„Rodzina ciągle pyta, kiedy ślub. Wciskają mi, że mój termin ważności się kończy i żaden nie zechce starej kociary”

Pewna siebie kobieta fot. iStock by GettyImages, FreshSplash
„Mama i babcia powtarzają mi, że jako panna nie zaznam szczęścia. A jakiego szczęścia one zaznały? Jakoś nie chce mi się wierzyć, że czuły spełnienie, gdy były bite i poniżane. Miałabym pozwolić, by to samo spotkało mnie? Już dość się nacierpiałam w życiu”.
/ 23.03.2024 19:15
Pewna siebie kobieta fot. iStock by GettyImages, FreshSplash

Doprawdy nie rozumiem, dlaczego wszyscy dookoła uważają, że niezamężna kobieta to nieszczęśliwa kobieta. Rodzina przez cały czas naciska, bym w końcu znalazła sobie miłego chłopaka i zaciągnęła go przed ołtarz. Nie rozumieją, że dobrze mi z moimi kotami i nie potrzebuję faceta na stałe, by poczuć szczęście. To trochę dziwne, bo najbliżsi sami dali mi przykład, że nie warto wiązać się na całe życie.

Mogą na mnie naciskać

– Kaśka, kiedy ty się wreszcie ustatkujesz? – zapytała mnie mama, gdy pewnego dnia wpadła z wizytą.

– Nie bardzo rozumiem, o co ci chodzi, mamo. Przecież mam swoje mieszkanie i dobrą pracę z perspektywami na przyszłość. Więc chyba wiodę stateczne życie, prawda?

– Już ty doskonale wiesz, o co mi chodzi – wysyczała.

– Jeżeli zamierzasz mi powiedzieć, że mam już trzydzieści lat i w końcu powinnam wyjść za mąż, to z góry ci mówię, że się powtarzasz.

– I będę powtarzała się do skutku. Dziewczyno, zamknęłaś się w tym mieszkaniu ze stadem kotów i myślisz, że na tym polega życie? Lat ci nie ubywa. Niedługo żaden cię nie zechce. Ja w twoim wieku...

– Wiem, wiem – przerwałam jej. – W moim wieku miałaś już trójkę dzieci i męża. Ale ja nie mam i nic nie wskazuje na to, że w najbliższym czasie ulegnie to zmianie. To mój wybór. Albo się z tym pogodzisz, albo nie. A teraz pij kawę, bo ci wystygnie.

To nie była ani pierwsza, ani ostatnia taka rozmowa. Moja mama uważa, że niezamężna kobieta po trzydziestce to już stara panna. Zresztą, nie tylko ona, bo także babcia powtarza mi, że przynoszę wstyd rodzinie. Ciekawe co powiedzą, gdy skończę czterdzieści lat, bo nie zamierzam wychodzić za mąż. Ani teraz, ani nigdy. To nie tak, że nie lubię męskiego towarzystwa. Przeciwnie. Spotykam się z facetami, ale z żadnym nie zamierzam wiązać się na stałe. Mam swoje powody. Powody, które dostarczyli mi najbliżsi.

One nie były szczęśliwe w małżeństwie

Moja babcia, zatwardziała orędowniczka uświęconego związku małżeńskiego, nie miała ze swoim mężem łatwego życia. Dziadek zdecydowanie za często zaglądał do kieliszka, a wtedy stawał się agresywny. Co tu dużo mówić, miał ciężką rękę i był domowym tyranem. Mimo to babcia trwała przy nim aż do końca, czyli do dnia, gdy marskość wątroby, którą sam sobie zafundował, zabrała go z tego świata.

Nigdy nie słyszałam, żeby uskarżała się na dziadka. Przeciwnie, zawsze powtarzała, jaki to z niego był wspaniały człowiek, bo przecież zarabiał na rodzinę (jakby robił łaskę) i regularnie chodził do kościoła. Po jego śmierci często zdarzało się jej płakać. Mówiła wtedy, że Bóg nie powinien zabierać tak dobrych ludzi.

Dziadek zmarł, gdy byłam nastolatką i miałam już dostatecznie dużo oleju w głowie, by zrozumieć, że babcia nigdy nie szanowała samej siebie. Bo jak można wspominać damskiego boksera, który ręką wymuszał posłuszeństwo? Jak można płakać po kimś, kto poświęcił swoje życie piciu? I wreszcie najważniejsze pytanie: jak można było wytrwać tyle lat u boku kogoś takiego?

Matka miała więcej rozumu, ale tylko trochę. Mój ojciec to człowiek, który nigdy nie powinien był zostać głową rodziny. Bądźmy szczerzy, nie każdy nadaje się do tej roli i „kochany tatuś” jest tego najlepszym przykładem. Gdy byłam dzieckiem, nie okazywał mi miłości. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek mnie przytulił. Nie przypominam sobie, żeby powiedział, że mnie kocha.

Pamiętam za to krzyki, kary i bicie za wszystko, nawet za trójkę ze sprawdzianu, bo przecież gdybym bardziej się przyłożyła, mogłabym dostać piątkę. Przypominam sobie upokarzające epitety, którymi każdego dnia obrzucał mamę.

Pamiętam, jak ją zdradzał i to dosłownie, bo raz nawet przyłapałam go na tym. To był dzień, gdy w szkole odwołali dwie ostatnie lekcje. Wróciłam do domu wcześniej i zastałam tatusia figlującego na kanapie z kobietą, która wyglądała jak pospolita dama do towarzystwa (muszę powstrzymywać się ze wszystkich sił, żeby nie użyć bardziej dosadnego określenia). Kazał mi wyjść z domu. Oczywiście powiedziałam o wszystkim mamie, ale ona nie była zaskoczona. Powiedziała tylko, że nie powinnam była tego widzieć.

Rozwiodła się z ojcem, gdy miałam dziewiętnaście lat. Ktoś mógłby powiedzieć: „Lepiej późno niż wcale”. A ja pytam: „Dlaczego nie zrobiła tego wcześniej?”. Skazała mnie i moje rodzeństwo na życie z potworem, a to pozostawia głębokie rysy. Tak głębokie, że przez długi czas musiałam chodzić na terapię, by przepracować traumę z dzieciństwa. Do dziś nie mogę powiedzieć, że to wszystko jest już za mną, bo nadal zdarza mi się korzystać z pomocy specjalisty, gdy dopadają mnie złe wspomnienia. 

Nie zamierzam powielać ich błędów

Dominik, mój brat, wyjechał do Francji i tylko sporadycznie kontaktuje się z rodziną. A Marta, moja starsza siostra? Ona poszła drogą wytyczoną przez babcię i mamę. Była naciskana tak jak ja i uległa presji. Wyszła za mężczyznę, który zdradza ją przy każdej okazji i codziennie daje jej do zrozumienia, że jej miejsce jest przy garach. Można powiedzieć, że uczyniła zadość rodzinnej tradycji. Nie dopuszczę, by i mnie to spotkało. Będę tą, która przerwie to błędne koło.

Już jako nastolatka postanowiłam, że nigdy nie będę miała męża. Po co? Żeby być workiem treningowym albo popychadłem? Nie, dziękuję. Wolę sama decydować o swoim życiu. Mama i babcia powtarzają mi, że jako panna nie zaznam szczęścia. A jakiego szczęścia one zaznały? Jakoś nie chce mi się wierzyć, że czuły spełnienie, gdy były bite i poniżane. Miałabym pozwolić, by to samo spotkało mnie? Już dość się nacierpiałam w życiu. Konsekwentnie realizuję swój plan i na razie idzie mi świetnie.

Skończyłam studia i znalazłam pracę w banku. Zaczynałam jako doradca klienta. Dziś jestem menedżerem oddziału. Mam dwupoziomowe mieszkanie w nowym bloku. O samochód nie musiałam się martwić. Bank zadbał o to, bym miała czym dojeżdżać do pracy. Od czasu do czasu nawiązuję relację z mężczyznami, ale nigdy nie dopuszczam, by przerodziło się to w coś poważnego. Po ślubie i tak okazałoby się, że przysięgałam miłość i wierność klonowi mojego ojca.

Udowodniłam sobie, że do życia nie potrzebuję męża. A że najbliższe osoby mówią mi, że skończę jako stara kociara? Niech sobie myślą, co chcą. Moi czworonożni, mruczący przyjaciele przynajmniej nigdy mnie nie skrzywdzą. 

Czytaj także:
„Syn wywiózł mnie do lasu, żebym pogodziła się z synową. Najbardziej wkurza mnie w niej, że jest taka podobna do mnie”
„Dostałem spadek, który miał przysporzyć mi sporo problemów. Nie dałem się wpuścić w maliny”
„Mąż pracował za granicą. Kiedy wrócił do domu, nie poznałam go. To nie jest ten sam mężczyzna, którego poślubiłam”

Redakcja poleca

REKLAMA