„Znalazłam taniutkie mieszkanie i myślałam, że złapałam prawdziwą okazję. Ale szybko musiałam znów pakować walizki”

Smutna młoda kobieta fot. iStock by Getty Images, fizkes
„Na pierwszy rzut oka widziałam, że ktoś majstrował przy papierach! Dokumenty leżały w kompletnym nieładzie. Ta osoba nawet nie próbowała zatrzeć po sobie śladów. Ogarnął mnie strach. Mój dom, dotąd bezpieczna przystań, teraz wydawał się pułapką”.
/ 12.01.2025 08:30
Smutna młoda kobieta fot. iStock by Getty Images, fizkes

„Co ja z tym zrobiłam?”, zastanawiałam się coraz częściej. Rzeczy jakby rozpływały się w powietrzu. Doskonale pamiętałam, że zostawiłam notatki z zajęć na blacie, jednak gdy przyszłam je zabrać, przepadły bez śladu. Później odkryłam je w najbardziej nieoczekiwanym miejscu. Z czasem zaczęłam się martwić, czy to nie wczesne objawy demencji, albo może efekt zbyt dużego przepracowania.

Miałam sporo na głowie

Na studiach faktycznie byłam mocno zajęta. Łączyłam naukę na uczelni ze zleceniami w tygodniu, a do tego w soboty i niedziele pracowałam w ulubionej kafejce. Najbardziej jednak dziwiło mnie to, że ciągle gubiłam rzeczy, z których korzystam każdego dnia – kompletnie wylatywało mi z głowy, gdzie je zostawiam.

Weźmy choćby pojemniczek ze szkłami kontaktowymi, które zdejmuję wieczorem. Do tej pory stał spokojnie w łazience na półeczce, aż tu nagle odkryłam go w koszyczku razem ze szczotką i grzebieniem do włosów. Sama na pewno bym go tam nie położyła, chyba żebym miała jakieś zaćmienie umysłu. A może chodziłam przez sen? Kiedy rozważałam te możliwości, poczułam jak robi mi się zimno ze strachu. Albo wariuję, albo... Było jeszcze jedno wytłumaczenie, które przerażało mnie tak samo. Ktoś się tu kręcił, gdy mnie nie było w domu.

Tuż przed rozpoczęciem nowego roku akademickiego udało mi się w końcu znaleźć nowy kąt do mieszkania. Wcześniej wynajmowałam pokoje z różnymi dziewczynami. Niektóre współlokatorki były nawet znośne, z innymi bywało gorzej. Wszystko zmieniło się, gdy trafiłam na Asię. Ta dziewczyna skutecznie odstraszyła mnie od pomysłu mieszkania ze współlokatorami. Trudno mi znaleźć słowa na opisanie jej zachowania – nie dbała o porządek, wymigiwała się od sprzątania i non stop kłamała. Wszędzie zostawiała syf, licząc że ktoś inny posprząta za nią bałagan. Zamiast współlokatorów bardziej przydałaby jej się cierpliwa mama. Szczerze mówiąc, będąc jej rodzicami nie wytrzymałabym takiego zachowania – albo dostałaby solidny ochrzan, albo porządne lanie. Może wtedy wreszcie nauczyłaby się odpowiedzialności.

Wolałam mieszkać sama

Sprawdziłam swoje fundusze i odetchnęłam z ulgą – stać mnie było na samodzielne mieszkanie. Nie miałam szczególnych wymagań co do rejonu czy wykończenia, najważniejsze było, żeby czynsz nie zrujnował mojego budżetu. Szukałam intensywnie, kontaktując się z różnymi wynajmującymi, aż w końcu trafiłam na idealne miejsce. Znalazłam niedrogą kawalerkę, która okazała się prawdziwą perełką. Wszystko było w niej doprowadzone do porządku, a sama okolica też nie budziła zastrzeżeń.

Wydaje mi się, że przystępna cena wynikała z jednego mankamentu – mieszkanie mieściło się na samej górze wieżowca, na dziesiątym piętrze, gdzie często zdarzały się problemy z windami.

Mogłam się pogodzić z tą niewygodą. W końcu wszystko ma swoją cenę. Wolałam wspinać się po stopniach, zamiast wylądować bez dachu nad głową. W trakcie szukania mieszkania trafiałam czasem na lokale, które nawet w świetle dnia wyglądały przerażająco, a co dopiero w nocy.

Myślałam, że mi się poszczęściło

W momencie zawierania umowy czułam wielką radość. Trafiłam na fajnego właściciela po czterdziestce, który podszedł do sprawy bardzo na luzie. Nie narzucał żadnych specjalnych warunków ani nie robił problemów z takimi sprawami jak goszczenie znajomych czy trzymanie kota w mieszkaniu. Można było odnieść wrażenie, że rozumie, iż najemca to normalny, kulturalny człowiek, który nie będzie celowo dewastował lokalu. Naprawdę miałam farta z takim wynajmującym.

Kiedy się wprowadziłam, miałam wrażenie, że trafiłam do nieba. Naprawdę – z mojego okna mogłam niemal dotknąć przepływających obłoków. Pierwsze cztery tygodnie minęły mi w absolutnym spokoju, podczas których powoli urządzałam i dostosowywałam do swoich potrzeb ten malutki kąt. Jednak później zaczęły się dziwne rzeczy – moje przedmioty jakby same się przemieszczały, pojawiając się w zupełnie innych miejscach niż je zostawiałam.

Pewnego późnego wieczora zrozumiałam, że moja pamięć działa całkiem dobrze. Po powrocie z zajęć bez entuzjazmu zerknęłam w stronę biurka. Na blacie czekała sterta wydruków do ogarnięcia – musiałam je posegregować, wprowadzić dane do systemu i przesłać zleceniodawcy. Choć ta robota była monotonna, dawała mi stały dochód i możliwość życia na własny rachunek. Solidność i dotrzymywanie deadline’ów sprawiły, że zdobyłam uznanie wśród klientów, dzięki czemu zamówień nigdy mi nie brakowało. Mimo że padałam z nóg, wiedziałam, że muszę dokończyć pracę rozpoczętą tego ranka.

Czułam się jak w pułapce

Wystarczyło, że spojrzałam na papiery, by natychmiast zorientować się, że ktoś je przeglądał! Cała zawartość była poprzewracana. Ta osoba nawet nie starała się zamaskować śladów swojej obecności. Ogarnął mnie strach. Mój przytulny dom w jednej chwili stał się dla mnie pułapką... Ktoś odwiedzał to miejsce pod moją nieobecność i robił to regularnie!

Jak mam spać tej nocy? Ktoś nieznany może się tu pojawić, kiedy tylko zechce! Ten ktoś najwyraźniej śledzi moje życie i grzebie w moich osobistych rzeczach. A może to jakiś wariat, który ma wobec mnie złe zamiary? Może trzeba zawiadomić policję! Chwyciłam komórkę, lecz po chwili się wstrzymałam. Bo niby co mam im powiedzieć? Same podejrzenia to za mało, żeby funkcjonariusze potraktowali sprawę poważnie. Chyba zadzwonię do Marceli – ona na pewno coś poradzi...

– Moim zdaniem sprawa jest oczywista – to zemsta za to, że wyprowadziłaś się od tej szajbuski Aśki – stwierdziła przyjaciółka.

– Daj spokój, mówię całkiem poważnie! Naprawdę nie mogę się tu czuć bezpiecznie! – wyrwało mi się przez telefon.

– Może pogadaj z gospodarzem – poradziła Marcela. – Istnieje szansa, że dał komuś z rodziny zapasowe klucze? Na przykład siostrzeńcowi albo innemu krewnemu? W każdym razie musi zadbać o twoje bezpieczeństwo. Przecież teraz tu mieszkasz.

W sobotę nie musiałam wcześnie wstawać, bo pracę w kawiarni zaczynałam dopiero koło dwunastej. Mogłam się porządnie wyspać i spokojnie szykować do wyjścia. Relaksujący, ciepły prysznic pomógł mi uporządkować myśli. Kiedy skończyłam, otuliłam się dużym ręcznikiem i opuściłam zapełnioną parą łazienkę. Nie zdążyłam zrobić nawet kilku kroków, gdy nagle zamarłam w bezruchu.

Bardzo się wystraszyłam

W samym centrum pomieszczenia zauważyłam obcego faceta! Stał tyłem do mnie i wpatrywał się w moje biurko. Trzymał moją koszulkę, którą zostawiłam wcześniej na fotelu. Błyskawicznie oszacowałam odległość między mną a wyjściem i bezszelestnie, bez butów, wymknęłam się na korytarz. Kiedy już byłam bezpieczna, nagle poczułam się odważniejsza. Postanowiłam stawić mu czoła.

Kim pan jest i czego pan tu szuka?! – krzyknęłam.

Facet drgnął i spojrzał w moją stronę. Odetchnęłam z ulgą, rozpoznając gospodarza lokalu.

– Sprawdzam stan liczników wody – odpowiedział. – Przepraszam, nie chciałem panią wystraszyć.

Strach nie ustępował pomimo jego wyjaśnień. Przecież wiedziałam, że nie pierwszy raz się tu pojawił... Niepokoiło mnie też to, jak bardzo był opanowany. Trzymał mój top, obracając go w rękach i nie spuszczał ze mnie wzroku. Czułam, że mój niepokój sprawia mu jakąś dziwną satysfakcję.

– Niech pan stąd wyjdzie! – krzyknęłam stanowczo.

To mieszkanie należy do mnie – odpowiedział niewzruszony.

– Ale to moja koszulka – wypaliłam bez zastanowienia.

– Leżała na ziemi, więc odruchowo ją podniosłem, nie lubię bałaganu – rzucił z irytacją, odkładając bluzkę.

Ciarki przebiegły przez całe moje ciało. Ta sytuacja zdecydowanie odbiegała od normy. Na powierzchni wszystko mogło wyglądać normalnie, ale w powietrzu wisiało coś nieprzyjemnego – jakaś nerwowość, której przyczyny wcale nie chciałam odkryć.

– Wchodzenie tu bez pozwolenia jest niedopuszczalne. To naruszenie mojej przestrzeni osobistej.

– Po prostu sprawdzam stan mieszkania – odpowiedział właściciel, nonszalancko wzruszając ramionami. – Jako właściciel mam pełne prawo kontrolować swoją nieruchomość.

– Nie zgadzam się – powiedziałam, czując jak początkowo paraliżujący strach zamienia się w złość. – Wpada pan do mieszkania bez ostrzeżenia i zmusza mnie do rozmowy, kiedy jestem prawie naga! – pokazałam dłonią na ręcznik kąpielowy, który ledwo zakrywał moje ciało. – Albo pan natychmiast wyjdzie, albo dzwonię po policję!

Mężczyzna tylko wzruszył ramionami, ale skierował się do drzwi. Instynktownie cofnęłam się, kiedy mijając mnie w wąskim przedpokoju, musnął mnie ramieniem.

Bałam się tam zostawać

Zatrzasnęłam drzwi, kiedy wyszedł, chociaż wiedziałam, że to nic nie da. W końcu miał własne klucze. Obejrzałam zamki – wszystkie były stare, bez możliwości zablokowania ich od środka drugim kluczem. Nie miałam pomysłu, jak się zabezpieczyć przed tym, że ktoś niepożądany i potencjalnie niebezpieczny może tu wejść.

– Hej, musisz do mnie przyjechać! – krzyknęłam do telefonu, gdy tylko usłyszałam głos Marceli. – Koniecznie weź ze sobą rzeczy na noc – szczoteczkę i piżamę, zostajesz u mnie do rana!

– Co się dzie... – nie dokończyła Marcela, bo od razu jej przerwałam. – Poczekaj, już jadę, tylko się nie denerwuj – powiedziała stanowczo. Widać było, że się wystraszyła.

Rzeczywiście, minęło zaledwie trzydzieści minut i już stała pod moimi drzwiami.

– Ten koleś to jakiś wariat! – wykrzyknęła po wysłuchaniu całej historii. – No dobra, może nie jest jakimś psychopatą, ale zdecydowanie coś z nim jest nie tak. Na twoim miejscu spakowałabym się i wyjechała. Kto wie, co może przyjść do głowy takiemu dziwnemu typowi.

– Szkoda, bo wpłaciłam już czynsz na parę miesięcy do przodu... Ten niski koszt wynajmu mnie przekonał.

– No to masz teraz problem – stwierdziła celnie Marcela. – Ale wiesz co? Wolę, żebyś straciła kasę niż życie. Możesz się do nas wprowadzić, odpocząć. W rewanżu pomożesz mi ogarnąć Aśkę. Ciebie jeszcze jako tako słucha, a mnie ma totalnie w nosie...

Objęłam przyjaciółkę serdecznie.

Powinnyśmy się nawzajem wspierać, no nie? – wyswobodziła się z uścisku. – A jak już przy pomocy jesteśmy. Powiedziałaś komuś o tym?

Spojrzałam w górę na sufit.

– Daruj sobie te miny – skarciła mnie Marcela. – Nie będziemy wzywać pogotowia, ale warto zgłosić sprawę dzielnicowemu. Na dole, przy wejściu, na tablicy ogłoszeń musi być jego numer. Niech się chłop trochę porusza.

Nie było nadziei na zmianę

Tak właśnie zrobiłyśmy. Policjant odpowiedzialny za nasz rejon cierpliwie przysłuchiwał się naszej historii, a następnie spytał:

– Coś pani zginęło z lokalu?

– Już tłumaczyłam, że nie mam na myśli żadnej kradzieży – odpowiedziałam zdenerwowana. – Problem tkwi w tym, że ktoś bez pozwolenia wchodzi do środka. Ten facet kręci się po moich czterech kątach jakby był u siebie, więc chyba mam powody do strachu, no nie?

– Proszę poczekać, niedługo przyjdę – powiedział nagle funkcjonariusz i przerwał połączenie.

Po upływie godziny rozparł się wygodnie w fotelu, wysłuchując jeszcze raz mojej relacji.

– Chciałbym podzielić się pewną sugestią – nachylił się w moją stronę. – To prywatna rada, nie związana z moją funkcją policjanta. Mam córkę niewiele młodszą od pani i byłoby mi bardzo przykro, gdyby znalazła się w podobnych tarapatach. Najlepiej będzie, jeśli szybko przeprowadzi się pani gdzie indziej. Nie warto się ociągać.

– Już podjęłam taką decyzję – powiedziała Marcela.

– To wspaniale! – rozpromienił się dzielnicowy. – Innego wyjścia właściwie nie ma, ponieważ przepisy nas tu nie chronią. W zasadzie nie doszło przecież do żadnego konkretnego incydentu...

– Co to znaczy nic? Przecież on tu wtargnął! – oburzyłam się.

– Niestety sytuacja wygląda tak: on jest właścicielem lokalu, a pani mieszka tu jak gość. Bez oficjalnej zgody korzysta pani z tego mieszkania. Owszem, macie umowę, ale czy została ona zarejestrowana? Czy płaci pani podatek od tego najmu? Na pewno nie. Więc rozumie pani sama... W świetle prawa nie jest pani tak naprawdę najemcą. On ma pełne prawo tu być. Niczego nie ukradł ani nie zniszczył. Wszystko jest zgodne z prawem. No, prawie zgodne, ale to już zupełnie inna historia...

– A więc istnieje jakaś możliwość pozwania go do sądu? – podekscytowała się Marcela.

– Szkoda zachodu. To się pani nie opłaci, najlepiej dać sobie spokój i po prostu się wyprowadzić – odpowiedział dzielnicowy, wstając z fotela.

Bez chwili wahania spakowałam najważniejsze rzeczy i zamieszkałam u Marceli. Było mi żal straconych pieniędzy i tego, że poszłam za głosem oszczędności, wybierając najtańsze lokum, ale... wreszcie przespałam noc bez stresu. A tego nie da się przecież wycenić!

Kamila, 23 lata

Czytaj także:
„Ufałam przyjaciółce i zdradziłam jej mój największy sekret. A teraz przez nią wszyscy wytykają mnie palcami”
„Mój facet ślinił się na widok dekoltu obcej kobiety. Dałam mu serwetkę, by wytarł twarz i nie ubrudził koszuli”
„Zyskałam miano >>starej panny<<. Matka uznała, że teraz to już nawet rozwodnik z bandą dzieci mnie nie zechce”

Redakcja poleca

REKLAMA