„Złapałam welon na weselu własnego syna. Myślałam, że spłonę ze wstydu, gdy rozbawione młódki wytykały mnie palcami”

Złapałam welon na ślubie syna fot. Adobe Stock, Halfpoint
„Byłam sama przez wiele lat, ale nauczyłam się z tym żyć. Miałam jedną lub dwie koleżanki w swoim wieku, które też poszukiwały partnerów. Nie mogłam patrzeć jak błaźnią się na randkach i przyjęciach u znajomych. Były takie zdesperowane! Przecież w tym wieku to nie przystoi”.
/ 15.08.2022 17:15
Złapałam welon na ślubie syna fot. Adobe Stock, Halfpoint

Mój syn wziął sprawy w swoje ręce. Uparł się, no po prostu się uparł i postawił na swoim. Tak długo powtarzał, że zbyt długo jestem sama, że on się żeni, więc będziemy jeszcze rzadziej się widywać, a on się o mnie martwi… aż w końcu się zgodziłam. No i Wojtek wrzucił moje zdjęcie na stronę internetową kojarzącą samotnych.

Myślałam, że będą tam same dziadki

Owszem, czasem bywało mi smutno w pustym domu, ale nie tak, żeby na siłę szukać partnera, na przykład przez internet. Byłam sama przez wiele lat, ale nauczyłam się z tym żyć. Miałam jedną lub dwie koleżanki w swoim wieku, które też poszukiwały partnerów. Nie mogłam patrzeć jak błaźnią się na randkach i przyjęciach u znajomych. Były takie zdesperowane! Przecież w tym wieku to nie przystoi.

– Nie jesteś stara, mamo! – oburzył się syn, gdy mu to powiedziałam. – Popatrz, jak fajnie i młodo wyglądasz na tej fotce. O, ustawię ją sobie w telefonie, żeby cię widzieć, kiedy będziesz do mnie dzwonić.

Rzeczywiście zdjęcie było bardzo udane, Wojtek zrobił mi je wśród zieleni, kiedy spacerowaliśmy po parku. Syn opowiadał mi o przygotowaniach do wesela. On i Karolina organizowali wszystko sami, więc słuchałam z przejęciem, co wymyślili – sala weselna z błękitnymi ozdobami, zespół muzyków grających na żywo, pieczona gęś i kaczka, trzypoziomowy tort. Zapowiadała się uroczystość jak z bajki. Na razie jednak miałam problem z adoratorami. Moje zdjęcie najwyraźniej spodobało się nie tylko Wojtkowi – już po kilkunastu minutach odebrałam pierwszy telefon od jakiegoś pana Janusza.

Chciał się spotkać na piwo w pubie niedaleko. Byłam zawstydzona takim bezpośrednim kontaktem z kimś zupełnie obcym. Poza tym nie lubię piwa! Odmówiłam.

– Czemu to zrobiłaś? Przecież chciał się spotkać! – zdziwił się Wojtek.

– Nie znam go! Nie będę się spotykać z jakimiś obcymi ludźmi! – odparowałam nieco zbyt ostro. – To był głupi pomysł. Usuń to ogłoszenie.

Niestety, mimo że Wojtek je usunął, jakimś cudem wciąż odbierałam telefony od nieznajomych. Ciągle dzwonili jacyś panowie z propozycjami randki, a mnie na samą myśl, że mogłabym umówić się z kimś w ciemno, przechodził po plecach dreszcz. Po jakimś czasie telefony ucichły, a ja odetchnęłam z ulgą. Miałam już pewność, że nigdy więcej nie dam się w coś wkręcić wbrew własnej intuicji. Przed weselem kupiłam piękną koralową sukienkę, do której dobrałam szpilki i pomadkę, a nawet małą torebeczkę. A co! W końcu raz syn się żeni!

Przynajmniej taką miałam nadzieję

Przyjechałam na miejsce rozemocjonowana i obserwowałam, co się dzieje. Dziesiątki osób kręciły się wokół kościoła. Prawie nikogo nie znałam, poza moją kuzynką i bratem męża z żoną. Cóż, nasza rodzina była niewielka. Za to rodzina panny młodej najwyraźniej przeciwnie. Uroczystość była piękna i wzruszająca i gdy po ślubie podeszłam do Wojtka i Karoliny życzyć im szczęścia na nowej drodze, sama się popłakałam. Wojtek przytulił mnie mocno i powiedział, że bardzo mnie kocha, a Karolina zapewniła, że nie tracę syna, tylko zyskuję córkę.

Miło było to usłyszeć, nawet jeśli były to tylko uprzejme słowa. Pół godziny później w sali weselnej szukałam wzrokiem Andrzeja przekonana, że Wojtek posadzi mnie koło szwagra. Tak też się stało, choć nie siedziałam bezpośrednio przy nim, tylko koło jakiegoś mężczyzny, którego nazwiska nie znałam. Usiadłam i po chwili usłyszałam za sobą głęboki baryton. Mężczyzna o posturze niedźwiedzia stanął za mną i uśmiechnął się serdecznie. Miałam wrażenie, że był w moim wieku, choć mężczyźni w moim wieku zwykle wyglądają starzej!

Ten natomiast prezentował się świetnie

Nie miał brzuszka, za to włosy czarne, ciemne przenikliwe oczy i ładny uśmiech. Rzadki przypadek przystojniaka po sześćdziesiątce.

– Witam, nazywam się Henryk – przedstawił się. – Jestem wujem Karoliny. Zawsze uważałem, że to wspaniała dziewczyna, ale teraz, kiedy posadziła mnie przy tak pięknej kobiecie, zyskała kolejne punkty – uśmiechnął się szeroko.

– O, dziękuję. Bardzo mi miło…

Dawno już nie flirtowałam, więc czułam się nieswojo, ale jednocześnie bardzo mile łechtało to moje ego. Nawet jeśli komplement był nieco na wyrost. Ale w końcu na tym polega flirt! Pociągnęłam łyk szampana. Henryk był przezabawnym rozmówcą i w dodatku mistrzem dygresji i anegdotek. Często prosił mnie do tańca i dolewał mi wina. Bawiłam się z nim fantastycznie, a czas bardzo szybko płynął. Gdy zaczęły się oczepiny, nie mogłam uwierzyć, że to już północ.

– Ej, Roma, nie idziesz łapać welonu? – usłyszałam.

Nie żartuj, Heniu. To przecież zabawa dla panienek.

– Nie, nie! Dla kobiet na wydaniu. Ty też do nich należysz – powiedział z uśmiechem i zaciągnął mnie do grona małolat łapiących welon.

Karolina aż się rozpromieniła, widząc mnie w tym towarzystwie, i specjalnie wycelowała welonem w moim kierunku. Kiedy wpadł mi prosto w ręce, myślałam, że spalę się ze wstydu. Kątem oka widziałam młode koleżanki Karoliny, które zaczęły chichotać i szeptać do siebie. Tymczasem Henryk podszedł do mnie i poprosił do tańca przy całej rzeszy obserwatorów.

Zatańczyliśmy na samym środku parkietu

Kto by pomyślał, że w moim wieku spotka mnie jeszcze taka sytuacja. A tu – proszę, życie potrafi zaskoczyć. Kiedy po tańcu podeszłam do Wojtka, spojrzał na mnie tym swoim łobuzerskim spojrzeniem.

Ej, śmiejesz się ze starej matki? – zapytałam.

– Nie, przeciwnie, cieszę się. Henryk wiedział, co robi.

– Co masz na myśli?

Poczułam, że coś się tu działo za moimi plecami.

– Zobaczył twoje zdjęcie kilka tygodni temu, kiedy do mnie dzwoniłaś, i uparł się, żeby cię poznać. Powiedziałem mu, że spławiasz wszystkich nieznajomych absztyfikantów, więc poprosił, żebym posadził was koło siebie na weselu! Chyba też ci wpadł w oko, co?

Nie, proszę pana, anons już nieaktualny

Wzruszyłam ramionami, powstrzymując uśmiech. Dwa dni po weselu zadzwonił nieznany numer. Od jakiegoś czasu nie odbierałam ich z obawy, że mógłby to być kolejny zainteresowany z klubu samotnych serc, ale teraz zaciekawiona kliknęłam zieloną słuchawkę.

– Halo? Czy to Roma?

Proszę pana, anons nieaktualny. Nie szukam żadnych bawidamków – odparłam z godnością.

– To mam kłopot. Bo ja nie dzwonię z anonsu, ale jestem wybornym bawidamkiem. Przynajmniej wydawało mi się, że jedna dama bawiła się nie najgorzej w moim towarzystwie. Mówi Henryk – powiedział rozbawiony, a mnie zatkało.

No cóż, miłość pojawiła się wtedy, kiedy przestałam jej szukać, a wręcz zaczęłam odpychać. Wiem, że bez Wojtka na pewno by się to nie udało. Uparł się, że mnie zeswata i dopiął swego! Teraz wszystko jest na swoim miejscu. Henryk tak, jak ja, lubi prace w ogródku i w przydomowym warsztacie. Gdy zaczął częściej bywać w moim domu, nagle zrobiło się w nim cieplej i jakoś jaśniej. Ja znów mam dla kogo piec i gotować.

Zaczęli pojawiać się jego krewni i przyjaciele, i mój dom zaczął znów żyć. Wzięliśmy ślub pół roku temu, a naszymi świadkami byli Wojtek i Karolina. Dzieci zatem już mamy, a teraz czekamy jeszcze na wnuka!

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA