Mijało ponure październikowe popołudnie, a ja nie miałem kompletnie nic do roboty. Jako były nauczyciel cieszyłem się już emeryturą, pomimo że wciąż czułem się pełen energii i chęci do pracy.
Pracy jednak dla ludzi takich jak ja nie ma. Jest tylko samotność, kiepskie programy popołudniowe w telewizji i krzyżówki, które mógłbym sam pisać, bo znam chyba wszystkie hasła, jakie wymyślono. W chwilach takich jak ta szczególnie mocno tęskniłem za żoną i córką. Właściwie nawet bardziej za córką, bo moja żona zmarła piętnaście lat temu, a podczas jej długiej choroby mieliśmy okazję powiedzieć sobie wszystko, co było do powiedzenia.
Hania natomiast odeszła w sposób nagły i szokujący. Jeszcze rok po pogrzebie nie mogłem zmusić się do wykasowania jej numeru z pamięci telefonu, jakby było możliwe, że wypadek był tylko złym snem, a córka zadzwoni któregoś dnia i zapyta mnie o jakiś gambit szachowy, jak to miała w zwyczaju.
– Życie toczy się dalej, tato – dwa lata później powiedział do mnie zięć. – Hania odeszła, ale ja i Filip nadal żyjemy, i chcemy się cieszyć tym życiem. Wierzę, że dzięki Marzenie uda nam się z powrotem posklejać naszą rodzinę, że mój syn jeszcze zazna szczęśliwego dzieciństwa…
Rzeczywiście, życie toczyło się dalej, szczególnie życie mojego byłego zięcia z nową żoną. Doczekali się dwójki wspólnych dzieci, a Filip twierdził, że macocha jest całkiem okej.
– Ona się nie wtrąca w moje sprawy, a ja w jej – rzucił kiedyś, gdy pytałem, jak im się układa. – Mogę robić, co chcę, bylebym dobrze się uczył i nie palił papierosów. A reszta jej nie obchodzi. Jasny układ.
Myślałem, że się spalę ze wstydu!
Nie byłem przekonany, czy na tym właśnie ma polegać wychowywanie szesnastolatka, ale zięć wyraźnie dał mi do zrozumienia, że nie życzy sobie żadnych komentarzy na temat jego nowej żony. Właściwie mogłem uważać się za szczęściarza, że nie odciął mnie od kontaktów z jedynym wnukiem. Zauważyłem bowiem, że były zięć w ogóle nie wspomina już Hani, usunął z domu jej wszystkie zdjęcia i pamiątki po niej, a młodsze dzieci chyba nawet nie znały imienia matki przyrodniego brata…
Siedziałem tak, pogrążony we wspomnieniach, odruchowo przestawiając figury na szachownicy, kiedy zadzwonił telefon.
– Tak, słucham – zgłosiłem się, oczekując kolejnego natrętnego telemarketera, bo ostatnio nikt inny jakoś do mnie nie dzwonił.
– Pan Kazimierz S.? – w słuchawce zabrzmiał męski głos, nie był jednak przymilny ani nawet uprzejmy.
Kiedy potwierdziłem, mój rozmówca szorstko przeszedł do rzeczy:
– Dzwonię ze stanowiska ochrony w galerii Słonecznej. Właśnie ujęliśmy Filipa N., który podaje się za pańskiego wnuka, na kradzieży artykułów elektronicznych. Wezwaliśmy policję, ale że jest to niepełnoletni, przy przesłuchaniu musi być dorosły opiekun. Może pan tu zaraz przyjechać?
Nie mam pojęcia, ilu świętych wezwałem po drodze, by pomogli mi w tej sprawie. Jechałem tam zdenerwowany, zawstydzony i wręcz przerażony, jakby to co najmniej mnie przyłapano na kradzieży.
– Proszę podpisać protokół z przesłuchania – na koniec żenującej rozmowy, popartej odtworzeniem filmiku z monitoringu, na którym Filip wyraźnie kradł jakiś sprzęt, policjant podsunął mi dokument.
Podpisałem, unikając jego wzroku
– Wypisuję mandat karny na dwieście złotych – dodał funkcjonariusz. – Dzisiaj to wszystko, ale proponuję przeprowadzić rozmowę z rodzicami chłopca. Następnym razem już nie będzie taryfy ulgowej.
Wyszliśmy stamtąd w milczeniu. Filip wcale nie wyglądał na zawstydzonego, raczej na wściekłego, że w ogóle dał się przyłapać.
– Muszę powiedzieć twojemu tacie albo macosze. Właściwie czemu nie podałeś telefonu do nich?
– Tata jest w delegacji – wzruszył ramionami Filip. – A Marzena… To nie jej sprawa, nie? Tylko by się wkurzyła, że jej narobiłem kłopotów, i nie miała z kim zostawić dzieci.
– Nie jej sprawa, że jej pasierba przyłapano na kradzieży?! – aż się zatrzymałem. – Przecież ona cię wychowuje! Koniec tego dobrego! Dzwonię do twojego ojca!
Nie dodzwoniłem się jednak. Palnąłem więc wnukowi mowę umoralniającą na temat sięgania po cudzą własność, wyjaśniłem, czym grozi wciągnięcie do akt kryminalnych, i starałem się ze wszystkich sił wzbudzić w nim poczucie winy. Kiedy odchodził, byłem pewien, że mój monolog odniósł skutek.
Filip, dlaczego ty to robisz?
Filip ani nikt z jego rodziny nie odzywał się do mnie przez kolejnych kilka tygodni. Usiłowałem do nich zadzwonić, ale jakoś nie udawało mi się ich zastać. Miałem tylko nadzieję, że u wnuka wszystko w porządku. Niestety, okazało się, że jednak nie…
– Pan Kazimierz S.? – to samo pytanie, inny głos; tym razem dzwoniła kobieta. – Ten numer podał mi Filip, pański wnuk. Mamy tu pewien problem…
Tym razem problemem okazała się ukryta kamera w sklepie muzycznym. Filip i jakiś jego kolega tak bardzo ucieszyli się z awarii bramek alarmowych przy drzwiach, że postanowili skorzystać z okazji i wynieść kilka płyt, pomijając kasę. Przyłapani z kradzionym towarem tuż za progiem, zostali zaciągnięci na zaplecze i zmuszeni do podania danych rodziców. Filip wcisnął im bajeczkę, że mieszka z dziadkiem, bo rodzice pracują w Niemczech, i tym sposobem znów musiałem wyciągać go z tarapatów.
– Coś ty sobie myślał?! – złapałem go za ramiona, kiedy kierowniczka sklepu już z nami skończyła.
Nie wezwała policji, kazała tylko zapłacić za towar i więcej się nie pokazywać w jej salonie. Filip mógł mówić o szczęściu.
– Jak często to robisz? Co jeszcze ukradłeś? I, do cholery, dlaczego?!
Właśnie to najbardziej chciałem wiedzieć – dlaczego Filip to robił. Przecież ojciec dawał mu masę pieniędzy na wydatki, dzieciak miał te wszystkie konsole, iPody, iPady, czy czym oni teraz się tam bawią, zamiast rozmawiać z przyjaciółmi jak my kiedyś.
– Za mało masz? Po co kradniesz? – starałem się mówić ciszej, kiedy posadziłem go u siebie w kuchni.
Ściany w blokach są cienkie
– Bo tak – odparł buńczucznie.
Wiedział już, że tym razem nie odpuszczę i zadzwonię do jego ojca. Przybrał więc postawę obronną, wręcz agresywną.
– Kim był ten kolega, co z tobą kradł? – zmieniłem kierunek rozmowy. – Są jeszcze jacyś?
Ponowne wzruszenie ramion. Filip siedział skulony na krześle, patrząc w podłogę. Zrozumiałem, że nic z niego nie wyciągnę. Do byłego zięcia dodzwoniłem się dopiero za szóstym razem. Odebrał, odezwał się ze zniecierpliwieniem w głosie.
– To naprawdę ważne? Mam spotkanie…
– Tak, to ważne – przerwałem mu.
A potem opowiedziałem o kryminalnych zapędach Filipa. Wnuk siedział w tym czasie obok mnie, nerwowo żując sznurek od kaptura bluzy. Sądziłem, że zięć zechce z nim pomówić, ale on tylko mnie wysłuchał, a potem powiedział, że musi kończyć, i że porozmawia z synem w domu. Filip opuścił moje mieszkanie przygaszony i chyba lekko obrażony.
Nie przejmowałem się tym. Rodzice musieli się za niego ostro wziąć, jeśli dzieciak miał wyjść na prostą. Miałem nadzieję, że mój telefon wstrząsnął byłym zięciem, i że wymyśli, jak oduczyć Filipa kradzieży.
Pękła w nim tama żalu i goryczy
Kilkanaście dni później było Święto Niepodległości, więc poszedłem na paradę pod ratuszem. Przypadkiem spotkałem tam Filipa z ojcem, macochą i dwójką przyrodniego rodzeństwa. Po powitalnych uprzejmościach, odciągnąłem wnuka na bok i zapytałem, czy wszystko gra.
– Pewnie dostałeś szlaban na wyjścia – domyśliłem się.
– Nie dostałem – Filip tradycyjnie wzruszył ramionami. – Ojciec nawet słowem się o tym nie zająknął. Chyba zapomniał po prostu.
– Co?! – nie mogłem uwierzyć. – Jak mógł zapomnieć?
– Normalnie. Miał kupę pracy, potem Majka miała zapalenie ucha, Kacper występ w przedszkolu. Marzena się wściekała, że ojciec za mało czasu spędza z dziećmi, czyli z nimi – dorzucił z nagłym smutkiem. – I ojciec zabrał ich na cały dzień na plac zabaw. No to nie miał kiedy zajmować się mną – jego ramiona znowu drgnęły.
Spojrzałem z ukosa na wnuka i zrozumiałem, że on wcale nie cieszy się z tego, że mu się upiekło. Zapewne nie przyznałby się do tego nawet na torturach, ale w głębi duszy ten dzieciak chciał, żeby ojciec odbył z nim męską rozmowę, nawet na temat złego zachowania.
Nagle pojąłem, że zapewne Filip marzył o rozmowie z tatą na jakikolwiek temat! O tym, by ojciec – dzielący czas pomiędzy pracę, żonę i nowe dzieci – potrafił dostrzec, że ma też jeszcze jedno dziecko: prawie dorosłego syna.
– A na inne tematy to gadasz czasem z tatą? – zapytałem, by się upewnić w swoich ponurych domysłach. – O szkole, sporcie, dziewczynach?
– Ta, jasne! – mój wnuk parsknął dziwnym śmiechem. – O szkole to tyle mi powiedział jakieś dwa lata temu, że jak mi średnia spadnie poniżej trzech i pół, to mi obetnie całe kieszonkowe. No więc mam równiutko trzy i pół – znowu się zaśmiał, choć brzmiało to bardziej jak bulgot złości. – A o sporcie? Dziewczynach? Bez jaj… Ojciec nawet nie wie, że miałem już trzy dziewczyny i mam rekord szkoły w rzutach do kosza. Co go to obchodzi? Przecież on ma nową rodzinę! Ja tylko im tam przeszkadzam! – nagle zaczął mówić szybciej i głośniej, aż ludzie zaczęli na nas popatrywać. – Liczy się tylko Marzena, Majka i Kacper! Idealna rodzinka, k… mać! – w tym momencie tama pękła i Filip zaczął wyrzucać z siebie zapiekły żal, pretensje i wściekłość.
Wiedziałem, że pójdą na układ
Nie zwracał uwagi, że robi scenę na środku chodnika, więc zaciągnąłem go na opustoszały plac zabaw. Wnuk nie miał już maski zblazowanego nastolatka, który ma wszystko gdzieś. Był czerwony na twarzy, a jego oczy, które tak bardzo przypominały oczy mojej Hani, gorzały od dawna tłumionym gniewem.
Przestał też kontrolować swoje słownictwo i musiałem go mitygować, kiedy rzucał wulgaryzmami. Ale mimo to pozwoliłem mu mówić, czy raczej krzyczeć. Byliśmy sami, zaczął siąpić paskudny, drobny deszczyk i zerwał się wiatr, jednak my nie przerwaliśmy tej rozmowy. Bo Filip chciał, żeby wreszcie ktoś zainteresował się jego problemami.
– Marnie to wygląda… – powiedziałem w końcu, kiedy umilkł.
Ostatnie słowo, jakim nazwał macochę zawisło w powietrzu niczym gotowa do użądlenia osa. Faktycznie, sytuacja wnuka była nieciekawa. Wychowywał się w rodzinie, w której tak naprawdę nie było miejsca ani dla niego, ani dla wspomnień po jego matce.
Marzena nie chciała żyć w cieniu zmarłej pierwszej żony męża, więc ten nie wspominał przy niej o swoim życiu z Hanią. I tylko Filip był dowodem na to, że mój były zięć kiedyś kochał inną kobietę, miał z nią dziecko i planował przyszłość. Marzena postanowiła go więc ignorować.
Filip jej nie obchodził, podobnie jak i sterroryzowanego jej fochami męża, dopóki nie sprawiał problemów. Nic więc dziwnego, że zaczął je sprawiać, choć nie sadziłem, by był to świadomy proces myślowy. Sądzę, że mój niechciany w rodzinie, ignorowany wnuczek po prostu pragnął na siebie zwrócić uwagę, i jak wszystkie dzieci w historii świata w podświadomy sposób sięgnął po najprostszy sposób: złe zachowanie.
Tyle że nawet to niczego nie zmieniło, ponieważ jego ojcu nawet nie chciało się z nim o tym porozmawiać… Cholera! Kiedy Filip się uspokoił, powiedziałem mu, co możemy zrobić, a potem odprowadziłem go do restauracji, w której siedziała jego rodzina.
Podziękowałem za wymuszone zaproszenie i wyszedłem stamtąd, najpierw jednak wymusiłem na byłym zięciu obietnicę, że zadzwoni do mnie wieczorem. Dotrzymał jej, a że ja miałem całe popołudnie na przemyślenie kilku spraw, więc kiedy się odezwał, nie wahałem się oznajmić mu:
– Filip to mój wnuk i jedyny żyjący krewny. Nie pozwolę, by się zmarnował i zszedł na złą drogę – usłyszałem zniecierpliwione westchnienie zięcia, ale kontynuowałem niezrażony: – Rozumiem, że ty i twoja druga żona macie masę obowiązków przy dwójce małych dzieci, dlatego oferuję wam pomoc. Mam trzypokojowe mieszkanie, więc Filip może zamieszkać u mnie do końca liceum. Będzie miał bliżej do szkoły, a ja przygotuję go do egzaminów z matematyki i fizyki. Wiesz, że tego uczyłem, prawda? – upewniłem się.
– Tak, pamiętam – głos zięcia był nieznacznie ożywiony. – No, nie wiem… On ma szesnaście lat, powinien mieszkać z rodzicami – jeszcze przez chwilę próbował odgrywać zatroskanego tatę. – Ale może to nie jest taka zła myśl… Dobrze, porozmawiam z Marzeną.
Dla nas najlepsze rozwiązanie
Uśmiechnąłem się do siebie. Byłem pewien, że Marzena z radością wyrazi zgodę, by pasierb zamieszkał u mnie. Wreszcie miałaby dzięki temu męża na własność i nic w otoczeniu nie przypominałoby jej, że nie jest jego pierwszą żoną. Nie pomyliłem się w tej ocenie.
– Marzena uważa, że można tak spróbować – ostrożnie powiedział następnego dnia były zięć. – Filip może się do taty przeprowadzić, ja oczywiście będę płacił na jego utrzymanie…
I tak zrobiliśmy. Wnuk zamieszkał u mnie i pod moim okiem uczył się do klasówek i testów. Jego średnia nagle skoczyła powyżej czterech. To ja chodziłem na wywiadówki, ale także na mecze koszykówki, której Filip – jak odkryłem – był szkolną gwiazdą. Przedstawił mi swoich kolegów i niejaką Nikę, która wpatrzona była w niego jak w święty obrazek.
Może mieszkanie pod jednym dachem z nastolatkiem to nie jest wieczna sielanka, zdarzają nam się kryzysy, konflikty, a nawet awantury, ale wiem, że to najlepsze rozwiązanie. Nie tylko dla Filipa. Dla mnie też. Bo życie dla kogoś zawsze jest lepsze niż samotność przed telewizorem i przy dawno rozwiązanych krzyżówkach.
Czytaj także:
„Mąż nie mógł pogodzić się z tym, że się starzeje. Młoda kochanka go zostawiła, a ja znalazłam na wakacjach faceta na poziomie”
„Nie mogłam się uwolnić od zazdrości męża. Gdyby mógł, na pewno wsadziłby mnie do klatki, by mieć mnie tylko dla siebie”
„Po 10 latach w małżeńskim piekle wołałam o pomstę do nieba. W końcu spotkałem anioła, a męża posłałam do diabła”