Mój małżonek od wielu lat lubił sobie pograć. Z początku stawiał na totolotka, a później przerzucił się na lotto. Zawsze dokładnie analizował numerki, które często się powtarzały, a przez pewien okres obstawiał te same cyfry. Niespecjalnie przepadał za losowym typowaniem liczb. Czasami udawało mu się nawet trafić jakąś wygraną, ale były to raczej niewielkie sumy. Patrząc na to wszystko z perspektywy czasu, więcej kasy przepuścił niż zyskał, więc suma summarum wyszliśmy na tym jak Zabłocki na mydle.
Starałam się go przekonać, żeby to porzucił. Tłumaczyłam, że fundusze, które przepuściliśmy w taki sposób, dałoby się wykorzystać zdecydowanie rozsądniej. Niestety, moje słowa trafiały w próżnię. Mój mąż upierał się przy swoim, wierząc, że w końcu mu się poszczęści i odniesie wielki sukces.
Obawiałam się przykrych konsekwencji
– Zawsze ktoś trafia w totka – mówił z uporem maniaka – więc czemu niby mnie miałoby się nie udać?
– Ja nie spotkałam nikogo, kto zgarnął dużą wygraną – odgryzałam się. – A ty?
– Jeszcze nie, ale co to ma do rzeczy? Poczekaj tylko, jeszcze będziemy opływać w luksusy, jeszcze inni będą nam zazdrościć – przepowiadał mój ukochany.
– Wcześniej wylądujemy pod mostem.
– Daj spokój z tymi fatalistycznymi wizjami, mamuś – dzieci włączały się do naszych dyskusji.
Córki tatę głośno dopingowały i tak samo mocno jak on liczyły na fart i wygraną. Nieraz wieczorami, przeważnie tuż przed losowaniem, snuły plany, co zrobią z tymi jeszcze nieistniejącymi pieniędzmi.
Kombinowały, na co je przeznaczą, jakie zakupy poczynią, dokąd się udadzą i co ciekawego obejrzą. Ja też z chęcią pobujałabym w obłokach na temat wydawania dodatkowego miliona, ale coś mnie blokowało. Nie wierzyłam, że uda się wygrać. Odnosiłam wrażenie, że te kumulacje w totolotku, ogromne kwoty do zgarnięcia, są jakieś nierealne. Miałam przeświadczenie, że to jedno wielkie matactwo.
– To niemożliwe, żeby zwykli ludzie zgarniali takie kwoty – mówiłam ciągle do swojego męża. – Nie ma szans. Daj mi lepiej kasę, którą przeznaczasz na losy, wykorzystam ją z głową.
Kiedy zobaczyłam, że mój mąż przynosi do mieszkania mnóstwo kuponów, powoli przestawałam nad sobą panować. Obawiałam się przykrych konsekwencji. Słyszałam o uzależnieniu od gier hazardowych, a zakłady liczbowe, czy to totolotek, multi lotek, czy lotto, chyba zaliczały się do hazardu. Kłótnie na ten temat wybuchały między nami coraz częściej. Ani on, ani ja nie mieliśmy zamiaru odpuścić. Miałam wrażenie, że Adaś jest już uzależniony od zakreślania cyferek i sprawdzania, czy trafił!
Wpadłam w furię i wystarszyłam dzieci
Jednej nocy, gdy mąż wypełniał los, oznajmił, że następnego dnia na pewno trafi szóstkę, więc postawi dziesięć razy więcej. Wpadłam w furię. Zaczęłam się wydzierać, że mam po dziurki w nosie tej głupoty i albo w tej chwili wywali te bzdury do śmieci, albo ja wykopię go z domu. Niech sobie idzie pomieszkać z menelami pod wiaduktem. Szerokiej drogi!
Nastraszyłam dzieci, a chyba i samego Adama, gdyż porwał kupon w strzępy i wyrzucił do śmieci.
– Jak sobie chcesz! – syknął wkurzony. – Obyś tylko potem nie pluła sobie w brodę.
Po tym mąż położył się spać. Sen, który nawiedził mnie tamtej nocy, na zawsze utkwił mi w pamięci. Cyfra za cyfrą, wciąż od nowa, a między nimi mój dawno nieżyjący ojciec, nalegający, bym wysłała los. Obudziłam się kompletnie wykończona, jakbym przez całą noc orała pole. Adam wciąż się nie odzywał, poszedł do pracy bez słowa. Nie potrafiłam przywołać z pamięci liczb ze snu, ale gdy tylko dzieciaki wyszły do szkoły, popędziłam do kubła na śmieci. Wysypałam jego zawartość na podłogę w kuchni i zaczęłam grzebać. Gdybym oglądała siebie z boku, uznałabym, że zwariowałam.
Grzebałam w śmieciach, aż w końcu wygrzebałam ten podarty kupon. Pozbierałam wszystkie kawałki i ułożyłam je na blacie. Kupon był cały wypełniony, ale niestety już bezużyteczny. Poszperałam jeszcze trochę w Adamowych rzeczach i znalazłam parę pustych kuponów. Starannie przekopiowałam na nie wszystkie numerki z tego zniszczonego.
Idąc do pracy, wstąpiłam do pobliskiego punktu lotto i zagrałam. Nie chciałam zastanawiać się nad sensem tego wszystkiego. Czyżbym oszalała? Ledwie wczoraj posprzeczałam się z małżonkiem, a już dzisiaj sama zrobiłam to, o co go oskarżyłam. Nigdy nie należałam do osób wierzących w los czy marzenia senne, zawsze byłam realistką. Mimo to, nie umiałam się powstrzymać.
Mąż zarządał rozwodu
Po dwóch dniach mąż przyszedł z firmy wkurzony jak nigdy dotąd.
– Chyba złożę papiery rozwodowe po twojej ostatniej akcji – wydarł się, wchodząc do pokoju.
– O co ci chodzi? – popatrzyłam na niego zaskoczona i lekko wystraszona.
– Gdyby wasza kochana mamusia była mądrzejsza – Adam odwrócił się do naszych pociech – to teraz opływalibyśmy w luksusy!
Kiedy to usłyszałam, opadłam bezwładnie na krzesło. Niemożliwe, pomyślałam. A może jednak? Nie, to absurd!
– Co takiego? – wydusiłam z siebie.
– Chodzi o to, że wreszcie trafiła mi się główna wygrana. Rozumiesz? Wypadły numery, które ostatnio skreśliłem! – warknął mój małżonek i z impetem zamknął drzwi od toalety.
Mąż gadał coś jeszcze do siebie, jednak nic z tego nie rozumiałam. Nasze dzieci spoglądały na mnie, stojąc w drzwiach kuchni. Trudno ocenić, czy bardziej były przerażone, czy zdumione całą sytuacją.
– Mamusiu, to co tata mówi to prawda? – wydukała po chwili nasza córeczka Joasia.
– Sama nie wiem, skarbie – odrzekłam z lekkim wahaniem w głosie. – Ale tak na wszelki wypadek lepiej go dzisiaj nie zaczepiajcie. Chyba jest w jakimś szoku.
Byłam totalnie zdezorientowana
Wysłałam ten los, widniały na nim takie same cyfry jak na kuponie męża. Spisałam je skrupulatnie. A teraz on twierdzi, że udało mi się wygrać? Czyżbyśmy nagle się wzbogacili? Jednak reakcja Adama mocno mnie zaniepokoiła, byłam bezradna. Wyznać mu prawdę? A może lepiej zachować to dla siebie…
Zdecydowałam, że na razie będę milczeć, póki nie zweryfikuję, czy faktycznie zgarnęłam główną wygraną. Odczekałam, aż nasze dzieci zasnęły. Zajęłam miejsce naprzeciwko małżonka, który pił już trzecią butelkę piwa, choć raczej rzadko sięgał po procentowe trunki.
– Wynoś się stąd! – ryknął z furią.
– Adamie, jest coś, o czym muszę ci powiedzieć…
– Nie chcę tego słuchać!
– Daj mi chwilę, ja… ja wysłałam twój kupon – wyznałam. – W sensie nie dokładnie ten sam, bo tamten był zniszczony, ale…
Spojrzał na mnie uważnie.
– Nie żartuj tak – wymamrotał.
– Wcale nie żartuję, naprawdę go wysłałam. Rano wyciągnęłam go z kubła, przepisałam wszystko i wysłałam.
– Daj zobaczyć – powiedział zachrypniętym głosem.
Z torebki wyciągnęłam kupon i umieściłam go na blacie stołu. Adam chwycił go w dłoń, a następnie przez dłuższą chwilę dokładnie analizował. W końcu odłożył go z powrotem.
– Wszystko wskazuje na to, że udało ci się wygrać prawie trzy miliony złotych – wydukał.
– Mówisz poważnie? – trudno mi było w to uwierzyć.
– Owszem – przytaknął. – Nie mam co do tego wątpliwości. Od teraz jesteś milionerką – uzupełnił po chwili.
– Jesteśmy milionerami– poprawiłam go.
Nie wiedziałam co zrobić z wygraną
Szczerze mówiąc, to nie byłam jakoś superzadowolona, wręcz przeciwnie – trochę mnie to wszystko przeraziło i poczułam się trochę jak dziecko we mgle. Wyobrażacie sobie taką górę szmalu? No ja w życiu! Totalnie nie wiedziałam, co z tym fantem zrobić, na co te pieniądze wydać, gdzie je ulokować czy w co zainwestować.
– Słuchaj, Adam, ja się po prostu boję – jakoś w końcu z siebie wydusiłam.
Roześmiał się na całego.
– Przecież posiadamy mnóstwo szmalu. Masz jakiś pomysł, na co go przeznaczyć?
Patrząc na moją nietęgą minę, poprawił się:
– To znaczy mamy. Wiesz, co możemy z tym zrobić?
– Nie wiem.
– Stać nas teraz na zakup bardziej przestronnego mieszkania, a może nawet domu jednorodzinnego. Możemy zamienić nasze auto na lepszy model. A gdybyśmy tak wyruszyli w podróż za granicę? Albo jeszcze lepiej – dookoła świata! No i zadbamy o lepszy start dla naszych dzieci. Lilka, jesteśmy bogaci!
Adam tryskał radością, a ja... miałam mieszane uczucia. Obawiałam się, że teraz nasze życie ulegnie diametralnej zmianie. A przecież podobało mi się tak, jak było do tej pory.
– Tylko błagam, nie wspominaj o tym dzieciakom – zwróciłam się do swojego męża. – Są jeszcze niedojrzałe. Od razu wszystko wygadają swoim koleżankom i kolegom.
Kiedy już mieliśmy kasę z wygranej, na początku zdecydowaliśmy się na zakup innego auta. Przestronnego, komfortowego i dającego poczucie bezpieczeństwa, a co najważniejsze, prosto z salonu, żeby nie było z nim problemów. Rodzinie i znajomym powiedzieliśmy, że kupiliśmy go na raty.
Jeśli chodzi o auto, to poszło gładko, ale z kupnem nieruchomości było trudniej. Mój mąż koniecznie chciał, abyśmy pozbyli się naszego mieszkania i zdecydowali się na przestronniejsze gniazdko.
Nie chciałam chwalić się fortuną
Intensywnie główkowałam nad tym, jak to wykombinować bez afiszowania się z fortuną, która na mnie spadła. Adamowi ciężko było pojąć moje rozterki – on najchętniej wykrzyczałby całemu światu o naszym szczęściu. Ja natomiast twardo obstawałam przy swoim zdaniu, że lepiej trzymać język za zębami.
Ostatecznie prawdy dowiedzieli się jedynie nasi rodzice. Reszcie opowiadaliśmy różne bajeczki – raz, że to spadek po wujku mojego męża, innym razem, że po jakiejś dalekiej ciotce. W pewnym momencie sami już nie wiedzieliśmy, co komu powiedzieliśmy.
– Tato, jaki znowu spadek? – w końcu nasza córka zaczęła coś podejrzewać. – Pierwszy raz słyszę o jakiejś cioci z Ameryki.
Spojrzeliśmy na siebie z Adamem i wybuchnęliśmy śmiechem.
– Żadnego spadku tak naprawdę nie dostaliśmy – powiedział szczerze Adam. – Tak się składa, że nasza mama trafiła szóstkę w totka i zgarnęła niezłą sumkę.
– Nasza mama? – Asia aż zaniemówiła ze zdumienia. – Ale ona przecież nigdy nie brała udziału w żadnych losowaniach.
– No i widzisz, nie kupowała losów, nie kupowała, aż tu nagle raz spróbowała szczęścia i od razu – główna wygrana.
– I wszystkie te pieniądze poszły na kupno domu? – Asia ewidentnie nie była zachwycona takim obrotem sprawy.
– Powiedz, skarbie, o czym marzysz?
– Moim marzeniem jest wycieczka do Portugalii – wyrzuciła z siebie. Kompletnie nie wiem, skąd jej się wziął taki pomysł.
– Na wakacyjny wyjazd na pewno wystarczy – uznałam. – W lecie gdzieś się wybierzemy. Ale błagam, nie rozpowiadajcie o tym, że wygraliśmy – podkreśliłam, choć szczerze wątpiłam, czy uda im się zachować tak rewelacyjną nowinę dla siebie.
I wiecie co? Moje dzieci mnie zdziwiły. Wieści się nie rozniosły, więc najwyraźniej trzymały buzię na kłódkę.
Wyjazd okazał się strzałem w dziesiątkę
Tegoroczny wyjazd na wakacje do słonecznej Portugalii okazał się strzałem w dziesiątkę. Odpoczęliśmy, naładowaliśmy baterie, a przy okazji zobaczyliśmy kilka naprawdę urokliwych zakątków. Po powrocie wylądowaliśmy w naszych nowych czterech kątach. Pozostałe fundusze trafiły na specjalne konto, z przeznaczeniem na przyszłe studia naszych pociech.
– Kto wie, a nuż mamie znowu się poszczęści – Adam od czasu do czasu rzuca takim żartem.
Nie mam już ochoty na dalszą grę. Przeprowadziliśmy się do nowego mieszkania, poruszamy się nowo kupionym autem, zarówno ja, jak i mój mąż jesteśmy aktywni zawodowo. To w zupełności wystarcza. Niczego więcej nam nie potrzeba, by czuć się spełnionymi.
Czemu wobec tego, gdy wracałam dzisiaj z pracy, wstąpiłam do punktu lotto i kupiłam parę niewypełnionych blankietów? W tym momencie siedzę w mieszkaniu i głowię się nad tym, czy powinnam je uzupełnić. Skoro poprzednim razem mi się poszczęściło, to być może warto spróbować ponownie?
Lilianna, 38 lat
Czytaj także:
„W każdy weekend żona każe mi kopać grządki na działce. Polubiłem machanie łopatą, gdy dokopałem się do łóżka sąsiadki”
„Kochanek kłamał, że nie sypia z żoną, ona go zdradza, a on tylko ją utrzymuje. Gdy poznałam prawdę, odegrałam się”
„Teściowa przyjeżdża do nas jak do hostelu. Sparciałymi majciochami ozdabia kaloryfery, a mnie traktuje jak szofera”