„Zerwałam z facetem, więc przyjaciółka powinna rzucić wszystko i mnie pocieszać. A ta egoistka ma czelność nie mieć czasu!”

Przyjaciółka zaczęła mnie ignorować fot. Adobe Stock, Kalim
„– Ale ty nie szukasz nikogo na stałe. Robisz dramat, kiedy się rozstaniecie, wydzwaniasz do mnie po nocach, a po chwili masz kolejnego. – A może nie chcę się zadowalać byle kim, co? Ja przynajmniej mam porównanie, a ty tkwisz przy swoim nudnym, nijakim Mareczku. Ze strachu, że jednak nikt lepszy się już nie trafi? – wysyczałam. Jak ona śmie?”.
/ 10.09.2022 08:30
Przyjaciółka zaczęła mnie ignorować fot. Adobe Stock, Kalim

Gośka była moją najlepszą przyjaciółką. Rozumiała mnie jak nikt inny i świetnie pocieszała po rozstaniach z kolejnymi facetami. Zawsze kiedy dzwoniłam do niej ze złymi wiadomościami – typu: „rzucił mnie!”, „rzuciłam go!”, „zdradzał mnie, gnojek!”, „zdradziłam go, nie wiem, co robić!” – pędziła mi na pomoc. Doradzała, pocieszała, przekonywała, że następnym razem trafię na kogoś lepszego. Była moim pogotowiem sercowym, współczująca, łagodna i dobra.

Wymarzona przyjaciółka

Aż pewnego dnia, bez ostrzeżenia, całkiem się zmieniła. Kiedy napisałam jej rozpaczliwego esemesa o treści: „Ludwik powiedział, że powinniśmy od siebie odpocząć, czuję, że to koniec!”, nie odpisała mi przez cztery godziny. W końcu sama do niej zadzwoniłam. Odebrała dopiero po szóstym sygnale.

– Halo?

– To ja. Dostałaś mojego esemesa?

– Tak, ale byłam zajęta – powiedziała.

Zero skruchy w głosie! Zrobiło mi się przykro. Ja tu przeżywam dramat, a ona nie ma czasu?

– Ale teraz już możesz rozmawiać? – spytałam z przekąsem.

– Szczerze mówiąc, nie.

– To może spotkamy się wieczorem? – nalegałam.

Przepraszam cię, ale dziś idę do kina z Markiem. Może jutro po południu?

Teraz poczułam się urażona. Marek był jej narzeczonym, mieszkali razem, widzieli się codziennie. Naprawdę nie mogła przełożyć tego cholernego kina? Dla mnie? Cóż, widać syty głodnego nie zrozumie.

– Dobra, to jutro. Jakoś sobie poradzę sama, chociaż… jestem w rozsypce – powiedziałam drżącym głosem.

Miałam nadzieję, że ruszy ją sumienie, ale nic z tego.

Trzymaj się, będzie dobrze. Pa, pa, buziaki – rozłączyła się.

Byłam zdumiona, zraniona i wkurzona.

Normalnie mnie olała!

Nagle zdałam sobie sprawę, że postawa Gośki wzbudza we mnie o niebo więcej emocji niż widmo końca mojego płomiennego, miesięcznego romansu z uroczym Ludwikiem. Czy to znaczy, że go… jakby, hm, wcale nie kochałam? Nie! Oczywiście, że go kochałam, nadal kocham, i dlatego jest mi tak przykro, że nie mam komu się wypłakać. Przez chwilę nawet miałam ochotę odwołać spotkanie z przyjaciółką. Skoro ma mnie gdzieś, nie będę się narzucać. Z drugiej strony jeśli nie opowiem jej o Ludwiku, to chyba pęknę. Była mi potrzebna. Jak zawsze.

Nazajutrz Gośka wpadła do mnie zaraz po pracy. Przyniosła wino, które otworzyła i rozlała do kieliszków. Potem usiadła po turecku na kanapie i wysłuchała mojej smutnej opowieści. Było jak zwykle, póki nie powiedziała:

– Chyba cieszysz się, że między wami koniec.

– Ja? Niby dlaczego?

Bo ty nie chcesz poważnego związku. Zawsze wybierasz nieodpowiednich facetów, a jak trafi się porządny, to wtedy sama wszystko psujesz.

– Nieprawda! Nigdy nie zniszczyłam żadnego ze swoich związków. To zawsze była ich wina.

– Tak? A kto zdradził Grześka? A kto rzucił Andrzeja, ledwie się oświadczył?

– To nie tak… To też była ich wina… Zresztą nie zmierzam ci się tłumaczyć! – broniłam się, dziwnie podenerwowana.

– Nie musisz, wiem, co widzę. To ty nie potrafisz przyjąć do wiadomości, że wcale nie chcesz być z kimś na poważnie – wyjaśniła ze znużeniem. – Czemu? To już musisz sama odkryć.

– Odezwała się… specjalistka od związków – zadrwiłam. – Od liceum masz tego samego faceta.

Więc zdążyłam go dogłębnie poznać. A ty z żadnym nie przekraczasz magicznej granicy sześciu miesięcy – odgryzła się. – Bo co? Bo zaczynają się schody i kompromisy? Bo już nie ma motyli w brzuchu?

– A może nie chcę się zadowalać byle kim, co? Ja przynajmniej mam jakieś porównanie, a ty tkwisz przy swoim nudnym, nijakim Mareczku. Bo był twoim pierwszym? Z przyzwyczajenia? A może ze strachu, że jednak nikt lepszy się już nie trafi?

Wiedziałam, że przegięłam

Chciałam jej dopiec, bo jej słowa mocno mnie ubodły, właściwie sama nie wiem czemu. Przyjaciółka zbladła i zrobiła minę, jakby była bliska płaczu.

– Nie będę tego dłużej słuchać – powiedziała cicho.

Wstała i zaczęła się zbierać do wyjścia. Ręce tak jej się trzęsły, że miała problem z zawiązaniem sznurówek. Powinnam ją przeprosić, ale głupia duma skutecznie zasznurowała usta. Siedziałam sztywna jak kołek i patrzyłam, jak za Gośką zamykają się drzwi. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że być może zamknęły się na zawsze i że w taki głupi sposób straciłam najbliższą mi osobę. Bo taka była prawda: Gośka wiedziała o mnie więcej niż moja rodzina, przeżyłyśmy razem wiele, była przy mnie zawsze, kiedy jej potrzebowałam. Więc co się stało? Kto ją odmienił? Dlaczego tym razem mi nie pomogła w kłopocie, tylko jeszcze bardziej mnie dobiła swoim wymądrzaniem się? Część mnie pragnęła pławić się w poczuciu krzywdy i nakręcać się w niechęci do Gośki, ale inna część gwałtownie przeciwko temu protestowała. A może chciała mi pomóc, waląc niewygodną prawdę prosto w oczy? – pomyślałam w przypływie autoszczerości.

Przecież przyjaźń nie polega na samym przytakiwaniu i głaskaniu po głowie, choć dotąd trochę tak to wyglądało. Może Gośka miała dosyć takiego układu? Zaczynało do mnie docierać, że zachowałam się podle. I samolubnie. Jednak byłam jeszcze zbyt rozbita, żeby się ogarnąć. Kotłowało się w mnie jak garnku: złość, żal, poczucie krzywdy plus wyrzuty sumienia oraz wstyd. Zwaliło się na mnie i rozstanie z facetem, i kłótnia z przyjaciółką. Za dużo naraz. Nie miałam siły na działanie ani na poważne zastanowienie się nad tym, w jakim stopniu ponoszę winę za swoje kłopoty. Chciałam tylko schować się pod kołdrę i zniknąć. Właśnie dlatego nie tylko nie odezwałam się pierwsza do Gośki, ale też nie odebrałam połączenia, kiedy to ona zadzwoniła. Telefon brzęczał i brzęczał. Widziałam na wyświetlaczu, że to ona, i czułam ogromny opór przed rozmową.

Jeżeli odbiorę, będę musiała ją przeprosić

Albo wysłuchać umoralniającego kazania. Albo jedno i drugie. Nie chcę! Zachowywałam się jak tchórz, ale nie byłam w stanie się przełamać. Powinnam oddzwonić, pomyślałam. Bo wygląda, jakbym ją odpychała, jakbym ją karała za to, że była szczera. Powinnam jej powiedzieć, że wiem, że chciała dobrze. No i muszę ją przeprosić… Ale nie oddzwoniłam i nie przeprosiłam. Miałam nadzieję, że gdy minie trochę czasu, to w końcu nabiorę odwagi, ale z każdym kolejnym dniem było mi trudniej. Gośka już więcej nie zadzwoniła. A ja bardzo chciałam do niej oddzwonić, ale na dobrych chęciach się kończyło. W ten sposób minęły dwa tygodnie. Cały ten czas gryzłam się naszą kłótnią i ani razu nie pomyślałam o Ludwiku – który notabene milczał jak grób, co oznaczało po prostu zerwanie.

Kiedy to sobie uświadomiłam, musiałam przyznać, że Gośka miała sto procent racji: nie kochałam go i wcale mi na nim nie zależało. Podobnie było z poprzednimi moimi związkami. Przyjaciółka próbowała mi to powiedzieć, żebym się wreszcie ogarnęła, a ja w odwecie oskarżyłam ją o złą wolę i obraziłam jej narzeczonego. Zachowałam się nie tylko podle, ale też żałośnie. A potem jeszcze tchórzliwie milczałam przez dwa tygodnie. Przestraszyłam się, że naprawdę stracę przyjaciółkę, o ile już do tego nie doszło. Nie, nie mogę do tego dopuścić! Sięgnęłam po telefon. Zdenerwowana, ale zdeterminowana. Wybrałam numer Gośki. W słuchawce rozbrzmiewał długi sygnał, i kolejny, i jeszcze jeden, a ja powtarzałam w myślach jak mantrę: „proszę, odbierz, proszę, odbierz…”. Byłam już przekonana, że lada chwila włączy się automatyczna sekretarka, gdy usłyszałam znajomy głos:

– Halo?

– To ja.

– Czego chcesz?

Przeprosić. Miałaś rację, a ja nie…

– Nie chcę o tym gadać przez telefon – przerwała mi chłodnym tonem.

– No to się spotkajmy. Proszę! Wiem, że zachowałam się jak świnia, i żałuję! – wyrzucałam z siebie pospiesznie. – Chcę to wszystko naprawić, bo jesteś moją najlepszą przyjaciółką i zależy mi na tobie. Proszę.

Zamilkłam, nie wiedziałam, co jeszcze mogłabym dodać. Gośka też milczała. Każda sekunda czekania na jej odpowiedź ciągnęła się w nieskończoność.

– Dobra…

– Dzięki! – kamień spadł mi z serca, choć wiedziałam, że jeszcze się nie pogodziłyśmy i za wcześnie na radość.

Ale nie odrzuciła mojej wyciągniętej do zgody ręki, co dawało mi nadzieję na szczęśliwe zakończenie. Spotkałyśmy się następnego dnia po pracy, w kawiarni. Na początku było jakoś sztywno i niezręcznie. Przywitałyśmy się buziakiem w policzek, lecz czułam, że temu gestowi brak zwykłej serdeczności, że jest jak grzecznościowa formułka.

– Co u ciebie? Już się pozbierałaś po rozstaniu z Ludwikiem? – zapytała.

– Tak, jak mówiłaś, nie było się po czym zbierać. W ogóle mi go nie brakowało, w przeciwieństwie do ciebie. Dlatego wolę rozmawiać o nas, nie o Ludwiku. Dokopałam ci za szczerość i chęć pomocy – paplałam nerwowo. – Wiem, że byłam niesprawiedliwa, moja wina, ale biję się w pierś i sypię głowę popiołem. Wybaczysz mi? Powiedz, że wybaczysz. Nie masz pojęcia, jak za tobą tęskniłam!

Ja za tobą też, ale zarazem… – spojrzała mi prosto w oczy – zarazem odetchnęłam i odżyłam. Te twoje ciągłe dramaty miłosne strasznie mnie przytłaczały.

– Dlaczego nic nie mówiłaś?

– Nie chciałam ci robić przykrości. Poza tym, posłuchałabyś? Jak raz spróbowałam, skończyło się wielką obrazą.

– Bo mnie zaskoczyłaś! – instynktownie przybrałam ton obronny. – Nie przywykłam do takiej ciebie. Krytycznej. Zresztą to nie moja wina, że zwykle brak ci asertywności.

– Za to ty jak zwykle jesteś roszczeniowa i egoistyczna. Zdaje ci się, że jesteś pępkiem świata. Również mojego! – wybuchnęła Gośka.

Wylały się z nas tłumione przez lata pretensje

Cholera! Dotknęła mnie do żywego, więc się zbuntowałam. Przyszłam się pogodzić, ale nie będę pokornie tulić uszu po sobie, kiedy ona mnie atakuje. Owszem, zrobiłam źle, ale to nie znaczy, że będę się kajać bez końca i przepraszać za to, że żyję. I tak nasza rozmowa na zgodę zmieniła się w zażartą kłótnię. Robiłyśmy sobie wzajemnie wyrzuty, padały bolesne oskarżenia. Jakby pękła w nas obu tama zbudowana z dobrego wychowania i wylały się wszystkie tłumione przez lata pretensje. Krzyczałyśmy na siebie jak dwie wariatki, nigdy wcześniej żadna z nas się tak nie zachowywała. Na szczęście nie doszło do rękoczynów, ale prawie: ja pod wpływem emocji z całej siły uderzyłam pięścią w stolik, a Gośka z nerwów podarła cały stos serwetek.

– To nie ma sensu! – rzuciłam ze złością.

– Idę do domu, mam cię dość! – powiedziała w tym samym momencie Gośka.

– Przynajmniej w tym jednym się zgadzamy – burknęłam.

Zapłaciłyśmy za kawę i rozeszłyśmy się, każda w swoją stronę, każda z mocnym przekonaniem, że widzimy się po raz ostatni. I po raz drugi przyszło mi przeżywać „żałobę” po utracie najlepszej przyjaciółki, i po raz drugi, gdy już ochłonęłam, przypomniałam sobie, jak wiele jej zawdzięczam i jak bardzo ją lubię. Szkoda, że tak to się skończyło, myślałam przygnębiona. Może to jednak nie była prawdziwa przyjaźń? Skoro ona nie było do końca szczera, a ją – przynajmniej jej zdaniem – wykorzystywałam?

Ale mój żal i smutek były prawdziwe. Nie zamierzałam jednak prosić Gośki o spotkanie i wyprostowanie spraw między nami. Jasno dała do zrozumienia, że nie ma ochoty na jakikolwiek kontakt ze mną. Dlatego niezmiernie się zdziwiłam, kiedy po paru dniach to ona zadzwoniła pierwsza. Odebrałam, nie wiedząc, czego się spodziewać.

– Halo? Znowu chcesz na mnie nawrzeszczeć? – zażartowałam, żeby ukryć zdenerwowanie.

– A ty na mnie? Bo ja wolałabym wpaść do ciebie na wino i się pogodzić – głos Gośki brzmiał ciepło, życzliwiej, tak jak zwykle.

Nie wierzyłam własnym uszom

– Strasznie się cieszę. Przychodź natychmiast! – zawołałam.

– Będę za godzinę, szukaj korkociągu.

Drugie spotkanie na zgodę było inne niż to w kawiarni. Poprzednia kłótnia uwolniła nas od nagromadzonych przez lata niedomówień i oczyściła atmosferę. To, co złe, zostało wyrzucone z serc na języki i mogło już odejść w zapomnienie. Przeprosiłyśmy się nawzajem, potem usiadłyśmy przy winie i spokojnie omówiłyśmy, co musimy zmienić w naszej przyjaźni. Ustaliłyśmy, że ja będę uczyć Gośkę asertywności, a ona pomoże mi odkryć, co mnie powstrzymuje przed zaangażowaniem się w poważny związek. Obu nam się to przyda.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA