Synowa zadzwoniła do mnie koło ósmej i nie trudząc się, żeby zapytać, co słychać, poprosiła o kolejną pożyczkę. Wyjęłam z barku pięć stówek, pokroiłam ciasto i zaparzyłam kawę.
Wpadła zdyszana, kawy nie chciała, na ciasto nawet nie spojrzała. Porwała pieniądze, które włożyłam do koperty, i obiecała, że odda, jak będzie miała z czego. Czyli nigdy – zrozumiałam, zachowałam jednak na tyle taktu, żeby tego nie skomentować.
Roszczeniowe podejście działa mi na nerwy
Nie chodzi nawet o pieniądze, bo tych mi, Bogu dzięki, nie brakuje. Mam mały butik i nie narzekam.
Jednak nastawienie Karoliny mi się nie podoba. Synowa od lat wyciąga ze mnie różne sumy – od paru dych na spożywcze zakupy, po parę stówek na inne wydatki. Zdarzało mi się pożyczyć jej i parę tysięcy, które oddawała z bardzo niezadowoloną miną, zupełnie jakby miała mi za złe, że dopominam się o swoje…
Nie jestem skąpa, zresztą Karolina to w końcu żona mojego jedynego syna, więc niczego jej nie żałuję. Ale to roszczeniowe podejście zaczyna mi działać na nerwy. Ostatnio już nawet nie pyta, czy coś im pożyczę. Po prostu mi to oznajmia.
Tak jak latem, kiedy powiedziała, że pojadą nad morze, jeśli dam im trzy tysiące. Dałam, nie będę przecież żałować pięcioletniemu wnuczkowi na wakacje. A synowa nawet nie podziękowała. Wzięła kasę, obiecała, że podrzuci mi Kamilka na całą niedzielę, i tyle ją widziałam.
Dawniej usiłowałam jeszcze z nią rozmawiać
– Znajdź sobie jakąś pracę, wyjdź do ludzi. Natalia to już niemal dorosła panna, a Kamilek pół dnia spędza w przedszkolu. Mogłabyś zacząć zarabiać, odłożyć sobie trochę na własne wydatki – kusiłam synową, ale jak grochem o ścianę…
Któregoś razu załatwiłam jej nawet pracę – znajoma szukała akurat ekspedientki do swojego butiku, ale Karolina zamiast się ucieszyć, wyskoczyła na mnie z buzią.
– Co mama myśli, że ja za sklepową będę robić, skoro mam licencjat z socjologii? – obruszyła się.
– Ja z wykształcenia jestem geologiem, ale też mi się zdarza stanąć za ladą – powiedziałam.
– Bo ma mama własny butik! A ja za te parę groszy tyrać u kogoś nie będę!
Zaproponowałam w takim razie, że zatrudnię ją u siebie – jedna z moich pracownic planowała wyjazd za granicę i zaczęłam się właśnie rozglądać za zastępstwem. Niestety, Karolina oznajmiła, że chce sobie znaleźć coś jako sekretarka medyczna.
– Ale czekam, aż Kamilek pójdzie do zerówki – dodała.
– Dziewczyno, ty od lat na coś czekasz i dnia nie przepracowałaś! – powiedziałam jej wtedy, już zupełnie wytrącona z równowagi.
Odkąd siedemnaście lat temu urodziła się moja starsza wnuczka, synowa siedziała w domu. Początkowo nikt nie gonił jej do pracy – mała chorowała, miewała kolki… Jednak w końcu z tego wyrosła, poszła do przedszkola, później do szkoły, a Karolina wciąż nie szukała pracy.
Czasem myślę, że Kamila urodziła tylko po to, żeby móc dalej siedzieć sobie w domu. I żeby jeszcze o ten dom dbała, ale gdzie tam… Bałagan u nich taki, że aż się żołądek człowiekowi wywraca, jak na to patrzy.
Wychowywałam syna z troską, starałam się wpoić mu poczucie estetyki, dbałość o własne gniazdo. I chyba tylko dzięki temu ktoś jeszcze u nich sprząta – Dominik co sobotę odkurza, nastawia pralkę i trzepie dywany. Karolinie się nie chce. Mówi, że gotuje, ale po prostu zamawia pizzę i stawia ją na stole razem z tłustym kartonem.
Ostatnio znów poprosiła mnie o pożyczkę
Kiedy ostatnio byłam u nich z wizytą, kuchnia wyglądała, jakby przeleciał przez nią tropikalny tajfun, a na stole w salonie leżało kilka par męskich bokserek, które ponoć Karolina właśnie miała wrzucić do pralki.
– Powinnaś nauczyć Natalię odpowiedzialności, poprosić ją o pomoc przy sprzątaniu – powiedziałam wtedy synowej.
– Młoda jest, niech się wyszaleje. Jak już za mąż wyjdzie, to się skończy cała zabawa – mruknęła tylko i z niechęcią zabrała się za mycie talerzy.
Jakoś mi jej nie było żal. Myślałby kto, że się z nią życie brutalnie obeszło. Ani nie pracuje zawodowo, ani nie ma tak znowu wiele do roboty. W domu brudno, dzieciaki robią, co chcą. To ma być wzorowa gospodyni?
Ja w jej wieku miałam na głowie chorą teściową, syna, męża, który lubił się napić, za to pracować nie bardzo i dodatkowo etat w drukarni. I nie narzekałam. A Karolina ciągnie ze mnie kasę i stale jojczy, że jej źle.
„Dziwne te młode teraz, zupełnie życia nie znają” – myślę sobie czasem, przyglądając się skwaszonej synowej.
Ostatnio znów poprosiła mnie o pożyczkę, ale ja… odmówiłam.
– Mam trochę problemów w pralniach, dodatkowo jadę do sanatorium i potrzebuję pieniędzy – powiedziałam. – Musisz pożyczyć od siostry albo iść w końcu do pracy. A jeśli już o pracy mowa – moja znajoma powiedziała mi właśnie, że szuka rejestratorki do kliniki weterynaryjnej. Co ty na to? – zapytałam.
Karolina przez chwilę kręciła nosem.
Podobno chciała pracować w przychodni, a nie wśród zwierząt. Jednak kiedy posłałam jej naprawdę mordercze spojrzenie, w końcu zmiękła i obiecała, że pójdzie na rozmowę. Cóż, będę za nią trzymać kciuki, bo mam naprawdę serdecznie dość tych jej ciągłych pożyczek.
Czytaj także:
„Z dniem narodzin córki, straciłam męża. Wiktoria stała się centrum jego świata, a ja zostałam bezużytecznym odpadkiem”
„Starszy pan uświadomił mi, że jestem okropnym mężem. Choć mam pieniądze, nie stać mnie nawet na kwiaty dla żony”
„Okłamałam córkę, bo wstydziłam się przyznać, że jestem sprzątaczką. Wiem coś o upokorzeniu, byłam córką śmieciarza”