„Żeby u nas takie rzeczy się zdarzyły? Pił ten Staszek, święty nie był, ale o morderstwo nikt go nie posądzał…”

Morderstwo w małej miejscowości fot. Adobe Stock
Staszka i Doroty nikt we wsi nie lubił. Zwykłe pijusy i tyle. Zmarnowali gospodarkę i wielu rolników nie mogło im tego darować. Ale czegoś tak okropnego nikt się po nich nie spodziewał.
/ 27.01.2021 11:17
Morderstwo w małej miejscowości fot. Adobe Stock

Staszek ziemię odziedziczył po swoim ojcu. Pamiętam dobrze pana Jana. Lubił zaglądać do kieliszka, ale o gospodarkę dbał. Krowy miał i kilka świnek. Pszenicę zawsze na czas obsiewał, ziemniaki wysadzał. Ludzie ze wsi mu pomagali, bo wszyscy pamiętali tragedię, jaka go spotkała.

Staszek miał może ze dwa lata, jak jego mama zmarła. Przy porodzie, a właściwie przed. Nikt się nie spodziewał, że wcześniak będzie, wtedy trochę inaczej świadomość na wsi wyglądała, no i ta cała służba zdrowia. Samochodów nie było, więc jak Janowa Mariola źle się poczuła, to po prostu położyła się do łóżka. W nocy dostała krwotoku. A rano było po wszystkim.

Tę historię znam z opowieści mojej mamy, bo sam byłem w wieku Staszka, nic nie pamiętam. Dopiero z późniejszych lat – gdy biegałem ze Staszkiem za piłką.

Staczał się, aż w końcu wylądował na dnie

Ojciec sam go chował, nigdy się drugi raz nie ożenił. Dla dzieciaka czasu nie miał. Wiadomo – raz, że chłop, dwa, że dużo roboty na polu. Więc Staszkiem często zajmowały się sąsiadki. Ile razy u nas obiad jadł, nie zliczę! Ale chyba brakowało mu rygoru albo po prostu zwyczajnej rodziny, bo dość wcześnie zaczął łobuzować.

Już pod koniec podstawówki za dziewczynami się uganiał i piwo pił. Szybko wpadł w kłopoty. Na wiejskiej imprezie pobił kogoś dość mocno. A wtedy to były takie prawdziwe imprezy, w remizie, gorzałka lała się strumieniami, a podpici łapali się za łby. Ktoś tam zawsze po nosie dostał, ale nikt milicji nie wzywał. Jednak Staszek przesadził.

Dorwał takiego Waldka, co to rywalizowali ze sobą o dziewczynę. Anka jej było, najładniejsza z naszej wioski. Ani na tego Waldka ani na Staszka to ona akurat nie patrzyła, aspiracje miała większe, za miastowymi się oglądała. Ale na potańcówkę przyszła, z jednym i z drugim raz czy dwa na parkiecie się poobracała, to powód znaleźli. Tyle że Staszek był silny i bardzo już pijany, po nóż sięgnął. 

Milicja przyjechała, aresztowali go, no i do więzienia trafił. Posiedział tam trochę. Ja w tym czasie się ożeniłem, gospodarzem zostałem, bo tata na mnie ziemię przepisał. Ustatkowałem się, zmądrzałem, jak Staszek do wsi wrócił, to ja już dwójkę dzieciaków miałem. A on dalej po swojemu żyć chciał.

Spotkaliśmy się w knajpie.
– Opowiadaj – namawialiśmy Staszka z kumplami, bo byliśmy ciekawi, jak za kratami świat wygląda. A on zhardział w tym więzieniu.
– Z mordercami siedziałem, z bandytami – powiedział. – Wiele wam nie powiem, bo nie ma co tych spraw rozgłaszać. Ale mówię wam, że z więzienia to człowiek twardy wychodzi. A wy jak? Wszyscy mówili, że już żona, dzieci w chałupie. Krzywił się na to. – To pewnie dla mnie już żadnej dziewuchy nie będzie, co? – roześmiał się. – Ano, trzeba sobie jakoś to życie ułożyć.

Ale na gadaniu się skończyło. Częściej widziałem go w knajpie niż z ojcem w polu. A pan Jan już stary był, schorowany. Bez pomocy pola obrabiać nie miał siły. No i zmarł pewnego dnia, na polu właśnie. Na gospodarce został Staszek, ale ani mu w głowie było uczciwą robotą się zająć. Od razu zaczął wyprzedawać wszystko, co ojciec mu w spadku zostawił.

Jakoś w tym czasie napatoczyła się Dorotka. Skąd on ją wziął, to dalibóg, nie mam pojęcia. Pojawiła się pewnego dnia u niego w chałupie i tyle. Po wsi krążyły plotki, że spod miasteczka pochodzi. Męża ponoć zostawiła, dzieci dwoje, uciekła od nich i do Staszka przyjechała.

Wypić lubiła, zabawić się – oj, tak! Jakie imprezy tam u nich w chałupie odchodziły, to głowa mała. A że na zabawę pieniądze są potrzebne, to cała gospodarka powoli pod młotek szła. Sam od Staszka pole kupiłem, obok mojego. Stary Jan pszenicę tam siał, bo ziemia dobra. Wiedziałem o tym, zakusy miałem na nią już dawno.

Proponowałem panu Janowi kupno lub chociaż dzierżawę.
– Panie Janie, pan siły już na robotę nie ma, a ja tę ziemię obrobię – próbowałem się z nim ugadywać. – Sprzedać pan nie chce, to w dzierżawę pan da. Przecież ja nie zmarnuję – przekonywałem.
– Wiem, ale sumienie mi nie pozwala – wzdychał. – Stary jestem, ze Staszka pociechy nie mam, to fakt, ale jakoś nie widzi mi się ziemię oddawać… Nawet w dobre ręce. No, nie godzi się.

No więc, kiedy usłyszałem, że Staszek gospodarkę wyprzedaje, od razu po tę ziemię się zgłosiłem. Staszek cenę wyśrubował, dobrze na tym zarobił. Ale ziemia co rok rodzi i plony daje, a pieniądze się rozmnażać nie chcą.

Kilka lat się bawili z Dorotą i znowu trzeba było coś sprzedać. Wreszcie została im już tylko łąka pod lasem. Ciekawy byłem, kto ją kupi. Aż pewnego dnia gruchnęła wieść, że Staszek tę ziemię zakładom sprzedał. Nie wierzyliśmy. Sam poszedłem do niego, dowiedzieć się, co i jak.
– Dobrze płacą – powiedział. – I nie sprzedałem, tylko w dzierżawę puściłem. Te zakłady produkowały jakiś papier fotograficzny czy coś takiego.
– I co budować będą?
– Nie, tylko coś tam składować…

Zaniepokoiło mnie to. Z sołtysem pogadałem, on wiedział, co i jak.
Odpady będą tu zakopywać – opowiadał. – Ja bym protest do gminy złożył. Złożyliśmy, wszyscy się podpisali, a jak. Ale odpowiedź przyszła, że to zgodnie z prawem, że zakład zadba o zabezpieczenia, ziemia się nie skazi.

No i co było robić? Ja swoje pola po drugiej stronie wsi miałem, ale byli tacy, co w bezpośrednim sąsiedztwie tej łąki siali. Awanturowali się, protestowali, bez skutku. Od tamtej chwili to już wszyscy Staszka znienawidzili. Sam w chałupie z Dorotką balował, czasem tylko jakieś pijaki, co to dla gorzałki przyjaciela by zdradzili, się u nich pojawiali. Reszta wsi zgodnie wyklęła Staszka.

Straszna prawda ujrzała światło dzienne!

Czas mijał, nasze dzieciaki dorosły, my się postarzeliśmy. Staszek i Dorota biedę klepali, bo kilka lat temu zakład upadł i nikt pola z odpadami kupić nie chciał. Wreszcie gmina za długi przejęła tę łąkę i postanowiła tam zrobić porządek. Wjechał ciężki sprzęt, zaczęto wydobywać beczki. I wtedy wyszła na jaw straszna sprawa. Okazało się, że pomiędzy beczkami znaleziono… zwłoki noworodków. Trzy.

Oczywiście było dochodzenie i śledztwo. Dorotę i Staszka aresztowano. Dorota nie wytrzymała, zaczęła mówić. Na tych ich libacjach, to nie tylko wódka się lała, seks też odchodził. A do dzieci to oni głowy nie mieli. Podobno dwa razy udało jej się spędzić płód, ale trzy razy nie.

Nikt nie wiedział, że jest w ciąży, że urodziła, bo oni na wsi się nie pojawiali. Tyle, co Staszek zakupy w sklepie robił. Do nich też nikt nie zaglądał. Mogli zabić dzieci, a dowody ukryli. Pomiędzy beczkami, bo stwierdzili, że tam nikt kopać nie będzie.

Dziś siedzą oboje. Ich gospodarstwo spłonęło. Nikt się nie przyznaje, ale podejrzewam, że co poniektórzy z wioski samosąd zrobili, nie chcieli, żeby gniazdo takie mordercze na wsi stało. Ziemię gmina oczyściła, ale teraz tam ugory są, bo przecież nikt tam nic uprawiać nie będzie, nawet krów wypasać się nie godzi. Żyjemy jak dawniej, ale ta zbrodnia ciąży nad wioską.

Zobacz więcej kryminalnych historii:
„Żona mojego brata podtruwała go bromkiem, żeby nie namawiał jej na seks. O mały włos chłopa nie zabiła!”
„Tajemniczy mściciel odebrał życie gwałcicielowi i mordercy dziewczynek. Okazało się, że sprawca miał bardzo solidny motyw”
„Byłam zakochana w Szymonie. Kiedy na jaw wyszły jego romanse, namówiłam kolegę by doprowadził do jego śmierci”

Redakcja poleca

REKLAMA