„Nauczycielka mojego syna urządziła sobie polowanie na męża. Uwodziła, kusiła i wdzięczyła się, w końcu dopięła swego”

Załamana kobieta w ciąży fot. Adobe Stock, deagreez
„Była ładną brunetką z długimi, rozpuszczonymi włosami, miała na sobie czerwony, obcisły sweterek i dżinsową spódniczkę do połowy uda. Obrazu dopełniał staranny makijaż łącznie z błyszczykiem, oraz czarne szpilki. Już wiem, co ciągnęło męża na wywiadówki”.
/ 13.05.2022 05:06
Załamana kobieta w ciąży fot. Adobe Stock, deagreez

Działo się to jeszcze przed pandemią, gdy dzieci normalnie chodziły do szkoły. Na początku drugiej klasy dowiedzieliśmy się, że zmienia się wychowawczyni naszego Hieronima, bo poprzednia, bardzo miła i z podejściem do dzieci, zmieniła pracę.

– Nowa pani na pewno będzie super – przekonywałam zmartwionego synka. – Będzie nowa, ale przecież pani Ewelinka też była na początku nowa, a potem okazało się, że jest fajna, nie

Niestety, w dzień rozpoczęcia roku szkolnego rano złapały mnie mdłości i do szkoły syna musiał odprowadzić Robert. Kiedy po południu odebrałam Hirka, oczywiście zapytałam, jaka jest nowa wychowawczyni.

– Ładna – stwierdził ze znawstwem mój ośmiolatek. – Ma długie czarne włosy i kolorowe okulary.

Uśmiechnęłam się, słysząc ten opis. Nowej nauczycielki już nie było w szkole, bo Hirek po lekcjach zostawał świetlicy, ale miałam nadzieję poznać ją kolejnego dnia.

– A dobrze się czujesz? – zapytał mąż, kiedy zwlekłam się z łóżka tuż po siódmej. – Bo ja mogę podrzucić młodego do szkoły, nie ma problemu.

Przyjęłam tę propozycję z ulgą, bo choć nie miałam jeszcze brzuszka, czułam się ociężała, spuchnięta i wiecznie zmęczona. Podobało mi się też, że Robert potraktował poważnie moją drugą ciążę i bardziej się zaangażował w opiekę nad naszym synkiem.

Ponieważ po południu zwykle czułam się już dobrze i nie męczyły mnie nudności, ustaliliśmy, że ja będę odbierała Hirka ze świetlicy, a za to rano nie będę musiała się zrywać z łóżka.

Syn był z nowej pani bardzo zadowolony

Ona sama dużo go chwaliła, rysowała mu w zeszycie ćwiczeń słoneczka i dała główną rolę w przedstawieniu z okazji Dnia Nauczyciela. Żałowałam, że nie poznałam jej osobiście podczas zebrania z rodzicami, ale miałam tego dnia wizytę u ginekologa, więc do szkoły poszedł Robert.

– Co tak długo cię nie było? – zapytałam, kiedy wrócił. – O czym ci rodzice tyle rozmawiali?

– No wiesz, były wybory do trójki klasowej i zostałem przewodniczącym – pochwalił się. – I jestem w szkolnej radzie rodziców.

– Ty? – nie mogłam ukryć zdumienia. – Przecież w zeszłym roku nie poszedłeś nawet na jedno zebranie! Ty wiesz, że rada rodziców ma dodatkowe spotkania? Po co się w to władowałeś?

Mąż naburmuszył się, że nie doceniam jego „rodzicielskich kompetencji”, jak się wyraził. A potem dodał, że powinnam teraz bardzo dbać o siebie i korzystać z życia, bo kiedy pojawi się maleństwo, nie będę przecież mieć na nic czasu.

– Myślałem o tym i uważam, że najlepiej będzie, jeśli ja będę odpowiedzialny za sprawy szkolne Hirka, a ty będziesz miała cały czas dla dzidzi – oznajmił poważnym tonem, a ja zaczęłam się zastanawiać, jakim cudem przegapiłam moment, kiedy kosmici podmienili mi męża.

O cholera. Ta seksbomba uczy naszego syna?

Zgodnie jednak z radą małżonka, skupiałam się na sobie, żeby być w pełni sił, kiedy urodzę. Robert dotrzymał obietnicy i całkowicie zaangażował się w edukację Hirka. Lekcji wprawdzie nie musiał z nim odrabiać, bo młody był bardzo pilnym i zdolnym uczniem, ale brał aktywny udział w życiu szkolnym i klasowym.

– Myślisz, że ten kosz będzie okej? – zapytał mnie, przeglądając ofertę koszy prezentowych. – Chcemy kupić pani Marcie jakiś porządny. I włożymy tam perfumy. Dobry pomysł, nie?

– Perfumy?! Nauczycielce? – popatrzyłam na niego z zaskoczeniem. – Ale to dość osobisty prezent. Przecież nawet nie wiemy, jakie zapachy lubi. Czy to jest dobry pomysł…

– Jest, jest. Używa Diora, więc zdecydowaliśmy się na ten sam zapach. Mama Oli ma zniżkę w perfumerii, więc jej kupi. Chcemy jakoś ją docenić, co w tym złego?

Wzruszyłam ramionami. Nie znosiłam zebrań, dywagacji rodziców dzieci na temat tego, jaki prezent kupić pani na koniec roku ani niekończących się dyskusji o tym, czy na wycieczkę do muzeum dzieci mają mieć własne bilety na autobus, czy kupi je skarbniczka ze wspólnej kasy.

Byłam szczęśliwa, że Robert mnie odciążył w tych obowiązkach. Jeśli trójka klasowa chciała kupować wychowawczyni perfumy ze składek, to nic mi do tego.

Tak się jednak złożyło, że nie mogłam być na uroczystości z okazji Dnia Nauczyciela, więc nawet nie wiedziałam, czy pani Marta była zadowolona z prezentu. W sumie to dotąd nie miałam nawet okazji jej poznać. Ta nadarzyła się niespodziewanie, kiedy Hirka uderzyła koleżanka i siknęła mu krew z nosa. Poszłam do szkoły go odebrać i wreszcie poznałam panią Martę…

Przyznam, że nigdy w życiu nie powiedziałabym, że jest nauczycielką. Była szczupłą brunetką z długimi, rozpuszczonymi włosami, miała na sobie czerwony, obcisły sweterek i dżinsową spódniczkę do połowy uda. Obrazu dopełniał staranny makijaż łącznie z błyszczykiem, okulary w modnych oprawkach oraz czarne szpilki, w których normalna kobieta dostałaby ataku lęku wysokości.

– Miło mi wreszcie panią poznać – powiedziałam, zerkając z niepokojem na Hirka. – Nic mu nie jest? Co się stało?

Podobno nic wielkiego, dziewczynka uderzyła mojego syna przypadkowo, ale i tak należało zabrać go do domu. Szliśmy do niego pogrążeni w milczeniu. Hirek, bo zajadał się lodem kupionym na pocieszenie po kontuzji, ja – bo nie mogłam pozbyć się obrazu jego seksownej wychowawczyni z wyobraźni.

Nie uszło mojej uwadze, że pachniała drogimi perfumami… Zapewne Diorem. I dość intensywnie zastanawiałam się, skąd właściwie mój małżonek wiedział, jakiego zapachu używa obca kobieta, skoro nie był w stanie zapamiętać, jakie kosmetyki ja lubię. Wieczorem go o to zapytałam i odpowiedź mocno mnie zmartwiła.

– Rozmawialiśmy o tym – przyznał. – Wiesz, jak rano odprowadzam młodego i czekamy na dzwonek, to czasem sobie gadamy z panią Martą przy oknie. I tak coś było o perfumach, więc zapamiętałem. No i super, bo potem trafiliśmy z prezentem.

Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Czy on naprawdę nie rozumiał, że ulubione perfumy to nie jest temat, na który nauczycielka powinna rozmawiać z ojcem swojego ucznia? Nie podobała mi się ta zażyłość między moim mężem a panią Martą, więc zaproponowałam, że odtąd ja będę odprowadzać syna do szkoły.

Obiecał przejąć edukację Hirka...

Faktycznie, wychowawczyni stała w szatni pod oknem, czekając, aż wszystkie dzieci się rozbiorą. Ale nie sama. Obok niej stał tata Amelki, ewidentnie wciągając brzuch, o jej uwagę walczył też ojciec Franka, mówiąc coś głośno i ostentacyjnie bawiąc się kluczykami z logo mercedesa.

A pani Marta wdzięczyła się do obu panów, śmiała się perliście z ich żarcików i odrzucała włosy tak, by nie opadały jej na głęboki dekolt szafirowej bluzeczki. A kiedy zadzwonił dzwonek, poprowadziła klasę IIB, stukając o posadzkę obcasami amarantowych szpilek z paseczkami nad kostką.

W domu przemyślałam sprawę, dodałam dwa do dwóch i wyszło mi, że mój mąż – podobnie jak zapewne każdy tatuś dziecka z klasy IIB – był zauroczony panią Martą.

– Ty chyba żartujesz! – Roberta oburzyła moja sugestia. – Owszem, przyznaję, jest atrakcyjna, ale to nauczycielka mojego syna! Jestem dla niej uprzejmy, żeby młody miał fory!

Uwierzyłam mu. Sam pewnie nie wiedział, że zdecydował się na takie zaangażowanie w życie szkolne, bo schlebiało mu, że młoda, piękna kobieta poświęca mu uwagę. Widziałam, jak pani Marta okręca sobie mężczyzn wokół paluszka – każdy tatuś pragnął być blisko niej, chociaż wszyscy to przecież byli żonaci mężczyźni, ojcowie rodzin.

Może mój mąż był naiwny i nie rozumiał, że pani Marta flirtuje z ojcami uczniów, oraz że przekracza granice, opowiadając im, jakie perfumy lubi, ale ja znam życie. Przejęłam od męża funkcję przewodniczącej trójki klasowej i sama chodziłam na zebrania.

Mówiąc szczerze, byłam zdegustowana, obserwując panią Martę, która zawsze wdzięczyła się do panów i niemal zupełnie ignorowała matki dzieciaków. Powiedziałam mężowi, że moim zdaniem ona poluje na faceta i szkoła to jej terytorium łowieckie.

Oczywiście mnie wyśmiał, stwierdził, że hormony mieszają mi w mózgu, i że to nic nienormalnego, że nauczycielka drugiej klasy chodzi w niebotycznych szpilkach i kieckach ledwie zakrywających pośladki. Pokiwałam głową nad jego naiwnością, ale zdania nie zmieniłam.

Bomba wybuchła tuż przed feriami zimowymi, kiedy mama Franka urządziła dramę na całą szkołę, żądając wyrzucenia pani Marty nie tylko z pracy, ale i usunięcia jej z zawodu. Nie zamiatała sprawy romansu swojego męża z nauczycielką ich syna pod dywan.

Przeciwnie – każdemu, kto chciał słuchać, opowiadała, że przyłapała „tę lafiryndę” i swojego już prawie eksmęża na migdaleniu się w jego mercedesie.

Po feriach klasa IIB miała więc nową wychowawczynię. Co się stało z panią Martą, nie wiemy. Nie uczy w żadnej szkole w okolicy, więc albo wyjechała, albo mama Franka dopięła swego i usunięto ją z zawodu.

A co do Roberta, to nie odpuściłam mu. Nadal wymagam, żeby dotrzymał słowa i zajmował się edukacją Hirka. Robi to, ale jakoś z zadziwiająco małym entuzjazmem. No ale cóż: słowo się rzekło!

Czytaj także:
„Dwie kreski na teście ciążowym były dla mnie jak wyrok. Na myśl o macierzyństwie i brudnych pieluchach miałam ciarki”
„Ze złości odrzuciłam zaręczyny, a na widok kredy ciekła mi ślinka. Po 2 miesiącach męczarni zrozumiała, że jestem w ciąży”
„Z dniem narodzin córki, straciłam męża. Wiktoria stała się centrum jego świata, a ja zostałam bezużytecznym odpadkiem”

Redakcja poleca

REKLAMA