Z Arkiem od zawsze byliśmy całkowicie różni. Niczym przysłowiowy ogień i woda. Mój młodszy o dwa lata brat wciąż wywoływał pożary, a ja starałem się je gasić. Tak było już szkole. To ja byłem ten grzeczny i układniejszy. Pilnie się uczyłem, spędzałem czas w bibliotece, chodziłem na kółko historyczne i deklamowałem wierszyki na apelach.
Arek już robił problemy
Nauczyciele myśleli, że Arek pójdzie moim śladem, ale szybko uświadomili sobie, że się przeliczyli. Brat nie miał serca ani do nauki, ani do książek, ani do podporządkowywania się komukolwiek. To on był ten głośny, szalony i z głową pełną pomysłów, które często okazywały się prawdziwymi przypałami
Mama miała już dość spędzania czasu na dywaniku u dyrektora naszej podstawówki, bo jej młodszy synek znowu coś nawywijał. A to wybił piłką szybę w klasie biologicznej i nie chciał się do tego przyznać, chociaż byli świadkowie. A to schował matematyczce okulary, a że ta nie miała w ogóle serca do żartów, w szkole wybuchła prawdziwa afera.
– Arek i Jarek. Niby bracia, a tacy różni. Ja nie wiem, jak jedni rodzice mogą wychować dwóch tak zupełnie niepodobnych do siebie chłopaków – kiedyś usłyszałem, jak wuefistka dzieli się swoimi spostrzeżeniami z panią z biblioteki. – Lekcje z tym małym od państwa K. to prawdziwe wyzwanie – dodała, bo nawet ona czasami traciła do mojego brata cierpliwość. Mimo że najlepiej z całej klasy grał w nogę i zawsze zajmował zaszczytną pozycję atakującego strzelającego kolejne gole na międzyszkolnych zawodach sportowych.
Ja trafiłem do ogólniaka, a później wybrałem studia informatyczne. Byłem dobry z matematyki, równania nie stanowiły dla mnie problemu, a z komputerem rozumiałem się o wiele lepiej niż ze swoimi rówieśnikami. Już na pierwszym roku zacząłem dorabiać, a na drugim otrzymałem propozycję regularnej pracy zdalnej dla międzynarodowej korporacji z siedzibą w Berlinie.
Czas spędzony nad książkami i na nauce programowania jednak się opłacił. Zacząłem zarabiać całkiem fajne pieniądze i odkładać na własne mieszkanie.
Mój brat szybko wyrósł na gwiazdę szkoły
Arek poszedł zupełnie innym śladem. W technikum mechanicznym cały czas wagarował, dlatego w końcu omal nie skreślili go z listy uczniów. Matka jakimś cudem ubłagała jednak dyrektora, żeby pozwolił jej synowi kontynuować naukę. Chociaż nauka to dużo powiedziane. Szkoła dla mojego brata była głównie miejscem, gdzie mógł realizować swoje kontakty towarzyskie, imponować kumplom ilością wypitych puszek piwa i podrywać najładniejsze dziewczyny.
Dziewczyny. To właśnie one szybko stały się numerem jeden na liście priorytetów Areczka. A że był całkiem przystojny, przebojowy i wygadany, na brak powodzenia nie narzekał. Co rusz, podrywał kolejną laskę, z którą prowadzał się góra miesiąc albo dwa. Później zaczynał nudzić się związkiem i szukać kolejnych wyzwań.
W naszej wiosce szybko zyskał miano podrywacza, któremu nie oprze się nawet najbardziej niedostępna panna. Co one w ogóle w nim widziały? Tyle mówi się, że kobiety kochają czułych i romantycznych facetów. Takich, co to i kwiatka przyniosą, i zaproszą na fajną randkę, i zaskoczą czymś miłym. Ma być wrażliwy, opiekuńczy i poważnie myśleć o życiu.
Ale czy to prawda? Gdy patrzyłem na młodszego brata, miałem poważne wątpliwości. Z nikim nie był w poważnym związku, nie zapraszał dziewczyn na romantyczne kolacje przy świecach, a za pizzę w jedynym lokalu w naszej wiosce musiały płacić same. O co w ogóle chodziło?
Arek miał dobry bajer
– Bajer, on ma po prostu dobry bajer. Szybko staje się gwiazdą towarzystwa, lśni na tle rówieśników i potrafi przekonać każdą dziewczynę, że jest prawdziwą szczęściarą, bo akurat na nią zwrócił uwagę – w końcu wytłumaczyła mi Monika, z którą znałem się jeszcze z czasów przedszkola i której raz, w chwili szczerości, pożaliłem się na brata.
– Ale przecież on nie jest żadnym poważnym kandydatem na związek. Lekkoduch z dorywczą pracą, który nigdzie nie zagrzał na dłużej miejsca. Utrzymywany głównie przez naszą mamusię i spędzający wolny czas pomiędzy boiskiem, lokalnym barem i pobliską dyskoteką – powiedziałem ze złością to, co przez lata leżało mi na wątrobie.
Ja właśnie w tym roku miałem bronić pracę magisterską, od dawna pracowałem i zarabiałem na siebie. Kupiłem samochód, odkładałem oszczędności na przyszłe mieszkanie. Sam utrzymywałem się w mieście, wynajmując całkiem przyjemną kawalerkę. Arek ledwie zdał maturę, na studia iść nie chciał, pracę w warsztacie u kolegi naszego ojca rzucił, bo nie chciało mu się codziennie wstawać o szóstej.
– Czy oni zupełnie pogłupieli, żebym światek piątek i niedziela biegał tam na siódmą? Przecież te samochody do naprawy nie uciekną – rzucił mamie, która próbowała go przekonać do zmiany decyzji. – Nie ma mowy, żebym dłużej się tam męczył.
– Ale synku, na tym polega dorosłe życie. Trzeba pracować i zarabiać, żeby płacić rachunki – rodzicielka chyba wreszcie przejrzała na oczy. Uświadomiła sobie, jakiego obiboka wychowała na własnej piersi, wciąż tłumacząc jego wybryki przed nauczycielami, rodziną i sąsiadami.
Arek jednak nie posłuchał i z etatu odszedł. Od tego czasu coś tam gdzieś sobie dorabiał. Ale gdzie i jak, nikt dokładnie nie wiedział. Ja od zawsze podejrzewałem, że na pewno nie jest to do końca legalne. Ale pieniądze na pewno miał, bo sam kupował sobie drogie ubrania, kosmetyki i płacił za swój rozrywkowy tryb życia.
Mimo nie najlepszej reputacji, dziewczyny z naszego otoczenia lgnęły do niego niczym muchy. I to już wcale nie były naiwne licealistki, którym imponowała jego szkolna pozycja, ale starsze studentki i kobiety pracujące, które powinny bardziej poważnie myśleć o życiu.
Miał swój jasno określony typ
Dziewczyna po prostu musiała być niezła. Tak mawiał.
– Mnie jakieś przeciętniary nie interesują. Szczupła, wysoka, z kobiecymi walorami. Sam wiesz, o czym mówię – powtarzał.
Rzeczywiście, spotykał się z najlepszymi pannami w naszej okolicy. Może nie wszystkie wyglądały jak modelki, ale na pewno były dobrze zrobione. Pełny makijaż, pasemka, wyzywające ciuchy, buty na wysokim obcasie. Archetyp zdobyczy Arka raczej się nie zmieniał.
Cały czas zastanawiałem się, czemu one w ogóle się z nim spotykają. Przecież już dawno był sławą naszej wioski i miejscowości w promieniu co najmniej pięćdziesięciu kilometrów. Wszyscy doskonale wiedzieli, że to podrywacz, jakich mało i z nim nie można liczyć na nic więcej. Znaczy na stały związek. Jednak kandydatek cały czas nie brakowało, a mój rozrywkowy brat wciąż zapraszał kolejne gorące i chętne na igraszki laski na sianko.
– Ty jesteś po prostu zazdrosny. Patrz, jak ja się ustawiłem. A ty, Jarek, nic tylko uczelnia, praca, ten twój ukochany komputer i poprawność do bólu. Weź się trochę zabaw – zaczął kiedyś rechotać w moją stronę.
– Spadaj i daj mi spokój. Znalazł się lowelas jeden – tego dnia akurat byłem nieco podminowany i strasznie mnie wkurzył. Dosłownie miałem ochotę dać mu w zęby i tylko resztki rozsądku powstrzymały mnie od tak drastycznego rozwiązania.
– Mój sposób na życie jest lepszy. Przynajmniej dobrze się zabawię i będę miał, co wspominać na łożu śmierci – Arek chyba nie wyczuł, że dzisiaj zwyczajnie nie powinien mnie wkurzać tymi swoimi głupimi gadkami. – A ty co? Będziesz wspominał ilość przeczytanych książek? Czy wieczory sam na sam razem z tabelami do programowania? – nie ustępował.
W końcu wyszedłem z kuchni, bo bałem się, że dłużej nie wytrzymam i rzeczywiście dojdzie między nami do bójki.
Poznałem świetną dziewczynę
Areczek wcale nie miał jednak racji. Mimo swojego zapracowania i mnóstwa obowiązków na uczelni znalazłem czas na randki. Już od jakiegoś czasu spotykałem się z koleżanką z roku. Magda miała podobne podejście do życia jak ja. Oboje kochaliśmy filmy grozy, uwielbialiśmy wieczorne spacery i wspólne gotowanie. Czułem, że to coś poważnego i razem będziemy budować przyszłość.
Na razie jednak nie przedstawiłem jej bratu. Chyba podświadomie obawiałem się, że może chcieć mi ją odbić. Chociaż doskonale wiedziałem, że Madzia nie jest zupełnie w jego typie, a mój brat nie ma ani jednej cechy, którą moja dziewczyna ceni w mężczyznach.
Jedna z lasek Arka zaszła w ciążę
I właśnie wtedy wybuchła prawdziwa bomba. Okazało się, że jedna z „sympatii” naszego słynnego wiejskiego podrywacza jest w ciąży. A że jej ojciec jest nie byle kim, a właścicielem największego w pobliskim miasteczku przedsiębiorstwa transportowego i do tego gminnym radnym, sytuacja zrobiła się nieciekawa.
Olka bowiem uparła się, że ona Arka kocha, chce za niego wyjść za mąż i razem z nim budować rodzinę. A tatuś wpatrzony w swoją rozpieszczoną jedynaczkę zrobi wszystko, żeby spełnić marzenie córci. Już ponoć był u nas w domu i poważnie rozmawiał z naszym ojcem na ten temat. Arek miga się jak może od konieczności oświadczyn. Ale myślę, że pan W. znajdzie sposób, żeby postawić na swoim. A jak nie, to mój brat będzie spalony w naszej wiosce, bo kontakty jego przeciwnika sięgają naprawdę daleko.
Ja przyglądam się całej sytuacji z daleka i po cichu śmieję. Czyżby teraz dobry bajer nie wystarczył, a Arek trafi pod czujne oko przyszłego teścia? Pożyjemy, zobaczmy. Ale obstawiam, że tak.
Czytaj także:
„Syn wywiózł mnie do lasu, żebym pogodziła się z synową. Najbardziej wkurza mnie w niej, że jest taka podobna do mnie”
„Dostałem spadek, który miał przysporzyć mi sporo problemów. Nie dałem się wpuścić w maliny”
„Mąż pracował za granicą. Kiedy wrócił do domu, nie poznałam go. To nie jest ten sam mężczyzna, którego poślubiłam”