Owdowiałam ponad 10 lat temu, od tego czasu mieszkałam tylko z synem. Zajmowaliśmy całe piętro w zabytkowej kamienicy w centrum Krakowa i mieliśmy do swojej dyspozycji 3 bardzo ustawne pokoje. W tym z balkonem zrobiłam sobie sypialnię, ale pokój był na tyle duży, że poza łóżkiem zmieścił się tu też stolik z dwoma fotelami, na których siadały moje koleżanki, kiedy mnie odwiedzały, i masywna komoda z ustawionym na niej telewizorem.
Patryk zajmował pozostałe pokoje
W jednym zrobił sobie sypialnię z dużym rzuconym na ziemię materacem, a w drugim miejsce, w którym spotykał się z przyjaciółmi. Kiedy w jego życiu pojawiła się Weronika, bez najmniejszych wątpliwości zgodziłam się na to, by dziewczyna zamieszkała razem z nami. Nie wyobrażałam sobie, żeby mój syn miał się wyprowadzić i zostawić mnie samą w tym dużym mieszkaniu. Sprzedaż i zamiana na dwa mniejsze, póki co, nie wchodziła w grę. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że aby osiągnąć za nie dobrą cenę, należałoby zrobić gruntowny remont, wymienić całą instalację wodną i gazową, wstawić nowe okna, a na to absolutnie nie było mnie teraz stać.
Weronika to świetna dziewczyna, od razu zapałałam do niej sympatią. Pochodzi z Katowic, a do Krakowa przyjechała na studia. Od niedawna pracowała jako pielęgniarka na oddziale ortopedycznym w jednym z większych szpitali. Mieszkała w wynajmowanym do spółki z koleżanką mieszkanku na obrzeżach miasta, lecz lada moment umowa wynajmu wygasała i dziewczyna zastanawiała się co dalej.
– Weronika chciała wziąć kredyt na jakieś niewielkie mieszkanko, bo nie myśli o powrocie na Śląsk. Tu ma pracę, którą lubi, no i mnie, dlatego wpadłem na pomysł żeby zamieszkała z nami – Patryk jak zawsze był prostolinijny.
Nie lubię gotować, a ona robi to świetnie
Pomysł bardzo mi się spodobał. Lubiłam Weronikę i byłam szczęśliwa, że mój dom nie opustoszeje. Poza tym ustaliłyśmy już na wstępie, że podzielimy się domowymi obowiązkami. Sama to zaproponowała, kiedy po kilku dniach wspólnego funkcjonowania spostrzegła, że wracam późno i jedyne, o czym wtedy myślę, to ciepła kąpiel i drzemka przed telewizorem, a nie gotowanie obiadu…
– Może mogę pomóc w kuchni albo przynajmniej co drugi dzień gotować? – zapytała.
Nie miałam nic przeciwko. Przyznam szczerze, że gotowanie jest moją piętą achillesową, a robiłam to tylko dlatego, żeby moje dziecko po przyjściu do domu miało coś ciepłego do zjedzenia. Bardzo ucieszyłam się z zaproponowanej przez nią pomocy. Muszę przyznać, że Weronika świetnie radziła sobie w kuchni. Pochodzi z tradycyjnej rodziny, w której jada się wspólnie, a posiłek to nie cokolwiek zjedzone w biegu, tylko: zupa i drugie danie, a nawet własnoręcznie upieczone ciasto na deser. Patryk chwalił jej kuchnię. Ja też nie szczędziłam komplementów. Szczególnie przepadałam za jej roladami z kluskami i modrą kapustą, które serwowała nam w każdą niedzielę. Patryk z kolei uwielbiał gulasze, które podawała z kaszą i kiszonymi ogórkami.
W końcu Weronika objęła w pełne władanie kuchnię i zajęła się regularnym przygotowaniem posiłków dla całej naszej trójki.
Ja wzięłam na siebie robienie sprawunków
Mam samochód i łatwiej mi podjechać do marketu i zrobić zakupy, niż prosić Patryka czy Weronikę, aby po pracy jechali do sklepu i wracali autobusem z wypchanymi torbami. Koleżanki z mojego biura wiedziały, że od pewnego czasu mieszkam nie tylko z synem, ale także jego dziewczyną. I większość była zaskoczona takim układem. Bo „bez ślubu?”, „bo tak bez konfliktów?”…
Ale my stworzyliśmy doskonale funkcjonującą, trzyosobową drużynę. W domu wszystko chodziło jak w zegarku, młodzi byli szczęśliwi, ja zyskałam więcej czasu dla siebie. Układ idealny! Wydawało mi się, że tak już zostanie.
Patryk narobił nam strachu
Jednak pewnego dnia zdarzyło się coś, co stało się przyczynkiem dużej zmiany. Patryk zapowiedział, że wróci później, bo po pracy idzie na piwo z kolegami ze swojej firmy. Wiedziałyśmy więc, że wróci później, ale nie spodziewałyśmy się, że nie będzie go aż do rana. Nie miałyśmy z nim żadnego kontaktu, bo wyłączył telefon, a to tylko podniecało naszą wyobraźnię. Obie z Weroniką byłyśmy pełne najgorszych przeczuć, nie spałyśmy w nocy.
– Coś musiało się stać – mówiłam w nerwach, a Weronika ponownie sięgała po komórkę.
Kiedy byłyśmy już gotowe, by zgłosić na policji zaginięcie Patryka, ten nagle, jak gdyby nigdy nic – wszedł do domu. Nie miał jednak skruszonej miny, a kiedy jedna przez drugą zaczęłyśmy pytać, gdzie w ogóle był do tej pory, zdenerwował się i poważnie powiedział, że ma dość.
– Czego masz, synku, dość? – zapytałam zaskoczona, na co on odpowiedział, podnosząc głos, że ma dość nas obu!
Następnie w kilku zwięzłych słowach wyjaśnił, że wszystko sobie właśnie przemyślał i doszedł go wniosku, że chce pomieszkać sam.
– Wyprowadzam się – zakomunikował i zdecydowanym krokiem poszedł na strych po walizkę.
Przytuliłam Weronikę, bo wiedziałam że dla niej to bardzo trudny moment. Właśnie dowiedziała się, że mężczyzna z którym planowała spędzić swoje życie, okazał się niedojrzały i zupełnie niezainteresowany wspólną przyszłością. Chociaż byli razem już od pewnego czasu, nie mogłam udawać, że nic nie wiem o ich kłótniach i cichych dniach, które potem następowały. Byłam jednak zdania, że nie ma pary, która się nie spiera, i prędzej czy później młodzi się dotrą. Teraz jednak wszystko wskazywało na to, że nastąpił koniec tego związku.
To wspólne mieszkanie coś mu uświadomiło
– Może za parę dni mu przejdzie – pocieszałam Weronikę, dając jej do zrozumienia, że męskich słów nie należy brać zbyt dosłownie, szczególnie wtedy, kiedy mężczyźni wykrzykują je w gniewie.
Byłam przekonana, że po pewnym czasie pomieszkiwania z kolegami Patrykowi otworzą się oczy, i doceni to, co miał. Ile w końcu można wytrzymać w domu, w którym nie ma ciepłego obiadu, wypranych ubrań ani porządku, o jaki my obie zawsze tak dbałyśmy? Jego powrót moim zdaniem był tylko kwestią dni.
Patryk zawsze był wygodnicki i lubił mieć podane wszystko pod nos. Jednak mijały tygodnie, a syn w ogóle nie narzekał na swoich nowych współlokatorów. Niczym mali chłopcy grali do późnej nocy w różne gry komputerowe albo gadali przy piwie, a Patrykowi było w to graj. W domu, kiedy tylko dłużej siedział przy komputerze, narzekałyśmy, że psuje sobie oczy, a kiedy chciał gdzieś wyjść, pytałyśmy jedna przez drugą, dokąd, i po co. Teraz, jak podkreślał, wreszcie jest swobodny i niezależny. W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że syn wyprowadził się na dobre.
To nawet było zupełnie naturalne
Musiałam zaakceptować jego decyzję, bo nic nie wskazywało na to, żeby w najbliższym czasie zmienił zdanie. Zastanawiało mnie tylko jedno – skoro marzyła mu się samodzielność, dlaczego wcześniej się nie wyprowadził? Po co namówił Weronikę do wspólnego zamieszkania? Kiedy zapytałam go o to wprost, mgliście coś tłumaczył, a gdy postawiłam sprawę jasno i zapytałam, czy ma zamiar wrócić do Weroniki, odpowiedział szczerze, że bardzo ją lubi, ale zdał sobie sprawę, że jest zbyt młody na poważny związek. To wspólne mieszkanie podobno mu to uświadomiło.
No cóż, byłam naprawdę zawiedziona tym, co powiedział Patryk. Dotąd uważałam, że wychowałam go na odpowiedzialnego człowieka, tymczasem okazało się, że mój ukochany synek to jeszcze zupełny dzieciak. Znudziła mu się dziewczyna, którą do nas sprowadził, to spakował manatki i tyle go widziano. Nie zastanowił się, w jak trudnej sytuacji postawił mnie. Co jego zdaniem powinnam zrobić? Mój syn zachował się nieodpowiedzialnie, lecz ja postanowiłam stanąć na wysokości zadania. A że lubię Weronikę, to wcale nie było trudne…
– Patryk się wyprowadził, ale uważam że to nie powód, abyś i ty musiała się pakować – powiedziałam wprost. – Mieszkanie jest za duże dla mnie samej, więc jeśli tylko jesteś zainteresowana, to nie widzę żadnego problemu w tym, żebyśmy nadal mieszkały razem. Poza tym bardzo cię lubię, uważam, że naprawdę wspaniała z ciebie dziewczyna. I życzę ci jak najlepiej. Czy z moim synem, czy bez niego.
Weronika ze łzami w oczach podziękowała mi za propozycję. Póki co mieszkamy razem, bo tak jest nam obu wygodnie. Gotujemy na zmianę, ustaliłyśmy też, która kiedy i co sprząta, obie partycypujemy w rachunkach. Kiedy ten układ przestanie się sprawdzać, pewnie go zmienimy, ale na razie nie ma takiej potrzeby.
Patryk wpada do nas od czasu do czasu i zachowuje się jak gdyby nigdy nic. Pewnie wszystko się zmieni, gdy kogoś pozna i będzie chciał odwiedzać mnie ze swoją nową dziewczyną. To byłaby bardzo niezręczna sytuacja, ale na szczęście na razie nie muszę o tym myśleć.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”