Wydałam kupę kasy i spędziłam na skórzanym fotelu kilkanaście godzin. Wyrzucone pieniądze i zmarnowany czas? Może nie, bo wielu rzeczy się dowiedziałam. Na przykład skąd to wszystko się wzięło...
Bardzo przyjemnie rozmawiało mi się z osobą, której można się zwierzyć, wyrzucić z siebie wszystkie złości, nie zważając na słowa i emocje i nie martwiąc się, co sobie o mnie pomyśli. Muszę przyznać, że takie wizyty u psychologa są bardzo potrzebne. Ale to, po co tam poszłam, nadal we mnie tkwi. Tyle że już oswojone i nazwane. Czy mi z tym lepiej? Nie wiem.
Dla mnie mama nigdy nie miała czasu...
Sprawa jest dosyć poważna. Chodzi o zazdrość o mojego brata. Wituś jest młodszy ode mnie o 11 lat. Dzisiaj to stary, żonaty chłop – ja skończyłam właśnie 48, więc ile on ma, można sobie policzyć.
Gdy przyszedł na świat, od razu stał się oczkiem w głowie mojej mamy. Może dlatego, że syn; może dlatego, że niedługo potem mój tata zginął w wypadku i to na niego przelała całą miłość? Albo z powodu jego urody. Wituś zawsze był śliczny i mądry, a ja – co tu dużo mówić – mała, chuda i brzydka.
Gdy Wituś był malutki, musiałam mu we wszystkim ustępować. To logiczne, że pomagałam mamie i zajmowałam się bratem. Ale nie widziałam powodu, dlaczego mam mu pozwalać bawić się swoimi zeszytami, czyli, w wykonaniu kilkulatka, je niszczyć. Ani dlaczego musiałam oddać mu swój pokój i przenieść się na wersalkę do salonu.
– To chłopiec, nie może mieszkać z dziewczyną – tłumaczyła mama. Ona też całkowicie poświęciła się Witusiowi. Gdy nie była w pracy, spędzała z nim każdą chwilę. Czytała mu, bawiła się z nim, siedziała na podwórku. Dla mnie mama nigdy nie miała czasu. A przecież byłam nastolatką! Potrzebowałam matczynego wsparcia i porad.
– Wymyślasz – machała ręką, kiedy opowiadałam, jak koleżanki w szkole mi dokuczają. – Nie masz poważniejszych problemów. Lepiej idź do sklepu, bo bułki się skończyły, a Wituś musi mieć świeże.
Uciekłam z tego domu
Nie, nie dosłownie, po prostu złożyłam papiery do liceum z internatem w dużym mieście. Mama była niezadowolona. Bynajmniej nie dlatego, że by za mną tęskniła.
– Po co ci to? – zrzędziła. – A u nas to zła szkoła? Zawodówka, przynajmniej miałabyś pracę. I za co ty się tam utrzymasz? Ja nie mam ci z czego dać. Poza tym kto mi teraz pomoże przy Witusiu? Będę musiała posłać go do przedszkola! A nie wiem, jak on to przeżyje. Wątpię, czy mama miała jakiekolwiek wątpliwości dziesięć lat wcześniej, kiedy to mnie posyłała do przedszkola...
Przyjeżdżałam do domu tylko na święta, Od razu byłam zapędzana do roboty i ciągle słyszałam: Wituś to, Wituś tamto. Braciszek uczył się średnio, ale w oczach mojej mamy był geniuszem. Moje świadectwa z czerwonym paskiem, stypendia, matura zdana na piątki i fakt, że dostałam się na studia – to były kompletnie nieważne wydarzenia. Bumelant Wituś i jego trója z matematyki – o, to dopiero sukces!
Miarka się przebrała, gdy mój brat postanowił iść na studia
Ja już mieszkałam w Krakowie, miałam pracę, własne mieszkanie i faceta. A moja mamusia wymyśliła sobie, że pomogę Witusiowi. Zamieszka u mnie, a że zarabiam, to opłacę mu studia. Bo na dzienne się głąb jeden nie dostał. Odmówiłam. Powiedziałam, że może u mnie pomieszkać przez chwilę, dopóki czegoś nie znajdzie. Niech poszuka roboty, wynajmie pokój, chociaż częściowo zarobi na czesne i swoje utrzymanie. Ja dołożę.
Usłyszałam, że jestem egoistką. Postawiłam na swoim i mojemu bratu wyszło to chyba na dobre. Wreszcie się trochę ogarnął i zaczął być samodzielny. Nigdy mi co prawda nie podziękował za to, że mieszkał u mnie przez pół roku; nawet potem nieraz ratowałam go obiadem czy jakąś stówką. Był tak rozpieszczony, że uznał to za naturalne. Ale mama nigdy mi tego nie wybaczyła. Podobnie jak ja jej, że wolała Witusia ode mnie.
Kocham brata, lecz jestem strasznie zazdrosna. To mi przeszkadza, bo nie umiem cieszyć się jego sukcesami. Chciałabym zmienić to w sobie. Tylko jak?
Czytaj także:
„Pobraliśmy się po 40 latach miłości. Otworzyliśmy się przed sobą dopiero po śmierci naszych małżonków"
„Rozwód rodziców był dla mnie dramatem. Próbowałam uwieść swojego ojczyma, żeby się go pozbyć i mieć mamę dla siebie"
„Mój mąż ma zespół Tourette’a. Tiki towarzyszą nam cały czas. Przeklął głośno nawet przed ołtarzem”