„Rozwód rodziców był dla mnie dramatem. Próbowałam uwieść swojego ojczyma, żeby się go pozbyć i mieć mamę dla siebie"

Chciałam uwieść ojczyma, żeby się go pozbyć fot. Adobe Stock, New Africa
To był diabelski pomysł, ale miałam nadzieję, że plan się powiedzie. Zrobiłam się na bóstwo, założyłam szlafrok i najbardziej zmysłowy stanik, jaki miałam. Majtek nie włożyłam celowo. Miałam prawie 17 lat i byłam świadoma swoich wdzięków.
/ 20.07.2021 14:56
Chciałam uwieść ojczyma, żeby się go pozbyć fot. Adobe Stock, New Africa

Rozpad małżeństwa rodziców to był dla mnie koniec świata. Gdy miałam 13 lat, wydawało mi się, że wszystko, co najlepsze w życiu już mnie spotkało. Moi rodzice zakomunikowali mi, że się rozwodzą. Nawet nie próbowałam dochodzić, kto zawinił.

Dla mnie winni byli oboje

Tyle że ojciec spakował manatki i wyprowadził się, więc nie miałam go w zasięgu wzroku. Obrywało się więc głównie mamie. Dużo później dowiedziałam się, że to ojciec związał się z inną kobietą, co było najważniejszą przyczyną rozwodu. Najpierw myślałam, że uda mi się jakoś ich powstrzymać.

– Jeśli to zrobicie, pożałujecie – groziłam im.

Nie przejęli się pogróżkami. Wydawało mi się, że nie przejmowali się mną w ogóle. Jakbym nie istniała. Przez kilka wieczorów zamykali się w pokoju i dyskutowali, a właściwie kłócili się. Na znak protestu obcięłam moje długie blond warkocze, pofarbowałam włosy na czerwono i zrobiłam sobie piercing.

Z kolczykiem w nosie i dwoma w prawej brwi powędrowałam do szkoły i z miejsca wylądowałam najpierw u dyrektorki, a potem u pani pedagog, ponieważ w naszym gimnazjum dopuszczalne były tylko kolczyki w uszach.

Pożaliłam się nad sobą i od tej pory funkcjonowałam w szkole jako dziecko z rodziny dysfunkcyjnej i musiałam co tydzień zgłaszać się do pani pedagog na rozmowę. Mojej sytuacji rodzinnej to nie zmieniło. Zaczęłam palić papierosy i pić piwo, chociaż mi nie smakowało i miałam po nim zgagę.

Rodzicom było obojętne, co robię, jak się ubieram i zachowuję

Na wezwania do szkoły reagowała tylko mama, ale nawet nie przychodziła, lecz oddzwaniała. Sprawa rozwodowa toczyła się rok. Przez ten czas odechciało mi się protestów, złagodniałam, ale ustąpić nie zamierzałam. Może stałam się tylko mniej złośliwa w stosunku do matki, której nawet zrobiło mi się żal.

Przez ostatni rok postarzała się o kilka dobrych lat. Przestałam jej dokuczać, gdy dowiedziałam się, że wina nie leżała po jej stronie. Ojciec zaprosił mnie do siebie na ferie zimowe. Pojechałam, bo i tak nie miałam nic innego do roboty.

Nie miałam pojęcia, że tata mieszka z jakąś kobietą

To był dla mnie szok. Zrobiło mi się strasznie głupio, bo uświadomiłam sobie, że te wszystkie impertynencje powinnam skierować w stronę tej kobiety, nie mojej matki. Przez cały pobyt traktowałam nową miłość ojca jak powietrze. I więcej tam nie pojechałam.

Z czasem nasze kontakty z ojcem całkiem się urwały, bo nawet telefonów od niego nie odbierałam. Postanowiłam wynagrodzić mamie wszystkie przykrości, jakie jej wyrządziłam i zmieniłam się, jak to się mówi, o sto osiemdziesiąt stopni. Podciągnęłam się w nauce, poprawiłam oceny. Już nie miałam czerwonych włosów, zostawiłam sobie tylko kolczyki.

Byłam w pierwszej klasie liceum, gdy w życiu matki pojawił się Miłosz

Zbuntowałam się po raz drugi, teraz już zupełnie świadomie. Moje oburzenie nie miało granic. Nie potrafiłam wybaczyć tego matce. A przecież było już tak dobrze, żyłyśmy w zgodzie i nawet braku ojca nie odczuwałam już tak boleśnie. Tym razem przefarbowałam włosy na żółto i dołożyłam trzy kolczyki w lewym uchu.

Poszłam do liceum profilowanego, gdzie poziom był trochę niższy niż w ogólnokształcącym, ale można było nosić kolczyki i co się tylko chciało, bo nikt tam nie przywiązywał wagi do wyglądu. Obiecałam mamie, że będę próbowała dostać się na studia, ale się rozmyśliłam.

Skoro ona się wyłamała, nie miałam zamiaru popuszczać. Miłosza tępiłam programowo. Nienawidziłam go za to, że wszedł pomiędzy nas i zburzył nasze wzajemne relacje. Znowu wydawało mi się, że jestem niepotrzebna. Mama próbowała ze mną rozmawiać, ale puszczałam jej słowa mimo uszu. Teraz była dla mnie tak samo winna jak ojciec.

Zrozum, chcę ułożyć sobie życie. Ty niedługo wyfruniesz z domu, zostanę sama. Nie chcę być sama – tłumaczyła.

– Nie muszę nigdzie wyfruwać. Zostanę z tobą, jeśli chcesz.

Nie chciała. Chciała być z Miłoszem. Gdy przypadkowo natknęłam się na wzór zaproszenia na ślub, oniemiałam. Wydało mi się to wręcz nieprawdopodobne. Na kilka dni uciekłam z domu, to znaczy zamieszkałam u koleżanki, ale takie rozwiązanie też mnie nie satysfakcjonowało.

Tak naprawdę Miłosz nie był złym człowiekiem i na pewno nie chciał skrzywdzić matki, jednak nie potrafiłam go polubić. Zabrał mi matkę i to był główny powód mojej nienawiści.

Ponieważ zachowywałam się okropnie, zrezygnowali z większego przyjęcia i zabawy

Ślub był cichy i skromny. W prezencie podarowałam im kaktusa. Najbardziej kolczastego, jakiego znalazłam w kwiaciarni. Miałam nadzieję, że się nim pokłują. Wymyśliłam w końcu sposób, jak pozbyć się Miłosza.

To był diabelski pomysł, ale miałam nadzieję, że plan się powiedzie. Zrobiłam się na bóstwo, założyłam szlafrok i najbardziej seksowny stanik, jaki miałam. Majtek nie włożyłam celowo. Miałam prawie 17 lat i byłam świadoma swoich wdzięków. Faceci nie raz i nie dwa oglądali się za mną na ulicy i pogwizdywali, zwłaszcza że ubierałam się dość wyzywająco.

Nie reagowałam na te zaczepki, nie interesowali mnie mężczyźni. Pewnie dlatego, że zawiodłam się na ojcu, nie wiem. W każdym razie postanowiłam uwieść Miłosza, zrzucić całą winę na niego, a potem powiedzieć o wszystkim matce. Miałam nadzieję, że wtedy przekona się, iż nie warto ufać żadnemu facetowi.

Matka miała wtedy drugą zmianę, wiedziałam, że wróci późno. Miłosz przyszedł około osiemnastej, chwilę kręcił się po kuchni, pewnie odgrzewał sobie obiad, potem otworzył piwo i usiadł przed telewizorem. Gdy się zdrzemnął, wykorzystałam okazję, rozchyliłam szlafrok i usiadłam okrakiem na jego kolanach. Ocknął się przerażony.

Wykonał ruch, jakby chciał strząsnąć mnie z kolan, ale objęłam go za szyję i przyssałam się jak pijawka.

Nie powiesz mi chyba, że cię nie podniecam – próbowałam go pocałować, choć odrzucał mnie zapach piwa.

– Nie podniecasz mnie – chwycił mnie za ręce i unieruchomił je. – Kocham twoją matkę, podobnie jak ty i wiem, że byłoby jej bardzo przykro, gdyby wiedziała, jak się zachowujesz. Dlaczego jej to robisz? Dlaczego ranisz kogoś, kto cię kocha? A teraz idź się ubierz.

Zrobiło mi się głupio. Takiej reakcji Miłosza nie przewidziałam. Zastanawiałam się, czy powie coś matce. Nie powiedział. Odetchnęłam z ulgą.

Po jakimś czasie mu za to podziękowałam i przeprosiłam

A on podziękował mi, że wreszcie dałam im spokój. Trochę wody musiało upłynąć w Wiśle, zanim zupełnie pogodziłam się z sytuacją. Zbiegło się to z jeszcze innym wydarzeniem. Na studniówce poznałam Mirka.

Od lat w naszej szkole tańczy się poloneza w auli, a potem autobusami jedzie do restauracji na bal. Najpierw miałam zamiar nie jechać, ponieważ taką już mam naturę, że automatycznie sprzeciwiam się wszystkiemu, ale w końcu uległam namowom koleżanek i pojechałam.

Mirek był kelnerem w tejże restauracji. Od razu między nami zaiskrzyło, chociaż podczas studniówki tylko ze sobą rozmawialiśmy, a i to niewiele. Na koniec zapytał, czy dam mu szansę i czy może do mnie przyjechać następnego dnia.

Najpierw odruchowo powiedziałam „nie”, ale zaraz pomyślałam sobie: „a co mi zależy?”. Tak zaczęła się nasza znajomość, która bardzo szybko przerodziła się w miłość.

Dopiero teraz zrozumiałam Miłosza i matkę

Wiem, co czuli i jak bardzo musiało ich boleć to, że próbowałam ich rozdzielić. Mam tylko nadzieję, że mój związek z Mirkiem będzie szczęśliwy i nie skończy się tak jak małżeństwo matki i ojca. Na razie minęło 12 miesięcy, odkąd ze sobą jesteśmy. Właśnie zbliżam się do sesji na zakończenie pierwszego roku studiów.

Planujemy z Mirkiem wspólną przyszłość, ale teraz najważniejsza jest nauka. Przede mną pięć egzaminów. Ostatnio bardzo się zmieniłam, żałuję niektórych głupich decyzji, ale wychodzę z założenia, że nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem i trzeba żyć dalej. Najlepiej jak można i nikogo nie krzywdząc. Miłość mi w tym pomaga.

Czytaj także: 
„Moja córka poszła na nocowanie do koleżanki. A tam... upiła je matka Gośki. Kobieta alkoholizuje 16-latki!”
„Myślałam, że Bogdan to mój najlepszy kumpel z dzieciństwa. A on patrzył na mnie jak... na chodzący bankomat”
„Na emeryturze harowałam ciężej, niż w pracy. Byłam nianią, kucharką i sprzątaczką”

Redakcja poleca

REKLAMA