Otworzyłem oczy. Chłód nie pozwolił mi na dalszy sen. Przez dłuższą chwilę leżałem, przypominając sobie, gdzie jestem. Ostatnie wydarzenia nadal nie do końca do mnie docierały. Bo też moja obecna sytuacja wydawała się paradoksalna. Ja, uznany krakowski architekt, jeszcze do niedawna zadowolony z życia mąż i ojciec, od kilku miesięcy tkwiłem w takim miejscu!
Dawniej określiłbym je jednoznacznym terminem: zadupie. Moją przystanią życiową stała się teraz nieduża, mazurska wieś – nawet nie leżąca nad jakąś większą wodą. Mimo upływu czasu wciąż zastanawiałem się, jak mogło dojść do tego, że znalazłem się właśnie tutaj. I czy uda mi się żyć w tym miejscu w pojedynkę? Samemu, w takiej głuszy?
Rozstałem się z Elżbietą po wspólnych kilkunastu latach. Ostatecznie popsuło się między nami przed rokiem, chociaż zaczęło się to dużo wcześniej. Właściwie odkąd ona zaczęła studiować, coś się skończyło. Stwierdziła, że musi nadrobić stracone lata, poświęcone na wychowywanie dwójki naszych dzieci. Przez wiele lat byłem na tyle pochłonięty pracą, że tego rodzaju myśli nawet nie przychodziły mi do głowy. Dlaczego wcześniej, gdy kupowałem dom i urządzaliśmy go, gdy wyruszaliśmy na urlopy zagraniczne, nigdy czegoś podobnego nie słyszałem?
Potem odkryłem prawdziwą przyczynę jej odejścia: znalazła sobie kogoś. Byłem zdruzgotany. Nawet nie miałem ochoty na jakąkolwiek walkę w sądzie. Na wiosnę uciekłem na Mazury, do tej małej miejscowości. Znałem ją z dawnych lat, a teraz udało mi się kupić tu (w dodatku za bezcen) dawny ewangelicki zbór. I w takim miejscu próbowałem odżyć na nowo…
Nic nie pamiętała z poprzedniego wieczoru
Pierwsze tygodnie upłynęły pod znakiem urządzania się. Na początku nie miałem dużo czasu na refleksje. Z nadejściem lata przestałem jednak myśleć o przeszłości. Za to powoli wkradała się w moje dni monotonia.
Wszystko zmieniło się za sprawą niespodziewanego zdarzenia, a dokładniej – za sprawą Ilony. Znalazłem ją pewnej sierpniowej nocy, śpiącą na stoliku barowym.
Odkąd tutaj osiadłem, polubiłem wieczorne wyprawy do pobliskich ośrodków wypoczynkowych. Radość sprawiało mi oglądanie bawiących się, w większości młodych ludzi. I tym razem było podobnie. O późnej porze opuszczałem bar, kiedy do moich uszu dobiegły głosy z końca sali.
– Proszę pani, niech się pani obudzi. Już zamykamy! Do licha, śpi jak zabita. No i co ja z nią zrobię? – właściciel lokalu szarpał jakąś dziewczynę, pół leżącą na stoliku. Podszedłem bliżej.
– Może pan ją zna? – zwrócił się do mnie.
– Nie, a w czym problem?
– Widzi pan, w czym… Ja już zamykam, a ona jest kompletnie pijana. I co mam z nią zrobić? Chyba wezwę policję, niech ją zabierają.
– Dobra, niech pan da jej spokój, ja się nią zajmę – zdecydowałem bez zastanowienia.
Machnął ręką. Pochyliłem się nad nią i próbowałem ją obudzić. Nie udało mi się. Odór alkoholu nie pozostawiał wątpliwości, co do przyczyn stanu, w jakim się znalazła. Postanowiłem zabrać ją do siebie i przenocować. Żegnany nieco dwuznacznym spojrzeniem, opuściłem bar i ruszyłem w stronę samochodu. Pojechałem do mojego siedliska. Wyciągnąłem ją z auta i przeniosłem na łóżko. Zostawiłem ją w ubraniu. Sam zasnąłem w fotelu, w pomieszczeniu obok.
Rano obudził mnie krzyk. Poderwałem się i pobiegłem do niej. Siedziała na łóżku i półprzytomnym wzrokiem rozglądała się wokół.
– Boże, gdzie ja jestem?! Co się stało?! Co to za grobowiec?! I… kim pan jest?! – dodała, spostrzegłszy mnie.
– Spokojnie, dziewczyno. Jesteś u mnie. I nic się nie stało. Zabrałem cię z baru w środku nocy. Gdybym tego nie zrobił, teraz siedziałabyś na jakimś posterunku policji. Wolałabyś to?
Uspokoiła się, ale w jej oczach nadal widziałem strach.
– Niech mi pan powie, jak to się stało… – poprosiła już grzecznie.
– Że się tu znalazłaś? Już ci wspomniałem. Raczej ty mogłabyś mi powiedzieć, dlaczego sama, i w takim stanie wylądowałaś w barze.
– Chyba nie muszę się tłumaczyć? Jestem dorosła.
– Nie wątpię w to, ale twoje zachowanie na to nie wskazuje.
– No, dobrze. Może trochę przesadziłam, ale to tylko i wyłącznie moja sprawa.
– W porządku, chociaż zaczynam żałować, że cię tu przywiozłem… – uderzyłem celnie, bo zreflektowała się.
Zaczęła mnie przepraszać. Przerwałem i zaproponowałem jej wyprawę w celu umycia się przed śniadaniem. Wróciła już zupełnie opanowana i zdziwiona „normalnością” łazienki, w którą włożyłem sporo pracy i pieniędzy. Zirytowała mnie.
– A co? Myślałaś, że tu można myć się tylko w rzece?
Pierwszy raz uśmiechnęła się lekko i podniosła do góry dwa palce w geście przysięgi.
– Przyrzekam, że już nie będę – roześmiałem się na to, a ona wraz ze mną.
Zjedliśmy śniadanie. Potem zaczęła zwiedzać moją samotnię. Miałem obfity zbiór książek i trochę obrazów. W którymś momencie – może pod wpływem nagłego impulsu, zapytała, czy nie może zostać u mnie jakiś czas. Zgodziłem się bez namysłu. Znowu mogłem być komuś potrzebny. Poprosiłem, żeby zwracała się do mnie po imieniu. Dzieliła nas wprawdzie duża różnica wieku, ale nie zamierzałem grać roli jakiegoś wujka.
Przy wieczornym kładzeniu się spać, Ilona (tak miała na imię) zorientowała się, że jest tylko jedno łóżko.
– Hej! A ty gdzie właściwie spałeś poprzedniej nocy?
– W fotelu…
– Hm… Na takim łożu zmieściłoby się jeszcze z pięć osób, więc może…
– Może co?
– Może śpijmy w nim razem? Tylko… Mam nadzieję, że mnie nie zgwałcisz.
– No, wiesz?! Nie uważasz, że była już lepsza okazja, gdyby mi o to chodziło?
– No, dobrze, dobrze. Przecież żartowałam – odpowiedziała szybko.
Widziałem jednak niepewność w jej oczach.
Kiedy już położyłem się obok, długo nie mogłem zasnąć. Najpierw ta rozmowa, a potem widok jej dziewczęcych kształtów, ukrytych pod półprzezroczystą koszulką, uzmysłowił mi bliską obecność kobiety. Pierwszy raz od dawna...
Próbowała mnie podrywać, ale byłem twardy
Zaczęły płynąć dni, jakich jeszcze nigdy nie przeżyłem. Wstawaliśmy rano, jedliśmy coś, a potem wyruszaliśmy na wędrówki po bliższej i dalszej okolicy. Bez specjalnego celu, po prostu się włóczyliśmy. Wokół było pełno uroczych miejsc, z czego dopiero teraz zdałem sobie sprawę. Wieczory spędzaliśmy zwykle przy ognisku. Gdy padało, zajmowaliśmy się dopieszczaniem wnętrza. Mogłem docenić kobiecą rękę w gospodarstwie. Oby mogło to trwać jak najdłużej!
Nieraz obserwowałem ją śpiącą. Już zapomniałem, jaką radością może być zwykłe dzielenie z kimś łóżka, nawet bez dalszego ciągu…
Pewnego razu Ilonie zebrało się na rozpamiętywanie ostatnich, niewesołych przeżyć. Banalnie to zabrzmiało, ale przeżyła zawód miłosny. W dodatku nie udało jej się po raz drugi z rzędu dostać na studia. Na Mazury trafiła ze swoim – jeszcze – chłopakiem i tu doszło między nimi do zerwania. Nie miała ochoty wracać do domu, a nie wiedziała, co robić dalej. Wtedy ją znalazłem.
Nie prawiłem jej morałów. Sugerowałem tylko, żeby przemyślała sobie wszystko i na coś się zdecydowała. Mieszkała w Warszawie, gdzie z pracą i uczelniami nie było problemów. Kiwała głową, ale nic nie mówiła.
Któregoś dnia Ilona odkryła w jednym z zakamarków kilka moich płócien, głównie z martwą maturą. Przyglądała się im z uwagą i zachwytem.
– To twoje? Są świetne! Dlaczego już nie malujesz? Masz farby i płótno?
To mnie zmobilizowało. Nazajutrz wyszliśmy objuczeni przyborami malarskimi. Zrobiłem kilka szkiców, po czym zabrałem się do pokrywania ich farbą. Szło mi chyba nieźle, bo Ilona na koniec aż klasnęła w dłonie i… pocałowała mnie w policzek. Jej wzrok mówił więcej niż ten gest. Po raz pierwszy miałem wrażenie, że coś między nami zaiskrzyło, ale… Do licha! Przecież mogłaby być moją córką! Jednak coraz bardziej mi się podobała. Aż któregoś dnia…
Właśnie znaleźliśmy nowe miejsce, nad kamienistym brzegiem rzeczki. Było upalnie. Ledwie rozłożyliśmy się niedaleko wody, gdy Ilona, już w skąpym kostiumie kąpielowym, podeszła do mnie.
– Co dzisiaj zamierzasz malować? – zapytała.
– Teraz? Najpierw tę kamienistą plażę – odpowiedziałem.
– A mógłbyś namalować… na przykład mnie? – chyba się lekko zaczerwieniła.
– Pewnie. Jeżeli tylko chcesz…
– Chcę, jeżeli i ty tego chcesz, rozumiesz?
– To chyba jasne, że chciałbym… – nie do końca wiedziałem, o co jej chodzi, ale zaraz mi pokazała.
Kilkoma ruchami zrzuciła kostium i stanęła przede mną. Pierwszy raz ujrzałem ją całkiem nagą. Była drobna, ale zgrabna. Zaskoczony, patrzyłem na nią przez dłuższą chwilę, nic nie mówiąc. Gdy ochłonąłem, usadziłem ją na kamieniach, w odpowiedniej pozycji. Byłem mocno podekscytowany, lecz panowałem nad sobą.
Cierpliwie zniosła kilkugodzinną sesję, od czasu do czasu smarując się kremem i chłodząc w wodzie. Tym razem – ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, nie była zachwycona efektem mojej pracy.
– Wcale nie mam takich dużych piersi. Nie podobam ci się taka, jaka jestem? – zapytała, patrząc mi w oczy.
– No, coś ty! Tak mi się namalowało. Przecież mogę to zmienić… – próbowałem się bronić.
Wzruszyła tylko ramionami na moje słowa i już do końca dnia była skwaszona.
Było mi przykro, ale nie miałem pomysłu, jak poprawić jej humor. Gdy położyliśmy się spać, usłyszałem po jakimś czasie jej pochlipywanie. Przysunąłem się bliżej i pogłaskałem jej wilgotny policzek.
– Ilona, dlaczego płaczesz? – szepnąłem.
– Czy uważasz, że mam taki słaby biust? Mój chłopak powiedział na pożegnanie, że już nie potrafi udawać, że wielbi ciało, którego nie ma, i intelekt, którego też najwyraźniej mi brakuje.
– Najwyraźniej zadawałaś się z jakimś totalnym dupkiem – skwitowałem.
Przysunęła się do mnie jeszcze bardziej i pocałowała mnie w usta. Odniosłem wrażenie, że odsuwa się ode mnie z ociąganiem. Z ogromnym trudem powstrzymałem się, żeby nie wziąć jej w ramiona. Pewnie nie sprzeciwiłaby się…
Długo nie mogłem zasnąć, różne myśli chodziły mi po głowie. Czułem się dziwnie. Czyżbym się w niej zakochał? Nie, to niemożliwe, jest taka młoda, musi się uczyć, a nie zaszywać ze mną w tej głuszy.
Zauważyłem, że Ilona coraz częściej bywała zamyślona i nieobecna. Nie wiedziałem, co jest tego przyczyną. Aż pewnego dnia znalazłem rankiem na stoliku krótki list.
„Przepraszam, że wybywam tak bez pożegnania. Nie wiem, co się ze mną dzieje. Masz rację. Muszę kilka spraw przemyśleć. Nie myśl, że uciekam od ciebie, bo nic dla mnie nie znaczysz. Jest dokładnie na odwrót, ale jeszcze nie potrafię wyrazić tego, co czuję… Wkrótce się odezwę. Ilona”.
Nie spodziewałem się tak gwałtownego rozstania. Było mi z nią dobrze. Świadomość, że już jej przy mnie nie będzie, sprawiła mi fizyczny ból. Po kilku dniach przyszedł od niej pocztą kolejny list. Pisała, że od października idzie do pracy i równocześnie zaczyna zaoczne studia. Ucieszyłem się, bo przecież sam ją do tego namawiałem, ale w tym samym momencie uzmysłowiłem sobie także, że nasze drogi najpewniej rozejdą się na zawsze.
Kilka dni później obudziło mnie rankiem kołatanie do drzwi. Za progiem stała uśmiechnięta Ilona. Patrzyłem na nią oszołomiony, nie mogąc wykrztusić ani słowa. Po prostu nie mogłem oderwać od niej wzroku.
– No co tak mi się przyglądasz, jakbyś mnie widział pierwszy raz? Nie myślałeś chyba, że tak cię tutaj pozostawię, w tej twojej samotni. Mam jeszcze miesiąc wolności. Może zdołamy to jakoś wykorzystać?
– To naprawdę ty?
– Pewnie, że ja! – rzuciła mi się na szyję. – Chcę być z tobą… Jeśli i ty tego…
Nie pozwoliłem jej skończyć, tylko przyciągnąłem do siebie…
Czytaj także:
„35. rocznicę ślubu miałam spędzić samotnie, smażąc schabowe dla męża. Nikt nie miał czasu dla starych rodziców”
„Synowa urodziła drugie dziecko, żeby móc się byczyć. Nic nie robi i ma mnie za finansową studnię bez dna”
„Nauczycielka mojego syna urządziła sobie polowanie na męża. Uwodziła, kusiła i wdzięczyła się, w końcu dopięła swego”