„35. rocznicę ślubu miałam spędzić samotnie, smażąc schabowe dla męża. Nikt nie miał czasu dla starych rodziców”

Zasmucona kobieta fot. Adobe Stock, KMPZZZ
„35 lat razem to piękny kawał czasu. A Leszek to nawet w taki dzień najchętniej zjadłby schabowego i patrzył cały wieczór w telewizor. Kiedyś to się starał, a teraz? Nawet córek i syna się nie spodziewałam. Nikt nie miał dla nas czasu, nie byliśmy warci ich uwagi”.
/ 13.05.2022 06:02
Zasmucona kobieta fot. Adobe Stock, KMPZZZ

– Magda też nie przyjedzie – oznajmiłam mężowi, odkładając słuchawkę; właśnie skończyłam rozmawiać ze starszą córką. – Bliźniaki mają ospę i nie chce ich zostawiać.

– Trudno – Leszek wzruszył ramionami. – To żadna okrągła rocznica…

Może i nie, ale trzydzieści pięć lat razem to też piękny kawał czasu. A Leszek to nawet w taki dzień najchętniej zjadłby schabowego i patrzył cały wieczór w telewizor. Pamiętam, że na srebrne gody zebrała się cała rodzina, a dzieci cały tydzień pomagały mi przygotowywać uroczystość. Dom był pełen ludzi, ja zmęczona, jakby mnie ktoś przez maszynkę przepuścił, ale i zadowolona, bo wszystko tak ładnie wyszło.

A teraz? Nawet córek i syna się nie spodziewałam. Magdę, choć mieszka najbliżej nas, powstrzymała choroba dzieci. Aneta dopiero niedawno zaczęła pracę w mieście oddalonym o blisko pięćset kilometrów.

– Nie opłaca mi się przyjeżdżać tylko na ten jeden dzień, a urlopu nie mogę przecież brać, kiedy ledwo co zaczęłam pracować!

– Masz rację, córeczko – przytaknęłam. – Trzymaj pracę, jak możesz.

Adam jest kierowcą ciężarówek i nigdy nie wie, kiedy wypadnie mu jaka trasa. Teraz jechał do Hiszpanii.

– Przykro mi, mamuś, ale będę wtedy pod Madrytem – ten przynajmniej okazał jakąś skruchę.
Postanowiłam, że w takim razie nie będę robić żadnego przyjęcia.

„Zawsze możemy skoczyć na obiad do restauracji – pomyślałam sobie. – Nie byliśmy w żadnej od lat, więc to będzie dobra okazja”.

Pomyliłam się jednak w rachubach, że nikt nie pamięta o naszym święcie. Robiłam zakupy w sklepie przy rynku, kiedy wpadłam na kuzynkę.

– Hanka, wy to chyba niedługo macie rocznicę? – zawołała na mój widok.

– Tak – odpowiedziałam cicho.

Jeszcze tego mi brakuje, żeby całe miasto wiedziało, że na uroczystości nikogo się nie spodziewam.

Posłucham sobie narzekania przez dobry tydzień!

– No przecież brałaś ślub dokładnie rok przede mną – kontynuowała niezrażona Halina. – To co, dzieci się stawią? Kogo jeszcze zapraszasz?

– Nikogo – powiedziałam z wyniosłą miną. – Będziemy we dwójkę.

– Dzieci nie mogą przyjechać? – domyśliła się bez pudła. – To przykre. W takim razie musicie wpaść do nas!

– No nie wiem… – nie bardzo wiedziałam, jak się wykręcić. – Przecież nie będziemy ci robić kłopotu.

– Jaki tam kłopot! – kuzynka machnęła ręką. – Posiedzimy sobie we czwórkę, napijemy się mojej nalewki, może zagramy w brydżyka

I tak mnie zagadała, że sama nie wiem kiedy, zgodziłam się na jej propozycję. Wiedziałam, że Leszek nie będzie zachwycony. Nie bardzo lubił Halinę, a jak jeszcze w ten wieczór miał być jakiś mecz, tak koniec! Posłucham sobie narzekania przez dobry tydzień!

– A co my tam będziemy robić? – miałam rację, bo Leszek od razu zaczął utyskiwać. – Nie lepiej sobie spokojnie posiedzieć przed telewizorkiem, tylko we dwoje?

– Ale my tak we dwoje siedzimy codziennie! – nie wytrzymałam. – Nie sądzę, żebyś akurat tego dnia wymyślił coś ciekawego!

Trochę jeszcze pogadał pod nosem, ale zgodził się w końcu pójść do Haliny. Mało tego, ubrał się elegancko, na nowy pulower z cieniutkiej wełny włożył marynarkę.

– Oj, żebyś ty tak codziennie wyglądał! Wreszcie sobie przypomniałam, co w tobie zobaczyłam te 35 lat temu – mrugnęłam do niego.

Ja, nieskromnie przyznam, też nieźle się prezentowałam w nowiutkiej, fioletowej sukience przed kolano.

– Szkoda jednak, że nie ma dzieciaków – westchnęłam, patrząc na nasz dom, kiedy odjeżdżaliśmy.
W żadnym oknie nie paliło się światło. Nagle wydało mi się, że jest on za duży dla nas dwojga. Kiedyś, kiedy mieszkaliśmy w nim w piątkę, w każdym pokoju coś się działo, i chyba nigdy nie był tak opuszczony jak teraz.

„Niedługo trzeba będzie go sprzedać – pomyślałam ze smutkiem. – Nam starczy malutkie mieszkanko w bloku, a dzieci już są na swoim. Nie ma sensu utrzymywać takiego kolosa.
Halina i jej mąż już na nas czekali.

– No to gdzie te karty? – zapytałam, kiedy już usiedliśmy za stołem

– To może później, później – Halina jakby się spłoszyła. – Najpierw sobie posiedzimy, pogadamy…

No to siedzieliśmy i gadaliśmy, chociaż przy całkiem pustym stole. Widziałam, że Leszek robi się coraz bardziej zły, pewnie zgłodniał. Po jakiejś godzinie mnie też w brzuchu zaczęło burczeć. Nie jadłam nic w domu, w końcu szłam w gości! Nagle zadzwonił telefon. Halina poderwała się jak oparzona i poleciała z nim do kuchni, jakby nie wiadomo jakie tajemnice miała.

Ostatecznie tych parę dni chyba z nim wytrzymam

– Niestety, nie mam nic w lodówce – stwierdziła po chwili. – Może pojedziemy do tej nowo otwartej restauracji? My stawiamy! – zaproponowała.

– Może jednak wrócimy do domu. Przełożymy to na jakąś inną okazję – odparłam niepewnie.

– Nie, zapraszamy, zapraszamy, akurat mam ochotę wydać trochę pieniędzy – powiedział, według mnie trochę nieszczerze, Krzysiek.

No i wsiedliśmy do ich auta.

– Właściwie to dokąd jedziemy? – zapytałam, bo nie poznawałam drogi.

– A niedaleko otworzyli taką nową knajpkę – powiedział Krzysiek, trzymając kurczowo kierownicę.
Nie odzywałam się już więcej, ale droga wydawała mi się znajoma…

– Patrz – szepnęłam do Leszka – chyba otworzyli ją koło naszego domu.

Nie dojechaliśmy jednak do żadnej restauracji, tylko pod nasz dom. A tu w każdym oknie paliło się światło.

– Złodzieje! – krzyknęłam, a Leszek to nawet nie czekał, aż Krzysiek się zatrzyma, tylko wyskoczył z auta.

Leszek pognał do domu, a ja za nim, roztropnie biorąc do obrony torebkę. Tylko coś mi w tym wszystkim nie pasowało. Jakby było za głośno i za jasno… Leszek jeszcze nie dobiegł do drzwi, kiedy otworzyły się na oścież.

– Niespodzianka! – wrzasnęli naraz Adam, Aneta i Magda.

Mało nie padłam tam na zawał!

Od razu zalałam się łzami.

– Skąd się tu wzięliście? – pytałam, przytulając i obcałowując wszystkie dzieci. – Maluchy nie mają ospy? Dostałaś urlop? Nie jesteś w Madrycie?

– Bliźniaki są tutaj, nie mogą się doczekać, kiedy powiedzą ci wierszyk – wyjaśniła mi Magda, prowadząc mnie do salonu. – Nie chcieliśmy ci się przyznać, że jedziemy tutaj, bo zaraz zaczęłabyś latać ze ścierą i przez tydzień siedziałabyś w kuchni. A tak, wszystko jest przygotowane, a ty możesz świętować! Tylko musieliśmy wciągnąć do spisku ciotkę Halinę.

– Jeszcze jej się za to dostanie, że mi nic nie powiedziała – mruknęłam.

W salonie czekała nas już cała rodzina. Rzeczywiście, muszę przyznać, bawiłam się jak nigdy w życiu, bo nie musiałam się o nic martwić. Dzieci zajęły się obsługą gości, a ja sobie siedziałam w fotelu jak jakaś hrabina i mogłam wreszcie z każdym pogadać!

– I co, to nie był dobry pomysł? – zapytał Leszek, kiedy ostatni gość pojechał, a córki i syn zajęli się sprzątaniem. – A taka byłaś pewna, że nie mogę cię niczym zaskoczyć!

– To był twój plan? – nie mogłam uwierzyć. – Ty zdrajco!

Na szczęście wciąż miałam przy sobie tę torebkę, którą przygotowywałam na złodziei. Dostało się Leszkowi!

– No, skoro tak postępujesz z mężem, to chyba nie chcesz pojechać z nim na wycieczkę – powiedział Adam, widząc, jak Leszek rozmasowuje ramię. – A wykupiliśmy wam rejs do Szwecji, zawsze chciałaś tam pojechać.

– Może jakoś z nim jeszcze wytrzymam – powiedziałam łaskawie.

Ale zrewanżuję mu się za spiskowanie za moimi plecami! Przez miesiąc nie dostanie swoich ulubionych kotletów schabowych! Zresztą i tak ma za wysoki cholesterol…

Czytaj także:
„Ukochany zdradził mnie z moją synową, która była młodsza od niego o 30 lat. Mój świat rozleciał się na milion kawałków”
„Tkwiłam przy skąpcu ogarniętym manią zarabiania. Co dostałam za wierną służbę? Pogardę i oszczędzanie nawet na jogurcie”
„Dwie kreski na teście ciążowym były dla mnie jak wyrok. Na myśl o macierzyństwie i brudnych pieluchach miałam ciarki”

Redakcja poleca

REKLAMA