„Zjawa przepowiedziała mi, że mój synek będzie miał atak. Dzięki niej byłam przygotowana i uratowałam mu życie”

Zjawa uratowała życie mojego dziecka fot. Adobe Stock, TommyStockProject
Samochód teścia stał przed wejściem. A mało brakowało, żeby było inaczej... Antoś dostał ataku prawie pod szpitalem. – Nie miałam przeczucia, tylko ktoś mnie ostrzegł, kobieta – opowiedziałam teściom zdarzenie na strychu.
/ 09.04.2022 06:16
Zjawa uratowała życie mojego dziecka fot. Adobe Stock, TommyStockProject

Gdyby nie wizyta w domu teściów... Nawet nie chcę myśleć, co mogłoby się stać. Antoś żyje, bo posłuchałam intuicji, zamiast zbagatelizować dziwne wydarzenie. Skorzystałam z pomocy, nie odtrąciłam wyciągniętej dłoni w imię racjonalnego myślenia.

Z początku wyśmiałam pomysł Michała

Nie chciałam wyjeżdżać, uważałam, że świetnie sobie poradzę, ale mąż był nieprzejednany.

– Będę spokojniejszy, jeśli spędzicie ten tydzień u moich rodziców. Wrócę w piątek, dołączę do was, a w niedzielę pojedziemy do domu. Co ty na to?

Niestety, miał rację. Antoś cierpiał na astmę. Mimo lekarstw, miewał niespodziewane silne ataki, a był jeszcze taki malutki... Michał jechał w delegację samochodem, w razie czego byłabym zdana tylko na własne siły i taksówki. Już nieraz się przekonałam, że najszybszy transport na ostry dyżur to własne cztery kółka. Mimo to uważałam, że dam sobie radę. Mąż jednak tak długo suszył mi głowę, aż w końcu zgodziłam się pojechać do teściów.

– Oboje będziecie pod dobrą opieką, mama was odkarmi, nacieszy się wnukiem – przekonywał Michał.

Te proroctwa brzmiałyby przerażająco, gdybym nie znała teściowej. Była fajną babką, jeszcze całkiem do rzeczy i niezbyt upierdliwą. Lubiłam ją. Teścia też, chociaż trudno byłoby powiedzieć, że go dobrze znam. Zawsze milczący, lubił izolować się od otoczenia, wsadzać nos w książkę lub porządkować swoje klasery, które zawalały półki jednego z pokojów. Na szczęście dom był duży, zbudowany w latach 50., z solidnej cegły.

– Poszły na ten cel stare czworaki – opowiadała kiedyś teściowa. – Zabudowania należały do dworu, ale właściciele zaginęli na wojnie, więc kto tylko mógł, szabrował. Zresztą budynki i tak były w połowie zburzone, bo trafiła w nie bomba. A cegła była wtedy na wagę złota. I to jaka!

Dom teściów był przysadzisty, zbudowany na planie prostokąta i zaopatrzony w zabawny wykusz. Na parterze były cztery pokoje i jeden koło stryszku, z okrągłym mansardowym oknem. Wchodząc do domu, odruchowo wpatrywałam się w nie, ale oczywiście nigdy nie zobaczyłam w szybie odbicia pochodzącego z niematerialnego świata.

– Czego tam wyglądasz? – pytała mnie zawsze teściowa, przyłapawszy na gapieniu się. – Michał może zaświadczyć, że duchów u nas nie ma, mieszkał na mansardce od 9. roku życia. Nigdy nic go nie niepokoiło.

– Nie dziwię się, to taki materialista – odpowiadałam. – Gdybym była zjawą, postarałabym się rozwiać w dym na jego widok. Szkoda zachodu na niedowiarka.

Mąż zostawił nas i odjechał

Antoś zrobił „pa pa” i zanim zaczął tęsknić za tatą, już rozpieszczali go dziadkowie. Teść porzucił zajęcia i wyglądał na zachwyconego wnukiem, ja czułam się jak na wakacjach.

– Mogę w czymś pomóc? – spytałam uprzejmie teściową, zanim pogrążyłam się w słodkim nieróbstwie.

– Rozwieś pranie – poleciła.

Poczłapałam do kuchni, gdzie stała pralka, i zaczęłam wyciągać z bębna pościel.

– Na strychu są sznury, tam najlepiej schnie! – dogonił mnie okrzyk teściowej.

Rzeczywiście, na poddaszu było ciepło i sucho. I bardzo czysto, teściowa uwielbiała porządek i było to widać w każdym zakamarku jej domu. Postawiłam balię z praniem i rozwiesiłam prześcieradło, a potem poszewkę. Białe płachty przegrodziły strych, zasłaniając widok na połowę pomieszczenia. Schyliłam się po następną sztukę pościeli, gdy nagle zobaczyłam cień na wiszącym już prześcieradle. Serce skoczyło mi do gardła. Cień tkwił nieruchomo podświetlony przez promienie słońca wpadające przez okno. Ktoś tam stał.

– Halo? – zebrałam się na odwagę, choć panika we mnie narastała, czułam, że za chwilę zacznę krzyczeć.

Powstrzymywał mnie jedynie wstyd. Trochę głupio bać się w biały dzień na strychu domu pełnego ludzi. Wyjrzałam ostrożnie zza bawełnianej płachty gotowa w każdej chwili do ucieczki. Nie znałam tej kobiety, ale rzadko bywałam u teściów. Wyglądała sympatycznie, uśmiechnęła się do mnie.

– Przestraszyłam się pani, myślałam, że zastanę tu Jadwigę – powiedziała.

– Jestem jej synową – odetchnęłam z ulgą. – Mam na imię Grażyna – przedstawiłam się, wyciągając rękę.

– Ach tak, żona Michała? – ucieszyła się kobieta i wreszcie wyszła zza prześcieradła.

Nie odwzajemniła jednak uścisku. Stanęła nagle zamyślona i wpatrywała się we mnie bez słowa. Oczy miała nieobecne, szkliste.

Wyglądała naprawdę dziwnie

– Wariatka – mruknęłam i zaczęłam powoli wycofywać się w kierunku schodów.

Teraz z kolei krzyki uważałam za niewskazane, czułam, że najlepiej będzie zniknąć po cichu.

– Zatrzymaj go – powiedziała nagle kobieta głosem pozbawionym intonacji, a jej zachowanie się nie zmieniło.

„Jak ożywiona kukła”, pomyślałam.

– Będzie potrzebny twojemu synowi, nie pozwól mu odjechać – usłyszałam jeszcze i wtedy coś się we mnie odblokowało.

Ona wspomniała o Antosiu! Od urodzenia miał kłopoty zdrowotne. Synka często dopadał skurcz oskrzeli, dziecko dusiło się, trzeba było je wieźć do szpitala. Nauczyłam się błyskawicznie reagować, nie zadając żadnych zbędnych pytań. Dziwna kobieta i jej niepokojące przesłanie nagle przestały mnie interesować. Obchodziło mnie tylko jedno – Antoś! Mój kochany synek! Muszę natychmiast sprawdzić, jak on się czuje!

Przebiegłam obok kobiety pod prześcieradłami, kątem oka zauważyłam na podwórku teścia. Wsiadał do samochodu.

– Nie wiedziałam, że się dokądś wybiera – przebiegło mi przez myśl.

„Zatrzymaj go, będzie potrzebny” – odtworzyłam w głowie słowa kobiety.

Rzuciłam się do okna.

– Tato! – łomotałam w szybę, zanim wpadłam na to, żeby otworzyć okno. – Zaczekaj! – krzyczałam histerycznie – nie odjeżdżaj!

Teść stanął jak wryty, wpatrując się we mnie ze zdumieniem. Wybiegłam na schody.

– Antoś? Jak on się czuje? – dyszałam ciężko, gdy wpadłam do pokoju.

– Dobrze, nie denerwuj się – teściowa wskazała na bawiące się na dywanie dziecko. – Nie krzycz, bo go przestraszysz. Siadaj, może zrobię ci herbaty?

Patrzyła na mnie ze współczuciem, jakby się domyślała, jak to jest drżeć dzień i noc o zdrowie syna. Usiadłam, bo ugięły się pode mną nogi. Jadwiga poszła do kuchni, zsunęłam się na dywan, żeby pobawić się z dzieckiem. Antek zwrócił ku mnie buzię, na której nagle zobaczyłam ten pełen zastanowienia wyraz, który zwykle poprzedzał atak. Nikt w to nie wierzy, ale to prawda.

Dobrze znam swoje dziecko

– Tato! – krzyknęłam. – Jedziemy do szpitala! Natychmiast!

Wpadł do pokoju, jakby czekał za progiem. O nic nie pytał, w przeciwieństwie do Jadwigi, która miała mnóstwo wątpliwości. Zgarnęłam dziecko, teczkę z dokumentacją medyczną i wypadłam przed dom. Samochód teścia stał przed wejściem. A mało brakowało, żeby było inaczej, pomyślałam. Antoś dostał ataku prawie pod szpitalem. Kiedy otrzymał pomoc i zmęczony przysnął, teściowie zaczęli pytać.

– Nie miałam przeczucia, tylko ktoś mnie ostrzegł, kobieta – opowiedziałam zdarzenie na strychu.

– To nie zjawa, tylko nasza sąsiadka Helenka – Jadwiga zidentyfikowała ducha na podstawie opisu, który przedstawiłam.

– Zawsze się tak dziwnie zachowuje? Jest wieszczką? Jasnowidzem? – dopytywałam zaciekawiona.

– A skąd! – strzepnęła rękami Jadwiga. – Zwykła z niej kobitka, w życiu nie słyszałam, żeby gadała od rzeczy.

– Chyba, że ktoś ją natchnął – powiedział powoli milczący dotąd teść. – Użył jako przekaźnika.

– Miała takie puste oczy, jakby nie wiedziała, gdzie jest – szepnęłam.

– Na szczęście możemy o wszystko ją wypytać – podsumowała Jadwiga i wyjęła telefon, zadowolona, że sprawa znajdzie łatwe i szybkie rozwiązanie.

Helena wszystkiego się wyparła. Nikogo nie ostrzegała, o niczym nie wie. Owszem, była na strychu, szukając sąsiadki, ale źle się poczuła. Miała zawroty głowy, a potem wywiązała się z tego migrena. Teraz leży w łóżku i nie ma na nic siły.

– Albo ona niczego nie pamięta, albo wszystko zmyśliłaś – orzekła teściowa i więcej o tym nie rozmawialiśmy, bo obudził się Antoś i trzeba było się nim zająć, poza tym wiedziałam, że trudno mi będzie przekonać ją do swoich racji.

Niebezpieczeństwo minęło i mogliśmy wrócić do domu. Synek, przyzwyczajony do częstych wizyt w szpitalu, już prawie zapomniał o ataku. Gadał jak najęty, opowiadając niestworzone rzeczy. Miał niezwykle bujną wyobraźnię. Wysiedliśmy przed domem, odruchowo spojrzałam w mansardowe okno. Aż mnie zatkało. Przysięgłabym, że coś zobaczyłam. A raczej kogoś i nie była to Helena, tylko o wiele młodsza kobieta.

– Chodź się bawić – synek pociągnął mnie za rękę i na ułamek sekundy odwróciłam wzrok od okna strychu.

Kiedy znów spojrzałam w jego kierunku, szyba okna była czysta jak łza.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA