„Złamałam serce przyjacielowi, nie odwzajemniałam jego miłości. Zakochałam się w nim dopiero, gdy inny zostawił mnie samą z brzuchem”

Nie umiałam zakochać się w przyjacielu fot. Adobe Stock, Halfpoint
„– Kiedyś ludzie nie zastanawiali się, czy czują chemię – prychnęła mama. – Po prostu się pobierali, mieli dzieci i żyli z sobą przez całe życie. Myślisz, że twoja babcia, jak miała 19 lat i wychodziła za 14 lat starszego inżyniera, to była zakochana? To po prostu była dobra partia. A potem przeżyli razem 50 lat”.
/ 01.11.2022 09:15
Nie umiałam zakochać się w przyjacielu fot. Adobe Stock, Halfpoint

Kiedy poznałam Aleksa, myślałam, że to będzie nowy początek mojego życia. Pięć miesięcy później zobaczyłam dwie kreski na teście ciążowym, a kilka godzin później dotarło do mnie, że to nie początek, a koniec tego, co brałam za szczęście i miłość. Aleks poinformował mnie, że nie zamierza „brać w tym udziału” i dorzucił, że kiedy dziecko się urodzi, zażąda testów na ustalenie ojcostwa. Zostawił mnie załamaną, kompletnie na skraju. Wiedziałam jednak, że nie mogę sobie nic zrobić. Miałam mieć dziecko i tylko to trzymało mnie przy życiu.

Moi bliscy źle zareagowali na wieść o ciąży

Ojciec się zapowietrzył i oznajmił, że tego się po mnie nie spodziewał, brat mruknął, że on to się właściwie dokładnie tego spodziewał, jedynie mama mocno mnie przytuliła i powiedziała, że jakoś sobie poradzimy. Nim jednak zdążyłam się rozkleić z wdzięczności za to wsparcie, dodała z wyrzutem:

Widzisz, Irek by cię nigdy nie zostawił w takiej sytuacji!

Na te słowa rozpłakałam się na cały głos. Bo mama miała rację: Irek nigdy by mnie nie zostawił w ciąży. Irek marzył o byciu ojcem i bardzo mnie kochał. Ja także go kochałam. Problem był tylko w tym, że nieważne, jak bardzo moja i jego mama nas ze sobą swatały i wychwalały jego zalety, po prostu nie chciałam się z nim związać.

– Jesteś moim najlepszym kumplem – powtarzałam mu, kiedy mi pomagał przy remoncie albo sprzątał ze mną piwnicę. – Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.

Nigdy nie obwiniał mnie za to, że widzę w nim tylko przyjaciela. W końcu swego czasu i on widział we mnie raczej siostrę. Nasze rodziny znały się od zawsze, więc jako dzieciaki spędzaliśmy razem mnóstwo czasu. Budowaliśmy razem rakietę pod stołem, polowaliśmy na bizony jako Indianie, byliśmy piosenkarzami, policjantami, lekarzami. Zawsze widziałam w nim kogoś w rodzaju brata bliźniaka, powiernika. Czasami żartowałam, że jest moją najlepsza przyjaciółką, bo potrafił słuchać godzinami moich zwierzeń. Byłam zdumiona, kiedy powiedział mi, że jego uczucia do mnie zmieniły się z przyjaźni w miłość.

– Nic na to nie poradzę, że się w tobie zakochałem – powiedział, a ja nie wiedziałam, jak zareagować.

Bo ja się w nim nie zakochałam

Byliśmy już dorośli, on nie miał nikogo, ja kochałam się platonicznie w koledze z pracy. Ten kolega zresztą niedługo potem mnie pocałował i myślałam, że to początek pięknego związku. A tydzień później dowiedziałam się od kogoś „życzliwego”, że jest zaręczony. Płakałam, winiłam się za naiwność i obiecywałam sobie, że nigdy nie zaufam mężczyźnie. Nie chciałam mówić o tym Irkowi, ale to ze mnie wyciągnął.

– Za dobrze cię znam – kręcił głową, kiedy uparcie powtarzałam, że wszystko w porządku. – Powiesz mi wreszcie, co się stało? Przecież widzę, że masz ochotę wyć.

No to mu opowiedziałam. Wysłuchał mnie, przytulił i przypomniał, że nie wszyscy mężczyźni są tacy sami. Byłam mu wdzięczna za otuchę i wsparcie. Kiedy się odchyliłam po tym mocnym uścisku, napotkałam jego wzrok. Poczułam, że coś jest bardzo nie tak, ale nim zdążyłam się zorientować, on już przycisnął wargi do moich ust.

Irek! Co ty robisz?! – krzyknęłam, wyrywając się z jego ramion.

– Myślałem…

– Co myślałeś?! – byłam oburzona. – Powiedziałam ci, że ja tego nie czuję! Jesteś moim przyjacielem! A przyjaciele się nie całują! Jesteś taki sam jak wszyscy faceci! Idź już!

I wyszedł. Nie wiem, czy on był bardziej zraniony, czy ja wściekła. Byłam zła, bo zrozumiałam, że straciłam przyjaciela, i smutna, bo zdawałam sobie sprawę, że gdybym tylko czuła do niego pociąg fizyczny, bylibyśmy razem bardzo szczęśliwi. Ale serce nie sługa, nie umiałam zmusić się, by widzieć w Irku mężczyznę.

Straciliśmy kontakt na ponad trzy lata

Dzięki stałym raportom mamy, która wciąż przyjaźniła się z jego mamą, wiedziałam, że Irek miał dziewczynę, ale im nie wyszło. Ciocia Wacia mówiła, jak to chciałaby mieć wnuki i że Irek też marzy o żonie o dziecku, ale jakoś to wszystko nie wychodzi. W końcu poprosiłam mamę, żeby przestała mi opowiadać o dawnym przyjacielu, wspomnienia za bardzo bolały. Tak samo jak to, że go straciłam. Właśnie dlatego tak się rozpłakałam, kiedy mama znowu o nim wspomniała. Byłam na nią zła, bo wiedziałam, co myślała.

– Uważasz, że powinnam się zmusić, żeby z nim być – wytknęłam jej. – Ale ja nie wierzę w coś takiego! Kochałam go jak przyjaciela. Nie czułam… chemii.

Kiedyś ludzie nie zastanawiali się, czy czują chemię – prychnęła mama. – Po prostu się pobierali, mieli dzieci i żyli z sobą przez całe życie. Myślisz, że twoja babcia, jak miała dziewiętnaście lat i wychodziła za czternaście lat starszego inżyniera, to była zakochana? To po prostu była dobra partia. A potem przeżyli razem pięćdziesiąt lat i byli szczęśliwi! A ja i twój ojciec? On był zakochany, a mnie wystarczyło, że miał pracę i był porządnym człowiekiem.

Powiedziałam mamie wtedy, że ona tego nigdy nie zrozumie. Moja ciąża była zagrożona. Od szóstego miesiąca praktycznie nie mogłam wstawać. Miałam więc mnóstwo czasu na myślenie o swoim życiu. Strasznie wtedy chciałam zadzwonić do Irka. Marzyłam, żeby przyjechał i mi pomógł w domu, bo obecność mamy już działała mi na nerwy. Chciałam, żeby przy mnie posiedział, posłuchał moich żali i pocieszył, że wszystko będzie dobrze. Zdałam sobie sprawę, że strasznie za nim tęsknię. Tyle że nie mogłam do niego zadzwonić. Wiedziałam, że to by było wykorzystywaniem jego uczuć. Na pewno by przyjechał i się mną zajął, ale znowu chciałby czegoś więcej. A ja nie mogłam mu tego dać.

Akcja porodowa zaczęła się w środku nocy, dwa tygodnie przed terminem. Do szpitala zawiózł mnie brat, ojcu nakazałam trzymanie mamy z daleka przynajmniej przez dwa dni, bo strasznie to przeżywała, a ja potrzebowałam spokoju. W efekcie, kiedy brat wrócił nad ranem do swojej rodziny, zostałam sama z córeczką.

– Ma pani już imię? – zapytała pani Kasia, kobieta, z którą leżałam na sali.

– Liliana – odpowiedziałam. – A pani?

– Jonasz. Myśli pani, że zbyt nietypowe?

Nie zdążyłam odpowiedzieć

Drzwi się uchyliły i do sali wszedł gość mojej współtowarzyszki. Na widok męskiej sylwetki odwróciłam się do ściany i naciągnęłam kołdrę na głowę, żeby odciąć się od obcego, który właśnie wszedł. Pomyślał, że śpię, bo zapytał pani Kasi szeptem:

Jak się czujesz? Jak mały? Czegoś ci trzeba?

Poczułam, że strasznie zazdroszczę tej kobiecie. Był przy niej jej partner, troszczył się o nią, interesował dzieckiem. A ja? Zaufałam niewłaściwemu mężczyźnie i teraz byłam tam sama… Gość Jonasza i jego mamy rozmawiał z nią szeptem, a mnie bardzo chciało się siusiu. W końcu uznałam, że dłużej nie wytrzymam. Odwróciłam się i… zobaczyłam Irka! Nie widział mnie, zajęty rozmową z kobietą na łóżku. Właśnie przyglądali się maluszkowi, który ssał swoją piąstkę w ramionach mamy. Widziałam ich uśmiechy, ich głowy pochylone ku sobie, ich ciepłe spojrzenia i… poczułam, że to było kłamstwo, że nie kochałam Irka! Właśnie zrozumiałam, że był dla mnie mężczyzną! I że to przy moim łóżku powinien teraz siedzieć…

W tym momencie moja córeczka się obudziła, usłyszałam jej płacz. Irek odruchowo spojrzał w naszą stronę.

– Paulina? – na jego twarzy odbiła się konsternacja. – Ej, czekaj, pomogę ci!

To było takie upokarzające! Dopiero co zrozumiałam, że popełniłam błąd odrzucając go, a on właśnie służył mi ramieniem, żebym mogła wygrzebać się ze szpitalnego łóżka… Czułam się okropnie, wszystko mnie bolało, miałam świadomość, jak okropnie wyglądam, a do tego mężczyzna mojego życia właśnie odwiedzał swoją… no właśnie… żonę? Dziewczynę? Narzeczoną?

– Właśnie odwiedzam Kasię, moją kuzynkę – powiedział, podtrzymując mnie. – Słyszałem, że byłaś w ciąży. I… że, no… w każdym razie, gratuluję!

Oczywiście, że wiedział

Mama powiedziała cioci Waci, a ona jemu, że będę samotną mamą. A teraz stał tu i się nade mną litował.

– Pójdę sama – oznajmiłam, czując, że mam ochotę płakać. – Tylko zaraz… Bo dziecko…

Podał mi kwilącą Lilianę, a kiedy podniosłam głowę, napotkałam jego wzrok. Zalała mnie fala gorąca, bo znałam to spojrzenie. Musiał zobaczyć, że coś się we mnie zmieniło, bo dotknął mojej dłoni, a ja go za tę dłoń złapałam.

– Tęskniłem za tobą – szepnął.

– Ja za tobą też – powiedziałam, już płacząc. – To powinno być twoje dziecko…

Będzie, jeśli tak postanowimy – odpowiedział, ściskając moją rękę.

Tym razem to ja go pocałowałam. Po raz pierwszy i, oczywiście, nie ostatni!

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA