Minęło już tyle lat, że nigdy bym nie przypuszczała, że może mi się przytrafić coś takiego. Ale – jak to mówią – przeszłość może do nas zapukać w najmniej oczekiwanym momencie. W moim wypadku tak właśnie było.
Co ja mam z tym zrobić?
Telefon od przyjaciółki z zaproszeniem na kolację nieco mnie zaskoczył. Od kilku dni nie miałam z nią żadnego kontaktu, a w ciągu ostatnich miesięcy nasza relacja uległa znacznemu ochłodzeniu. Powodem – jak to zwykle bywa w takich sytuacjach – był mężczyzna, który pojawił się w życiu Pauliny i kompletnie zawrócił jej w głowie.
– Musisz w końcu poznać mojego Karola! – szczebiotała do słuchawki. – Jest boski! Nie zdziwię się, jak sama się w nim zakochasz, ale pamiętaj, on jest mój!
Siłą rzeczy jej ekscytacja nieco mi się udzieliła. Byłam ciekawa, kim jest mężczyzna, który podbił serce Pauliny, która jeszcze rok temu zarzekała się, że nigdy nie wyjdzie za mąż. Ja z kolei rzuciłam się w małżeństwo bez żadnej głębszej refleksji. Próbując zapomnieć o mojej młodzieńczej miłości, wyszłam za mąż za pierwszego mężczyznę, który mi się oświadczył. Dał mi namiastkę stabilizacji, ale nie mogło się nam udać. Nie mogło, skoro potraktowałam nasz związek jak plaster na złamane serce.
Mimo tego niepowodzenia, nadal wierzyłam w miłość na całe życie i w małżeństwo. Paulina dotąd podkpiwała z moich babskich tęsknot, ale gdy sama się zakochała, spuściła z tonu i zaczęła przebąkiwać o ślubie. Szykując się do wyjścia, zastanawiałam się, czy zdecyduje się na kościelny, czy poprosi mnie na druhnę. Zerknęłam na zegarek. Cholerka, byłam już nieco spóźniona. Pospiesznie spryskałam się perfumami, wsunęłam szpilki, chwyciłam torebkę i pobiegłam. W eleganckim lokalu w tle rozbrzmiewała muzyka jazzowa, pobrzękiwały sztućce i kieliszki. Rozejrzałam się i ruszyłam do stolika, przy którym siedziała Paulina. Wstała i pomachała do mnie, uśmiechając się od ucha do ucha. Jej towarzysz siedział tyłem do mnie. Widziałam tylko szerokie ramiona w stylowej marynarce i czuprynę kręconych włosów.
– Przedstawiam ci Karola.
Paulina z dumą wskazała na swojego partnera. Mężczyzna wstał i odwrócił się ku mnie, wyciągając dłoń na przywitanie.
Dopiero wtedy zobaczyłam jego twarz
Karol? W życiu bym się nie spodziewała, że jej Karol to… mój Karol! Zesztywniałam i nie wiedziałam, co powiedzieć, jak się zachować. Na policzki wypełzły mi rumieńce.
– Cześć – wydusiłam z siebie, ledwo muskając jego dłoń.
On był równie zaskoczony jak ja.
– Cześć – odparł i zamilkł, wpatrując się we mnie intensywnie.
Paulina przyglądała się naszemu powitaniu z rozbawieniem. Zajęliśmy miejsca, a ona pytlowała jak najęta, nie dając szans niezręcznej ciszy. Zjawił się kelner, złożyliśmy zamówienie, a potem Paulina mrugnęła do mnie.
– Może skoczymy poprawić makijaż?
– Jasne.
Chwyciłam swoją torebkę i nie patrząc na Karola, wstałam od stołu. W łazience spytała:
– I co o nim myślisz? Widziałam, jak cię zamurowało! Aż taki boski? Tylko pamiętaj, nie zakochuj się w nim!
Na tę radę było już za późno. Oj, wiele za późno.
– Fakt, boski. Gratuluję i zazdroszczę – odparłam, próbując wpasować się w jej żartobliwy ton, choć bliżej mi było do płaczu niż śmiechu.
– Masz czego! – Paulina położyła dłonie na swoim brzuchu. – Mam faceta i jestem w ciąży! Podwójna wygrana!
Poczułam, że robi mi się słabo
Oparłam się plecami o zimne płytki i głęboko oddychałam. Miałam wrażenie, że na chwilę mnie zamroczyło i osunęłam się na podłogę. Bardzo szybko wróciłam do siebie i starałam się zachowywać, jakbym jedynie straciła równowagę. Dziecko...? Paulina nosi dziecko, które... miało być moje? Jego dziecko?
– Wszystko OK? – przyjaciółka spojrzała na mnie zmartwiona, zaskoczona i rozbawiona. – Aż tak mi zazdrościsz?
– Tak – odparłam machinalnie. – W końcu ukradłaś mi marzenie. To ja chciałam mieć rodzinę, dzieci…
– No wiem, wiem. Wybacz! Choć wcale nie jest mi przykro! – Paulina roześmiała się głośno i zarzuciła mi ramiona na szyję.
Uściskałam ją. Miałam mętlik w głowie. Z jednej strony naprawdę cieszyłam się jej szczęściem, z drugiej nie miałam pojęcia, jak to teraz będzie, jak to poukładamy, jak uporam się z uczuciami, które nagle stały się tajemnicą i czymś niemal zakazanym. Reszta wieczoru upłynęła bez zgrzytów, głównie dzięki Paulinie. Szczebiotała, opowiadając o planach na przyszłość. Ja i Karol odpowiadaliśmy półsłówkami, co w ogóle jej nie przeszkadzało.
Po powrocie do domu cisnęłam szpilki w kąt, a potem rzuciłam się na łóżko i rozszlochałam. Łzy popłynęły, emocje opadły, a ja wspominałam czas spędzony z Karolem. Był moją licealną miłością, pierwszą, największą i, prawdę mówiąc, jedyną. Rozstaliśmy się, kiedy postanowiłam wyjechać na studia do Anglii. Karol chciał, bym dla niego z nich zrezygnowała i została w kraju. Byłam młoda, ambitna i zła, że stawia mi takie ultimatum, że każe mi wybierać, że nie rozumie, jak ważna jest dla mnie nauka, marzenia, rozwój osobisty, kariera.
Uniosłam się honorem i nasze drogi się rozeszły
Oboje uznaliśmy, że nasza miłość nie zdała egzaminu z kompromisu, więc tym bardziej obleje test związku na odległość. Nie żałuję, że pojechałam na studia. Ale żałuję, że nie walczyłam o Karola, o nas. Duma nie jest dobrym doradcą. Dlatego dziś ja, kobieta sukcesu, spełniona zawodowo, paradoksalnie marzę o spełnionej miłości, o byciu żoną i matką. Ale to Paulina zgarnęła całą pulę…
Chętnie zamknęłabym raz na zawsze rozdział pod tytułem „Karol”, ale on sam się otworzył. Na nowo zawładnęły mną emocje i wspomnienia – mieszanka wybuchowa. By nie zrobić czegoś głupiego, starałam się skupić na pracy, nie myśleć o Paulinie, o Karolu, o Paulinie z Karolem, o ich dziecku… Chryste! Odpisywałam przyjaciółce na wiadomości, udając, że wszystko jest w porządku. Nie było.
Gdy Paulina wysłała mi zdjęcie USG, żal i zazdrość targały mną jak wiatr suchym liściem. Nie mogłam jej obwiniać. Przecież nie miała pojęcia, co łączyło mnie z Karolem, a ja nie chciałam jej o tym mówić. On najwyraźniej też milczał. Co nie znaczy, że był spokojny, że nie przeżywał tego tak samo jak ja. Pewnego popołudnia po powrocie z pracy zastałam go pod drzwiami.
– Co tu robisz? – zapytałam wręcz wrogim tonem, przetrząsając torebkę w poszukiwaniu kluczy.
– Czekam na ciebie.
Na dźwięk jego głosu klucze wypadły mi z rąk i z brzękiem uderzyły o posadzkę. Jednocześnie się schyliliśmy, by je podnieść. Poczułam zapach jego perfum, jego oddech na moim policzku.
Odskoczyłam, jakby parzył
Patrzył, jak drżącymi dłońmi wkładam klucz do zamka, otwieram drzwi...
– Mogę wejść?
Nie czekając na odpowiedź, wsunął się za mną do mieszkania. Wąski przedpokój zrobił się nagle jeszcze węższy. Staliśmy tak blisko siebie, że musiał słyszeć bicie mojego serca.
– Czego ty ode mnie chcesz? – jęknęłam znękana, zagubiona.
Nie obchodziło mnie, że się domyśli, jakie wrażenie robi na mnie jego obecność, bliskość. Panie Boże, proszę, niech sobie pójdzie, niech da mi spokój, niech nie mówi ani nie robi niczego, co ten spokój zakłóci, niech… Pan Bóg nie przychylił się do mojej prośby.
– Nie mogę przestać o tobie myśleć – wyznał Karol, kładąc dłoń na moim biodrze.
Nasze twarze niemal się ze sobą stykały. No i stało się… Przylgnęłam do niego całym ciałem, a on wpił się w moje usta. Świat zawirował, gdy Karol dźwignął mnie w górę. Oplotłam go ramionami, nie przestając całować. Chwilę później znaleźliśmy się razem na kanapie. Otrzeźwił mnie chłód jego dłoni na mojej klatce piersiowej. Odepchnęłam go i poprawiłam ubranie.
– Nie możemy. Paulina to moja przyjaciółka. I matka twojego nienarodzonego dziecka. Nie możemy. Już za późno.
– Ale… ja cię…
– Nie! Nie ma żadnego „ale ja cię”! Nie będę z tobą romansować ze jej plecami. To, co nas łączyło, to przeszłość. Was łączy wspólna przyszłość, której my nie mamy i mieć nie będziemy. Rozumiesz?
Karol usiadł na brzegu kanapy i schował twarz w dłoniach.
– Rozumiem… Ale nawet nie wiesz, jak bardzo żałuję, że nam nie wyszło… – szeptał, wyraźnie poruszony. – Mogłem pojechać wtedy z tobą, mogłem nie stawiać cię pod ścianą, mogłem walczyć...
– Ja też mogłam być mniej kategoryczna, mogłam nie unosić się dumą, mogłam się pierwsza odezwać, ale nie zrobiłam tego. 15 lat temu podjęliśmy decyzję, że się rozstajemy, i uparcie się jej trzymaliśmy. Więc teraz nas już nie ma i nigdy więcej nie będzie. Będzie za to twoje dziecko. Proszę cię, wyjdź.
Byłam oschła i nie patrzyłam na niego
Byłam napięta jak struna i mogłabym go nawet uderzyć, gdyby spróbował znowu mnie objąć lub pocałować. Uczucie, które po tylu latach wróciło, uderzyło z mocą tornada. Trzymałam się resztkami sił.
– Idź sobie! – krzyknęłam.
– Przepraszam – wyszeptał, a potem wstał i wyszedł z mojego domu, mojego życia, mojego świata.
Trzasnęły drzwi. Osunęłam się na podłogę i zaczęłam płakać. Opłakiwałam naszą niespełnioną miłość i wszystkie lata, podczas których podświadomie za nią tęskniłam. Płakałam, bo gdy pojawiła się ponownie w moim zasięgu, znowu dobrowolnie z niej zrezygnowałam. Kiedyś kierowała mną duma, teraz lojalność wobec przyjaciółki i szacunek do samej siebie. Ale nie byłam pewna siły mojej silnej woli, więc gdy tylko pojawiła się okazja do wyjazdu, zrobiłam to.
By nie kusić licha, umknęłam do pracy za granicę. Zeszłam im z widoku, usunęłam się z ich życia. Poza tym nie jestem masochistką. Co z oczu, to z serca. Może spróbuję odnowić kontakt z moim byłym mężem? Może tym razem, gdy wreszcie wykreśliłam Karola, coś by się nam udało…
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”