„Złośliwy sąsiad zmienił moje życie w koszmar. Doprowadził mnie na skraj wytrzymałości, a na koniec uwiódł moją matkę”

Sąsiad zniszczył mi życie fot. Adobe Stock, stephm2506
„Nie było dnia, by nie przyszedł do mnie z interwencją. Najgorsze było to, że wcale nie robiłam nic złego. Żyłam normalnie, jak wszyscy. Ale on miał na ten temat zupełnie inne zdanie. Uważał, że za głośno słucham muzyki, oglądam telewizję, zamykam drzwi, chodzę po mieszkaniu, kąpię się. I tak dalej, i tak dalej”.
/ 09.09.2022 08:30
Sąsiad zniszczył mi życie fot. Adobe Stock, stephm2506

Był późny piątkowy wieczór. Przed kwadransem wróciłam do domu z męczącej delegacji, więc włączyłam muzykę, żeby się zrelaksować przed snem. Właśnie miałam zmienić płytę, gdy zadzwonił dzwonek u drzwi.

– O Boże, to pewnie znowu ten zrzędliwy dziad – mruknęłam pod nosem i poczłapałam, żeby otworzyć.

Rzeczywiście, w progu stał pan Marian

– Czy pani zdaje sobie sprawę z tego, która jest godzina? – patrzył na mnie potępiającym wzrokiem.

Dokładnie wiedziałam, bo przed chwilą zerknęłam na zegarek, ale zrobiłam niewinną minę.

– Nie. Która? – zapytałam.

– Osiem po dwudziestej drugiej – warknął. – Niech więc pani łaskawie przyciszy tą cholerną muzykę. Niektórzy chcą spać.

– Zaraz przyciszę. Przepraszam – odparłam ugodowo.

Byłam zbyt zmęczona, żeby się znowu z nim kłócić. Jak tak dalej pójdzie, będę się musiała stąd wynieść Pół roku wcześniej wprowadziłam się do tego mieszkania i wszystko bardzo mi się podobało. Ale w tej beczce miodu była też niestety łyżka dziegciu. Był nią właśnie pan Marian, na oko siedemdziesięcioletni sąsiad z mieszkania pode mną. Nie było dnia, by nie przyszedł do mnie z interwencją. Najgorsze było to, że wcale nie robiłam nic złego. Żyłam normalnie, jak wszyscy. Ale on miał na ten temat zupełnie inne zdanie. Uważał, że za głośno słucham muzyki, oglądam telewizję, zamykam drzwi, chodzę po mieszkaniu, kąpię się. I tak dalej, i tak dalej. Najbardziej jednak irytował się, gdy miałam gości. Zawsze wyczekiwał, kiedy wyjdą, a wtedy stawał przed moimi drzwiami i wygłaszał mowę na temat naszego chamskiego – jego zdaniem – zachowania.

Coraz częściej dochodziło między nami do spięć. Było tak źle, że zaczęłam myśleć nawet o wyprowadzce. Któregoś razu zwierzyłam się z tego mamie. Mieszkała na drugim końcu Polski, ale często rozmawiałyśmy przez telefon. Gdy usłyszała, co zamierzam, natychmiast zaprotestowała.

– Nawet o tym nie myśl. Przecież tyle serca włożyłaś w urządzenie tej kawalerki. Nie będzie ci szkoda tego wszystkiego zostawić? – zapytała.

– Będzie, ale ten dziad doprowadza mnie do białej gorączki.

– To może spróbujesz go obłaskawić?

– Obłaskawić? Ciekawe jak…

– Zabierz go na przykład na zakupy samochodem albo poczęstuj domowym ciastem…

Chyba sobie żartujesz!

– Nic podobnego. Myślę, że ten twój sąsiad jest taki uszczypliwy, bo czuje się samotny, nikomu niepotrzebny. Jeśli okażesz mu trochę serca, to na pewno się zmieni.

– On? Nigdy! On jest taki wredny i czepliwy z natury – ucięłam i się rozłączyłam.

Byłam zła na mamę

Myślałam, że będzie mi współczuć, że razem ponarzekamy sobie na sąsiada. Tymczasem ona go broniła! I jeszcze kazała okazywać mu serce. Pomyślałam, że jakby przyjechała do mnie w końcu w odwiedziny i posłuchała jego wywodów, to szybciutko by zmieniła zdanie. Ale mama nie kwapiła się z przyjazdem. Po śmierci taty wyjechała w góry, by pomóc siostrze i szwagrowi w prowadzeniu pensjonatu, i – jak twierdziła – nie miała czasu na podróżowanie. Miesiąc temu mama w końcu się złamała. Zadzwoniła i oświadczyła, że wybiera się do mnie za kilka dni.

Bardzo się z tego ucieszyłam. Martwiło mnie tylko jedno: że ta wizyta stanie się kolejnym pretekstem do awantur z sąsiadem. Pewnie będzie miał milion nowych powodów do narzekania. Ale może to i dobrze. Mama w końcu przekona się, co to za człowiek... Przyjechała, tak jak obiecała, wieczornym pociągiem. Była zmęczona podróżą, ja też miałam ciężki dzień w pracy, więc nawet nie pogadałyśmy. Od razu położyłyśmy się spać. Rankiem usiadłyśmy do śniadania.

– Zaraz muszę uciekać do pracy. A to sobie poleż, pooglądaj telewizję. Tylko nie za głośno, bo ten z dołu od razu przyleci i zrobi awanturę – ostrzegłam.

– To jeszcze nie dogadałaś się z sąsiadem? – zdziwiła się.

– Nie, jest coraz gorzej. Czepia się mnie nawet w dzień. Lepiej więc uważaj. No chyba że chcesz posłuchać jego światłych wywodów na temat życia i układania relacji między ludźmi.

– Nie martw się, poradzę sobie. I zmykaj już, bo się spóźnisz – uśmiechnęła się.

Przyjechałam do domu po osiemnastej. Gdy weszłam, mama zmywała naczynia, podśpiewując sobie pod nosem.

– Z czego ty jesteś taka zadowolona? – zagadnęłam.

A bo poznałam przesympatycznego mężczyznę…

– Kogo? – zdziwiłam się.

– Twojego sąsiada z dołu. Spędziliśmy razem bardzo miłe popołudnie. Wyszedł dopiero kilka minut temu – odparła.

– Ale jakim cudem? – wybałuszyłam oczy.

– Po prostu zaprosiłam go na ciasto.

– Na ciasto?

– Jak wyszłaś do pracy, postanowiłam ugotować obiad, a potem upiec szarlotkę. Gdy już wyjęłam ciasto z pieca, rozsiadłam się przed telewizorem, żeby obejrzeć swój ulubiony serial. Nie ukrywam, może telewizor był trochę za głośno… Parę minut później zadzwonił dzwonek u drzwi. W progu stał starszy mężczyzna. Domyśliłam się, że to ten twój nieznośny sąsiad, bo przyszedł w kapciach. Jak mnie zobaczył, to chyba go lekko zapowietrzyło. Wykorzystałam więc moment, przedstawiłam się i zapytałam, czy nie ma ochoty na kawę i kawałek jeszcze gorącej szarlotki.

– I co? – dopytywałam się.

Zaczerwienił się i czmychnął spod drzwi. Po chwili jednak wrócił z buteleczką domowej nalewki z pigwy. Nie oburzaj się, wypiłam tylko dwa malutkie kieliszki. A, i uprzedzam, jutro wieczorem wychodzę. Marian zaprosił mnie do kina… – szczebiotała mama.

No ładnie!

Ja przez tyle miesięcy męczyłam się z sąsiadem, a ona obłaskawiła go w ciągu jednego dnia… Mama siedziała u mnie dwa tygodnie. Spędzała dużo czasu z Marianem. Chodzili razem na spacery, do kina, do kawiarni albo siedzieli u niego i rozwiązywali krzyżówki. Przez te dni sąsiad ani razu nie przyszedł do mnie z pretensjami. Wręcz przeciwnie, gdy mnie widział, uśmiechał się i kłaniał się szarmancko. Podejrzewałam jednak, że zrobił się taki milutki tylko na chwilę, ze względu na mamę. I że jak ona wróci w góry, to znowu będzie mnie nachodził i zrzędził. Ale nic takiego się nie działo.W końcu zaczęłam wierzyć, że mama miała rację i pan Marian jest w gruncie rzeczy sympatycznym człowiekiem.

To było tydzień temu. Wróciłam z pracy i żeby się zrelaksować, włączyłam ulubioną płytę. Nie zdążyłam jednak dobrze wyciągnąć się na kanapie, gdy usłyszałam dzwonek u drzwi. Spojrzałam przez wizjer. To był pan Marian. Z impetem otworzyłam drzwi.

Czego pan znowu chce? Jeszcze nie minęła dwudziesta druga! Niech pan mnie wreszcie zostawi w spokoju! – wrzasnęłam.

Spojrzał na mnie spłoszony

– Przepraszam… Nie zamierzałem pani przeszkadzać. Chciałem tylko o coś zapytać… – wyjąkał zmieszany

– O co? – burknęłam trochę zaskoczona jego zachowaniem.

– O czekoladki. Za kilka dni wybieram się do pani mamy. Zaprosiła mnie do siebie w góry, a z pustą ręką nie wypada jechać… Chciałem więc zapytać, jakie najbardziej lubi. Ale chyba trafiłem na zły moment – spuścił głowę.

– Co? Nie! Wszystko w porządku. Po prostu myślałam…

– Że znowu jestem tym złośliwcem?

– No tak… – przyznałam.

– W takim razie oświadczam pani uroczyście, że to już przeszłość.

Bardzo się cieszę i przepraszam za mój wybuch. A mama lubi najbardziej czekoladki z marcepanem – uśmiechnęłam się.

A w duchu pomyślałam, że to może być początek bardzo zażyłej znajomości. Przecież miłość nie zna lat…

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA