz, który żadnej pannie nie przepuścił. Brał je sobie na sianko, bo miał dobry bajer”
„Mój syn to pantoflarz. Nawet po rozwodzie chce być lojalny, choć żona go zdradziła i upokorzyła”