„Zeswatałam teścia z mamą przyjaciółki, a rodzina męża najchętniej spaliłaby mnie za to na stosie. Żałują ojcu szczęścia”

Mężczyzna, który odnalazł szczeście fot. Adobe Stock, picsfive
– Podsunęłam?! – aż nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. – Podsunąć to można komuś miskę zupy, a nie inną osobę! Oni się w sobie zakochali, rozumiesz to? Nie miałam zamiaru ich swatać. Zresztą mogłeś jechać z nami, a nie wysyłać tatę!
/ 15.10.2021 11:04
Mężczyzna, który odnalazł szczeście fot. Adobe Stock, picsfive

Może za dużo wypiłam, ale nagle i do mnie dotarło, że coś się kroi. Nigdy nie poznałam swojej teściowej. Kiedy zaczęłam umawiać się z Jackiem, już chorowała i ciągle czekaliśmy, aż jej stan się poprawi, by mogła mnie poznać. Ale się nie poprawił i mama ukochanego odeszła we śnie. Jej pogrzeb był dniem, w którym poznałam całą rodzinę mężczyzny mojego życia – jego tatę, siostrę i dwóch braci. Pomimo smutnych okoliczności od razu polubiłam pana Mieczysława, nie mogłam nie zauważyć, że jest przystojnym, zadbanym mężczyzną, który nawet w tak trudnych chwilach zachowywał się z klasą.

Na naszym ślubie cztery lata później teść był już w lepszej formie. Aż się dziwiłam, dlaczego przyszedł na wesele sam. Ten wesoły pięćdziesięcioparolatek sypał anegdotami jak z rękawa, był duszą towarzystwa.

– Patrz, widzisz Agnieszkę? Moją kuzynkę? – pokazałam dyskretnie mężowi na stolik, przy którym siedziało kilka pań koło czterdziestki.– Widziałeś, jak patrzy na twojego tatę? Jest po rozwodzie, bezdzietna. Pasowaliby do siebie!

Jacek roześmiał się wtedy, jakbym zażartowała. Ale ja wiedziałam swoje. Kobiety pożerały wzrokiem pana Mieczysława i byłam pewna, że wkrótce poznamy jego nową partnerkę. Ale tak się jakoś nie stało. Na wszelkie imieniny, urodziny, święta i rocznice teść przychodził niezmiennie sam. Kolejne dwa wesela w rodzinie – brata i najmłodszej siostry mojego męża – niby przetańczył, wykazując się kondycją godną dwudziestolatka, ale żadnej z zainteresowanych nim pań nie poświęcił szczególnej uwagi.

W tamtym czasie nasze życie przypominało jazdę w rajdzie Paryż–Dakar – co i rusz przyśpieszenia, zakręty, niespodzianki na drodze. Kredyt na mieszkanie, pierwsze dziecko, nowa praca Jacka, potem moja, kolejne maleństwo, półroczna delegacja męża, żeby zarobić na większe lokum, następny kredyt… Szalony okres, ale w końcu nawet to musiało się skończyć i mogliśmy wreszcie odsapnąć.

Hania miała wtedy już prawie pięć lat, Gabi dwa i pół. Siedziałam z nimi w domu i co tu dużo mówić – nudziłam się. Szukałam więc nowych znajomości, głównie na forach dla mam, postanowiłam odświeżyć też kilka starych przyjaźni. Tak udało mi się reaktywować znajomość z Weroniką, moją przyjaciółką z liceum.

My zajmiemy się dziećmi, a wy spędźcie czas razem

Wera też miała dwójkę małych dzieci, dla odmiany chłopców, i podobnie jak ja spędzała z nimi całe dnie. Umawiałyśmy się więc w parku, u mnie albo u niej w domu. No i któregoś dnia poznałam mamę Weroniki, ciepłą i wiecznie roześmianą panią Lenę.

– Mama zamieszkała z nami, żeby mi pomóc przy Marcelku – wyjaśniła Wera. – A potem już nie mogłam się bez niej obejść.

Pamiętałam, jak w liceum Wera przeżywała rozwód rodziców. Wstydziła się wiecznych awantur w domu i pijącego ojca, więc nigdy nie zapraszała nikogo z klasy. To dlatego nie poznałam wcześniej uroczej pani Leny. Nasze dzieci się zaprzyjaźniły, a stara przyjaźń odżyła do tego stopnia, że zdecydowałyśmy się na wspólny wyjazd w dwie rodziny na ferie.

– Kotek, ale w te ferie?! – Jacek nie wyglądał na zachwyconego tą perspektywą. – Wiesz, że oszczędzam urlop na wakacje… Nie bardzo mogę jechać, wszyscy by krzywo patrzyli, a staram się o podwyżkę.

– Jacek! Ty musisz jechać! – wystraszyłam się. – Ja sobie nie poradzę z dwójką dzieci, bagażami, pociągiem, z przesiadką i całą logistyką! Przecież dziewczyny mnie zamęczą.

Mąż się wyraźnie zmartwił, ale w końcu znalazł genialne rozwiązanie.

– Tata pojedzie z wami! Ciągle narzeka, że za rzadko widuje wnuczki. Zapłacę mu za pokój w pensjonacie.

Nie sprzeciwiałam się. Naprawdę lubię swojego teścia, moje córki dosłownie szalały na jego punkcie. Mogło być wesoło.

– Będzie wesoło – oznajmiła kilka dni przed wyjazdem Wera. – Mój Marcin zwichnął nogę, nie jedzie z nami… Wezmę mamę zamiast niego. Masz coś przeciwko temu?

Nie miałam. Nie wszystko poszło zgodnie z planem, ale zapowiadał się ciekawy wyjazd. Na miejscu było przepięknie. Góry Świętokrzyskie, śnieg, atrakcje dla maluchów, a wieczorami, kiedy z dziećmi siedzieli dziadkowie, sporo grzanego wina w sali kominkowej. Po którymś garnuszku tego trunku Wera pochyliła się ku mnie i zapytała konspiracyjnym szeptem:

– Myślisz, że twój teść i moja mama naprawdę siedzą w pokojach dzieci i czytają grzecznie książki?

– Nooo… a co niby mieliby innego robić? – zastanowiłam się, pociągając kolejny łyk grzańca.

– No wiesz… – Wera czknęła cicho. – Oni chyba mają się ku sobie.

Wytrzeszczyłam na nią oczy, ale ona miała już gotowe przykłady rzekomo krojącego się romansu. Może to zasługa wina, a może naprawdę brzmiało to przekonująco, w każdym razie przyznałam jej rację. I właśnie wtedy uradziłyśmy, że oto wyswatamy babcię jej dzieci z dziadkiem moich!
Przez resztę wyjazdu obie dbałyśmy o to, żeby pan Mieczysław i pani Lena jak najwięcej czasu spędzali sam na sam – zostawiałyśmy ich pod górą albo zabierałyśmy dzieci wieczorem, by mieli czas tylko dla siebie.

A potem udawałyśmy, że nic nie wiemy, kiedy ostatniego dnia wycieczki jej mama wymknęła się w nocy z pokoju, a wróciła nad ranem, na paluszkach. Z trzaśnięcia drzwi obok pokoju mojego i dzieci domyśliłam się, gdzie spędziła tych kilka nocnych godzin.

Wokół nich rozpętało się piekło, ale mieli to w nosie

O tym, że pani Lena i mój teść postanowili być parą, dowiedziałyśmy się oficjalnie dopiero dwa tygodnie później. My, ale także nasi mężowie i pozostałe rodzeństwo. I wtedy wybuchło piekło.
Nie mogłam zrozumieć, dlaczego moja szwagierka wydzwania do mnie wściekła i pełna pretensji, że „wpycham jej ojca do łóżka jakiejś obcej kobiecie”. Dosłownie zamurowało mnie, kiedy jeden z braci mojego męża wysłał mi SMS-a o treści „Za kogo ty się uważasz?! Przyjęliśmy cię do rodziny, a ty próbujesz ją zniszczyć!”

Nawet Jacek, chociaż nie powiedział tego wprost, był wyraźnie przeciwko nowemu związkowi ojca.

– O co wam wszystkim chodzi? – zapytałam z rozgoryczeniem. – Że wasz ojciec znalazł nowe uczucie? Że ma własne życie i jest szczęśliwy?

Jacek nie był w stanie mi odpowiedzieć racjonalnie. Bąknął coś o tym, że pewnie nikt by się nie czepiał nowej partnerki ojca, gdyby nie to, że ja mu ją podsunęłam.

– Podsunęłam?! – aż nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. – Podsunąć to można komuś miskę zupy, a nie inną osobę! Oni się w sobie zakochali, rozumiesz to? Nie miałam zamiaru ich swatać. Zresztą mogłeś jechać z nami, a nie wysyłać tatę!

Co ciekawe, ze strony Wery rzecz miała się podobnie. Starsza siostra Weroniki była wręcz wkurzona, że jej matka ma teraz mniej czasu na niańczenie jej dzieci. Ona także miała pretensje, że to wina Wery.

– Czy oni wszyscy powariowali? – pytałam przyjaciółkę. – Przecież to piękne, że twoja mama i tata Jacka się zeszli… Jak można nie cieszyć się ich szczęściem? To bezduszne!

Seniorzy wiedzieli, co się wokół nich dzieje, ale na szczęście niewiele sobie z tego robili. Pan Mieczysław uparcie zabierał panią Lenę na rodzinne uroczystości, a mama Wery zdradziła jej, że myślą o zamieszkaniu razem.

– Na co mamy czekać? – powiedziała podobno. – Zwlekać z taką decyzją to można, jak się ma dwadzieścia, a nie sześćdziesiąt lat.

Jak powiedzieli, tak zrobili. Kiedy zamieszkali w domu teścia, moja szwagierka dosłownie obraziła się na ojca. Zrobiła mu awanturę, że na pewno nie kochał mamy, skoro ma nową kobietę, po czym dodała, że ona nie będzie brała udziału w „tym cyrku”. Kiedy Jacek mi o tym opowiedział, zapowiedziałam, że jeśli wymknie mu się choć słowo krytyki pod adresem nowego związku ojca, sam będzie miał problemy w swoim. Podziałało, bo z całego rodzeństwa tylko on zdawał się stać po stronie pana Mieczysława.

Jak można żałować szczęścia mamie czy tacie?!

Od tamtych ferii, podczas których niechcący wystąpiłam w roli Kupidyna, minęły już trzy lata. Emocje nieco opadły, zwłaszcza że starsi państwo niewiele sobie robią z fochów dzieci. Mieszkają razem, adoptowali dwa psy ze schroniska i są szczęśliwi.

A już na pewno szczęśliwe są moje córki i synowie Weroniki – spotykają się u dziadków na święta i spędzają z nimi wakacje. Cała czwórka maluchów mówi do nich „babciu” i „dziadziu”, a my wtedy czujemy się z Werą jak siostry. Cieszę się tymi wspólnie spędzanymi chwilami, tylko czasami czuję ukłucie żalu. Bo do dzisiaj nie rozumiem, jak można komuś żałować szczęścia, zwłaszcza własnej mamie czy tacie. Dla mnie to egoistyczne i absurdalne. Kogo obchodzi, że coś „nie wypada” albo że „ludzie tak nie robią”. Miłość można znaleźć w każdym wieku, a od tych dwojga warto nauczyć się tego cudownego dystansu do opinii innych. nie rozumiem, jak można komuś żałować szczęścia, zwłaszcza własnej mamie czy tacie. Dla mnie to egoistyczne i absurdalne. Kogo obchodzi, że coś „nie wypada” albo że „ludzie tak nie robią”. Miłość można znaleźć w każdym wieku.

Czytaj także:
„Tato, muszę ci coś powiedzieć.... Mama przed śmiercią wyznała mi, że nie jesteś moim biologicznym ojcem”
„Zdradzałem żonę na prawo i lewo. Byłem jej wierny, dopóki... nie zaszła w ciążę”
„Jesteśmy milionerami, ale mój mąż to sknera i despota. Jestem darmową sprzątaczką i majstrem w 500-metrowym domu”

Redakcja poleca

REKLAMA